„Podzieliłam się z teściową świątecznymi obowiązkami. Nie sądziłam, że wystawi mnie do wiatru na dzień przed Wigilią”
„Powiedziała, że z przyjemnością podzieli się ze mną obowiązkami, że wreszcie będziemy jak prawdziwa rodzina. I ja jej wtedy uwierzyłam. Do dnia przed Wigilią, kiedy znalazłam się w sytuacji, której nie życzyłabym nawet najgorszemu wrogowi”.

- Redakcja
Nie wiem, co mnie podkusiło, żeby w tym roku zaproponować teściowej wspólne przygotowania do świąt. Może zmęczenie, może naiwność, a może zwykła ludzka potrzeba spokoju – w końcu to miały być pierwsze święta bez ciśnienia, bez wyścigów, bez gorączkowego lepienia pierogów do trzeciej w nocy. Zgodziła się z entuzjazmem. Powiedziała, że z przyjemnością podzieli się ze mną obowiązkami, że wreszcie będziemy jak prawdziwa rodzina. I ja jej wtedy uwierzyłam. Do dnia przed Wigilią, kiedy znalazłam się w sytuacji, której nie życzyłabym nawet najgorszemu wrogowi.
Zbagatelizowałam to
– Może w tym roku zrobimy wszystko razem? – zaproponowałam teściowej, kiedy zajechaliśmy do niej z mężem na herbatę w listopadzie.
– No w końcu! – klasnęła w dłonie. – Już myślałam, że się nigdy nie doczekam. Rodzina to powinna razem święta szykować, nie każdy po swojemu.
– Myślałam, że ja wezmę barszcz, pierogi i makowiec. Co mama na to?
– Dobrze, dobrze. Ja resztę ogarnę, tylko daj mi znać wcześniej, co konkretnie trzeba.
Wyszłam stamtąd z przekonaniem, że może w tym roku naprawdę będzie inaczej. Zrobiłam plan, podzieliłam produkty, wszystko zapisałam w zeszycie. Nawet Wojtek był zaskoczony moim optymizmem.
– Ty serio uważasz, że mama się dostosuje?
– A dlaczego miałaby nie? Przecież sama mówiła, że chce razem.
W połowie grudnia spotkałyśmy się na wspólnym klejeniu uszek. Było miło, choć czułam delikatne napięcie w powietrzu.
– Robisz za grube ciasto – mruknęła, patrząc na moje uszka.
– Takie zawsze robiłam, Wojtek mówi, że lubi.
– No tak, Wojtuś wszystko lubi. Nawet ten twój barszczyk z proszku...
Zamilkłam, licząc w głowie do dziesięciu. To jeszcze nie był powód do awantury, powtarzałam sobie w myślach. Mimo wszystko odhaczyłam z uśmiechem kolejne punkty z listy i wysłałam jej SMS-a z harmonogramem przygotowań. Nie odpisała. Zbagatelizowałam to. A powinnam była się wtedy domyślić.
Zacisnęłam zęby
Dwa dni przed Wigilią zajechałam do teściowej z mąką i farszem z kapusty. Miałyśmy ulepić pierogi. Tak było ustalone.
– Dzień dobry! – zawołałam, wchodząc do kuchni. – Wszystko gotowe? Przyniosłam farsz.
– Ty z farszem? – zdziwiła się, nie odrywając wzroku od ciasta na stolnicy. – Myślałam, że ja wszystko zrobię. Tak szybciej. Nie miałaś się przemęczać.
– Przecież miałyśmy lepić razem – przypomniałam, stawiając torbę na stole.
– Tak, ale potem pomyślałam, że nie ma sensu, żebyś się tu tłukła. Lepiej zajmij się swoim makowcem.
– Makowiec już zrobiony. Dlatego właśnie przyszłam, tak jak się umawiałyśmy.
Teściowa ściągnęła brwi. Chwilę później wzięła łyżkę farszu i zaczęła go nakładać na ciasto. Ręce miała wprawne.
– No jak już przyszłaś, to co mam ci powiedzieć? Siadaj. Rób.
Usiadłam. Rozłożyłam swoje ciasto. Lepiłam w ciszy.
– Robisz za cienkie ciasto. W Wigilię się rozwalą – rzuciła po chwili.
– Ostatnio mówiłaś, że robię za grube.
– A teraz robisz za cienkie.
Zacisnęłam zęby. Miałam wrażenie, że mimo wszystko przygotowujemy dwie zupełnie inne Wigilie.
Stałam oniemiała
Dzień przed Wigilią z samego rana sąsiad zapukał do drzwi.
– Przypadkiem spotkałem pani teściową i prosiła, żebym przekazał, że nie musi się pani dzisiaj fatygować do niej.
– Przepraszam… co? – usiadłam gwałtownie na łóżku.
– Mam tylko to przekazać.
Stałam oniemiała. Po chwili zadzwoniłam do Wojtka.
– Kochanie, mama kazała mi nie przyjeżdżać. Przekazała mi to przez sąsiada. Czujesz to?!
– Że co?
– No właśnie. Możesz mi powiedzieć, co się dzieje?
– Zaraz do niej zadzwonię.
Czekałam, ale nie zadzwonił. Po piętnastu minutach sama pojechałam. Drzwi otworzyła mi z miną tak lodowatą, że aż mnie cofnęło.
– Mówiłam, że sobie poradzę – rzuciła, blokując wejście ramieniem.
– Mamo, co się stało? Wyrzucasz mnie?
– Nie wyrzucam. Po prostu widzę, że masz swoje pomysły, swoje smaki, swoje sposoby. Niech każdy zrobi swoje. Ty rób Wigilię u siebie. Ja u siebie.
– A Wojtek?
– On przyjedzie. To jego dom.
– A ja to co? Intruz?
– Nikt tak nie powiedział.
Zatrzasnęła drzwi. Zostałam na mrozie.
Nie zdążyłam nic odpowiedzieć
Wieczorem próbowałam jeszcze raz. Ubrałam się ciepło, zapakowałam sernik i ruszyłam pod dom teściowej. Światła się paliły, z kuchni unosił się zapach smażonego karpia. Podeszłam do drzwi i zadzwoniłam. Cisza. Spróbowałam jeszcze raz. Po chwili w oknie pojawił się mój mąż.
– Kochanie, otwórz mi – powiedziałam, widząc, że mnie zauważył.
Zniknął z okna. Po minucie drzwi się uchyliły. Nie mama. On.
– Możemy pogadać? – zapytałam cicho.
– Nie wiem, czy to dobry moment…
– Nie żartuj. Przyniosłam sernik. Miał być wspólny.
– Mama jest bardzo zdenerwowana. Mówi, że psujesz jej święta. Że się wtrącasz. Że chcesz wszystko robić po swojemu.
– Chciałam tylko pomóc. Miało być razem. Sama się zgodziła.
– No ale wiesz, jak ona jest… Jak się uprze, to nie przegadasz.
– I co? Pozwalasz jej mnie wyrzucić?
Wojtek spuścił wzrok.
– Nie chciałem awantury. Wiesz, że ona po śmierci taty bardzo się uczepiła tradycji. Zrobiłem, co mogłem. Dajmy jej ten dzień.
– Dajmy jej dzień, a mnie zostawmy pod drzwiami?
– Proszę cię, nie rób scen. Porozmawiamy jutro.
Drzwi zatrzasnęły się cicho. Nawet nie zdążyłam nic odpowiedzieć. Stałam chwilę na schodach, jakby zaraz miały się znowu otworzyć. Nie otworzyły się.
Byłam wściekła
Wróciłam do domu zmarznięta i wściekła. Wstawiłam sernik do lodówki i rozpakowałam śledzie. Skoro mam siedzieć sama, to chociaż zrobię sobie Wigilię. Taką, jaką lubię. Włączyłam kolędy, nakryłam stół dla jednej osoby. O osiemnastej zadzwonił mąż.
– Cześć... Jak się czujesz?
– A jak mam się czuć? – zapytałam.
– Mama nie chciała, żeby było niezręcznie.
– A mnie co? Można traktować jak mebel? Przecież ja cię nie prosiłam o wojnę. Chciałam tylko wspólne święta.
– Wiem. I mi głupio. Próbowałem, naprawdę.
– Nie wystarczająco. To, że mama ma fochy, nie znaczy, że masz siedzieć cicho jak dziecko. Jesteś dorosły. Mężem. Moim. Pamiętasz?
Po drugiej stronie słyszałam ciszę. Potem westchnienie.
– Masz rację. Przepraszam. Mogłem inaczej. Powinienem.
– No właśnie. Powinieneś.
– Zaraz przyjadę.
– Nie. Już nie przyjeżdżaj. Barszcz wystygł. A ja się muszę nauczyć, że nie z każdym warto dzielić się świętami. I nie chodzi tylko o twoją mamę.
– Przepraszam – powtórzył cicho.
Odłożyłam telefon. Spojrzałam na nakrycie.
Straciłam nadzieję
Minęły dwa dni od Wigilii. Wojtek wrócił wieczorem, z bukietem tulipanów i miną skruszonego chłopca.
– Mogę wejść?
– Mieszkasz tu, nie? – odparłam chłodno, nie ruszając się z kanapy.
Zawahał się, ale wszedł.
– Rozmawiałem z mamą. Powiedziałem jej, że to był ostatni raz. Że jeśli chce się bawić w podchody, to beze mnie. Wybaczysz mi?
– Nie chodzi tylko o to, że mnie tam nie chciałeś. Chodzi o to, że mnie tam nie było, a ty jadłeś, śmiałeś się i nawet nie zapytałeś, czy żyję. Jak myślisz, jak się czułam?
– Nie umiem sobie tego wybaczyć. Naprawdę... nie chciałem wybierać między tobą a nią.
– A jednak wybrałeś.
Westchnął i usiadł naprzeciwko.
– Myślałem, że jak przeczekam, wszystko się samo ułoży.
– Zawsze tak myślisz. Że jak będziesz siedział cicho, to konflikt sam się rozwiąże. To nie tak działa, Wojtek. Święta to nie teatr, gdzie mama gra królową, a ja – drugoplanową służkę.
Spojrzał na mnie. W końcu bez uciekania wzrokiem.
– Nie wiem, czy potrafię postawić się jej tak do końca. Jednak wiem, że nie chcę cię stracić.
– Dobrze, że to wiesz. I ja też coś zrozumiałam. W przyszłym roku święta robię u siebie. Bez układów, bez dzielenia się obowiązkami, bez czekania na akceptację.
– Sama?
– Może.
Milczał. I w tej ciszy wiedziałam, że coś się skończyło. A coś – może – dopiero miało się zacząć.
Urszula, 36 lat
Historie są inspirowane prawdziwym życiem. Nie odzwierciedlają rzeczywistych zdarzeń ani osób, a wszelkie podobieństwa są całkowicie przypadkowe.
Czytaj także:
- „W dzieciństwie nie mogłam patrzeć, jak tata traktuje mamę. Niestety okazuje się, że niedaleko pada jabłko od jabłoni”
- „Synowa woli siedzieć w domu z dziećmi, zamiast robić karierę. Potem się zdziwi, jak chłop się będzie oglądał za innymi”
- „Porzuciłam rodzinę dla kochanka, a on uciekł z moimi oszczędnościami. Mam żal do męża za to, że nie chce mnie znać”