„Na plaży w Darłówku robiłam takie rzeczy, że ksiądz nie da mi rozgrzeszenia. Za 9 miesięcy zmierzę się z własną pokutą”
„Morze działało jak plaster. Chodziłam boso po plaży, jadłam gofry z bitą śmietaną i wciągałam jod, jakby miał mnie uleczyć z całego tego chaosu. Nie szukałam przygód, nie miałam na nie siły. Ale przygoda znalazła mnie sama. Siedziałam wieczorem na promenadzie, kiedy usiadł przy sąsiednim stoliku”.

- Redakcja
Nie wiem, co mnie wtedy podkusiło, żeby jechać nad morze sama. Może chciałam uciec. Może udowodnić sobie, że nadal jestem wolna, chociaż wciąż byłam tylko „w separacji”. Z Krzyśkiem nie mieszkaliśmy razem od roku, ale rozwodu jeszcze nie było. Wciąż tkwiłam w jakimś zawieszeniu – ani mężatka, ani wolna kobieta.
Morze działało jak plaster na wszystko. Chodziłam boso po plaży, jadłam gofry z bitą śmietaną i wciągałam jod, jakby miał mnie uleczyć z całego tego chaosu. Nie szukałam przygód, nawet nie miałam na nie siły. Ale przygoda znalazła mnie sama. Siedziałam wieczorem na promenadzie z lampką białego wina, kiedy usiadł przy sąsiednim stoliku. Sam. Przystojny. Trochę znużony, trochę milczący. Najpierw tylko się uśmiechnęliśmy. Potem on coś powiedział. A ja odpowiedziałam. I tak się zaczęło. Nie zapytałam go o nazwisko. On mnie też nie. Oboje wiedzieliśmy, że jesteśmy tu „tylko na chwilę”.
Jakbyśmy się znali od lat
– Mogę? – zapytał, wskazując na puste krzesło przy moim stoliku.
– Jasne – odpowiedziałam, choć serce zabiło mi szybciej. Sama nie wiedziałam dlaczego. Może dlatego, że jego spojrzenie było tak inne od wszystkich, które znałam.
Zamówił piwo i frytki. Przez chwilę jedliśmy w ciszy, zerkając na siebie ukradkiem, aż w końcu nie wytrzymał:
– Sama nad morzem? – uśmiechnął się lekko. – Czy to jakiś sposób na detoks od ludzi?
– Detoks od męża – odpowiedziałam z przekąsem. – Separacja. A ty?
– Żona myśli, że jestem w delegacji. – Powiedział to tak naturalnie, że aż się zakrztusiłam winem.
– Serio? To taki standard teraz?
– Nie, to desperacja – wzruszył ramionami. – Chciałem przez chwilę odetchnąć. Zapomnieć. Uciec.
Spojrzałam na niego uważniej. Nie wyglądał na typowego „skaczącego w bok”. Było w nim coś smutnego. Prawdziwego. Jakby coś w nim się rozpadło, ale jeszcze próbował to posklejać, zanim się całkiem zawali.
– Ewelina – przedstawiłam się, nie pytając o jego imię.
– Marek – odpowiedział po chwili.
Siedzieliśmy razem do późnej nocy, sącząc alkohol i dzieląc się urwanymi fragmentami życia. Potem spacerowaliśmy po plaży, jakbyśmy znali się od lat. Kiedy się pożegnaliśmy, pocałował mnie w policzek i powiedział:
– Nie myśl. Po prostu… pozwól, że jutro znów tu usiądę.
Nie odpowiedziałam. Ale czekałam na niego już od rana.
Wszystko we mnie się rozpadło
– Czekałaś? – zapytał bez cienia ironii, jak tylko mnie zobaczył.
– Może – odpowiedziałam, zgrywając obojętną, chociaż serce znowu podskoczyło mi do gardła. Marek miał w sobie tę dziwną lekkość, której brakowało mi od lat. I jakąś głębię w oczach, jakby nosił w sobie cały Bałtyk.
Usiedliśmy znowu na tym samym miejscu. Patrzyliśmy, jak morze mruga do nas bladym popołudniem. Miałam ochotę opowiedzieć mu wszystko. O tym, jak Krzysiek zniknął emocjonalnie jeszcze zanim się wyprowadził. O samotnych wieczorach i pustych kubkach po herbacie, które zostawały po niczyich rozmowach. Ale zamiast tego zapytałam:
– Masz dzieci?
– Córkę. Dwanaście lat. – Spojrzał gdzieś ponad moją głową. – Jest mądra. I trochę mnie nie lubi. Ma rację.
– Nie mów tak.
– Zostawiłem je obie. Nawet jeśli fizycznie jestem w domu, to myślami dawno już nie.
– Może jeszcze wrócisz.
– A ty? – zapytał. – Wracasz do niego?
– Nie wiem. Ale wracam do domu. Bo ktoś musi podlać kwiaty.
Roześmiał się cicho. Wstał i wyciągnął do mnie rękę:
– Chodź. Pokażę ci coś.
Nie zapytałam co. Poszłam za nim. Jakby to było oczywiste. Szliśmy długo, aż dotarliśmy do pustego, dzikiego kawałka plaży. Tam się zatrzymał, patrząc na horyzont.
– Jeśli miałbym cię pamiętać tylko przez jedną chwilę… chciałbym, żeby to była ta – powiedział.
Pocałował mnie. Tak zwyczajnie. Bez słów, bez deklaracji. I wszystko we mnie się rozpadło.
Każda historia ma konsekwencje
Obudziłam się naga, z włosami pachnącymi jego skórą. Pościel w wynajętym pokoju była jeszcze ciepła po naszej nocy. Marek leżał obok mnie i patrzył w sufit, jakby próbował z niego coś wyczytać.
– Nie żałujesz? – zapytałam cicho.
– Nie pytaj o takie rzeczy. – Odwrócił się do mnie i pogłaskał mnie po ramieniu. – To było piękne. A piękna się nie żałuje.
– Tylko że jutro cię nie będzie. I mnie też. – Usiadłam, naciągając na siebie koc. – I zostanie z tego tylko... wspomnienie. I może kilka siniaków na sercu.
– I może spokój. Choć na chwilę. – Podszedł i objął mnie od tyłu. – Ja już dawno nie czułem, że ktoś mnie dotyka bez litości. Bez oczekiwań.
– A ja nie pamiętam, kiedy ktoś mnie dotykał, bo tego chciał. A nie dlatego, że wypada.
Zjedliśmy śniadanie w milczeniu. On kupił rogaliki w piekarni na rogu, ja zrobiłam kawę z automatu, której nie znosiłam. Ale piliśmy ją, jakby to był szampan.
– Zostajesz jeszcze? – zapytał, gdy pakował swoją torbę.
– Jedną noc. Potem wracam.
– Szkoda. – Wzruszył ramionami, ale widziałam, że mu ciężko. – Może los jeszcze nas zderzy.
– A może właśnie na tym to polega. Spotkać się, przeżyć coś i zniknąć. Bez konsekwencji.
– Każda historia ma konsekwencje, Ewelina. – Spojrzał mi głęboko w oczy. – Nawet ta, której nie opowiemy nikomu.
Nie pocałował mnie na pożegnanie. Dotknął tylko dłoni. I wyszedł. Tak po prostu.
Bolesny powrót do rzeczywistości
Wracałam do domu jak pijana. Nie od alkoholu. Od emocji. Od tej dziwnej czułości, która wlała się we mnie na dwa dni i zniknęła bez adresu zwrotnego. Krzysiek zapytał tylko:
– Jak było?
– Dobrze – odpowiedziałam. Nie kłamałam. Ale też nie mówiłam prawdy.
Zmyłam z siebie sól, wspomnienia i tę miękkość, której nie mogłam sobie pozwolić zatrzymać. I wróciłam do rzeczywistości. Prania, rachunków, głośników Bluetooth z jego techno w salonie. Tyle że w środku miałam coś, czego wcześniej nie było. Jakiś ból? A może… nadzieję? Miesiąc później spóźnił mi się okres. Drugi miesiąc. Trzeci. Test ciążowy kupiłam z zażenowaniem. W aptece pani zapytała, czy chcę wersję „z potwierdzeniem cyfrowym”. Parsknęłam śmiechem.
– Nie, dziękuję. I tak wiem.
Wiedziałam. Już wtedy. Patrzyłam na dwie kreski i świat powoli zaczął się chwiać. Znałam ten stan. Czułam go kiedyś. Ale wtedy miałam obok faceta. Teraz miałam tylko echo męskiego głosu i jedno imię, które nie dawało mi spokoju. Marek. Nie znałam jego nazwiska. Ani adresu. Ani numeru telefonu. Nie miał mnie jak znaleźć, bo nigdy nie zostawiłam mu śladu. Tak było bezpieczniej. Tak się umawialiśmy. Tylko że ja teraz nosiłam w sobie jego dziecko. Patrzyłam w lustro. To ja. Ale już nie taka sama.
– Co ja mam zrobić? – wyszeptałam do swojego odbicia.
Ale lustro milczało.
Nie miałam nic i miałam wszystko
– Jesteś w ciąży? – Krzysiek trzymał test w rękach, jakby to była bomba zegarowa.
– Tak. – Nie miałam siły się tłumaczyć. Nie miałam już siły udawać.
– To nie moje… – stwierdził natychmiast.
– Wiem. – Patrzyłam mu prosto w oczy. Nie płakałam. Już nie.
– Kim on jest?
– Nie wiem.
– Jak to „nie wiesz”?! – ryknął, uderzając dłonią w stół. – Miałaś romans i nie wiesz, z kim?
– Tak. – Cicho, ale pewnie. – I chyba on pierwszy spojrzał na mnie jak na kobietę, a nie jak współlokatorkę.
Zamilkł. Patrzył na mnie długo. W jego oczach było coś między złością a… zawstydzeniem?
– I co teraz?
– Urodzę.
– Sama?
– Sama. – Skinęłam głową.
Wyszedł bez słowa. Wrócił po godzinie z walizką.
– Wyprowadzam się. – Wziął kurtkę. – To nie jest moje życie już od dawna. A teraz przynajmniej mam powód, żeby przestać w nim być.
Nie zatrzymałam go. Nie poprosiłam o litość. Nie potrzebowałam jej. Tego wieczoru usiadłam na łóżku z kubkiem herbaty. Obok leżał koc, którym przykrywał mnie Marek tamtej nocy. Pachniał już tylko praniem. Nie miałam nic. I miałam wszystko. W moim brzuchu cicho rosło życie, którego nie planowałam. Nie znałam jego ojca. Ale znałam jego dotyk. I ten dotyk dał mi nowy początek.
To dziecko nie jest błędem
Minęło siedem miesięcy. Mam brzuch jak piłka do koszykówki i więcej obaw niż kiedykolwiek w życiu. A jednak… nie żałuję. Nie znalazłam Marka. Nie próbowałam. Co bym mu powiedziała? „Hej, pamiętasz mnie? Spałam z tobą dwa razy, a teraz będziesz ojcem”? To nie moja bajka. Zresztą… może to wszystko właśnie dlatego miało się wydarzyć bez planu. Bez nazwiska. Bez numeru.
Nie wiem, czy kiedyś go spotkam. Może mijam go gdzieś na ulicy. Może ogląda mecze z moim bratem w tym samym pubie. Może jest kilometr ode mnie i właśnie uczy swoją córkę jazdy na rolkach. A może nigdy go nie zobaczę. Ale jedno wiem na pewno. To dziecko nie jest błędem. Jest cudem zrobionym z jednego letniego dnia i nocy. Z jednego oddechu, jednego spojrzenia i dwóch dłoni, które przez moment trzymały się świata razem. Jestem w ciąży. I nie boję się tego powiedzieć. Nie jestem już sama.
Ewelina, 46 lat
Historie są inspirowane prawdziwym życiem. Nie odzwierciedlają rzeczywistych zdarzeń ani osób, a wszelkie podobieństwa są całkowicie przypadkowe.
Czytaj także:
- „Byłam wdzięczna teściowej, że zajęła się moim synkiem. Gdy odkryłam, co wyprawia, wolałam oddać go do żłobka”
- „Mąż zachowywał się żenująco i musiałam się za niego wstydzić. Chciałam go ukarać, ale posunęłam się o 1 krok za daleko”
- „Na pogrzebie spotkałam swoją dawną miłość i wszystko wróciło. Nie sądziłam, że los tak nikczemnie ze mnie zadrwi”