„Podobno z teściową nie da się dobrze żyć, ale to moja matka była moim największym wrogiem. W końcu powiedziałam dość”
„Nie pamiętam, kiedy ostatni raz czułam się swobodnie w obecności mojej matki. Zawsze tylko wymagania, krytyka i to jej wieczne milczenie. Michał mówi, że przesadzam, ale co on wie? Jego matka całuje go na powitanie, choć ma czterdzieści lat. Moja potrafi godzinami siedzieć naprzeciwko mnie przy stole i ani razu nie zapytać, jak się czuję”.

- Redakcja
Nie pamiętam, kiedy ostatni raz czułam się swobodnie w obecności mojej matki. Pewnie gdzieś w podstawówce. Później już tylko wymagania, krytyka i to jej wieczne milczenie, kiedy potrzebowałam choć odrobiny ciepła. Michał mówi, że przesadzam, ale co on może wiedzieć? Jego matka całuje go na powitanie, choć ma czterdzieści lat. Moja potrafi godzinami siedzieć naprzeciwko mnie przy stole i ani razu nie zapytać, jak się czuję.
W sumie... może dlatego tak trudno mi z Hanną – jego matką. Od pierwszego dnia była „tą teściową”, która wszystko wie lepiej. Kiedy przynieśliśmy dziecko do domu, nie minęła nawet godzina, a ona już sugerowała, że źle je trzymam. Na początku myślałam, że oszaleję.
– Wiesz, twoja mama znów mówiła, że Krzyś za lekko ubrany – rzuciłam do Michała, kiedy wieczorem padliśmy na kanapę. – Ale co tam, przecież ona już trójkę dzieci wychowała, prawda?
– Julia, nie szukaj zaczepki. Ona chce pomóc – westchnął Michał, nie odrywając wzroku od telefonu.
– Tak, oczywiście. Pomóc mi zwariować.
Wiedziałam, że to nie tylko teściowa mnie wkurza. To był ten znajomy schemat – ktoś narzuca mi, co mam czuć, co mam robić. I nagle robiłam się mała. Jak wtedy, kiedy mama nie przyszła na moją obronę magisterki, bo „to przecież nie aż taka wielka sprawa”. Hanna była inna, ale zbyt podobna – na początku. Też dominująca. Też wiedząca lepiej. A ja – zmęczona, rozdarta między potrzebą akceptacji a pragnieniem świętego spokoju.
Z tym że teściowa... czasem jednak miała swoje momenty. Zostawiała zupę pod drzwiami, kiedy miałam migrenę. Albo pisała, czy może zabrać Krzysia na spacer. I nie wiem kiedy, ale zaczęłam czekać na te wiadomości.
Matka źle mnie traktowała
– I znowu spóźnieni – skomentowała mama, ledwie przekroczyliśmy próg jej mieszkania.
Zignorowałam to. Miałam dobry humor, Krzyś spał w foteliku, a Michał trzymał w rękach ciasto od teściowej.
– Przecież mówiłam, że utknęliśmy w korku – odparłam spokojnie.
– Może gdybyście wyjechali wcześniej, to byście nie utknęli – mruknęła i spojrzała na Michała. – A ty, Michałku, jak zawsze punktualny, pewnie to Julka się ociągała.
Zacisnęłam usta. „Nie dzisiaj” – powtarzałam sobie w myślach. Nie dam się sprowokować.
Przy obiedzie napięcie narastało. Mama z wyższością obserwowała, jak karmię Krzysia zupą.
– Dlaczego dajesz mu to z butelki? Dziecko ma już osiem miesięcy, powinien jeść łyżeczką – powiedziała głośno, tak żeby wszyscy słyszeli.
– Bo tak nam poleciła pediatra. I to działa – odpowiedziałam chłodno.
– Ale ja wychowałam dwójkę dzieci, wiem, co mówię. Ty po prostu ułatwiasz sobie życie.
Tego było za wiele.
– Wiesz co, mamo? Wychowałaś, owszem. Ale jakoś nie pamiętam z dzieciństwa czułości, za to dobrze pamiętam zimne obiady i wieczne pretensje. Więc pozwól, że ja zrobię to po swojemu.
W pokoju zapadła cisza.
Po powrocie do domu Michał rzucił kurtkę na fotel i powiedział:
– Nie musiałaś tak ostro. Przecież ona chciała dobrze.
– A ty zawsze ją bronisz! – wybuchłam. – Nawet kiedy mnie upokarza. Wiesz co? Czasem mam wrażenie, że teściowa bardziej mnie rozumie niż moja własna matka.
– Julia...
– Może wolałabym, żeby to ona była moją matką.
Zamarł. Ja też. Bo wiedziałam, że powiedziałam coś, co długo w sobie tłumiłam.
Teściowa mnie rozumiała
Siedziałyśmy w kuchni u niej. Hanna postawiła przede mną kubek herbaty z cytryną i miodem – dokładnie takiej, jaką lubię. Było cicho. Krzyś spał w pokoju obok, a ja czułam, że w środku zaraz się rozpadnę.
– Michał mi powiedział, że było ciężko u twojej mamy – zaczęła ostrożnie.
– Ciężko? – prychnęłam. – Ona mnie nienawidzi. A może gorzej – po prostu nie obchodzi jej, co czuję.
Hanna popatrzyła na mnie długo, jakby ważyła każde słowo.
– Wiesz, też tak miałam z moją matką. Nigdy nie czułam, że jestem wystarczająca. Wszystko robiłam źle. Nawet kiedy rodziłam Michała, mówiła, że krzyczę za głośno. Że „porządne kobiety rodzą w ciszy”.
Zamarłam. Nie spodziewałam się takiego wyznania.
– Myślałam, że jesteś taka... silna. Pewna siebie. Wszystko masz pod kontrolą.
– Och, kochanie – zaśmiała się cicho. – To tylko fasada. Czasem trzeba być silną, bo nikt inny cię nie obroni.
Zrobiło mi się ciepło. Naprawdę ciepło. Jakby ktoś pierwszy raz powiedział głośno to, co ja od lat nosiłam w sobie po cichu.
– Czasem sobie myślę – powiedziałam powoli – że może ze mną jest coś nie tak. Że jestem jakaś... zepsuta.
– Nie jesteś. Po prostu próbujesz żyć po swojemu. A to najtrudniejsze.
Wtedy, po raz pierwszy, nie poczułam się oceniana. Poczułam się... zrozumiana.
Miałam tego dość
Telefon zadzwonił tuż po dziewiętnastej. Spojrzałam na ekran. Mama.
– Tak? – odebrałam niechętnie.
– Już nawet nie oddzwaniasz? Teraz masz ważniejsze osoby w swoim życiu niż matkę, tak?
– Mamo, naprawdę... jestem zmęczona, miałam trudny dzień.
– Ale na herbatki z teściową masz czas, prawda? Michał się wygadał. Co wy tam takiego omawiacie?
Westchnęłam, opierając głowę o ścianę.
– To nie twoja sprawa. Spotkałam się z Hanną, bo mnie wysłuchała. Coś, czego ty nie potrafiłaś nigdy zrobić.
– Wysłuchała? Julia, ty zawsze byłaś przewrażliwiona. Chcesz, żeby cię głaskano, a życie to nie bajka.
Zacisnęłam pięść.
– Nie. Chcę, żeby ktoś zapytał, jak się czuję. Żeby nie wszystko było obiektem krytyki.
– A ja poświęciłam ci wszystko! Swoje życie, karierę... I tak mi się odpłacasz?
– Poświęciłaś się, ale nigdy mnie nie kochałaś tak po prostu. Tylko wymagałaś. Hanna choć raz zapytała, co u mnie. Ty tylko myślisz, co zrobiłam źle.
Z drugiej strony linii zapadła cisza. Potem odłożyłam słuchawkę.
I siedziałam, patrząc w przestrzeń. W środku wszystko bolało – ale był to ból, który coś uwalniał. Może pierwszy raz w życiu zrozumiałam, że to nie ja jestem popsuta. Że nie muszę już żebrać o miłość i uwagę.
Miarka się przebrała
To miały być spokojne urodziny Krzysia. Trochę balonów, tort, babcie, dziadkowie, znajomi z dziećmi. Wszystko szło dobrze – do momentu, gdy moja mama usiadła naprzeciwko teściowej przy stole.
– Widzę, że przejęłaś całą organizację – rzuciła do niej z uśmiechem, który miał więcej jadu niż miodu.
– Julia poprosiła mnie o pomoc – odpowiedziała spokojnie Hanna, dolewając komuś soku.
– Oczywiście. Teraz to już chyba twoja nowa matka, prawda, Julka?
Głosy przy stole ucichły. Michał spojrzał na mnie z niepokojem, ale nie zdążył nic powiedzieć.
– Mamo, nie rób sceny – powiedziałam ostrym szeptem.
– Sceny? Ja tylko zauważam, jak szybko odwracasz się od rodziny. Od własnej matki. Wstydziłabym się na twoim miejscu.
– Wstydziłabym się, gdybym siedziała cicho, kiedy ktoś mnie rani – odpowiedziałam. – Hanna nie gra ze mną w emocjonalny szantaż. Ty to robisz całe życie.
Mama wstała gwałtownie, przewracając krzesło.
– Nie muszę tu być, skoro jestem tylko przeszkodą! – rzuciła i wyszła z mieszkania.
Wszyscy milczeli.
Po chwili Hanna podeszła i dotknęła delikatnie mojego ramienia.
– Przepraszam, że to się tak skończyło.
– Nie przepraszaj. To nie twoja wina. Może... nie jesteś moją matką, ale jesteś kimś, komu naprawdę ufam.
Uśmiechnęła się cicho. Po raz pierwszy czułam, że powiedziałam coś naprawdę ważnego – i że zostałam usłyszana.
Przestałam się starać
Wieczorem siedzieliśmy z Michałem w kuchni. Krzyś już spał, światło było przygaszone, a w powietrzu unosiła się cisza po burzy.
– Nie wiedziałem, że powiesz to przy wszystkich – odezwał się w końcu. – O mojej mamie.
– Ja też nie – przyznałam. – Ale wiesz co? Po raz pierwszy powiedziałam głośno coś, co we mnie siedziało od miesięcy. I… poczułam ulgę.
Patrzył na mnie uważnie. Jakby zobaczył kogoś, kogo jeszcze do końca nie znał.
– To cię nie boli? – spytałam cicho. – Że bliżej mi do twojej matki niż do własnej?
– Trochę… może na początku. Ale widzę, jak się przy niej zmieniasz. Jesteś spokojniejsza. Jakbyś mniej walczyła ze sobą.
Przesunęłam dłoń po krawędzi kubka.
– Całe życie próbowałam zadowolić mamę. Nigdy nie byłam wystarczająca. Nigdy nie usłyszałam: „Jestem z ciebie dumna”. A od twojej mamy wystarczy jedno spojrzenie i wiem, że jestem dla niej ważna.
– Julia – przerwał mi łagodnie – najważniejsze, że już nie jesteś z tym sama.
Uśmiechnęłam się przez łzy. Ten ból nie zniknął całkiem. Ale przestał być taki dokuczliwy.
Po raz pierwszy nie potrzebowałam już matczynej aprobaty jak powietrza. Miałam coś innego – zrozumienie, obecność. I siebie.
Julia, 35 lat
Czytaj także:
- „Rodzina zrobiła ze mnie darmową opiekunkę chorej matki. Gdy ja zmieniałam jej pampersy, oni już dzielili spadek”
- „W moim domu to teściowa trzymała łapę na kasie. Miałam być potulną utrzymanką i tańczyć, jak mi zagra”
- „Teściowa męczyła mnie pytaniami o wnuki. Dała mi taki prezent, że na samą myśl, czuję się jak grzesznica”