„Pojechałam do spa, żeby uporządkować myśli. Mąż zrobił nam z życia taki syf, że już nie mogłam tego zamieść pod dywan”
„W końcu poczułam, że tonę. Kiedy wieczorem słyszałam z drugiego pokoju dźwięki strzelaniny z gier, myślałam tylko o tym, jak bardzo chciałabym zniknąć. Ale zamiast znikać, wzięłam się w garść i zarezerwowałam weekend w SPA. Sama. Po raz pierwszy od lat. Paweł powiedział, że zajmie się wszystkim”.

- Redakcja
Nie wiem, kiedy dokładnie to się zaczęło. Może wtedy, gdy po raz pierwszy wróciłam z pracy i zobaczyłam Pawła grającego na konsoli w tych samych dresach, co rano. Może gdy tydzień później znów wyrzucałam spleśniałe resztki z lodówki, bo nikt nie zrobił zakupów. Albo gdy po raz dziesiąty przypomniałam mu o śmieciach, a on tylko machnął ręką i powiedział: „Zaraz, kochanie”.
Pracuję w dziale projektów w jednej z tych korporacji, gdzie wszyscy mają notesy Moleskine i wiecznie się spieszą. Z natury jestem zorganizowana. Zawsze planuję zakupy, ustawiam przypomnienia, rozpisuję listy. Kiedyś myślałam, że taka jestem z wyboru. Dziś wiem, że ktoś musiał to wszystko robić, więc po prostu padło na mnie.
Paweł jest moim mężem od roku. Z pozoru – luzak, dusza towarzystwa. Zawsze pierwszy do śmiechu, pierwszy do piwa. Pracuje zdalnie, więc często nasze mieszkanie staje się jego biurem, siłownią, salonem gier i stołówką jednocześnie. Gdy coś się dzieje, mówi: „Spokojnie, ogarniemy”. Tyle że w praktyce to ja wiecznie „ogarniam”.
W końcu poczułam, że tonę. Kiedy wieczorem układałam się do snu i słyszałam z drugiego pokoju dźwięki strzelaniny z gier, myślałam tylko o tym, jak bardzo chciałabym zniknąć. Ale zamiast znikać, wzięłam się w garść i zarezerwowałam weekend w SPA. Sama. Po raz pierwszy od lat. Paweł powiedział, że świetnie, że zajmie się wszystkim, nie mam się o co martwić.
– Spoko, poradzę sobie, Klaudia. Serio. Ty się skup na masażach – rzucił i pocałował mnie w czoło jak dziecko.
Chciałam mu wierzyć. Naprawdę. Ale czułam jakiś niepokój. Jakby to nie był relaks, tylko test. I jakby coś we mnie już wiedziało, że kiedy wrócę, nie zostanie z tego wszystkiego już nic.
Czułam się zaniedbywana
– Tylko nie zapomnij wynieść śmieci. I umyj blat po pizzy, dobrze? Nie zostawiaj tego jak ostatnio, bo potem wszystko przysycha i nie można domyć – powiedziałam, przekrzykując szum suszarki.
Stał oparty o framugę drzwi, z kubkiem kawy w ręce i miną, jakby właśnie odprawiał mnie na dwutygodniową wyprawę w Himalaje. Miał na sobie t-shirt z jakimś głupim napisem i krótkie spodenki. Na nogach klapki.
– Daj spokój, poradzę sobie – machnął ręką. – Skup się na masażach. Zasłużyłaś.
Włożył mi walizkę do bagażnika i pochylił się, żeby mnie pocałować. Uchyliłam się o milimetr, bardziej ze zmęczenia niż z niechęci. A może z obu tych powodów...
– Masz listę zakupów na lodówce – przypomniałam mu. – I nie przestawiaj rzeczy w kuchni, bo potem nic nie mogę znaleźć.
– Oczywiście, tak jest – roześmiał się. – Idź już, bo się spóźnisz. Będę dbał o nasze gniazdko, obiecuję.
W drodze na dworzec powtarzałam sobie, że przesadzam. To tylko trzy dni. Trzy dni bez planowania, gotowania, sprawdzania, czy mleko nie śmierdzi. Bez ciągłego „a gdzie jest…”, „czy mamy jeszcze…”, „zróbmy coś na szybko”. Trzy dni, w których mogłam nie być menadżerką własnego domu. Ale prawda była taka, że się bałam. Nie o mieszkanie. O to, co ten wyjazd mi powie. Co się okaże, kiedy naprawdę oddam mu stery i zobaczę, co z tego wyniknie. Bo jeśli przez trzy dni nie będzie mógł wstać, ogarnąć, posprzątać, ugotować, to co będzie dalej? Po pięciu latach? Po dzieciach?
W pociągu ktoś rozmawiał przez telefon o tym, jakim jego partner jest leniem. Miałam ochotę odwrócić się i powiedzieć: „Nie jesteś sama”. Ale nie odezwałam się słowem. Patrzyłam w okno i próbowałam sobie przypomnieć, kiedy ostatni raz ktoś zadbał o mnie tak, żebym mogła po prostu usiąść i nie musieć myśleć o niczym. Może ten wyjazd był moim testem. A może ostatnią próbą. Na razie jeszcze tego nie wiedziałam.
Nie miałam siły wrzasnąć
Kiedy przekręciłam klucz w zamku, pierwsze, co poczułam, to zapach. Nie był konkretny. Raczej mieszanina czegoś starego, wilgotnego i tłustego. Moje kroki stłumił dywan, który lekko się lepił pod butami. Nie zdejmowałam ich, choć zwykle robiłam to odruchowo. W salonie panował półmrok. Żaluzje zasłonięte, światło migotało od ekranu telewizora. Na stole sterta pudeł po pizzy, jedno z nich otwarte, ser zaschnięty. Obok plastikowa butelka z resztką coli, rozsypane chipsy, dwa kubki. Na podłodze koszulka, bokserki, a na kanapie Paweł. Spał z padem w ręku, rozdziawiony, z nogą opartą o poduszkę. Obok niego leżała skórka od banana.
– Serio? – powiedziałam cicho.
Poruszył się, zmarszczył czoło. Z trudem podniósł głowę.
– Co?
– Miałeś tylko nie zniszczyć tego mieszkania.
– Oj, bez przesady – przeciągnął się. – Przecież nic się nie stało…
Stałam przez chwilę, patrząc na niego. Czułam, jak coś we mnie rośnie, coś, co zwykle wybuchało z wrzaskiem. Ale tym razem nie było wrzasku. Coś się zacięło. Odwróciłam się i poszłam do łazienki. Zrzuciłam ubrania i weszłam pod prysznic. Woda była za gorąca, ale nie chciało mi się tego zmieniać. Stałam tak, nie poruszając się, aż lustro całkowicie zaparowało.
Widziałam siebie w tej mgle. Kogoś zmęczonego, z cieniami pod oczami, z zaciśniętymi ustami. Niby wszystko gra, niby wszystko działa, a jednak nie umiem już oddychać. Wyszłam z łazienki owinięta ręcznikiem. Paweł leżał w tej samej pozycji. Przesunął się, robiąc mi miejsce. Myślał, że położę się obok niego. Ale ja już byłam gdzie indziej.
To nie był tylko bałagan
Ubrałam się szybko. Bez zastanawiania się, bez emocji. Wrzuciłam rzeczy do walizki tak, jakby to był zwykły wyjazd służbowy. Koszula, ładowarka, szczoteczka do zębów. Paweł siedział na brzegu kanapy i patrzył, jak krzątam się po mieszkaniu. Jeszcze nie do końca zrozumiał, co się dzieje.
– Co ty robisz? – spytał w końcu.
Zatrzasnęłam walizkę.
– Zadzwonisz, jak skończysz remont kuchni – powiedziałam, nie patrząc na niego.
– Ale… przecież to tylko bałagan…
– Właśnie. I wszystko, co trzeba o tobie wiedzieć.
Wysunęłam rączkę walizki i minęłam go bez słowa. Nie zatrzymał mnie, nie zapytał, dokąd idę. Może myślał, że to tylko foch. Że wrócę, jak zawsze. Ale ja już byłam w innym miejscu. I choć w głowie wciąż miałam pustkę, czułam, że ta pustka jest początkiem.
Byłam sama w duecie
– Nie wytrzymałam. Zrobił totalny syf i nawet się nie zająknął – powiedziałam, mieszając herbatę, choć nie słodziłam.
Marta podparła głowę na dłoni i przyglądała mi się uważnie. Siedziałyśmy w jej kuchni. Było cicho, nawet kot się schował.
– Ale to tylko brud, Klaudia…
– To nie tylko brud. To ja, która musi zawsze wszystko po nim sprzątać. Sama.
Zamilkła. Wiedziała, że to nie był pierwszy raz, kiedy coś mnie przerosło, ale pierwszy raz, kiedy wyszłam. Tak po prostu. Spojrzałam w okno. Po drugiej stronie ulicy ktoś wieszał pranie na balkonie.
– Wiesz, kiedy wróciłam, on spał jakby nigdy nic. W tym samym miejscu, gdzie go zostawiłam. Zmienił się tylko stan mieszkania.
– Myślisz, że to coś zmieni?
– Nie wiem. Ale ja się już nie cofnę.
W jej oczach widziałam troskę, ale też zrozumienie. Wiedziała, że nie chodziło o pizzę na stole, tylko o to, że w tym domu od dawna byłam sama.
Nie oglądałam się za siebie
Wróciłam tylko na chwilę. Chciałam zabrać kilka rzeczy – kosmetyki, dokumenty, książkę, którą zostawiłam na stoliku nocnym. Paweł gdzieś wyszedł. Było cicho. Na klatce minęłam panią Danutę. Miała siatkę z warzywami, jak zwykle.
– O, a pani to z walizką? – zapytała, zatrzymując się przy mnie.
– Tak, chwilowo się wyprowadziłam.
– Oj, mówię temu Pawłowi, że takiej kobiety to on już nie znajdzie… – westchnęła. – Ale wie pani, on zawsze taki był. Miły chłopak, tylko jakiś taki… rozlazły.
Uśmiechnęłam się krzywo.
– Tak, wiem.
Weszłam do mieszkania. Przez chwilę stałam w kuchni. Blat był przetarty, ale śmierdziało stęchlizną i czymś przypalonym. Wzięłam swoją książkę i wyszłam. Nie oglądałam się za siebie.
Nie wiedziałam, czy wrócę
Minęły dwa tygodnie. Mieszkałam u Marty. Jej kot codziennie ładował się na moją poduszkę, jakby wiedział, że coś się we mnie odkleja. Paweł dzwonił. Kilka razy. Pisał. „Posprzątałem. Możemy pogadać?”. Nie odpisałam. Chciał rozmawiać dopiero wtedy, gdy zostało po mnie puste łóżko i cisza, która nie odpowiadała. Ale mnie tam już nie było i nie byłam tą samą Klaudią.
Nie wiedziałam, czy wrócę. Jeszcze nie podjęłam decyzji. Ale wiedziałam jedno, że już nie chcę być jedyną dorosłą w tym związku. Nie chcę być menedżerką jego życia, strażniczką porządku, przypominajką i dyżurną optymistką. Nie chodziło o bałagan. Chodziło o to, że od dawna byłam sama w duecie. A kiedy wróciłam do domu i nic się nie zmieniło, zrozumiałam, że to nie jest już moje miejsce.
Klaudia, 38 lat
Historie są inspirowane prawdziwym życiem. Nie odzwierciedlają rzeczywistych zdarzeń ani osób, a wszelkie podobieństwa są całkowicie przypadkowe.
Czytaj także:
- „Zajęcia jogi w polu miały dać mi ukojenie. Pozycja lotosu otworzyła mnie na nieoczekiwane uczucie”
- „Moja żona chodziła zbierać jagody ze swoim eks. Podejrzewałem, że ma z nim romans, ale prawda zbiła mnie z pantałyku”
- „Gdy chłopak mnie rzucił, postanowiłam mu się odpłacić. Zamiast słodyczy zemsty poczułam jednak gorzki smak porażki”