Reklama

Nelę znałam z widzenia, mieszkała z mężem i małym synkiem w bloku naprzeciwko. Spotykałyśmy się przypadkiem, ona pchała spacerówkę, w której rozpierał się chłopczyk, ja zwykle dźwigałam siatki z zakupami.

Reklama

– Śliczny jesteś – zagadałam kiedyś do malucha. Odpowiedział mi zabawnym spojrzeniem spode łba. – Jak masz na imię?

– Julek – odpowiedziała za niego mama.

– Dwulatek? – wprawnie oceniłam wzrokiem wzrost chłopczyka.

Jeszcze niedawno moje dzieci były w tym wieku, ale nie woziłam je wózkiem. Biegały aż za szybko, trudno było za nimi nadążyć. Nagle przyszło mi do głowy, że Julek ma kłopoty zdrowotne. Spojrzałam na Nelę ze współczuciem, twarz miała zmęczoną, pozbawioną radości, a przecież powinna być szczęśliwa, dziecko to największy skarb.

Zobacz także

– Pójdziesz z mamą za rękę? Pokaż, jak ładnie chodzisz – Nela wyplątała opierającego się dwulatka z wózka i postawiła na chodniku.

– Ne! – oświadczył stanowczo chłopczyk i zaczął rzewnie płakać. Na zawołanie. Po minucie jego mama poddała się i wsadziła go z powrotem do wózka. Patrzyłam na to oniemiała.

– Julek jest trudnym dzieckiem, ciągle grymasi, już sama nie wiem, jak mu dogodzić. Czasem mam ochotę uciec gdzie pieprz rośnie – zwierzyła się niespodziewanie Nela. – Nie mogę się doczekać powrotu do pracy, odpocznę od ciągłej opieki nad synkiem, marzę by pobyć między dorosłymi, którzy nie płaczą co pięć minut i nie plują przecierem z buraczków. Jestem złą matką.

– Tylko zmęczoną – uśmiechnęłam się do niej krzepiąco.

Przez moment pozazdrościłam jej, że ma pracę, ale zaraz mi przeszło. Dla Neli wychowywanie synka było gehenną, z jakiegoś powodu nie radziła sobie z dzieckiem, nie zamieniłabym się z nią za żadne skarby.

– Szukam opiekunki dla Julka, zgłosiło się kilka pań z ogłoszenia, ale nie dogadałyśmy się – powiedziała Nela ignorując wrzask niezadowolonego Julka. – Gdyby pani o kimś słyszała, proszę dać mi znać, dobrze? Zostało mało czasu, w przyszłym tygodniu zaczynam pracę.

Tylko Julek milczał, wpatrzony z uwielbieniem w starsze dzieci

– Jeśli pani do tego czasu nikogo nie znajdzie, chętnie pomogę, pod warunkiem że będę mogła połączyć obowiązki niani z opieką nad moimi dziećmi – zaofiarowałam się, myśląc o dodatkowym zarobku, taka okazja była nie do pogardzenia dla osoby od roku bezrobotnej.

Nela bardzo się ucieszyła i z miejsca porzuciła myśl o dalszym castingu na nianię. Według niej byłam idealną kandydatką, miałam wolny czas, byłam doświadczoną matką i mieszkałam niedaleko. Uzgodniłyśmy, że zaczynam od poniedziałku. Stawiłam się punktualnie.

– Słoiczki z obiadkami są tu, herbatka instant stoi na blacie, proszę jej nie słodzić, cukier jest niezdrowy. Julek zjadł na śniadanie kaszkę, na drugie zrobi mu pani papkę z banana, tarte jabłko albo otworzy ten słoiczek. To przecier z brzoskwini.

Nela kręciła się po mieszkaniu, pokazując mi pampersy, smoczki i Bóg wie co jeszcze. Julek miał wyprawkę jak niemowlak. Nie powiedziałam tego, co myślę, jeszcze byśmy się pokłóciły. Była bardzo zdenerwowana, miała do tego prawo. Szła do pracy po dłuższej przerwie, zostawiała dziecko obcej kobiecie, siła złego na jednego. Obejrzałam się za Julkiem, siedział na kanapie i oglądał bajkę w telewizji.

– Proszę już iść i niczym się nie przejmować, my tu sobie świetnie poradzimy – zapewniłam młodą matkę, prawie wypychając ją za drzwi. Wróciła tylko dwa razy, po torebkę i po kluczyki od samochodu. Trzeciego razu nie było, nastała cisza, przerywana odgłosami z telewizora, które wydały mi się dziwnie niepodobne do kreskówki

– Dosyć tego, kawalerze – zabrałam Julkowi pilota. Chłopczyk zdążył przełączyć kanał i bardzo zaintrygowany oglądał film gangsterski. Interwencję w nowe zainteresowania powitał wrzaskiem. Spojrzałam na zegarek. Zrobiło się późno, powinnam odprowadzić Romę do przedszkola i przyszykować Frankowi drugie śniadanie do szkoły.

– Zbieraj się, wychodzimy – oznajmiłam Julkowi. – Pośpiesz się, to coś ci pokażę. Krzyk zmniejszył natężenie, a potem zamienił się w teatralne pochlipywanie. Julek był wyraźnie zaciekawiony, ale nie chciał zbyt łatwo się poddać.

– Idziemy po Romkę, a potem wszyscy razem do przedszkola – oznajmiłam, ciągnąc małego za rękę. Całkiem żwawo przebierał nogami i dobrze, bo o wózku zupełnie zapomniałam.

Mąż powitał mnie z ulgą.

– Dobrze, że jesteś, ja już muszę wyjść. Dzieciaki się ubierają, zrobiłem śniadanie dla Franka, leży na stole. Odprowadzisz Romę do przedszkola?

– Jak zwykle, w dodatku z pomocnikiem. Poznaj Juliana – nachyliłam się nad onieśmielonym maluchem.

– Cześć chłopie. Przybijesz piątkę?

Wyciągnięta ręka Grześka zawisła w próżni, Julek zupełnie nie wiedział, co z nią zrobić.

– Kto to? – Romka zmaterializowała się koło chłopca i obwiesiła na mojej nodze.

– Mały gnojek – wyjaśnił jej brat, wchodząc do kuchni po śniadanie i pakując je do plecaka.

Grzesiek zawrócił od drzwi, żeby wyjaśnić synowi niestosowność wypowiedzi. Wszyscy mówili naraz, panował zwykły poranny rozgardiasz i tylko Julek milczał, wpatrzony z uwielbieniem w starsze dzieci. Wyglądało na to, że się dobrze bawi.

W przedszkolnej szatni siedział jak trusia, nie odrywając oczu od Romy, doskonale świadomej, że zyskała młodego wielbiciela. Tak się popisywała, że zaraziła inne dzieci, ze zwykłego zdejmowania butów i kurtek zrobił się istny cyrk, przedstawienie dla jednego widza. Julek był oczarowany, ale kiedy nowi znajomi zniknęli mu z oczu, popłakał się prawdziwymi łzami. Wzięłam go na ręce.

– Biedaku. Wiem, że to dyskryminacja, oni mogą wejść na salę, a ty nie. Za rok też pójdziesz do przedszkola, przeleci jak z bicza strzelił – pocieszałam go. – Zjesz drugie śniadanie i humor ci się poprawi. Lubisz przecier z brzoskwini?

Nie lubił. Opluł stół, mnie i siebie. Spróbowałam ciemnożółtej papki, żeby zobaczyć, co go tak oburzyło. Była całkiem niezła, tylko trochę mdła, miałam nadzieję, że obiadek ze słoiczka bardziej Julkowi przypasuje.

Czułam się jak matka, oddająca synka pod opiekę niewykwalifikowanej pary

Wizyta w przedszkolu była sukcesem, ale potem mój podopieczny zrobił się niespokojny. Według mnie się nudził, więc zabrałam go na spacer, znowu zapominając o wózku. Nie byłam przyzwyczajona do takich udogodnień.

Koło południa solidnie wybiegany Julek padł, zrobiłam więc spokojnie obiad, a jak wstał, nakarmiłam go rosołem, bo nie chciało mi się biec po słoiczek. O dziwo, nie grymasił. Zjadł pełen talerz, a po powrocie Franka ze szkoły, odkrył, jak przyjemnie jest usiąść przy drugim daniu w towarzystwie.

– Rany boskie, on jest nie przyzwyczajony do takiego jedzenia – jęknęłam, kiedy Julek rzucił się na mielonego. Pozwoliłam tylko na kilka kęsów, resztę zabrałam, bojąc się, że mu zaszkodzi.

Julek spędził u nas wspaniały dzień, dołączył do rodziny, w której ciągle coś się działo, brał entuzjastyczny udział w każdej czynności i głośno zaprotestował, kiedy musiałam odprowadzić go do domu.

– Jak było? Nie płakał? Potrafi być taki marudny, jest trudnym dzieckiem – Nela po powrocie z pracy rzuciła się do synka.

– Wcale nie. Jest najzwyklejszym maluchem, tylko trzeba go czymś zająć i nie traktować jak niemowlę. To już duży chłopczyk, bardzo ciekawy świata, potrzebuje nowych wyzwań, towarzystwa innych dzieci, ruchu i…

O mało nie powiedziałam o smacznym, domowym jedzeniu, obawiałam się jednak, że takiej krytyki Nela mogłaby nie znieść. Nie wspomniałam też o pampersach i smoczkach, z których moim zdaniem, Julek mógłby śmiało zrezygnować przy odrobinie zachęty. Byłam tylko nianią, to Nela decydowała co jest najlepsze dla jej syna. Widząc jej niedoświadczenie, musiałam jej dyskretnie pomóc, dla dobra dziecka.

Najłatwiejsza była sprawa wyżywienia. Uczciwie proponowałam chłopcu obiadek ze słoiczka, odmawiał, więc z czystym sumieniem karmiłam go tym co ugotowałam. Julek zajadał aż mu się uszy trzęsły i nie narzekał. Przyjemnie było popatrzeć, jaki ma apetyt. Chłopaczek szybko się rozwijał pod moją opieką, towarzystwo Romy i Franka też dobrze mu robiło. Naśladował starsze dzieci we wszystkim, a im niezdarniej to robił, tym słodszy mi się wydawał. Był tak uroczy, że mogłabym go schrupać.

Julek świetnie sobie radził, byłam z niego dumna, uznałam więc, że przyszedł czas, by wydać wojnę pampersom. Natknęłam się na twardy opór, mały tak się przyzwyczaił do pieluchy, że pilnował jej jak oka w głowie. Nie zgadzał się na brak pampersa w spodenkach i już. Silny miał chłopak charakter, ale ja byłam cierpliwa.

– Nasze dzieci szybciej pojęły do czego służy nocnik – zauważył mąż, widząc jak zaangażowałam się w tę sprawę.

– Julek też zrozumie, potrzebuje tylko więcej czasu i dużo miłości – wtuliłam twarz we włoski chłopczyka. Pachniał szamponem dla dzieci i pizzą, której dziś po raz pierwszy spróbował. Był uroczy.

– Nie przywiązuj się do niego za bardzo, on jest do zwrotu – zażartował Grzesiek.

Nie uśmiechnęłam się, od jakiegoś czasu popołudnia były dla mnie bardzo trudne. Odprowadzałam niezadowolonego Julka do domu i czekałam, aż wrócą jego rodzice. Czułam się jak matka, oddająca synka pod opiekę niewykwalifikowanej pary, jaką w moich oczach byli Nela i jej mąż. Co oni wiedzieli o dzieciach? Wychowywali Julka jak niemowlaka, nie pozwalając mu się rozwijać i jeszcze narzekali, że jest uciążliwym dzieckiem. Nie zasługiwali na niego.

Tak się przywiązałam do Julka, że nie umiałam myśleć rozsądnie

Julek chyba myślał podobnie, bo ciężko przeżywał rozstania. Płakał, zawodził, wyciągał do mnie rączki, a ja nie mogłam go przytulić i uspokoić. Byłam tylko nianią, nie matką. Oboje strasznie cierpieliśmy. Nela z początku nie zauważyła co się dzieje, obsypywała mnie komplementami, nie mogąc się nadziwić, jak odmieniłam jej dziecko. Była ze mnie bardzo zadowolona, bo okazało się, że Julek stał się pogodny, poszerzył słownictwo, a po solidnej dawce spacerów na własnych nogach, wieczorem zasypiał bez problemów.

Sielanka skończyła się, kiedy do Neli dotarło, że jej synek za bardzo się do mnie przywiązał. Kiedyś powiedziała mimochodem, że to nie jest normalne, kiedy dziecko rozpacza, rozstając się z nianią. Przestraszyłam się nie na żarty. Chyba Nela nie zechce się mnie pozbyć? Co wtedy stanie się z małym?

– To nie jest twoje dziecko, Julek ma mamę i tatę, nie zapominaj o tym – powiedział celnie Grzesiek – ciągle o nim mówisz, boisz się, że ci go odbiorą. Za mocno się do niego przywiązałaś, Nela ma rację, przeginasz. Spójrz na to z dystansu, to tylko praca opiekunki.

– Julek jest malutki, potrzebuje mnie – krzyknęłam.

– No widzisz. Przeginasz – powtórzył spokojnie Grzesiek.

Miał rację, po stokroć, i co z tego? Tak się przywiązałam do Julka, że nie umiałam myśleć rozsądnie. Przez dziesięć godzin dziennie byłam jego mamą, jak miałam na zawołanie zapomnieć o nim gdy wracali jego rodzice? Potrafiłam się nim lepiej zajmować niż Nela, dziecko było ze mną szczęśliwe, pokochało Romkę i Franka, stało się częścią naszej rodziny.

Ukrywałam zauroczenie Julkiem, w obawie, że Nela mi go odbierze. To znaczy wymówi mi pracę. Tylko Grzesiek domyślał się co przeżywam, przed nim nie potrafiłam się kamuflować.

– Dana, zrezygnuj z opieki nad tym chłopcem, to poszło za daleko, robi się niebezpieczne – powiedział poważnie. – Ciężko przeżywasz rozstania, boisz się o niego, gdy jest pod opieką Neli, jesteś o nią zazdrosna. Zaczynam myśleć, że byłabyś zdolna porwać Julka.

– Nawet tak nie żartuj, chodzi mi wyłącznie o dobro dziecka. Nela nie potrafi się nim zajmować.

– Jest młodą matką, popełnia błędy, jak wszyscy rodzice. My też nie od razu wszystko wiedzieliśmy.

– Nie broń jej! – uniosłam się. – Po czyjej jesteś stronie?

– Dana, tu nie ma stron, to nie jest walka o dziecko. Julek nie jest twoim synem!

– Wiem – zniecierpliwiłam się.

– Ale czujesz inaczej, rywalizujesz z Nelą. Zrezygnuj z tej pracy, zanim popełnisz błąd, który ciężko będzie naprawić.

Rozumiałam, co do mnie mówi, ale nie potrafiłam tego zrobić. Przecież nie mogłam zostawić Julka Neli, za bardzo bym się o niego bała. Matki, nawet tak niepewne siebie jak Nela, mają instynkt ostrzegający je przed niebezpieczeństwem. Udawałam obojętność i profesjonalizm jak umiałam, a mimo to zorientowała się, że jestem zbyt kochającą nianią.

Julek, szczere dziecko, nie ułatwiał sprawy zanosząc się rzewnym płaczem, gdy go opuszczałam. Nela nie postawiła mi żadnych zarzutów, załatwiła wszystko po swojemu. Opowiadała o mnie innym mamom, wychwalając pod niebiosa moje podejście do dziecka, umiejętności pedagogiczne i ciepłą atmosferę rodzinną, jaką stwarzam dziecku pod nieobecność rodziców. Według niej byłam nianią idealną.

Zaczęły się sypać propozycje, koleżanki Neli nie miały skrupułów, próbowały podkupić mnie, robiąc jej świństwo, byle zyskać dla swojego malucha dobrą opiekę. Oczywiście odmawiałam, miałam przecież małe dziecko, Julka, nie mogłam podjąć innej pracy. Większość matek zrezygnowała, zrażona moim uporem, na placu boju pozostały tylko dwie, gotowe na wszystko, by ich dziecko miało najlepszą nianię.

Rekomendacja Neli, którą uważałam za kiepską matkę, musiała wiele znaczyć w tym środowisku, bo kobiety dzwoniły do mnie regularnie, podbijając i tak już wysoką stawkę i prześcigając się w bonusach. Proponowały, że opłacą mi ubezpieczenie emerytalne, kusiły płatnym urlopem i gwarantowały ciągłość zatrudnienia. Nie miałam pojęcia, że nianie należące do ekstraklasy mogą liczyć na takie warunki.

– Ile ci zaproponowała?! – Grzesiek nie mógł uwierzyć w hojność oferty.

– Za mało, bym porzuciła opiekę nad Julkiem. Nie ma takich pieniędzy, które skłoniły by mnie do tego.

– Dana, nie jesteś jego matką, to tylko praca – Grzesiek ostatnio często mi to powtarzał, ale miałam gotową odpowiedź.

– To także kwestia odpowiedzialności. Wychowuję dziecko, nie mogę go zostawić.

– Porozmawiaj z Nelą, daj jej czas na znalezienie nowej niani. Chyba już obie zdajecie sobie sprawę, że jest was o jedną za dużo przy tym chłopcu. Odpuść Dana, czas gra na twoją niekorzyść, więzy z dzieckiem się zacieśniają, później będzie ci jeszcze trudniej.

Spojrzałam na niego wrogo.

– Będzie ci ciężko się z nim rozstać, przecież widzę, że uważasz go za syna. Błagam, powiedz Neli, że zamierzasz zrezygnować.

Nigdy bym tego nie zrobiła, to Nela, tak przeze mnie lekceważona, okazała się wytrawnym graczem.

– Wspominałam, że przyjeżdża babcia Julka? – spytała pewnego dnia od niechcenia. – Zostanie z nami dłużej, chce nacieszyć się wnukiem, a przy okazji się nim zaopiekuje.

Nie mogła celniej uderzyć, krew odpłynęła mi z twarzy.

– Nie denerwuj się, pomyślałam także o tobie. Masz sporo czasu na znalezienie nowej pracy, a z tego, co słyszałam, nie będzie z tym trudności. Możesz przebierać w ofertach jak w ulęgałkach. Co więcej, wszystkie są korzystniejsze od tego, co mogę ci zaproponować.

Długo tęskniłam za tym chłopczykiem, który wkradł się do mojego serca

Jakby pieniądze były najważniejsze! Czułam, że przestaję nad sobą panować, musiałam wyjść, żeby nie zacząć krzyczeć. Nela sprytnie ukradła mi Julka, co mi po nowej pracy, skoro nie będę już opiekować się moim chłopczykiem.

Grzesiek nawet nie próbował mnie pocieszać, chodził koło mnie na palcach, a ja leżałam na łóżku i łkałam. Byłam zrozpaczona, jak matka, której odebrano dziecko, ale jednocześnie rozumiałam, że dobrze się stało. Potrzebowałam tylko czasu, żeby otrząsnąć się z macierzyńskiego zauroczenia cudzym dzieckiem.

Trochę trwało, zanim w pełni doszłam do siebie. Długo tęskniłam za chłopczykiem w pampersie, który wkradł się do mojego serca i stał trzecim, najmłodszym dzieckiem. Spotykałam go potem wiele razy, na spacerach lub placu zabaw, cieszył się na mój widok, ale towarzystwo innych dzieci tak go pochłaniało, że szybko tracił mną zainteresowanie. Powoli zapominał o niani, którą tak lubił, że nie umiał się z nią rozstać. Ja pamiętałam dłużej.

Przyjęłam hojną propozycję znajomej Neli i zostałam pełnoetatową nianią małej Zuzi. Dziewczynka jest urocza, kochana i bystra, ale na szczęście nie wzbudziła we mnie instynktu macierzyńskiego i pozostała tylko podopieczną. Tak jest znacznie lepiej i zdrowiej dla wszystkich zainteresowanych, nie chciałabym drugi raz przechodzić żałoby, jaką odbyłam po utracie Julka.

Reklama

Dziś na szczęście mam to za sobą, tylko czasem łapię się na tym, że wypatruję go z daleka. Patrzę, jak siedzi prosto na trzykołowym rowerku i rozpiera mnie duma, jaki z niego dzielny chłopak. Chyba nigdy nie będę mogła myśleć o Julku obojętnie, ale przecież nikomu nie zaszkodzę jeżeli na niego przez chwilę popatrzę.

Reklama
Reklama
Reklama