Reklama

Nie jestem osobą, która łatwo mówi o sobie. Zwykle chowam się za sarkazmem, za wieczornym winem, za krótkimi „wszystko okej”, choć dobrze wiem, że nie jest. Rozstałam się z Piotrkiem ponad pół roku temu. Zostawił mnie dla swojej byłej, bo „dojrzeli, żeby być razem znowu”. Miałam ochotę ich wyśmiać. Po wszystkim myślałam, że zamknę się na ludzi, ale Julia… Julka miała ten dar, żeby wyciągać człowieka na powierzchnię, zanim całkiem utonie. Od lat była moją najbliższą przyjaciółką. Znałyśmy się jeszcze z czasów, kiedy obie miałyśmy trądzik i marzenia, że do trzydziestki zrobimy karierę i wyjdziemy za mąż.

Reklama

Jedziesz z nami na wakacje, koniec kropka – powiedziała pewnego dnia przez telefon. – Mateusz się ucieszy, bo zawsze mówił, że cię lubi. A mi po prostu brakuje czasu z tobą. Spa, morze, nic nie musisz planować.

Mateusz. Jej mąż wiedział, że robi wrażenie. Widziałam, jak kobiety go lustrują na imprezach, ale Julka ufała mu bezgranicznie. Na początku wakacji wydawało się, że to będzie po prostu odpoczynek. Już drugiego dnia zauważyłam, jak Mateusz na mnie patrzy. Niby przypadkiem, ale tylko wtedy, gdy Julka nie patrzyła. A ja? A ja, zamiast się odsunąć… zaczęłam go odwzajemniać. Niezauważalnie. Z każdym spojrzeniem, każdym krótkim zdaniem wymienionym między wierszami.

Nie wiedziałam, co odpowiedzieć

– No i chyba właśnie zniknęła mi ostatnia bariera przed staniem się kompletną babcią – rzuciła Julia, pakując torbę do spa. – Wezmą mnie dziś na jakiś masaż rozgrzewającą świecą, a potem zwiną do słoika z napisem „relaks”.

Przynajmniej czeka cię coś miłego – uśmiechnęłam się krzywo. – Zostaję z Mateuszem, więc nie wiem, kto tu gorzej trafił.

– No bez przesady. A poza tym, dobrze się znacie. Może wypijcie winko? – rzuciła, jakby to był najnormalniejszy plan dnia.

Po godzinie Julia już była w drodze do spa. A ja... siedziałam na kanapie, próbując nie czuć tej napiętej ciszy między mną a jej mężem.

– Wyglądasz, jakbyś miała ochotę uciec przez balkon – powiedział z uśmiechem i podał mi butelkę. – Może trochę wina?

Skinęłam głową. Jakby to nie był jej mąż, tylko jakiś znajomy z pracy. Rozmowa zeszła na jakieś neutralne rzeczy – seriale, pracę, tempo życia w mieście. Potem on zsunął się niżej na kanapie, spojrzał gdzieś poza okno i powiedział:

– Czasem mam wrażenie, że Julia bardziej kocha siebie niż mnie.

Poczułam, jak całe powietrze z pokoju ucieka. Nie wiedziałam, co odpowiedzieć. Patrzył na mnie, jakby czekał, aż zrobię pierwszy ruch. Cisza trwała długo. Zbyt długo. I wtedy to się stało. Zbliżył się, powoli, bez pośpiechu, jakby sprawdzał, czy pozwolę. A ja... nie odsunęłam się. Jego usta były gorące, pewne, a ja miałam wrażenie, że całe ciało mnie zdradza. Nie wiem, kiedy znaleźliśmy się w sypialni. Nie było romantycznie. Było szybko. Gdy było po wszystkim, spojrzałam na swoje odbicie w lustrze.

Co ja zrobiłam? – szepnęłam do siebie, szukając ubrania.

Uciekłam do swojego pokoju, zostawiając go samego. I czułam w środku tylko jedno: panikę.

Unikałam jej jak ognia

Następnego dnia próbowałam udawać, że wszystko jest w porządku. Zmusiłam się do uśmiechu, gdy Julia opowiadała o masażu z czekoladą i dziwnym typie, który „chyba myślał, że jest szamanem”. Śmiałam się razem z nią, choć każda cząstka mnie chciała zniknąć. A Mateusz? Był spokojny.

– Cześć – rzucił, gdy spotkaliśmy się w kuchni. – Dobrze spałaś?

– Tak – odpowiedziałam, nie patrząc na niego. – Ty?

– Średnio. Dużo myślałem – oparł się o blat, z kieliszkiem soku w dłoni. – Nie żałuję tego.

– Cicho – syknęłam, rzucając szybkie spojrzenie w stronę drzwi. – Przestań. To był błąd.

– Może – powiedział cicho. – I chyba coś znaczył.

– Nic nie znaczył – przerwałam mu szybko. – Nic. To była chwila. To nie może się powtórzyć.

Mateusz przytaknął, ale w jego oczach zobaczyłam coś, co mnie zaniepokoiło. Cały dzień czułam na sobie jego spojrzenie. Unikałam go, jak tylko mogłam. Gdy Julia wpadła na pomysł planszówek wieczorem, serce mi zamarło. Nie mogłam odmówić. Przecież wszystko miało być „jak zawsze”. Podczas gry co chwilę łapałam się na tym, że analizuję każde słowo, każdy gest.

Coś ty taka spięta? – zapytała w pewnym momencie Julia, przysuwając mi talerz z chipsami.

– Nie, po prostu głowa mnie boli. I może... trochę za dużo słońca – uśmiechnęłam się blado.

Nie mogłam na nią patrzeć. Na tę jej ufność, tę czystość. Wiedziałam, że to wszystko zniszczę, jeśli się nie opamiętam. Tylko Mateusz... On już przekroczył granicę. A ja nie byłam pewna, czy potrafię ją znowu postawić.

Chciałam wyznać prawdę

Późnym popołudniem zeszłam po książkę, którą zostawiłam w salonie. Julka i Mateusz byli na tarasie. Myślałam, że mnie nie słyszą. Przyjaciółka odezwała się cicho:

Ostatnio jesteś jakaś spięta. Coś się stało?

Znieruchomiałam. Serce zaczęło mi bić tak głośno, że miałam wrażenie, że zaraz je usłyszą.

– Wiesz, jaka ona jest. Emocjonalna – odpowiedział Mateusz.

Ton miał obojętny, może nawet lekko rozbawiony. Jakby to było nic. Jakby to wszystko było niczym. Stałam przy framudze, zaciskając palce na grzbiecie książki. Nie wiedziałam, czy to była ironia, czy może właśnie – próba chronienia mnie. Jakaś zasłona dymna. Uciekłam, zanim zdążyli mnie zauważyć. Siedziałam na łóżku, patrząc w ścianę. Przez głowę przelatywały mi dziesiątki myśli. Chciałam wyznać prawdę. Przez chwilę naprawdę chciałam. Przecież Julia była moją przyjaciółką. Najlepszą. Potem wyobraziłam sobie jej twarz. To, jak się załamuje, jak odsuwa się ode mnie. I wiedziałam, że nie dam rady tego znieść. Postanowiłam milczeć. Dla niej. Dla siebie. Dla tego, co jeszcze można było uratować. Tylko że to milczenie zaczęło mnie dusić.

Głowa mi pulsowała

– Pamiętasz, jak w liceum wkradłyśmy się na dach szkoły? – zapytała Julia, kiedy szłyśmy brzegiem plaży, boso, zostawiając za sobą ślady w mokrym piasku.

– Pamiętam. Śmiałaś się, a ja prawie dostałam ataku paniki – odpowiedziałam z wymuszonym śmiechem.

Właśnie wtedy cię pokochałam jak siostrę – powiedziała cicho, patrząc gdzieś w dal. – Bo byłaś lojalna. Bo choć się bałaś, to nie uciekłaś. Naprawdę to doceniam. Wiesz o tym?

Przytaknęłam. Głowa mi pulsowała, serce waliło, ale nic nie powiedziałam.

– Cieszę się, że jesteś tutaj. Ufam ci jak siostrze.

Zatrzymała się, złapała mnie za rękę.

– Wiem – wyszeptałam.

Zaraz potem odwróciłam wzrok.

– Wszystko dobrze? – spytała po chwili ciszy.

– Jasne, tylko... nie spałam dobrze – skłamałam.

Nerwowo zmieniłam temat, pytając o nowy kurs pilatesu, na który miała się zapisać. Kilka minut później dołączył do nas Mateusz. Julia natychmiast do niego podbiegła, objęła go ramieniem i pocałowała w policzek. Zrobiło mi się słabo. Jej gest był lekki, naturalny. Jak coś, co się robi odruchowo po latach razem. A jednak poczułam się, jakby ktoś mi wepchnął kamień do żołądka.

Bałam się

Ostatniego wieczoru przed wyjazdem atmosfera przy kolacji była spokojna. Julia opowiadała o jakimś zabawnym turyście, który zgubił sandał w morzu i próbował go gonić. Mateusz się śmiał, ja udawałam, że też mnie to bawi. Moje myśli krążyły gdzie indziej. Na każdym kroku bałam się, że wszystko się wyda. Po kolacji poszłam odetchnąć na taras. I wtedy usłyszałam głos Julki.

Widzę, że coś ukrywasz. Czuję takie rzeczy – powiedziała prosto z mostu, stając obok mnie.

Odwróciłam głowę, próbując się uśmiechnąć.

Nie wiem, o co ci chodzi – rzuciłam z wymuszoną lekkością.

– Naprawdę? – uniosła brwi.

Nie powiedziała nic więcej. W nocy nie zmrużyłam oka. Leżałam, wpatrzona w sufit, z bijącym sercem. Wiedziałam, że muszę zerwać kontakt z Mateuszem. Telefon zawibrował po drugiej w nocy.

„Nie musimy kończyć kontaktu. Spotkajmy się”.

Patrzyłam na ten tekst długo. Potem wyłączyłam telefon. Nie odpowiedziałam.

Czułam pustkę

Po powrocie do domu próbowałam wrócić do normalności. Cokolwiek to znaczyło. Pranie, zakupy, niedopite kawy. Udawałam, że jestem tą samą Wiolą, którą byłam miesiąc wcześniej. Już nią nie byłam. Coś się we mnie zmieniło. Z Julią spotkałyśmy się na lunch tydzień później. Opowiadała o nowym kursie jogi, do którego się zapisała. Śmiała się, a ja kiwałam głową, uśmiechając się na pół gwizdka.

Może wpadniesz do mnie na weekend? – zapytała. – Mateusz wyjeżdża służbowo, mogłybyśmy się zaszyć z winem i starymi filmami.

– Może... Zobaczę, jak z pracą – odpowiedziałam.

I natychmiast chciałam się cofnąć o trzy sekundy i zmazać to niezręczne „może”. Bo przecież chciałam. Tylko nie mogłam. Nie potrafiłam spojrzeć jej w oczy. Bo każde jej słowo, każda jej opowieść, każda wiadomość na telefonie przypominały mi o tym, co jej zabrałam. Co przed nią ukrywam. Mateusza nie widywałam. Nie odzywał się. I dobrze.

Z czasem nasza przyjaźń się spłyciła. Julia pewnie tego nie zauważyła, przynajmniej nie od razu. Wciąż pisała. Wciąż dzwoniła. A ja coraz częściej odpisywałam dopiero następnego dnia. Unikałam wspólnych planów. Chowałam się za „jestem zmęczona”, „mam nawał pracy”, „nie dam rady”. Prawda była taka, że nie miałam już odwagi patrzeć jej w oczy. Nie odczuwałam ulgi. Tylko pustkę.

Wioletta, 34 lata


Czytaj także:

Reklama

Reklama
Reklama
Reklama