Reklama

„Ta gadka zaraz doprowadzi mnie do szału” – przeszło mi przez myśl, gdy poczułam narastający ból głowy. Kawa była tym, o czym marzyłam, ale wstanie od stołu w trakcie dyskusji o jutrzejszych planach wydawało się nie na miejscu. Marta bardzo naciskała na wyjazd z dzieciakami do parku wodnego, podczas gdy jej małżonek optował za poranną wizytą w skansenie.

Reklama

Każde z nich widziało to zupełnie inaczej

– Urlop wcale nie oznacza jedynie chlapania się w basenie czy morzu! Dzieciaki powinny zobaczyć, jak kiedyś radzili sobie nasi przodkowie. Bez ubikacji, internetu czy telewizji. Kto wie, może wreszcie dostrzegą i docenią to, co mają – argumentował.

– Obawiam się, że to mało realne – jego małżonka twardo stąpała po ziemi. – Będą się po prostu śmiertelnie nudzić.

– Tato, pojedźmy do aquaparku ze zjeżdżalniami! – Kuba, który skończył osiem lat i jego młodsza o dwa lata siostra Monika, błyskawicznie pojęli, że mama ich poprze, więc uznali, że warto upominać się o swoje.

Dobrze wiedziałam, że Paweł zwykle ulega żonie, a już szczególnie w kwestiach dotyczących ich pociech. W końcu przyjaźniliśmy się od bardzo dawna.

Zobacz także

Prawdę mówiąc wcale nie paliłam się do odwiedzenia tego całego parku etnograficznego. To mój przyjaciel przepadał za takimi dziwacznymi miejscówkami. Mało kto zdawał sobie sprawę, że on kiedyś całkiem poważnie myślał o studiowaniu etnografii, ale jego tata stanowczo się temu przeciwstawił. Paweł skapitulował, wybrał logistykę i aktualnie zarządza rodzinnym biznesem transportowym wraz z ojcem. Pod względem finansowym wyszedł więc na tym doskonale, ale ewidentnie brakuje mu jego dawnych zamiłowań.

Wszyscy się nudzili

Od momentu naszego przyjazdu na urlop zdołał nas już zawlec do nieznanego mi wcześniej muzeum, które powstało w starym domu pewnego miejscowego poety. Ekspozycja nie była oszałamiająca. Ot, trochę przyprószonych kurzem przedmiotów codziennego użytku. Jednak Pawła wprawiło to w totalny zachwyt. Odwiedziliśmy też galerię w ośrodku kultury. Tradycyjne ubrania, ręcznie szyte buty.

– Te przynajmniej trzymały poziom. Zupełnie inaczej niż współczesne adidasy – perorował Paweł z fascynacją, niespecjalnie przejmując się tym, że reszta towarzystwa wyraźnie się nudzi.

– Najbardziej mnie interesuje ta część o produkcji browaru. Chętnie skosztowałabym takiego prosto z beczki – wyrwałam się.

– Wiecie co, w pobliżu jest taki miejscowy browar, do którego organizują wycieczki – wspomniał.

– Browar? – Kuba nadstawił uszu, ale od razu dostał burę od mamy.

– Małolatom wstęp do browaru wzbroniony!

– Oj no ale ja bym tylko popatrzył jak ten proces warzenia wygląda, przecież alkoholu nawet bym nie tknął… – chłopczyk ewidentnie posmutniał.

– Powiedziałam nie i to moje ostatnie słowo! – Jola była nieugięta w swojej decyzji.

Miałam świadomość, że unika alkoholu i z rezerwą patrzy, gdy jej mąż sporadycznie sięga po piwo podczas biesiadowania przy grillu.

„Co zrobić, gusty są różne” – przeszło mi przez myśl. Gdyby to ode mnie zależało, najchętniej udałabym się po obiedzie do świątyni, w której – jak mi wiadomo – znajdują się jedne z najbardziej zachwycających organów w Polsce. W sieci natknęłam się na info, że latem po południu organizują koncerty, na które można wejść za friko. Ale reszta pewnie uzna, że to kiepska zabawa. Wyglądało na to, że czeka mnie wypad do parku wodnego.

Ale mam pecha

Czy na pewno wyjazd na wakacje ze znajomymi był dobrym pomysłem? Zdarza się przecież, że każdy ma czasem problem z dojściem do porozumienia w kwestii tego, co robić. Jedno ma ochotę wybrać się na przejażdżkę rowerową, a drugie wolałoby w tym samym momencie obejrzeć parę odcinków serialu. Ostatecznie jakoś zawsze udaje mi się dogadać z przyjaciółkami czy znajomymi, ale zawsze ktoś musi pójść na kompromis. Kiedy jest nas więcej, osiągnięcie owego kompromisu wydawało się mało realne, dlatego nawet nie zaproponowałam swojego pomysłu. Przeczuwałam, że i tak zostanę przegłosowana.

Zdecydowałam się na wypad z Pawłem i Moniką, bo to moi bliscy znajomi i bardzo ich lubię. Sami to zaproponowali. A ja się ucieszyłam, że podzielimy koszty transportu. No i nocleg też wyszedł taniej. Nie przewidziałam tylko, że tym samym stanę się częścią ich codziennego życia. Moje pomysły nie miały znaczenia, bo na pierwszym miejscu były ich dzieciaki.

Późnym wieczorem, gdy ich pociechy już smacznie spały, razem z Moniką rozkoszowałyśmy się chwilą relaksu na wygodnych leżakach przed wynajętym domkiem letniskowym. Parterowa część naszego wakacyjnego lokum składała się z przestronnego salonu, który łączył się z funkcjonalną kuchnią. Na poddaszu znajdowały się trzy przytulne sypialnie. Wspólny wynajem okazał się strzałem w dziesiątkę – w przeliczeniu na osobę, cena była naprawdę atrakcyjna.

Tego się nie spodziewałam

Nie wiem, czy warto było rezygnować z tego koncertu organowego na rzecz wyjazdu. Monice uśmiech powinien nie schodzić z twarzy, w końcu to ona tak uparcie nalegała na ten aquapark. Tymczasem siedziała jak struta i w końcu wyrzuciła z siebie:

– Ciągle się poświęcam dla dzieci. Przecież ja nie cierpię tych wszystkich tłumów na basenie. Szczerze? Wolałabym zwyczajnie pospacerować trochę po lesie, a później wybrać się nad jezioro i pooglądać jak słońce zachodzi. Dookoła byłby tylko błogi spokój…

Popatrzyłam na nią ze zdziwieniem, a ona mówiła dalej:

– Mam takie wspomnienie z dzieciństwa, kiedy pojechaliśmy na wycieczkę nad jezioro. Akurat wtedy obchodziłam urodziny. U nas w domu panowała taka tradycja, że solenizant mógł zadecydować, co chce robić w swoje święto, a reszta rodziny musiała się dostosować. To było bardzo przyjemne uczucie, że przynajmniej raz w roku nie musiałam nikogo słuchać.

– Ale wciąż nie ma takiej potrzeby! – zerknęłam na Monikę, bo coś przyszło mi do głowy. – Co powiesz na to, żebyśmy od teraz wprowadziły taki nowy obyczaj? Każdego dnia jedno z nas będzie miała swoje „urodzinki”, a pozostali muszą realizować to, co solenizant ustali – wypaliłam.

To był świetny pomysł

Zdecydowaliśmy, że będziemy losować, czyja zachcianka ma być zrealizowana jako pierwsza. Potem, bez niepotrzebnego gadania, spełnialiśmy po kolei małe marzenia każdego z nas. Dzięki temu odwiedziliśmy park wodny, skoczyliśmy do skansenu, zajrzeliśmy do muzeum, gdzie poznaliśmy tajniki warzenia piwa.

W jedno popołudnie poszliśmy posłuchać gry na organach. Ku mojemu zaskoczeniu wszyscy byli zachwyceni, nie tylko ja. Również Monika miała swoich kilka chwil, które zorganizowaliśmy według jej wizji. To był strzał w dziesiątkę, dzięki czemu nasz wspólny urlop nie przerodził się w totalną porażkę.

Reklama

Renata, 36 lat

Reklama
Reklama
Reklama