Reklama

– Marek, to na pewno nasz pokój? – Zapytałam, stając w progu apartamentu, który wyglądał jak z katalogu luksusowych hoteli. Marmurowa podłoga, panoramiczne okna z widokiem na morze, a na środku salonu… jacuzzi.

Reklama

– Klucze dostaliśmy w recepcji – odparł mój mąż. – Może to jakiś upgrade?

– Upgrade? Raczej pomyłka – mruknęłam, ale w duchu cieszyłam się jak dziecko. Nigdy wcześniej nie widziałam tak pięknego pokoju.

Byłam oszołomiona

Nad morze przyjechaliśmy spontanicznie – to jego pomysł na urlop gdzieś poza sezonem, bo jest taniej. Nie byłam przyzwyczajona do takich gestów z jego strony, ale postanowiłam nie drążyć. Skoro życie dawało nam taką chwilę luksusu, zamierzałam z niej skorzystać.

Ledwo zdążyliśmy włączyć jacuzzi, kiedy drzwi otworzyły się. Do środka weszła elegancka kobieta, za którą podążał wysoki mężczyzna z walizką.

– Przepraszam bardzo, ale chyba jesteście państwo w naszym apartamencie – oświadczyła, patrząc na nas z lekkim zdziwieniem.

– Słucham? – Odparł Marek, unosząc brwi. – Recepcja dała nam klucze.

Kobieta, która wyglądała na typ, co zawsze ma wszystko pod kontrolą, wyciągnęła telefon i zaczęła przeglądać rezerwację. Jej partner, stojący za nią, uśmiechał się jakby z rozbawieniem. Ciszę przerwało chrząknięcie obsługi hotelu, która właśnie pojawiła się w drzwiach. Recepcjonista z wyraźnym zakłopotaniem wyjaśnił, że system popełnił błąd, przypisując dwa nazwiska do jednego apartamentu.

– Bardzo przepraszamy – dodał. – Państwo otrzymają inny pokój – zwrócił się do nas.

– Ale… – zaczęłam protestować, choć czułam, że dyskusja jest bezcelowa.

– No dobrze, nie będziemy robić problemów – wtrącił Marek z lekką nutą irytacji. – Gdzie jest nasz nowy pokój?

Zaproponowali kolację

Nowy pokój, choć ładny, nie miał nic wspólnego z luksusowym apartamentem, z którego nas wyeksmitowano. Widok na morze zastąpiła ściana sąsiedniego budynku, a jacuzzi zostało wymienione na zwykłą wannę.

– Marek, trzeba było walczyć – jęknęłam, rzucając się na łóżko.

– Walczyć? Z takimi grubymi rybami? – Zaśmiał się gorzko. – Ty chyba postradałaś zmysły.

Usłyszałam pukanie do drzwi. Otworzyłam drzwi, a za nimi stali tamta kobieta i jej partner.

– Przepraszamy za zamieszanie – zaczęła. – Chcieliśmy zaprosić was na kolację w ramach rekompensaty.

Spojrzeliśmy z Markiem na siebie. Nie bardzo wiedziałam, co powiedzieć.

– To miło z waszej strony, ale nie musicie – wydukałam.

– Proszę, nalegamy – dodał mężczyzna, uśmiechając się ciepło. – Jestem Łukasz, a to moja żona Sara. Skoro los zdecydował, że spotykamy się w takim stylu, może warto to jakoś wykorzystać?

Byli ujmujący

Kolacja w ich apartamencie była intrygująca. Sara okazała się charyzmatyczną i pełną energii kobietą, która umiała prowadzić rozmowę, a Łukasz miał w sobie coś ujmującego. Marek początkowo zachowywał dystans, ale po pierwszym kieliszku wina zaczął rozmawiać z Łukaszem o motocyklach.

– Przejechaliśmy motocyklem przez całe Bałkany – opowiadał Łukasz. – To była jedna z tych przygód, które pamięta się całe życie.

– Zawsze marzyłem o takiej podróży – wtrącił Marek, z entuzjazmem w głosie, którego bardzo dawno u niego nie słyszałam.

Ja tymczasem rozmawiałam z Sarą o ich życiu. Okazało się, że prowadzą restaurację i często podróżują, by szukać inspiracji.

– A wy? – Zapytała. – Czym się zajmujecie?

– Marek pracuje w IT, ja jestem księgową – odpowiedziałam. – Nasze życie jest raczej… przewidywalne.

Sara uniosła brew.

– Ale chyba coś was tu sprowadziło?

– Marek stwierdził, że potrzebujemy resetu – powiedziałam z uśmiechem.

– To już coś. Czasem taki reset potrafi zmienić więcej, niż się wydaje – skomentowała, patrząc na mnie z zaciekawieniem.

Przemyślał to

Następnego dnia wybraliśmy się razem na spacer po klifach. Miejsce było magiczne – wysokie skały, błękitne niebo i dźwięk rozbijających się o brzeg fal. Szliśmy ścieżką, a rozmowa toczyła się naturalnie.

– Dlaczego restauracja? – Zapytał Marek, idąc obok Łukasza.

– Chcieliśmy coś zmienić – odpowiedział. – Sara pracowała w korporacji, ja w handlu. Któregoś dnia doszliśmy do wniosku, że nie chcemy obudzić się za dziesięć lat z poczuciem, że niczego nie spróbowaliśmy.

Marek zamyślił się na chwilę, jakby te słowa go poruszyły.

– A wy? – Łukasz spojrzał na mnie. – Macie jakieś marzenia, które czekają na spełnienie?

– Nie wiem – odpowiedziałam szczerze. – Chyba zapomnieliśmy, jak to jest marzyć.

Sara, która szła z tyłu, uśmiechnęła się lekko.

– Czasem wystarczy jeden mały krok.

Gdy wróciliśmy do hotelu, Marek usiadł na łóżku i spojrzał na mnie z powagą.

– Wiesz, Anka, myślę, że powinniśmy coś zmienić.

– Na przykład co? – Zapytałam, zaskoczona.

– Nie wiem jeszcze. Ale może czas zacząć robić coś dla siebie.

W jego oczach widziałam determinację, której dawno nie widziałam. Poczułam, że ten wyjazd naprawdę coś zaczyna zmieniać – w nim i we mnie.

Coś się zmieniło

Ostatniego dnia przed wyjazdem wymieniliśmy się z Sarą i Łukaszem numerami telefonów, obiecując sobie, że jeszcze się spotkamy. Wracając do domu, Marek spojrzał na mnie z uśmiechem.

– Wiesz co, Anka? Chyba czas zacząć oszczędzać na motocykl.

Zaśmiałam się, patrząc na niego ciepło.

– A ja chyba muszę znaleźć coś, co będzie tylko moje.

Zupełnie się nie spodziewałam, że wyjazd nad morze poza sezonem i omyłkowe przypisanie apartamentu dwóm wynajmującym okaże się początkiem pięknej przyjaźni i całkowicie odmieni nasz związek. W wakacje planujemy z Markiem wyprawę rowerową po Rumunii. To jeden z wielu kroków, jakie jeszcze musimy podjąć, żeby odbudować to, co przez lata naszego związku pokryło się kurzem i codzienną rutyną.

Reklama

Anna, 28 lat

Reklama
Reklama
Reklama