„Pojechałam do mechanika na wiosenny serwis auta. Dreszcze, które miałam w warsztacie, nie były od klimatyzacji”
„Poszłam za nim. Zatrzymał się przy silniku i nachylił nad otwartą maską. Ja stanęłam obok, zbyt blisko, by to było przypadkowe. Nasze ramiona się musnęły. Serce mi zabiło szybciej. Poczułam się jak naiwniaczka– przecież jestem tu tylko z autem, to nie film”.

- Redakcja
Nie przepadam za mechanikami. Nie dlatego, że się nie znam na samochodach – choć to też prawda – ale dlatego, że zawsze czuję się tam jak dziecko we mgle. Głośne hałasy, zapach smaru i faceci, którzy patrzą na mnie tak, jakbym zaraz miała zapytać, gdzie wlać benzynę do diesla. Ale odkąd Piotr, mój były, odszedł razem z naszym wspólnym Passatem i zostawił mi po sobie tylko wspomnienia i stare Clio, musiałam sama ogarniać te wszystkie rzeczy. Zbliżała się wiosna, więc uznałam, że czas na rutynowy serwis. Wizyta miała być krótka, ot rutyna: zmiana oleju, sprawdzenie hamulców, klimatyzacja. Nie sądziłam, że nie zapomnę tej wizyty.
Pora przygotować auto na wiosnę
Do warsztatu podjechałam w poniedziałek rano, chwilę po ósmej. Mały, niepozorny budynek z blaszanym dachem wyglądał jak wiele innych w tej okolicy. Tabliczka z napisem „Auto-Serwis Damian” kołysała się lekko na wietrze. Weszłam do środka, a dźwięk dzwonka przy drzwiach odbił się echem od ścian. Poczułam znajomy zapach oleju silnikowego zmieszany z kawą i jakimś słodkim odświeżaczem powietrza. Za ladą siedział chłopak w ciemnym kombinezonie, z lekko potarganymi włosami i smarem na policzku. Miał może trzydzieści parę lat, ale jego spojrzenie... coś w nim było.
– Dzień dobry, mam dziś umówiony serwis Clio na dziewiątą – powiedziałam, próbując brzmieć pewnie.
– A, to pani z końcówki numeru 702, tak? – Spojrzał na mnie spod półprzymkniętych powiek. – Damian jestem.
Uścisnęłam mu rękę. Była ciepła, spracowana. Coś mnie w nim zaniepokoiło, ale zignorowałam to. Pewnie przez to, że byłam spięta, a on miał ten typ męskiego luzu, który zawsze mnie trochę onieśmielał.
– To co, zostawia pani auto? Potrwa z godzinę, może półtorej. Może pani poczekać tutaj, jest kawa, wifi, telewizor – wskazał na prowizoryczny kącik z fotelem i automatem do kawy.
– Zostanę. Mam dziś wolne – uśmiechnęłam się, choć coś w środku kazało mi się zastanowić, czy to dobry pomysł.
Usiadłam, włączyłam telefon, ale nie mogłam się skupić. Przez szybę patrzyłam, jak Damian zagląda pod maskę mojego auta. A potem spojrzał na mnie. Za długo. Za intensywnie.
Ciągle się gdzieś przewijał
Mijały minuty, kawa wystygła w papierowym kubku. Damian co jakiś czas wracał do środka, coś dopisywał do formularza, sprawdzał coś w komputerze. Był uprzejmy, ale milczący, jakby celowo dawkował obecność. W końcu podszedł i usiadł naprzeciwko mnie.
– Pani Magdo, zauważyłem kilka rzeczy... – zaczął, zerkając w swoje notatki. – Klocki hamulcowe trzeba będzie wymienić, to już na cito. Klimatyzacja nie chłodzi, bo układ ma nieszczelność. No i olej to nie tylko do wymiany, ale i filtr trzeba będzie dodać.
– Okej, zróbmy wszystko, skoro i tak już jestem – odpowiedziałam, trochę z rezygnacją.
– W porządku – skinął głową i dodał ciszej – Dobrze, że pani przyjechała. Dużo osób czeka, aż się coś rozsypie. A wtedy to już tylko laweta.
Zabrzmiało to niemal troskliwie. Poczułam, jakby mówił nie o aucie, tylko o mnie. Głupie, wiem. Ale przez sekundę miałam wrażenie, że ten chłodny warsztat zrobił się trochę za ciasny. Wrócił do auta, a ja próbowałam wrócić do normalności. Przewijałam Facebooka, ale ręce mi drżały. Nie wiedziałam dlaczego. Po jakimś czasie znów wszedł, wytarł ręce i usiadł bliżej niż wcześniej. Usiadł tak, że czułam zapach jego skóry – mieszankę potu, metalu i jakiegoś słodkawego dezodorantu. Spojrzał mi prosto w oczy.
– Zna się pani trochę na samochodach?
– Nieszczególnie – przyznałam.
– To dobrze – odparł z lekkim uśmiechem, który miał w sobie coś, czego nie potrafiłam nazwać.
Wstał i bez słowa wrócił na zewnątrz
Tym razem patrzyłam za nim przez dłuższą chwilę, jakby próbując odczytać z jego ruchów jakąś intencję. W pewnym momencie spojrzał przez ramię, jakby wiedział, że go obserwuję. Uśmiechnął się kątem ust i wrócił do pracy. Zaczęłam się zastanawiać, czy tylko ja odczuwam to napięcie, czy to coś, co sobie wymyśliłam. Po godzinie znowu pojawił się w drzwiach. Pokiwał głową w stronę auta.
– Może pani podejść? Pokażę, o co chodzi z tym układem chłodzenia.
Poszłam za nim, czując chłód warsztatu przechodzący przez cienką kurtkę. Zatrzymał się przy silniku i nachylił nad otwartą maską. Ja stanęłam obok, zbyt blisko, by to było przypadkowe. Nasze ramiona się musnęły. Serce mi zabiło szybciej. Poczułam się jak idiotka – przecież jestem tu tylko z autem, to nie film.
– Tutaj, proszę spojrzeć. Widzisz ten przewód? – zapytał, już na „ty”, niepostrzeżenie.
– Tak... – odpowiedziałam, przyglądając się miejscu, które wskazał. Pochyliłam się, a wtedy on odsunął się krok w bok, zostawiając mnie samą nad otwartym silnikiem. Czułam, jak jego obecność nadal unosi się obok mnie.
– Dobrze ci idzie, Magda – powiedział cicho, niemal szeptem.
– Skąd znasz moje imię? – zapytałam, próbując nadać głosowi lekki ton, ale wyszło to bardziej nerwowo, niż chciałam.
– Mówiłaś na początku. Mam dobrą pamięć – odpowiedział z uśmiechem. Ale coś w jego oczach było inne niż wcześniej. Ciemniejsze. Głębsze. Zaczęłam żałować, że zostałam. Ale było już za późno, żeby się wycofać.
Czy on mnie podrywał?
Wróciliśmy do środka. Damian zniknął na zapleczu, zostawiając mnie samą z wątpliwościami. Przez chwilę rozważałam, czy nie zadzwonić do przyjaciółki i nie poprosić, żeby po mnie przyjechała. Ale to przecież absurd – wszystko było w granicach normy, może tylko trochę zbyt... osobiste. Próbowałam się uspokoić. Zaczęłam przeglądać wiadomości, gdy usłyszałam jego kroki.
– Magda – powiedział, wchodząc i wycierając ręce w szmatkę. – Auto będzie gotowe za jakieś dwadzieścia minut. Chcesz zobaczyć, jak wygląda filtr, który ci wyciągnąłem? – uśmiechnął się, jakby to było najzabawniejsze pytanie świata.
– Nie, dzięki. Wierzę ci na słowo – odpowiedziałam, starając się być miła, ale nie zachęcająca.
Usiadł na krześle naprzeciwko. Tym razem nie spuszczał ze mnie wzroku. Milczał. A to milczenie stawało się cięższe z każdą sekundą.
– Wiesz, lubię, jak ktoś zostaje – odezwał się nagle. – Większość ludzi zostawia auto i znika. A ty... ty tu siedzisz, czekasz. To rzadkie.
– No... miałam wolne – odpowiedziałam niepewnie. – Poza tym, to tylko chwila.
– Czasami chwila wystarczy, żeby coś poczuć – powiedział cicho. – Też tak masz?
Zatkało mnie. Chciałam się roześmiać, zbyć to żartem, ale jego spojrzenie mówiło, że on nie żartuje. Przenikało mnie na wskroś. Patrzyłam na niego i czułam, jakbyśmy grali w jakąś grę, której reguł nie znałam.
– Chyba źle mnie zrozumiałeś – wykrztusiłam w końcu. – Ja naprawdę przyszłam tylko na serwis auta.
Jego uśmiech zgasł. Ale coś w nim wtedy pękło.
Koniec z jego nadziejami
Damian nie odpowiedział od razu. Przez moment wpatrywał się w podłogę, jakby coś przeliczał w głowie. Potem wstał nagle i powiedział suchym tonem:
– Zaraz skończę. Poczekaj chwilę.
Wyszedł na warsztat, a ja zostałam sama z uczuciem, że dotknęłam czegoś, czego nie powinnam. Miałam wrażenie, że coś pękło – jakaś iluzja, którą sobie zbudował. Przez chwilę nawet zrobiło mi się go żal. Może był samotny? Może źle zinterpretował moją obecność, uśmiech, fakt, że nie uciekłam od razu? Ale to nie była moja wina. Zerwałam się z fotela, chcąc już po prostu wyjść na zewnątrz i zaczekać przy aucie. W drzwiach prawie na niego wpadłam. Stał blisko, z kluczykami w dłoni.
– Gotowe – powiedział cicho.
– Dzięki – ujęłam kluczyki, starając się nie dotknąć jego dłoni.
– Przepraszam – dodał nagle. – Chyba się zagalopowałem. Rzadko ktoś ze mną zostaje dłużej niż dziesięć minut. Pomyślałem... nieważne. Dziękuję, że byłaś miła.
Nie wiedziałam, co powiedzieć. Jego oczy, które wcześniej były takie przenikliwe, teraz wyglądały jak u zbitego psa. Skinęłam tylko głową i ruszyłam do drzwi.
– Może jeszcze kiedyś się zobaczymy – powiedział, gdy już otwierałam drzwi.
– Nie sądzę – odpowiedziałam cicho i wyszłam na chłodne wiosenne powietrze. I właśnie wtedy, kiedy drzwi się za mną zamknęły, poczułam te dreszcze. Ale nie z zimna.
Więcej tam nie wrócę
Szłam szybkim krokiem do auta, próbując uspokoić oddech. Wsiadłam, zatrzasnęłam drzwi i przez chwilę siedziałam nieruchomo, wpatrując się w kierownicę. Palce drżały, kiedy przekręcałam kluczyk. Silnik odpalił bez problemu, jakby chcąc mi powiedzieć: „już po wszystkim”. Ale we mnie coś zostało. Coś, czego nie potrafiłam wyrzucić z głowy. Spojrzenie Damiana, jego słowa, napięcie w powietrzu – to wszystko krążyło w mojej głowie jeszcze długo po wyjeździe. Nie było przecież żadnego konkretnego zagrożenia. Nie dotknął mnie, nie zrobił nic złego. A jednak... coś we mnie krzyczało, że muszę się trzymać od niego z daleka. Jakby miał w sobie coś, czego nie da się uchwycić słowami – jakiś chłód pod powierzchnią ciepłego uśmiechu.
W drodze do domu włączyłam radio, żeby zagłuszyć myśli. Prowadziłam ostrożnie, z rękami mocno zaciśniętymi na kierownicy. Kiedy dojechałam na osiedle, poczułam ulgę. Zatrzasnęłam za sobą drzwi mieszkania i opadłam na kanapę. Dopiero wtedy poczułam, jak bardzo byłam spięta. Przez kolejne dni nie mogłam przestać o tym myśleć – nie o nim, ale o tym, co we mnie poruszył. Może to była tylko wyobraźnia, może przesadna czujność.
Ale czasem, kiedy zasypiałam, przypominałam sobie jego słowa. „Czasami chwila wystarczy, żeby coś poczuć”. I właśnie to było najgorsze – bo coś rzeczywiście poczułam. I nie była to ciekawość. To był lęk. Od tej pory zawsze zostawiałam auto w serwisie i wychodziłam. Bez względu na pogodę. Bez względu na czas. I nigdy już nie wróciłam do „Auto-Serwis Damian”.
Magda, 33 lata