Reklama

Miałam jakieś przeczucie

Po upalnym dniu nadeszła duszna noc, nagrzane powietrze można było kroić nożem. Otworzyłam okna i długo wpatrywałam się w budzącą niepokój czerń, która jeszcze do zmierzchu była zielonym ogrodem. Miałam wrażenie, że czai się w niej coś, czego nie mogę dostrzec.

Reklama

– Co tam zobaczyłaś? Myślałem, że oglądamy film – mimo że głos Konrada był zniecierpliwiony, wiedziałam, że chłopak lojalnie zatrzymał wyświetlanie, bym nic nie straciła i czeka, aż wrócę.

Usiadłam obok niego, projekcja ruszyła, ale nie mogłam skupić uwagi. Otwarte okna przyciągały wzrok jak magnes, po plecach przeleciał dreszcz oczekiwania na coś niezwykłego. Wstałam.

– Pozamykam okna i tak nie ma przewiewu – mruknęłam do Konrada.

– Nie rób tego, podusimy się – zaprotestował, z westchnieniem ponownie zatrzymując film. – Jesteś strasznie rozkojarzona, powiesz mi, co się dzieje?

– Nic – wzruszyłam bezradnie ramionami, bo jak opowiedzieć o błądzącym po mnie niejasnym przeczuciu, że za chwilę coś się wydarzy.

– To dlaczego chcesz zamykać okna? Boisz się włamywaczy? Niepotrzebnie, to spokojna okolica, mieszkam tu od dzieciństwa.

W mieście czułam się bezpieczniej – przyznałam, myśląc z ulgą, że o to właśnie chodzi. – Nawet nocą za oknem było jaśniej, obok mieszkali ludzie.

– Jestem tuż obok ciebie, teraz i na zawsze.

Konrad porzucił wygodne miejsce przed ekranem, podszedł i chciał mnie objąć. Nie zdążył, rozdzieliła nas firanka, nagle wydęła się popychana wiatrem, którego przedtem nie było. Konrad zdjął z twarzy biały tiul i spojrzał na niebo, tylko odrobinę jaśniejsze od oblepiających wszystko ciemności.

– Będzie burza – powiedział, nie próbując już mnie przytulić. Wrócił przed ekran i zachęcająco poklepał miejsce obok siebie.

– Siadaj, musisz wyluzować. Oglądamy ten film czy nie? Jesteś gorsza niż przerwa na reklamy, za chwilę zapomnę szczegóły akcji.

Wcisnął klawisz, zatrzymany w kadrze obraz ruszył, rozmazując mi się przed oczami. Nie mogłam się skoncentrować, jak człowiek, który dostał przed chwilą ostrzeżenie i nie wie, co ma dalej robić. Nerwy miałam napięte jak postronki, chociaż nic się nie działo.

Konrad ma rację, idzie burza, pomyślałam, zwalając swoje odczucia na karb wrażliwości na zmiany ciśnienia. Co prawda nigdy nic takiego mi nie dolegało, ale kiedyś musi być ten pierwszy raz.

Pojawił się znikąd

Głuche pacnięcie o podłogę sprawiło, że podskoczyłam.

– Nie bój się, to tylko kot. Przyszedł z wizytą, pewnie mieszka niedaleko – zaśmiał się Konrad. – Pójdziesz stąd! – machnął ręką na intruza.

Pręgowany kot położył uszy po sobie, odsłonił garnitur zębów i zasyczał jak żmija. Przyczaił się, nie zdejmując żółtego spojrzenia z Konrada, syczenie przeszło w pomruk, który nie zwiastował niczego dobrego. Byłam pewna, że zaraz zaatakuje, więc niewiele myśląc, zasłoniłam sobą chłopaka. Nie bałam się, zawsze lubiłam koty, u rodziców na wsi kręciło się po obejściu kilka mruczków, których nie wpuszczaliśmy do domu ze względu na moje uczulenie. Nie mogłam nawet pogłaskać kota, bo zaraz puchłam i zaczynałam się dusić. Świadoma, że od jakiegoś czasu nie biorę lekarstwa na alergię, spojrzałam z obawą na burasa.

– Psik! Nie podchodź – krzyknęłam, choć nie mógł mnie zrozumieć.

Jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki zmienił nastawienie, zrezygnował z ataku i podbiegł do mnie w lansadach, uprzejmie salutując wyprężonym ogonem. Nie był za piękny i chyba leciwy. Pokiereszowany w kocich walkach pysk sprawiał wrażenie, jakby kot się do uśmiechał. Wlepił we mnie dziwne oczy, poczułam się jakby wodny wir wciągnął mnie pod powierzchnię. Zabrakło mi tchu. „Odezwała się alergia, pomyślałam spanikowana, Konrad, ratuj”. Ale Konrada nigdzie nie było.

Nie rozumiałam, co się dzieje

Stałam na obcej ulicy, oświetlonej jedną słabo pulsującą latarnią. Było zimno i mokro, musiałam jednak wyjść z przytulnego pomieszczenia, popychał mnie impuls, który doskonale znałam. Byłam głodna.

– Mam ją!

Coś na mnie spadło, zaczęłam się dziko szamotać. Ktoś pospieszył mi na pomoc, wyplątał z siatki, znajomy dotyk rąk sprawił, że osłabłam z ulgi. Konrad! Teraz już wszystko będzie dobrze.

– Schowała miot w piwnicy, trzeba poszukać i utopić.

Ręce Konrada, które zawsze z taką czułością przesuwały się po moim ciele tym razem nie znały litości. Szybciej, niż mogłam pomyśleć, znalazłam się w ciemnej czeluści worka. Otoczyła mnie czerń, podobna do tej za oknem, tylko tym razem nie niosła ostrzeżenia, była śmiertelnym zagrożeniem. Wyczulony słuch zarejestrował ruch w piwnicy, z której wyszłam, usłyszałam słaby pisk, wiedziałam, że znaleźli moje dzieci. Rozpacz dodała mi sił, wbiłam pazury w tkaninę worka, chcąc ją rozerwać.

– Kama! Spokojnie, trzymam cię. Powiedz cokolwiek, otwórz oczy.

Wzdrygnęłam się, słysząc głos Konrada, przed chwilą ten człowiek zabrał to, co miałam najdroższego i chciał pozbawić mnie życia.

– Nie dotykaj mnie! – krzyczałam.

Schowałam głowę w ramiona, gwałtowny ruch sprawił, że zaczęłam powoli wracać. Siedziałam na kanapie w domu chłopaka, do którego niedawno się przeprowadziłam. Opiekuńczego, dobrego i kochającego mnie na wieczne czasy, jak lubił powtarzać.

– Kama, to ja. Nic ci nie grozi – Konrad łagodnie odgarnął włosy, które spadły mi na twarz. Jego ruchy śledziły z uwagą kocie oczy, ogon uderzał miarowo o podłogę, pac, pac, jakby odmierzał utracony czas.

Chyba… miałam atak alergii – powiedziałam w oszołomieniu.

– Zaraz dam ci lekarstwo – Konrad zerwał się z miejsca. – Zachowałem jedno opakowanie, na wszelki wypadek.

– Dzięki – mruknęłam, nie mogąc dojść do ładu z tym, co przed chwilą widziałam.

Kot chciał mi coś powiedzieć

Konrad w mojej wizji chciał zrobić mi krzywdę, a przecież to do niego nie pasowało. Był taki opiekuńczy i zawsze stawiał moje sprawy na pierwszym miejscu. Nawet zachomikował lekarstwo, ja nie pomyślałam, by zachować je na czarną godzinę, ale on tak. Był cudowny. Pac, pac, ogon burego przybłędy coraz szybciej uderzał o podłogę, w miarę jak rosła ekscytacja kota. Przypomniałaś sobie? On nie jest dla ciebie. Potrząsnęłam głową, żeby odgonić atakujące myśli. Działo się coś, czego nie rozumiałam.

– A mnie pamiętasz? Chodź ze mną, pokażę ci – kocie oczy wpatrywały się we mnie hipnotyzująco, omal znów w nich nie utonęłam. Siłą woli cofnęłam się znad kipieli, w której zaczął tworzyć się znajomy wir.

Ogon kota zwolnił, jakby zwierzak stracił nadzieję na nowe wydarzenia. Nachyliłam się nad nim, nie zważając na uczulenie.

– Co to było? Co mi zrobiłeś?

Kocur otworzył pyszczek w bezgłośnym miauknięciu. Podszedł do mnie i zaczął się ocierać mrucząc głośno. Pogłaskałam go, raz i drugi, wzięłam na ręce, mruczenie wzmogło się, przechodząc w wibrację a później ciche parskanie przez nos. Tak koty okazują miłość, ale przecież widziałam burego pierwszy raz w życiu. W każdym razie w życiu, które znałam.

– Pójdziesz! A psik! – Konrad wrócił z lekarstwem. – Nie dotykaj go, bo ci się pogorszy. Zaraz go wyrzucę.

– W worku?

Fala nagłej złości prawie mnie oślepiła, omal nie rzuciłam się na niego z pazurami. Kot zamruczał głośniej, okazując aprobatę.

– W jakim worku? Nie jestem barbarzyńcą, chociaż kotów akurat nie lubię. Poza tobą, oczywiście.

– Co masz na myśli?– spytałam czujnie, łykając posłusznie lekarstwo.

– Kiedy pierwszy raz cię zobaczyłem, zrobiłaś na mnie wielkie wrażenie. Jesteś inna niż dziewczyny, które znałem, masz koci wdzięk w ruchach, jesteś kapryśna i z lekka nieprzewidywalna, lubisz chodzić własnymi drogami. Sprawiasz wrażenie egzotycznego stworzenia zabłąkanego na zimnej ulicy. Może byłaś kiedyś kotką?
Wzdrygnęłam się, przypominając sobie wizję. Tylko ja to widziałam, co Konrad mógł o tym wiedzieć?

– O proszę. Teraz też mnie nie słuchasz. Spowiadam ci się z najgłębszych uniesień, a ty odpływasz myślami w niedostępne rejony.

– Wcale nie – uśmiechnęłam się do niego.

– Przecież widzę. Ale co tam, postanowiłem uważać, że to część twojego uroku. Jest coś jeszcze, nigdy przedtem nie czułem tego wobec nikogo.

– Tak?

Przeciągnęłam się leniwie, Konrad przełknął ślinę, jakby zaschło mu w gardle.

– Muszę cię chronić, dbać o ciebie, kiedy cię nie widzę, boję się, że coś ci się stało. Masz pojęcie? Sam w to nie wierzę, zrobiłaś ze mnie opiekuna. No, to teraz wiesz już wszystko, odsłoniłem się, masz mnie na muszce.

– Nie zamierzam strzelać – uśmiechnęłam się do swoich myśli. – Nie ja zrobiłam z ciebie opiekuna, sam na to zapracowałeś. Musisz odkupić zbrodnię z poprzedniego życia.

– Koty mają siedem żywotów, człowiek tylko jeden – oburzył się Konrad.

– Kto to wie?– spojrzałam na kocura.

Reklama

Podszedł wolnym krokiem do okna, rzucił mi ostatnie spojrzenie i wskoczył z gracją na parapet. Po chwili zanurkował w ciemną noc, która otworzyła się przed nim jak wir widziany w wizji. Nigdy więcej go nie zobaczyłam.

Reklama
Reklama
Reklama