„Pół życia wierzyła w przepowiednię wróżki. Przez to związała się z pomyleńcem i mogła stracić miłość życia”
„Popatrzyłem na nieszczęśliwą, młodą kobietę zaplątaną w sieć głupich przepowiedni i snu, którego znaczenia nie zrozumiała. Wyjaśniłem jej więc, jak wygląda prawda. Powiedziałem, że wśród kobiet trudniących się wróżbiarstwem, niewiele jest prawdziwych wróżek”.

- Marek, 52 lata
Tego dnia moimi ostatnimi pacjentkami była matka i córka. Zdziwiłem się, bo ładna trzydziestolatka z wściekłością wbijała wzrok w kąt gabinetu. Oj, na pewno nie przyszła tu z własnej woli!
– Panie doktorze, nie rozumiem mojej córki – powiedziała bez wstępów starsza pani. – Kocha ją wspaniały człowiek. Chce się z nią ożenić i dać jej szczęście. A ona łazi za facetem, który jest kompletną miernotą, na każde jego skinienie gotowa ściągać majtki. Przepraszam za to dosadne wyrażenie… Wie pan, o co mi chodzi.
Popatrzyłem na jej córkę.
– A może pani córka kocha tego pana? – zapytałem ostrożnie.
– Jak można kochać takiego bydlaka?! – krzyknęła matka, a córka rzuciła jej ponure spojrzenie. – Głupi, ordynarny, taki szalikowiec – wypluła to słowo z bezbrzeżną pogardą i odrazą. – A Piotr jest miły, kulturalny, przystojny, zaradny… – głos kobiety nagle stał się słodki i rozmarzony.
Najwyraźniej miarka się przebrała, bo młodsza rzuciła do matki z rozpaczą:
– Nie jemu jestem przeznaczona, ale Zdziśkowi. To z nim mam żyć w błogosławionym szczęściu! – a zwracając się do mnie, dodała, cała roztrzęsiona: – Doktorze, ja przy Piotrze nic nie czuję, choć bardzo go cenię i lubię, ale… Ledwo Zdzisiek mnie dotknie choćby palcem, to już cała płonę! Rozumie pan?
– Ale czy ty go, dziecko, lubisz? – spytała ją matka łagodnie. – Czy ty lubisz Zdziśka?
Zapadło milczenie. Iwona wyłamywała sobie palce, połykając łzy.
– Mam wrażenie – powiedziałem po chwili – że nie jest pani szczęśliwa. Że pani cierpi, rozdarta sprzecznymi uczuciami. Myślę, że już najwyższy czas wszystko w sobie uporządkować, rozeznać się w swoich uczuciach i w faktach, a potem podjąć decyzję. Na początek proszę się cofnąć do chwili, w której pojawiło się przekonanie, że ów Zdzisław jest pani przeznaczony.
Dziewczyna zaczęła mówić natychmiast, jakby czekała na to pytanie:
– Najpierw była wróżka, do której zaciągnęła mnie koleżanka. Jeszcze dziś słyszę ten jej skrzekliwy głos: „Wysoki, silny, zdecydowany blondyn z tatuażem na lewym ramieniu da ci szczęście, jakiego nie zaznasz u boku innego. Ale wystrzegaj się, złotko, bruneta o szarych oczach”…
Myślała tylko o słowach wróżki
Słowa wróżbiarki zapadły głęboko w serce czternastolatki. Od tamtego dnia w jej marzeniach miejsce ciemnowłosego księcia zajął płowowłosy. Chociaż bardziej podobali się jej bruneci o szarych oczach (podobni do Piotra), słowa wróżki przyjęła jako pewnik. Musiała zatem pogodzić się z wizją blondyna u swego boku.
Z czasem nawet sobie wmówiła, iż rzeczywiście jasnowłosy jest super, cool i rewelacja, niczym czekolada, której zjesz kilogram, a nie przytyjesz nawet grama. Przyjrzałem się Iwonie, dziś już trzydziestoletniej. Była ładna i miła. Z pewnością inteligentna. Nic dziwnego, że miała powodzenie. Tak się jednak składało, że największym zainteresowaniem zawsze darzyli ją bruneci. A przecież ona szukała tego jedynego – postawnego, męskiego blondyna. I z tatuażem na lewym ramieniu. Jak mogłem się domyślić, takich osobników można poznać niewielu…
– Rzeczywiście – usłyszałem od dziewczyny. – Przez długi czas nikogo takiego nie spotkałam. Z czasem zaczęłam mieć nawet wątpliwości, czy aby ta wróżka się nie pomyliła.
– A jednak coś się wydarzyło… – zachęcałem ją do dalszych zwierzeń.
– To było przed czterema laty. Chodziłam wtedy z chłopakiem, którego poznałam na siłowni – wysoki, umięśniony blondyn z tatuażem w kształcie skorpiona na lewym ramieniu. Tylko że to był nudziarz, którego jedynym marzeniem było wygranie mistrzostw Polski w kulturystyce. W dniu, kiedy ze sobą zerwaliśmy, miałam dziwny sen… Chodziłam po jesiennym lesie, rozgarniając stopami opadłe liście. Między koronami na wpół ogołoconych drzew przebłyskiwały promienie słońca.
Nie przerywałem swojej pacjentce opowiadania, chciałem poznać całą historię.
Byłam spokojna, szczęśliwa. Nagle usłyszałam dalekie postukiwanie. Im bardziej się zbliżałam do źródła odgłosów, tym silniejsze ogarniało mnie podniecenie, ale równocześnie byłam coraz bardziej niespokojna. Gdzieś zniknęło szczęście i spokój. Zaczęłam biec i zdyszana wpadłam na polanę zalaną słońcem. Byłam łanią, zwinną i skoczną. Zatrzymałam się na skraju polany. Na środku jakiś mężczyzna o blond włosach ścinał drzewo. Przerwał pracę i zaczął się we mnie wpatrywać. Ja również widziałam jego twarz, spocony tors i muskularne ramię. .
Dotarła do niej cała prawda
Iwona przerwała na chwilę, poprawiła się na krześle. Widziałem, że wspomnienie snu wciąż mocno ją porusza.
– Drwal ruszył w moim kierunku, jakby zahipnotyzowany naszym spotkaniem. Widziałam, jak zaciska dłoń na obuchu siekiery. Ten człowiek był dla mnie, sarny, zagrożeniem, ale nie mogłam ruszyć się z miejsca, by uciec. Z każdą sekundą rósł we mnie lęk, zmieszany z nieprawdopodobnym podnieceniem… Obudziłam się zlana potem, na krawędzi orgazmu. Teraz już wiedziałam, że muszę czekać na tego, którego zapisał mi los.
Z dalszych słów dziewczyny wynikało, że lata mijały, lecz w jej życiu nie następowały oczekiwane i śnione nocami zmiany. Skończyła studia, dostała pracę redaktorki w wydawnictwie. Tam poznała Piotra, wziętego tłumacza. Współpracowali ze sobą, przekładając kilka książek.
Iwona traktowała go tylko jak autora, a jego nieśmiałe próby zwrócenia na siebie jej uwagi, lekko ją bawiły. Jednak z biegiem czasu stał się dla niej kimś więcej – przyjacielem, na którego zawsze mogła liczyć. Zaczęli chodzić do kina, na wernisaże. Piotr był oczytany, dowcipny i zabawny. Nigdy się z nim nie nudziła.
Wiedziała, że on chciałby zacieśnić ich znajomość, niejednokrotnie dawał jej to delikatnie do zrozumienia, ale ona czekała na tego wyśnionego. Piotr jej właściwie nie pociągał. Lubiła brać go pod rękę, lubiła się nawet czasem do niego przytulić, to fakt. Lubiła, gdy na nią patrzył. Wówczas w jego oczach widziała… Może to była namiętność. Tyle że jednostronna.
Pewnego dnia zepsuł jej się samochód. Zatrzymał się na środku jezdni i nie chciał ruszyć z miejsca. Wezwała pomoc drogową. Wtedy zatrzymał się przy niej wysoki, potężny blondyn w podkoszulku z obciętymi rękawami. Gdy na jego lewym ramieniu ujrzała tatuaż przedstawiający syrenę w objęciach trytona, poczuła, jak nagła żądza zwala ją z nóg.
– To goryl – wtrąciła się do opowieści córki matka. – Taki z gatunku dwunożnych, co to biorą wszystko, co im się nawinie pod owłosione łapska, i…
– Pani Iwono, czy jest pani z nim szczęśliwa, czy czuje pani, że wreszcie dotarła do celu? – przerwałem matce pacjentki. – Tylko szczerze. Proszę się zagłębić w swoje odczucia i dopiero potem mi odpowiedzieć.
W gabinecie na chwilę zapadła cisza.
– To z nim przeżyłam swój pierwszy w życiu orgazm. Dobrze powiedziałam – kiwnęła z namysłem głową – to był właśnie orgazm, nie rozkosz… Czysto fizyczny, który bardziej tyczył ciała niż duszy. Myślę, że potem cały czas czekałam na to, że w końcu i moje serce dozna rozkoszy… – jej głos powoli cichł.
Myślę, że właśnie w tamtym momencie, w szczerej rozmowie z obiektywnym psychologiem, wreszcie coś zaczęło do niej docierać. Spychana przez cały czas prawda o tym, jak bardzo instrumentalnie jest traktowana przez Zdzisława, wreszcie zaczęła do niej docierać.
– On zdradza moją córkę na prawo i lewo! – matka Iwony znowu musiała się wtrącić. – Wiem, że ją kilka razy uderzył. Jest chamem i brutalem. Traktuje Iwonkę jak śmiecia. I nawet nie jest przystojny! Nie rozumiałam dlaczego ona… Jestem przekonana, że uzależnił ją od siebie. Dlatego przyszłyśmy do pana po poradę.
Postanowiła zaufać snom
Popatrzyłem na nieszczęśliwą, młodą kobietę zaplątaną w sieć głupich przepowiedni i snu, którego znaczenia nie zrozumiała. Wyjaśniłem jej więc, jak wygląda prawda. Powiedziałem, że wśród kobiet trudniących się wróżbiarstwem, niewiele jest prawdziwych wróżek. Większość wciska naiwnym dziewczętom wyssane z palca „przepowiednie” za kilka złotych.
A bywa, że ktoś – zwłaszcza tak młody – przejmie się „wróżbą” i zacznie układać pod nią swoje życie. I niekiedy, gdy potrzebuje podpowiedzi, pojawia się sen, który utwierdza ich zafałszowane marzenia. Lecz znaczenie snu Iwony było inne.
– Idąc przez las, czuła pani spokój i zadowolenie. To była alegoria życia, w którym czujemy się szczęśliwi i spełnieni. Gdy biegła pani, by zobaczyć, kto stuka, pojawiło się ponaglenie, niepokój. Potem lęk – to było pierwsze ostrzeżenie: drwal, uosobienie siły, agresywnej męskości, jest zagrożeniem. I rzecz niezwykła, jakkolwiek wcale nie tak rzadko spotykana – element proroczy snu: tatuaż, który rzeczywiście miał na ramieniu Zdzisław. I to było drugie ostrzeżenie: od mężczyzny z takim tatuażem uciekaj, gdzie pieprz rośnie, bo z nim nigdy nie będziesz szczęśliwa.
Trzy miesiące później dostałem wiadomość od młodej pacjentki. W liście napisała, że miała drugi sen, w którym widziała siebie jako starą kobietę. W owym śnie siedziała nad brzegiem morza u boku równie starego, co i ona, mężczyzny. Obok nich bawiły się wnuki. Obejmowali się. Czuła się niezwykle szczęśliwa. Nie widziała twarzy tego mężczyzny, ale zauważyła szramę na jego prawej dłoni – taką samą, jaką ma Piotr.