Reklama

Nie wierzyłam w prawdziwą miłość. Każdy mój związek kończył się tak samo – zdrada, obojętność, a potem samotność, która wżerała się we mnie jak rdza. Miałam trzydzieści dwa lata i czułam się wypalona. Pracowałam w korporacji w Warszawie, od rana do nocy, bez chwili na oddech. To Agata, moja przyjaciółka od lat, wyciągnęła mnie na Mazury, mówiąc, że muszę odpocząć. Zgodziłam się, choć nie wierzyłam, że coś się zmieni. A wtedy poznałam Janka i coś we mnie pękło.

Reklama

Zawrócił mi w głowie

Pierwsze dni na Mazurach mijały zaskakująco szybko. Wstawałam wcześnie, piłam kawę na tarasie, wdychając zapach lasu i myślałam o tym, jak bardzo zmęczona byłam swoim dotychczasowym życiem. I wtedy pojawiał się on – Janek. Uśmiechnięty, w rozciągniętej koszulce, z tą swoją niedbałą grzywką i spojrzeniem, które… no właśnie. Nie dało się go zignorować.

– To co, rowery dzisiaj? – zapytał, opierając się o barierkę tarasu.

– Jasne – odpowiedziałam, nie chcąc wyjść na sztywniarę.

Trasa prowadziła wzdłuż jeziora. Co chwilę zatrzymywaliśmy się, żeby podziwiać widoki albo po prostu złapać oddech. Było w tym coś beztroskiego. Wieczorem usiedliśmy przy ognisku. Janek nalewał mi herbaty z termosu, a ja obserwowałam, jak gestykuluje, opowiadając o swoich planach na przyszłość.

– Wiesz, z tobą wszystko jest takie proste – powiedział nagle, patrząc mi w oczy. – Czułem się martwy, dopóki cię nie poznałem.

Zamarłam.

– Nie mów tak – odpowiedziałam, czując, jak coś ściska mnie w środku. – Przecież… masz swoje życie.

Może mam, a może nie – odparł, spuszczając wzrok.

Coś w jego głosie kazało mi przystopować, wcale nie miałam na to ochoty.

Moje serce zabiło szybciej

To był ostatni wieczór na Mazurach. Wiedziałam, że to nasze pożegnanie, choć żadne z nas nie mówiło tego głośno. Słońce powoli chowało się za linią drzew, a ciepłe światło tańczyło na tafli jeziora. Szliśmy brzegiem w milczeniu, a każdy krok wydawał się cięższy od poprzedniego. Janek co chwilę zerkał na mnie, jakby chciał coś powiedzieć, ale słowa grzęzły mu w gardle.

Chciałbym, żeby to lato trwało wiecznie – powiedział w końcu, cicho, prawie szeptem.

– Może kiedyś tu wrócimy… razem? – rzuciłam, patrząc w dal, żeby nie widzieć wyrazu jego twarzy.

Zatrzymał się nagle. Poczułam, jak chwyta moją dłoń i ściska ją mocno, tak że aż zamarłam.

– Michalina… – zaczął, ale urwał.

Spojrzałam na niego, a w jego oczach zobaczyłam cień. Niepokój, którego nie potrafiłam nazwać. Czułam, jak moje serce bije szybciej. Jakby przeczuwało, że coś tu nie gra.

– Nic. To tylko… ciężko tak się żegna – powiedział niewyraźnie, a potem się uśmiechnął, ale nie było w tym radości.

Nie pytałam. Nie chciałam zepsuć tego wieczoru pytaniami. Wróciliśmy na taras ośrodka, a potem… pierwszy pocałunek. Długi, namiętny, pełen niedopowiedzeń. Leżałam w nocy w łóżku, czując jego zapach na skórze, a myśli galopowały w mojej głowie. Czy to w ogóle było prawdziwe? Czy tylko sen, który miał się skończyć o poranku? Nie spałam do rana.

Zerwałam się gwałtownie

Siedziałam na tarasie, popijając chłodną już kawę i patrząc na spokojną taflę jeziora. Myśli kłębiły się w mojej głowie, ale próbowałam je uciszyć, wtapiając się w gwar rozmów wokół. To był nasz ostatni poranek – Janek wyszedł na spacer, a ja została sama. Jednak intuicja mi podpowiadała, że to jeszcze nie koniec niespodzianek. I rzeczywiście. Kilka chwil później mogłam się o tym przekonać. Przy stoliku obok usiadł znajomy Janka, którego widywałam wcześniej na terenie pensjonatu. Mówił przez telefon, dość głośno, jakby zapomniał, że siedzi w publicznym miejscu.

– Janek, nie wierzę, że to zrobiłeś… Za dwa tygodnie ślub, a ty się pakujesz w takie historie? – rzucił, a ja zamarłam.

Ślub? Jaki ślub? Słowa wbiły się we mnie jak nóż. Czułam, jak drętwieję, jakby nagle zabrakło mi powietrza. Uderzenie gorąca przeszło przez całe ciało, a potem chłód. Zerwałam się gwałtownie, zostawiając kawę i torebkę, i ruszyłam na poszukiwania Janka. Znalazłam go niedaleko pomostu.

– To prawda? Bierzesz ślub? – wykrztusiłam, patrząc mu prosto w oczy.

Zbladł.

– To nie tak… – zaczął, ale głos mu się załamał.

– Nie tak? To jak? – czułam, jak łzy napływają mi do oczu. – Co jest skomplikowane? Co?

– Nie chciałem, żebyś się dowiedziała w ten sposób… Z tobą wszystko było inne. Ale teraz… teraz już za późno.

– Nie wierzę… – wyszeptałam, patrząc na niego jak na obcego.

Było za późno. Nie chciałam już go dalej słuchać.

Narastał we mnie gniew

– Nie chcę cię znać – wycedziłam, czując, jak gardło ściska mi się ze złości i żalu. – Nie wiem, kim jesteś. Jesteś kłamcą.

Janek wyciągnął do mnie rękę, ale cofnęłam się odruchowo, jakby dotknięcie go mogło mnie poparzyć.

– Proszę… nie odchodź tak. To wszystko mnie przerasta… – jego głos drżał, a oczy błyszczały dziwnym smutkiem.

– Przerasta? Dobrze wiedziałeś, co robisz. Myślałeś, że będziesz miał wszystko? Żonę, spokojne życie i romans na boku?

Nie odpowiedział. Patrzył na mnie, a ja czułam, jak narasta we mnie gniew.

– Zabieraj swoje rzeczy. Nie chcę cię więcej widzieć.

Odwróciłam się i poszłam do pokoju, walcząc z łzami. Rzuciłam się na łóżko, ale nie mogłam oddychać. Rozpacz ścinała mnie od środka, dławiła każdy oddech. Agata weszła cicho, siadając obok.

– Może to naprawdę nie jest takie proste? Może warto go wysłuchać?

– Nie, nie tym razem. Nie chcę być tą drugą. Nie chcę walczyć o kogoś, kto od początku był zajęty. Nie umiem tak żyć.

Zaczęłam pakować się w pośpiechu, wrzucając ubrania do walizki, jakby to miało mnie uwolnić od tego wszystkiego. Agata patrzyła na mnie bez słowa, a ja czułam, jak coś we mnie umiera. Odjechałam bez pożegnania.

Okłamał mnie

Warszawa przywitała mnie ciężkim powietrzem i zgiełkiem ulic. Siedziałam na kanapie w swoim mieszkaniu, wpatrzona w ścianę, jakby miała mi coś powiedzieć, a jednocześnie słyszałam w głowie echo jego głosu: „Z tobą wszystko było inne…”. Nic już nie było inne. Agata zadzwoniła do mnie wieczorem.

– Musisz z nim porozmawiać. Zamknąć to.

Nie ma o czym rozmawiać. On wybrał – odpowiedziałam cicho, czując, jak łzy znów wypełniają oczy.

Telefon zawibrował. Spojrzałam na ekran – wiadomość od Janka.

„Przepraszam. Nigdy cię nie zapomnę”.

Zacisnęłam zęby, ale ręce mi drżały.

– No i co? – spytała Agata.

– Nic. Nic mu nie odpiszę. Nie chcę tego ciągnąć.

Ale kłamstwo bolało. Chciałam odpisać. Chciałam wykrzyczeć mu, jak bardzo mnie skrzywdził. Próbowałam wrócić do pracy, zanurzyć się w tabelkach i spotkaniach, jakby to mogło mnie znieczulić. Ale wystarczyło, że na moment zamknęłam oczy, a widziałam nas nad jeziorem, jego uśmiech.

– To była miłość na chwilę – pomyślałam. – Ale w tej chwili było wszystko.

Została mi cisza, herbata w kubku i dziura w sercu, której nic nie wypełni.

Żyłam wspomnieniami

Minęło kilka tygodni, a ja nadal czułam, jakby czas stanął w miejscu. Życie wróciło do starego rytmu – praca, dom, praca. Ludzie wokół mnie śmiali się, rozmawiali o nowych serialach i planach na wakacje, a byłam cieniem samej siebie. Czasem myślałam o Janku. Zastanawiałam się, czy ślub się odbył. Czy powiedział „tak”, patrząc komuś innemu w oczy, a mnie mając gdzieś na dnie wspomnień? Może byłam tylko epizodem w jego historii? Pewnego wieczoru, kiedy siedziałam na ławce w parku, zauważyłam zakochaną parę – on gładził jej dłoń, a ona patrzyła na niego z czułością. Zrobiło mi się słabo. Przecież ja też tak patrzyłam. Chciałam wierzyć, że Janek był tylko przygodą, że to nic nie znaczyło. Ale czy miłość na chwilę jest mniej prawdziwa od tej na lata? Przecież przez ten tydzień czułam więcej niż przez całe swoje poprzednie związki.

Dostałam jeszcze jedną wiadomość od niego:

„Nie wiem, co robić. Tęsknię”.

Nie odpisałam. Wtedy wydawało mi się, że to jedyna słuszna decyzja. A teraz…? Nie wiem. Może zabrakło mi odwagi. Czasami myślę, że wszystko to było snem. Ale kiedy zamykam oczy, czuję smak jego ust, zapach ogniska i szum wiatru nad jeziorem. To było prawdziwe, choć krótkie. Może właśnie dlatego tak mocno we mnie zostanie.

Michalina, 32 lata


Czytaj także:

Reklama

Reklama
Reklama
Reklama