„Pojechałam na zjazd absolwentów, by zdobyć byłego kochanka. Nie mogłam się skupić, bo ciągle rozbierałam go wzrokiem”
„Uśmiechnęłam się pod nosem. Chętnie sprawdziłabym, jaki jest w łóżku, kiedy już zrzuci te ciuszki. Ciekawe, czy ma kogoś”.

- Joanna, 40 lat
Kolejny żółty liść w powolnym tańcu opadł na trawnik… Odwróciłam się od okna i wzięłam do ręki zaproszenie. Spotkanie absolwentów, po dwudziestu pięciu latach. Miesiąc temu, kiedy je dostałam, nie miałam żadnych obaw. Ale im bliżej było dzisiejszego popołudnia, im więcej miałam za sobą rozmów z przyjaciółką, tym więcej rodziło się wątpliwości.
Czym mogę się pochwalić?
Bo jak twierdziła Anka, właśnie o to chodziło na takich spotkaniach, żeby pokazać, do czego się w życiu doszło. Co zatem miałam na koncie? Zwykła, spokojna praca. Nuda. Studia, historia sztuki. Żenada, biorąc pod uwagę zarobki. Co jeszcze? Rozwód, dwa nieudane związki, jedna dorosła córka…
Klara – moja duma i największe szczęście. Ona też jest szczęśliwa, studiuje w Londynie, jeździ po świecie i regularnie ze mną mailuje albo rozmawia przez Skype’a. Czego chcieć więcej? Miłości, przyjaźni. „Rany, przecież nie muszę opowiadać szczegółowej historii swojego życia – pomyślałam. – Mogę coś przemilczeć. Albo coś dodać. Ważne, że wciąż nieźle wyglądam”. Spojrzałam z satysfakcją w lustro, poprawiłam włosy, potem sprawdziłam godzinę. Pora jechać! Sięgnęłam po kluczyki i zeszłam do garażu.
Czterdzieści minut jazdy. Tyle zajęła mi droga do mojej starej podstawówki. Spotkanie absolwentów zorganizowano w auli. Podobno była po remoncie. Zaparkowałam na zatłoczonym parkingu i ruszyłam w stronę gromadzącego się tłumu byłych uczniów. Już z daleka wyłowiłam sporo znajomych twarzy. Uśmiechnęłam się bezwiednie. Dla wielu czas okazał się bardzo łaskawy, jednak kilka, zwłaszcza moich byłych koleżanek ze starszej klasy, wspomogło się botoksem. Co tam, wszystko dla ludzi.
No tak, przecież dla niego tu jestem
Dziesiątki uśmiechów, powitań, kurtuazyjnych pytań. Co słychać, gdzie mieszkasz, masz dzieci? Odpowiadałam z niezmiennie zadowoloną miną, przyglądając się kolejnym twarzom. Chyba nikogo nie brakowało… Po godzinie wszyscy zaczęli zasiadać przy przygotowanych stolikach. Nie sądziłam, że tak łatwo będzie się nam rozmawiało. Rozejrzałam się po auli i mój wzrok przykuła znajoma sylwetka. Dwa stoliki dalej siedział Tomasz. Moja największa szkolna miłość. Naraz dotarło do mnie, że to jego bezwiednie tutaj wypatrywałam.
Nie myślałam o nim przez minione lata, ale kiedy go zauważyłam, poczułam się tak, jakbym znowu miała piętnaście lat. Jakie to irracjonalne! Byłam dorosłą, dojrzałą kobietą, a zareagowałam jak smarkula. Serce przyśpieszyło, w brzuchu coś zatrzepotało.
Nagle on odwrócił głowę i nasze spojrzenia się spotkały. Uniesione brwi, uśmiech… Odwróciłam się speszona. Moja reakcja mnie zaskoczyła. Czas dla niego okazał się więcej niż łaskawy. Z atrakcyjnego nastolatka wyrósł przystojny mężczyzna, który zdecydowanie wyróżniał się wśród swoich podtatusiałych rówieśników.
I jakoś zupełnie mnie to nie dziwiło. Wiedziałam, że zawodowo nie trenuje, ale sport był dla niego jak tlen. Miał go we krwi. Lubił wysiłek fizyczny, dbał o swoją sprawność. Nie robił tego dla chwały czy medali; ćwiczył, bo bez tego nie byłby po prostu sobą. Widocznie został temu wierny. Widok Tomka wytrącił mnie z równowagi. Z trudem koncentrowałam się na lekkich, babskich rozmowach, bo z całych sił starałam się znowu na niego nie spojrzeć. Już i tak parę razy mnie przyłapał…
Jakby na mnie polował. Wyglądał obłędnie, a wokół niego dwoiły się i troiły nasze koleżanki. Wychodziły z siebie, żeby zwrócić jego uwagę. Ale Tomek sprawiał wrażenie zdystansowanego. Odwróciłam głowę i nie znalazłam go. Zniknął! Nerwowo rozglądałam się dookoła. Nigdzie go nie było! Jak to, już poszedł? Choć nie zdążyłam zamienić z nim choćby jednego słowa?
Wstałam i wyszłam z sali
Podeszłam do okna na korytarzu i rozejrzałam się po zaparkowanych samochodach. Bez sensu. Przecież nie wiedziałam, czym przyjechał, więc nie mogłam sprawdzić, czy jego samochód jeszcze stoi. Czułam narastające uczucie paniki. Jak mogłam stracić taką okazję? Przecież tak naprawdę – wreszcie przyznałam się do tego sama przed sobą – głównie perspektywa spotkania z Tomaszem skłoniła mnie do przyjścia na tę imprezę. W głębi serca łudziłam się, że on też czekał. Czy naprawdę mógł wyjść, nie zamieniwszy ze mną ani słowa? Jakby zapomniał, jakbym nic dla niego nie znaczyła!
Nagle coś przyszło mi do głowy. Przecisnęłam się przez rozgadane grupki i niesiona przeczuciem, poszłam w kierunku sali gimnastycznej.
Jeszcze nie dotarłam do wejścia, a już wiedziałam, że miałam rację. Z sali dobiegały charakterystyczne odgłosy kopanej piłki. Tomasz tam był. Stanęłam w progu, przyglądając się, jak powoli przymierza się do strzału na bramkę. Jakby czas się cofnął…
Znów miałam piętnaście lat i siedząc na ławeczce, kibicowałam najprzystojniejszemu chłopakowi w szkole. Tomek marzył, że zostanie piłkarzem. I miał zadatki, jak to określali fachowcy. Ale życie bywa złośliwe. Kontuzja podczas treningu, zerwane ścięgna, złamanie z przemieszczeniem i zawodowe granie pozostało w sferze marzeń. Nie byliśmy już wtedy parą – głupia kłótnia, nawet nie pamiętam o co – ale i tak bardzo mu współczułam. Kilka razy zbierałam się, by zadzwonić, wesprzeć dobrym słowem, lecz jakoś nie starczyło mi odwagi... Byłam takim dzieciakiem. Nie dorosłam do związku, jakiego oczekiwał, wystraszyłam się.
Boże, naprawdę wyrósł na zabójczo przystojnego faceta. Działał na mnie każdy ruch jego wysportowanego ciała. Biała koszula z podwiniętymi rękawami pięknie opinała się na muskularnych ramionach, a jędrne pośladki wypełniały dżinsy jak na reklamie. Uśmiechnęłam się pod nosem. Chętnie sprawdziłabym, jaki jest w łóżku, kiedy już zrzuci te ciuszki. Ciekawe, czy ma kogoś…
O czym ja, do cholery, myślę?!
Nagle Tomek odwrócił się do mnie. Wyraz jego twarzy dowodził, że doskonale wiedział, iż go obserwuję.
– Co za spotkanie! – uśmiechnął się.
– Myślałam, że może już wyszedłeś, zanim się w ogóle przywitałeś… – roześmiałam się nerwowo.
Co ja plotę? Czemu się przyznaję, że go szukałam, że byłabym rozczarowana, gdyby wyszedł bez pożegnania?
– Na razie nigdzie się nie wybieram. Przyszedłem powspominać – spoważniał nagle. – Zresztą nie wątpiłem, że jak będziesz chciała, to mnie tu znajdziesz – znowu się uśmiechnął.
– Skąd pomysł, że w ogóle zacznę cię szukać? – zapytałam buńczucznie.
– Może po prostu miałem nadzieję, że też będziesz chciała powspominać.
Mocno kopnął piłkę w kierunku bramki i ruszył w moim kierunku. Stanął dość blisko i bacznie mi się przyglądał. Moje zmieszanie rosło, a cisza trwała i trwała. Serce waliło mi jak młotem, dłonie się spociły. On zdawał się niewzruszony; oddychał równo i nie spuszczał ze mnie wzroku.
– A tak w ogóle, co tam u ciebie słychać? – zapytał wreszcie.
– Bez fajerwerków, powoli, ale spokojnie – odparłam cicho.
– Wiem, że się rozwiodłaś…
Spojrzałam na niego zaskoczona. Bo skąd znał takie detale? A potem zaskoczył mnie jeszcze raz, pytając wprost:
– Masz kogoś?
Chwila ciszy. Zwykle odkrywa się to po czasie, ale ja czułam, że to jest przełomowy moment. Chwila, która podzieli moje życie na to, co przedtem i potem. Zawahałam się. Przecież tak naprawdę w ogóle go nie znałam. Nie wiedziałam, jakim stał się człowiekiem. Szkolna miłość. Tylko tyle. A może aż tyle?
– Nie mam – odpowiedziałam.
– Może umówimy się na kolację, pogadamy, powspominamy. Co ty na to?
Spojrzał mi prosto w oczy. Pod zdystansowanym spojrzeniem outsidera dostrzegłam coś jakby nadzieję.
– Pewnie, czemu nie. Z pewnością będzie o czym pogadać.
– Z pewnością – sięgnął do kieszeni i wpisał sobie mój numer do telefonu.
– Wracasz do auli? – zapytałam.
Spojrzał w kierunku bramki i uśmiechnął się uśmiechem sprzed blisko trzydziestu lat.
– Jeszcze trochę się tutaj pobawię.
Pokiwałam głową, odwróciłam się i wyszłam na parking. Mogłam wracać do domu. Załatwiłam wszystko, po co przyjechałam. A czas zrobił swoje. Znowu dał mi szansę na coś nowego.