Reklama

Morze zawsze było moją pasją. Kiedy pierwszy raz stanęłam na pokładzie jachtu, poczułam, że to moje miejsce. Teść nauczył mnie wszystkiego o żeglowaniu. Mój mąż nigdy nie podzielał tej miłości, ale nie miał nic przeciwko, że pływałam z jego ojcem. Tym razem miało być inaczej – planowaliśmy rejs we trójkę. Jednak Michał w ostatniej chwili się wycofał.

Reklama

Nie mogę, praca wzywa – powiedział.

Nie zamierzałam rezygnować. Teść też nie.

– Płyniemy – oznajmił.

To przecież nic złego. Kolejny rejs. A jednak czułam dziwny niepokój.

Poczułam się inaczej

Wiatr był łagodny, a słońce odbijało się od fal, gdy wypłynęliśmy z portu. Teść stał za sterem, pewny siebie jak zawsze, z tym swoim lekko ironicznym uśmiechem, który mówił, że nic nie jest w stanie go zaskoczyć. Zajęłam się żaglami, czując znajome podekscytowanie. Kocham ten moment – gdy ląd znika za rufą, a przede mną jest tylko otwarte morze.

Michał nie wie, co traci – rzucił teść, spoglądając na mnie kątem oka. – Tyle razy próbowałem mu wbić do głowy, że morze to wolność.

– On jest inny – westchnęłam. – Nigdy tego nie czuł.

– A ty? – zapytał nagle, unosząc brwi.

Spojrzałam na niego zaskoczona. Co miałam powiedzieć? Że czasem, kiedy jestem na pokładzie, czuję się bardziej sobą niż w naszym mieszkaniu? Że w chwilach takich jak ta zapominam o wszystkim, co przyziemne? Nie musiałam odpowiadać. Teść tylko się uśmiechnął i wrócił do sterowania. Pierwszy dzień minął spokojnie. Przygotowaliśmy razem kolację, rozmawiając o podróżach, które odbyliśmy przez lata. Teść otworzył butelkę wina.

– Wiesz... – powiedział, nalewając mi do kieliszka – zawsze podziwiałem twój upór. Nie odpuszczasz, gdy czegoś pragniesz.

– Ty też – uśmiechnęłam się, podnosząc kieliszek.

Zderzyliśmy szkło, a między nami pojawiło się napięcie. Nic szczególnego, a jednak przez chwilę czułam się… inaczej. Na pokładzie było cicho. Tylko my dwoje, gwiazdy i morze.

Zrobiło mi się gorąco

Drugiego dnia wiatr zelżał, a jacht sunął po niemal gładkiej tafli wody. Teść siedział na rufie, poprawiając liny, a ja stałam przy relingu, wpatrzona w nieskończoność morza. Miałam wrażenie, że czas tu płynie inaczej, wolniej. Wieczorem usiedliśmy razem na pokładzie.

– Pamiętam, jak pierwszy raz postawiłaś stopę na pokładzie – powiedział nagle, przyglądając mi się spod wpółprzymkniętych powiek. – Byłaś tak przejęta, że prawie wpadłaś za burtę.

Roześmiałam się. Rzeczywiście, tak było.

Ale szybko się nauczyłaś – dodał. – Widzę w tobie coś, czego Michał nigdy nie miał.

Poczułam, jak robi mi się gorąco.

– Co masz na myśli?

– Pasję. Namiętność. Czasem myślę, że on nigdy nie docenił, jak niezwykła jesteś.

Zamarłam. Teść mówił to spokojnie, ale jego spojrzenie było dziwnie przenikliwe.

Nie wiem, o czym mówisz – rzuciłam nerwowo, odwracając wzrok.

Milczał przez chwilę, a potem uśmiechnął się lekko.

– Może to i lepiej – odpowiedział.

Noc była cicha. Za cicha. Gdy kładłam się do koi, czułam, że coś się zmieniło. I to mnie przerażało.

Poczułam ulgę

Unikałam wzroku teścia przez cały poranek. Przekładałam liny, sprawdzałam pogodę, nawet czyściłam pokład, choć nie było takiej potrzeby. Czułam się nieswojo, jakbym przekroczyła jakąś granicę, której nie potrafiłam nazwać. A może to teść ją przekroczył? On jednak zachowywał się normalnie – spokojny, opanowany, jakby rozmowa z poprzedniej nocy nigdy się nie wydarzyła. W południe zacumowaliśmy w małej zatoczce. Krystaliczna woda, piaszczysta plaża, wokół ani żywej duszy.

Chodź, popływamy – rzucił Leszek, zdejmując koszulkę.

Skinęłam głową. Gdy zanurzyłam się w chłodnej wodzie, poczułam ulgę. Nie patrzyłam na niego, skupiłam się na oddechu, na szumie fal. Ale on był blisko, czułam to. Gdy wróciliśmy na jacht, teść podał mi ręcznik, a nasze dłonie się zetknęły. To było przypadkowe, zwykłe muśnięcie, a jednak… trwało odrobinę za długo. Spojrzałam na niego, a on na mnie.

Gdybym był młodszy… – powiedział cicho, ledwie słyszalnie.

Zadrżałam.

– Ale nie jesteś – odparłam sucho, chcąc zakończyć temat.

Nie zmienia to faktu, że niektóre rzeczy się czuje, niezależnie od wieku.

Nie odpowiedziałam. Po prostu odeszłam pod pokład, zostawiając go samego na pokładzie. Moje serce waliło jak oszalałe.

Moje serce waliło jak oszalałe

Niebo zasnuły ciemne chmury. Wiatr przybrał na sile, a fale uderzały o burtę z narastającą siłą. Sprawdzałam prognozy – zbliżał się sztorm. Musieliśmy działać szybko.

– Trzeba refować żagle! – krzyknęłam do teścia, który już rzucił się do pracy.

Walka z żywiołem pochłonęła nas całkowicie. Woda lała się po pokładzie, mokre liny ślizgały się w dłoniach. Jacht chwiał się na falach, a każdy podmuch wiatru zdawał się sprawdzać nasze granice wytrzymałości. W pewnym momencie straciłam równowagę. Poczułam, jak nogi osuwają mi się na mokrym drewnie. Zanim zdążyłam się złapać, silne ramiona przyciągnęły mnie do siebie.

– Mam cię! – usłyszałam jego głos tuż przy uchu.

Byliśmy blisko. Za blisko. Adrenalina mieszała się z czymś innym – czymś, czego nie chciałam nazwać.

Trzymaj się mnie – powiedział, nie puszczając mojej dłoni.

W końcu udało nam się zapanować nad jachtem. Sztorm minął tak nagle, jak się pojawił. Staliśmy na pokładzie, mokrzy, zmęczeni, z przyspieszonym oddechem. I wtedy to się stało. Teść spojrzał na mnie w sposób, którego nie mogłam zignorować. Wciąż trzymał moją rękę, jego palce mocno zaciskały się na moich.

– Ola… – wyszeptał.

Nie zdążyłam odpowiedzieć. Jego usta znalazły się na moich – ciepłe, stanowcze, spragnione. Przez ułamek sekundy pozwoliłam sobie na to szaleństwo. Ale tylko przez ułamek. Odsunęłam się gwałtownie, wstrząśnięta.

– Nie – powiedziałam cicho.

Teść przez chwilę patrzył na mnie z czymś na kształt żalu, ale nic nie powiedział. Ja też nie. Odwróciłam się i zeszłam pod pokład, zostawiając go samego. Moje serce waliło jak oszalałe. Nie mogłam uwierzyć, że to się wydarzyło.

W mojej głowie panował chaos

Nie mogłam spać. Leżałam w koi, wsłuchując się w miarowe kołysanie jachtu, ale w mojej głowie panował chaos. Czułam na ustach smak tamtego pocałunku – gorący, pełen napięcia, jakby trzymał w sobie wszystko, co przez lata było ukrywane. Nad ranem zebrałam się na odwagę. Wyszłam na pokład.

– To było… to nie powinno się wydarzyć – zaczęłam, a mój głos zabrzmiał słabo.

Nie spojrzał na mnie od razu. Przez chwilę milczał, jakby ważył każde słowo.

– Wiem – powiedział w końcu. – Ale się wydarzyło.

Kocham Michała – dodałam, jakby to mogło cokolwiek naprawić.

Leszek uśmiechnął się smutno.

Wiem.

Cisza między nami była niemal namacalna. Fale lekko uderzały o burtę, a ja czułam, że coś w tej chwili się kończy.

Wróćmy do domu – powiedziałam cicho.

Kiwnął głową, nie dodając nic więcej. Kiedy późnym popołudniem zacumowaliśmy w porcie, Michał już na mnie czekał. Pocałował mnie w policzek, jak zawsze, a ja poczułam się winna. Wieczorem, gdy leżał obok mnie w łóżku, odebrałam SMS.

„To musi zostać między nami”.

Patrzyłam na ekran, potem na śpiącego męża. Wcisnęłam telefon pod poduszkę i zamknęłam oczy. Nie byłam pewna, czy kiedykolwiek uda mi się o tym zapomnieć.

Reklama

Aleksandra, 30 lat

Reklama
Reklama
Reklama