„Pojechałam w góry, by odsapnąć po rozwodzie. Na szlaku w Tatrach czekała na mnie niespodzianka”
„– Powiedz, nadal zachowujesz się jak prawdziwy dżentelmen, ryzykując własne zdrowie dla kobiet? – zapytałam z uśmiechem, wspominając tę zabawną historię sprzed lat. – Cóż, przykro mi to mówić, ale nie mam już dla kogo się tak poświęcać – odpowiedział”.

- Listy do redakcji
Opuściłam wagon, wlokąc ze sobą wielką walizkę i plecak. Podniosłam głowę, patrząc na majestatyczny szczyt i zaczerpnęłam spory haust powietrza. Zapowiadał się mój pierwszy porządny odpoczynek po paru latach harówki.
Miałam wiele wspomnień
Uwielbiam Tatry! Pamiętam, jak pojechałam z klasą do Zakopanego, gdy chodziłam jeszcze do szkoły. Wtedy, jako beztroska licealistka z drugiej klasy, nawet nie przeczuwałam, jak ważne wydarzenie będzie miało miejsce podczas tego wyjazdu. Chodzi o to, że właśnie tam zaczęłam chodzić ze Zbyszkiem, chłopakiem o rok starszym ode mnie, mieszkającym w internacie.
Już od jakiegoś czasu czułam do niego miętę, ale brakowało mi odwagi, żeby dać mu to do zrozumienia. Nie chciałam, żeby pomyślał, że jest dla mnie kimś więcej niż tylko dobrym kumplem. W tamtym czasie byłam bardzo wstydliwą dziewczyną, pełną kompleksów. Dopiero ten wyjazd w góry sprawił, że nasze stosunki uległy zmianie.
Wciąż mam przed oczami moment, kiedy wracaliśmy całą ekipą z wyprawy na Kościelec. Naszym celem było dotarcie do schronu w Murowańcu. Wkładając rano buty, zupełnie zignorowałam fakt, że moje adidasy były cholernie niewygodne. Już po chwili marszu czułam, jak moja lewa pięta ociera się o but. Wiedziałam, że lada moment pojawi się na niej gigantyczny pęcherz.
– Ała, moje nogi! Strasznie mnie bolą! – narzekałam, gdy robiliśmy sobie przerwę koło schroniska. – W tych adidasach nie dam rady wrócić na dół.
Nagle Zbychu zzuł swoje trapery i mi je podał.
– Załóż je. Ja mogę iść boso, mam na sobie grube skarpetki, a za moment zaczyna się wygodna dróżka – oznajmił. – I daj mi ten twój plecak, doniosę ci go do noclegu.
Byliśmy parą przez rok
Po tamtym zdarzeniu zaczęliśmy regularnie widywać się ze sobą, a niedługo potem stworzyliśmy związek. Przetrwał on jednak tylko rok. Doszło między nami do kłótni z powodu tego, że byłam zazdrosna.
Wspomnienia te wywołały uśmiech na mojej twarzy. W tamtych czasach oboje zachowywaliśmy się jak dzieci i brakowało nam dojrzałości. Chociaż Zbyszek zniknął z mojego życia, zawsze myślałam o nim z sentymentem. To właśnie on był moim pierwszym partnerem. Dzięki relacji z nim pozbyłam się kompleksów. Zdobyłam pewność siebie i zrozumiałam, że jestem atrakcyjną osobą, która może wzbudzać zainteresowanie u płci przeciwnej.
Mąż mi się nie udał
Kolejny raz do Zakopanego pojechałam 7 lat później, tym razem w towarzystwie mojego ukochanego, Szymona. Obydwoje niedawno ukończyliśmy studia magisterskie, a już za parę miesięcy mieliśmy stanąć na ślubnym kobiercu. Wspomnienia z tamtego okresu sprawiają mi ból. Byłam tak zaślepiona miłością do Szymona, że nie dostrzegłam, jakim jest podłym człowiekiem. Marzyłam o zwiedzaniu miasta i okolic, zdobywaniu górskich szczytów, a on mi tego zabraniał.
– I tak po przejściu paru kroków zabraknie ci tchu – kpił. – Lepiej zostań ze mną, przygotuj coś na ognisko i przynieś browara.
Nasz związek małżeński był totalną katastrofą. Mąż ciągle próbował o wszystkim decydować samodzielnie, nawet o sprawach, które dotyczyły tylko mnie. Dyktował mi, co mam robić w czasie wolnym, jak powinnam się nosić i z jakimi osobami mogę utrzymywać kontakty, a których muszę unikać. Gdy się mu przeciwstawiałam, obrażał się i potrafił nie odezwać się słowem przez całe dnie. Wytrzymałam z nim pięć długich lat wyłącznie ze względu na naszą córeczkę. Po zakończeniu małżeństwa byłam w tak fatalnej kondycji psychicznej, że musiałam rozpocząć terapię u psychologa.
Potrzebowałam oddechu
Kolejna, już trzecia wizyta pod Tatrami, stanowiła element mojego porozwodowego procesu leczenia.
– Pani urlop w tym ukochanym zakątku będzie okazją do symbolicznego zakończenia relacji z ekspartnerem i uwolnienia się od bolesnych wspomnień – przekonywała psycholożka.
Powierzyłam zatem opiekę nad córeczką dziadkom, spakowałam rzeczy i zajęłam miejsce w pociągu.
Na końcu górskiego szlaku w Tatrach usiadłam i chłonęłam niesamowite widoki. Z ciężkim westchnieniem sięgnęłam do plecaka i wyciągnęłam kopertę, w której trzymałam zdjęcia. Były to fotografie z dawnych lat, upamiętniające mój ślub z Szymonem oraz różne imprezy, na których byliśmy razem. Spojrzałam na nie przelotnie, a następnie rozerwałam je na strzępy. Musiałam się spieszyć, bo w oddali słyszałam zbliżającą się wrzaskliwą wycieczkę uczniów.
Nie miałam ochoty, aby ktokolwiek był świadkiem tego, co zamierzałam zrobić. Pospiesznie cisnęłam strzępki fotografii przed siebie, obserwując, jak podmuch wiatru unosi je i strąca w przepaść. Ten gest był dla mnie symbolem zakończenia bolesnego etapu w życiu. Poczułam ogromną ulgę. Byłam gotowa na wszystko, co zechce mi zaoferować los.
Niespodziewanie dotarł do mnie dźwięk, który wydawał się być znajomym głosem mężczyzny. Okazało się, że to przewodnik ze szkolnej wycieczki, który opowiadał uczniom, jak nazywają się pobliskie szczyty górskie. Zerknęłam na niego ukradkiem. Głowiłam się nad tym, skąd mogę kojarzyć tego rosłego faceta z rozczochraną fryzurą. W przeszłości mój pierwszy chłopak, Zbyszek, nosił podobne włosy i miał podobny tembr głosu, ale to chyba nie może być on...
Nagle nasze spojrzenia się skrzyżowały, a ja poczułam ciepło rozlewające się po całym ciele. Nie mogłam uwierzyć własnym oczom – to rzeczywiście był Zbyszek we własnej osobie!
To było spotkanie po latach
– Mam wrażenie, że gdzieś już się spotkaliśmy. Możesz mi przypomnieć gdzie? – zapytał, nie kryjąc swojego zaskoczenia.
– Szkoła średnia w Siedlcach, pamiętasz nasz wspólny wyjazd w góry? – odparłam z uśmiechem.
– Nie wierzę własnym oczom, Lidka, to naprawdę ty? Cóż za niesamowity przypadek! – nie mógł wyjść z podziwu, potrząsając głową. – Dosłownie dzień wcześniej snułem moim podopiecznym opowieść o tym, jak pewnego razu zszedłem z Hali Gąsienicowej tylko w skarpetkach na nogach, bo oddałem buty pewnej dziewczynie – zażartował.
– Powiedz, nadal zachowujesz się jak prawdziwy dżentelmen, ryzykując własne zdrowie dla kobiet? – zapytałam z uśmiechem, wspominając tę zabawną historię sprzed lat.
– Cóż, przykro mi to mówić, ale nie mam już dla kogo się tak poświęcać – odpowiedział.
Schodząc w dół trasą nad Morskie Oko, cała nasza grupa głośno się śmiała, przywołując wspomnienia z przeszłości. Mieliśmy też chwilę na odpoczynek. Zbyszek pracował jako nauczyciel geografii w jednej ze stołecznych szkół średnich. Podobnie jak ja, pokochał tatrzańskie szlaki od czasu naszej wspólnej wyprawy, która miała miejsce wiele lat temu.
Tak musiało być
Mój dom był w Łodzi, więc nie spodziewałam się, że po tak długim czasie nasze drogi przetną się znowu podczas górskiej wędrówki. Pech chciał, że już jutro czekał nas powrót, ale zdążyliśmy ze Zbyszkiem wymienić się numerami komórek i adresami.
Cztery tygodnie później udaliśmy się we dwoje na krótki urlop. Błyskawicznie dotarło do mnie, że Zbyszek to facet, z którym chcę spędzić resztę swoich dni. Przy nim odzyskałam wiarę we własną atrakcyjność i poczułam się jak nastolatka. Zaraził mnie swoją pozytywną energią i umiłowaniem życia. Zaczęłam wierzyć, że czeka mnie jeszcze mnóstwo cudownych momentów. Zaryzykowałam i podjęłam decyzję. Spakowałam rzeczy, zabrałam dziecko i zamieszkałam ze Zbyszkiem w stolicy. Mój ukochany poprosił mnie o rękę rok później, gdy staliśmy na szczycie Kasprowego Wierchu.
Lidka, 35 lat