„Pojechałam do sanatorium dla zdrowia i uciech. Przez współlokatorkę po 3 dniach miałam ochotę spakować walizki i uciec”
„Postanowiłam, że to koniec. Albo się postawię, albo wyjadę wcześniej. Teresa już od szóstej trajkotała do lustra. O dziewiątej wróciłam z zabiegu, a ona czekała z dwiema herbatami”.

- Redakcja
Pojechałam do sanatorium, bo tak powiedziała lekarka.
– Proszę mi się nie stawiać, tylko jechać – oznajmiła tonem nieznoszącym sprzeciwu.
Westchnęłam. Co miałam powiedzieć? Że dobrze wiem lepiej, co jest dla mnie dobre? Zresztą, z jednej strony… może i miała rację. Jednak z drugiej strony nie znoszę być wśród obcych ludzi. Dzielić łazienkę, znosić cudze zwyczaje. Mam swoje przyzwyczajenia i święty spokój, którego bronię jak niepodległości. Jak się okazało, święty spokój skończył się tuż po przekroczeniu progu pokoju w sanatorium. Trafiła mi się współlokatorka, przy której trzy dni to był już o dwa i pół dnia za dużo.
Uśmiechnęłam się blado
Weszłam do pokoju z walizką i lekkim niepokojem. W sanatoriach nigdy nie wiadomo, co się trafi. Mogła być starsza pani, co cały dzień krzyżówki rozwiązuje w ciszy. Mogła być miła kobieta z sąsiedztwa, co przywiezie nalewkę z czarnej porzeczki. Ale nie. Los postanowił mnie pokarać Teresą.
– No wreszcie ktoś przyszedł! – zawołała, zanim dobrze przekroczyłam próg. – Już myślałam, że będę musiała spać z walizką!
– Dzień dobry – odparłam spokojnie. – Regina jestem.
– Teresa – zaśmiała się głośno. – To ja biorę łóżko przy oknie. Mam chore zatoki, muszę mieć przewiew.
Zanim zdążyłam cokolwiek odpowiedzieć, już rozkładała swoje rzeczy na szafce, na mojej części stołu i nawet zawiesiła szalik na klamce łazienki.
– A pani... tzn. ty, na co tu przyjechałaś? – spytała, rozsiadając się jak u siebie.
– Na wszystko – powiedziałam złośliwie
– Ooo! Ciśnienie! To my się dogadamy! Pomóc też mogę. Jestem emerytowaną pielęgniarką. Nieraz ludziom życie ratowałam!
– To... dobrze – mruknęłam, bo co miałam powiedzieć?
– A spać chodzę późno. Oglądam seriale do północy. Ale nie chrapię, to przynajmniej tyle!
Uśmiechnęłam się blado i odłożyłam walizkę. Już wtedy wiedziałam, że to będzie długi turnus.
Zacisnęłam zęby
Już pierwszego ranka zrozumiałam, że Teresa ma swoje rytuały. Nie takie jak wszyscy – kawka, gazetka i do zabiegów. Nie. U niej to wyglądało jak poranny program śniadaniowy na żywo. I to z prowadzącą, która mówi bez przerwy.
– Wstawaj! Bo przegapisz borowinę! – zawołała o szóstej rano, chociaż moja borowina była dopiero na dziesiątą.
– Jeszcze godzinka – jęknęłam spod kołdry.
– Co godzinka?! Życie ci przeleci przez palce! – oznajmiła z wyrzutem i już zapalała światło.
Na stole pojawiła się miseczka z jakąś tajemniczą papką.
– Proszę. Płatki owsiane z siemieniem lnianym.
– Dziękuję, nie jestem głodna – wymamrotałam.
– Głodna, niegłodna! To nie hotel, tylko leczenie! W sanatorium je się zdrowo, nie smaruje masła na palec i nie popija kawą z termosu!
Spojrzałam na nią spod oka. Miała na sobie turban z ręcznika, szlafrok w tygrysie cętki i klapki z futerkiem.
– No i teraz idziemy na poranną gimnastykę! – zakomenderowała.
– Mam tylko dwa zabiegi dzisiaj, reszta po południu...
– Tym bardziej! Pójdziemy na gimnastykę z drugą grupą! I potem jeszcze spacer! Musisz ruszać, a nie leżeć jak śledź!
Zacisnęłam zęby.
Musiałam jej nasmarować plecy
Trzeciego dnia w sanatorium zorientowałam się, że Teresa traktuje mnie jak asystentkę, terapeutkę i skrzynkę do narzekań – wszystko w jednym.
– Dasz radę nasmarować mi plecy? Tam, niżej, bo mnie rwa złapała – rzuciła, ściągając bluzkę.
– Może poprosisz pielęgniarkę?
– A po co? Ty masz dobre ręce. Czuję od razu – ciepłe, kobiece. A tamte z zabiegów tylko byle jak. Pac, pac i już. A ty mi tak wsmaruj porządnie, jak mąż niegdyś – zachichotała, a ja niemal zakrztusiłam się powietrzem.
Po kilku minutach, gdy wcierałam jej maść, zaczęła swoją opowieści.
– Wczoraj widziałam, jak facet z pokoju 109 patrzył na mnie przy obiedzie. Ten łysy z bródką. Widziałaś?
– Nie. Siedziałam plecami – skłamałam.
– Oj, patrzył, patrzył. A jakby zaprosił na wieczorek taneczny, to co? Iść?
– Czemu nie – odparłam, choć sama miałam ochotę iść co najwyżej do kiosku po gazetę.
– Ale tak bez rajstop? Z tą moją żyłą na łydce?
– Może nie zauważy. Albo uzna, że to ozdoba. Jak tatuaż.
– Ooo, ty to masz poczucie humoru! – roześmiała się i klepnęła mnie w ramię. – Aż szkoda, że jesteś taka zamknięta w sobie. Ja to bym cię porządnie rozruszała!
Zaczynałam się zastanawiać, czy w recepcji da się dopłacić za pokój jednoosobowy.
Byłam naiwna
Tego wieczoru miałam cichą nadzieję, że może Teresa się zmęczyła. Poszłyśmy razem trzy spacery, była na inhalacjach, gimnastyce i jeszcze godzinę trajkotała z sąsiadką z korytarza. Miałam cichą nadzieję, że może dziś odpocznę, pośpię. Byłam naiwna.
– Ooo, dopiero dwudziesta druga! – zawołała, włączając lampkę i wyciągając laptopa z szafy. – Czas na serial!
– Myślałam, że już spać idziemy...
– No coś ty! Bez serialu nie zasnę!
Leżałam już w łóżku, ale nie miałam siły protestować. Może obejrzy w ciszy i po sprawie?
– A może słuchawki?
– A po co? Ty i tak śpisz jak zabita, mówiłaś – rzuciła, już klikając „odtwórz”.
– To było, zanim włączyłaś dźwięk na cały regulator...
– Oj tam, oj tam. Ty zawsze taka... spięta? – rzuciła bez cienia złośliwości, ale jednak mnie wkurzyła.
Po pół godziny serialu, w którym ludzie głównie krzyczeli i płakali, zamknęła laptopa. Już myślałam, że koniec, aż nagle usłyszałam:
– A wiesz, co mnie dzisiaj znów ukuło? Że tak człowiek się leczy, je tę owsiankę, a tu patrz – moja sąsiadka z klatki, młodsza ode mnie, zawał i do piachu. A ja co? Czuję się jak koń! Może ja nieśmiertelna jestem?
– Proszę, ciszej... – jęknęłam.
– No już, już, zasypiam. Tylko jeszcze modlitwę zmówię – powiedziała i zaczęła odmawiać „Zdrowaśkę”, ale tak głośno, że miałam wrażenie, że modli się za nas obie.
Zasnęłam o pierwszej. A o szóstej znów:
– Regina, wstawaj!
Było mi głupio
Piątego dnia rano postanowiłam, że to koniec. Albo się postawię, albo wyjadę wcześniej. Teresa już od szóstej trajkotała do lustra, komentując zmarszczki, pogodę i „kto tu wczoraj puścił bąka w windzie”. O dziewiątej wróciłam z zabiegu, a ona czekała z dwiema herbatami.
– Zrobiłam ci melisę. Jesteś taka spięta... – podała mi kubek z uśmiechem.
– Nie chcę herbaty. Ja chcę ciszy – powiedziałam z pełną powagą.
– Przecież melisa jest dobra na uspokojenie.
– To nie o to chodzi.
– A to ci się coś stało? – spojrzała zdziwiona, niemal dotknięta.
– Tak. Mam dość. Od pięciu dni nie mam ani jednej chwili spokoju. Wstajesz bladym świtem, odpalasz seriale w nocy, mówisz do mnie, kiedy mam zamknięte oczy i słuchasz radia przy otwartym oknie, jakbyś chciała, żeby cały pensjonat ci zazdrościł gustu muzycznego!
Teresa wstała, odłożyła kubek i usiadła na łóżku.
– Oj, nie chciałam ci nadepnąć na nerwy. Ja... tak zawsze mam. Mąż zmarł, dzieci w Anglii. W domu cisza jak w grobie. A tu człowiek... pogada, pośmieje się, herbatkę zrobi. No i jakoś lżej.
Patrzyłam na nią dłuższą chwilę. Było mi głupio.
– To może umówmy się na kompromis. Dwie godziny ciszy dziennie. I słuchawki do serialu.
– I żadnych płatków owsianych bez pytania – dodałam.
Uśmiechnęła się na zgodę.
– Jednak przyznaj, że dobre były!
Westchnęłam. Może jednak wytrzymam do końca turnusu.
Brakowało mi jej
W ostatni dzień turnusu zaskoczyła mnie, jak bardzo... nie chciałam wyjeżdżać. Moja walizka stała spakowana, a Teresa właśnie dopinała swoją z torbę.
– To co? Wymieniamy się numerami? – zapytała niepewnie.
– A po co ci mój numer? Będziesz do mnie dzwoniła codziennie? – parsknęłam, a ona się roześmiała.
– No, może... A tak między nami – mrugnęła – ty to się trochę odblokowałaś, co?
Uśmiechnęłam się ciepło.
– Zobacz, jakie się z nas zrobiły koleżanki. Może za rok razem? – zaproponowała Teresa.
Wyszłyśmy razem na przystanek, obie w okularach przeciwsłonecznych i z tymi charakterystycznymi torbami z logo sanatorium. Obok nas stał łysy facet z pokoju z 109, który jednak nie zaprosił Teresy na żaden wieczorek. Pewnie zrozumiał, że nie miałby już szans.
– To pa, kochana! – krzyknęła, wsiadając do busa. – I jedz płatki owsiane!
– Ty też... nie przestawaj mówić, to trzyma cię przy życiu!
Machnęła mi jeszcze przez szybę i odjechała. Po czterech godzinach byłam już w domu, rozpakowałam walizkę, usiadłam w fotelu i... zamilkłam. Nagle zrobiło się za cicho. Brakowało mi tego jej trajkotania. Brakowało Teresy. Po godzinie odezwał się telefon. SMS:
„Melisa już zaparzona. Przyjedź, gdy będziesz mogła”.
Uśmiechnęłam się do siebie. No cóż, może nie była idealna, ale przynajmniej nigdy nie było przy niej nudno.
Regina, 63 lata
Historie są inspirowane prawdziwym życiem. Nie odzwierciedlają rzeczywistych zdarzeń ani osób, a wszelkie podobieństwa są całkowicie przypadkowe.
Czytaj także:
- „Żona przepuściła na Black Friday całą swoją pensję. Nie mam pojęcia, z czego w tym miesiącu zapłacimy za czynsz i prąd”
- „Teściowa łowi nie tylko przeceny na Black Friday. Wstydzę się wyjść z domu, bo całe miasto aż huczy od plotek o niej”
- „W wieku 45 lat miałam w końcu spokój i 0 obowiązków. Nie sądziłam, że w moim ogródku jeszcze wykiełkuje nasionko”