Reklama

Od trzech lat jestem żoną Michała. Od trzech lat regularnie w niedzielę jemy obiadki u jego matki, a ona regularnie przypomina mi, że „u nich w domu robiło się to inaczej”. Teściowej zawsze coś nie pasuje. Grażyna widzi wszystko, pamięta wszystko, komentuje wszystko. Zwłaszcza moje gotowanie.

Reklama

W zeszły weekend postanowiłam coś upiec. Kruche ciasto z jagodami – lekkie, delikatne, idealne na lato. Dodałam niewiele cukru, bo po pierwsze: jagody mają swój urok, a po drugie dbam o linię. Michał był zachwycony. Usiadł z talerzykiem i powiedział, że takie ciasta to on mógłby jeść codziennie. No to się ucieszyłam. Do czasu. Bo kiedy przyszli jego rodzice, a Grażyna wzięła pierwszy kęs, zmarszczyła nos jakby ciasto było z cementu.

– No... ciekawe – powiedziała, żując powoli.

W jej języku „ciekawe” znaczy mniej więcej tyle, co „co to jest i dlaczego mnie tym częstujesz”. I tak zaczęła się wojna, której ofiarą miało paść moje biedne kruche ciasto.

Kęs nienawiści

Usiedliśmy wszyscy w salonie, ja podałam kawę, a ciasto – dumne, pachnące, jeszcze lekko ciepłe – czekało na oceny jury. Michał spojrzał na mnie porozumiewawczo, jakby mówił: „Proszę, tylko dziś się nie kłóćcie”. A ja miałam dobre zamiary. Naprawdę. Do momentu, aż Grażyna wzięła widelec. Powoli włożyła kęs ciasta do ust. I wtedy padło pierwsze zdanie.

– No... ciekawe. Takie... inne.

Spojrzałam na nią.

– Inne?

– No, mało słodkie. Powiedz mi, Jowitko, ty w ogóle dodałaś cukru?

– Dodałam. Chciałam, żeby smak jagód nie był zagłuszony.

Grażyna napiła się herbaty i westchnęła.

– U nas w rodzinie to się zawsze dawało trochę więcej cukru. Ale wiadomo, każdy robi po swojemu.

Michał zaczął chrupać swój kawałek z prędkością światła, jakby myślał, że jak szybciej zje, to szybciej ucieknie z tej sceny. Ja za to miałam ochotę rzucić jej w twarz cukierniczką.

– Może następnym razem dasz przepis, Grażyno – rzuciłam słodko. – Żebym mogła się wzorować na arcydziele.

– Oj, nie przesadzaj. Ja tylko powiedziałam, że można by... doprawić.

Czyli: zniszczyć, poprawić, przerobić, przemielić i zrobić „po mojemu”.

Bolały mnie przytyki teściowej

Po ich wyjściu zebrałam naczynia i weszłam do kuchni. Michał przyszedł za mną.

Nie musisz się aż tak przejmować – mruknął.

– Serio, mam zostawić tak po prostu to, że znowu dała mi do zrozumienia, że wszystko robię źle? Że nawet ciasta nie potrafię upiec?

– Ona po prostu ma swoje zdanie. Ty też nie jesteś święta, Jowita.

– Ale ja nie wbijam komuś szpil za każdym razem, kiedy otworzę buzię. Serio, wystarczyło jej jedno ciastko, żeby poczuła się jak jurorka w programie kulinarnym.

– Wiesz, że ona taka jest. Nie zmienisz jej.

– Wiem. Ale mogłaby chociaż raz ugryźć się w język. Albo lepiej – w łyżkę.

Michał tylko westchnął. Zawsze tak jest. Niby nie broni swojej matki, ale też nie stanie po mojej stronie.

– Następnym razem postawię jej słoik cukru na stole – rzuciłam z ironią. – Niech sobie dosypie, ile chce. Łyżką.

Smak zwycięstwa

Tydzień później przyszła okazja – imieniny teścia. Każdy miał coś przynieść. Wpadłam na pomysł, żeby upiec dokładnie to samo ciasto. Ta sama proporcja, te same jagody. Tyle że tym razem posypałam całość grubą warstwą kruszonki z cukrem pudrem - specjalnie dla ukochanej teściowej. Na imprezie ciasto zniknęło z talerza w dziesięć minut. Teść wziął dokładkę.

– Ooo, pycha! Akuratne. Nie za słodkie.

Michał mrugnął do mnie z rozbawieniem. Grażyna? Tylko ona jadła w milczeniu. Potem wzięła drugi kawałek. A następnie spojrzała na mnie, unosząc brwi.

– Powiedz mi, Jowitko... to to samo ciasto, co ostatnio?

– Dokładnie to samo. Jedyna różnica to cukier puder na wierzchu. Czasem jak się coś tylko „posłodzi”, to ludziom się wydaje, że jest lepsze.

Spojrzała na mnie, ale nie odpowiedziała. Widziałam, że ją zamurowało. Może po raz pierwszy ktoś wyprzedził jej komentarz. Może zrozumiała, że ciasto nie musi być słodsze. Czasem wystarczy mniej jadu w ustach osoby, która je je. Poczułam smak zwycięstwa. Słodszy niż cokolwiek, co mogłabym upiec.

Konfrontacja w kuchni

Zostałyśmy same w kuchni. Grażyna zbierała się do wyjścia, ale widziałam, że coś jej chodzi po głowie. W końcu nie wytrzymała.

– Wiesz, Jowita... ja cię nie chcę krytykować. Ja tylko czasem coś powiem... z przyzwyczajenia. Nie jestem złośliwa. Po prostu lubię, jak rzeczy są... dobrze zrobione.

– A ty wiesz, że to nie zawsze znaczy: „zrobione jak u Grażyny”?

– Może i masz rację. Ale wiesz... ja całe życie gotowałam dla rodziny. Mam swoje przyzwyczajenia.

– A ja chcę mieć swoje. Michał mnie poślubił, nie ciebie.

Milczała. Pierwszy raz od miesięcy. W końcu uśmiechnęła się słabo.

– To ciasto było naprawdę dobre. Następnym razem zrób może z malinami. Dla odmiany.

– Zobaczymy. Może zrobię z grejpfrutem i octem. Będzie z charakterem, tak jak lubię.

Parsknęła śmiechem. Takiej reakcji się nie spodziewałam. Wieczorem leżeliśmy z Michałem na kanapie. W końcu zapytał:

– To co, pogodziłyście się z mamą?

– Raczej wymieniłyśmy kilka zdań.

– Widziałem, że zjadła dwa kawałki ciasta. Bez jęczenia. Można to uznać za sukces.

Michał objął mnie ramieniem.

– Może. Ale najpierw niech się przyzwyczai, że nie potrzebuję jej akceptacji w kuchni.

On pokiwał głową, jak zwykle. Nie staje po niczyjej stronie. Ale tym razem… może to i lepiej. Nie wiem, czy można powiedzieć, że z Grażyną osiągnęłyśmy pokój, to raczej chwilowy rozejm. Ja nie komentuję jej galaretek z groszkiem, ona nie robi już uwag o tym, że moje ciasto „jest dziwne”. Czy to sukces? Nie wiem. Ale przynajmniej przy niedzielnych obiadach jest teraz spokojniej. Zrozumiałam jedno, nie będzie mi dyktować, jak mam żyć. Niech myśli, co chce. Ja i tak będę robić wszystko po swojemu – czy chodzi o jagody, czy o całe moje małżeństwo.

Michał też się czegoś nauczył. Może nadal nie wtrąca się w nasze słowne potyczki, ale przynajmniej już nie próbuje mnie uciszać. Zaczyna rozumieć, że ja nie robię afery dla sportu. Ja po prostu nie daję sobie wchodzić na głowę. Więc tak – może to wciąż kruche relacje. Ale jak na razie, trzymają się lepiej niż niejedno ciasto.

Jowita, 31 lat


Czytaj także:

Reklama

Reklama
Reklama
Reklama