Reklama

Nie byliśmy biedni – tak sobie powtarzałam. Po prostu „żyliśmy skromnie”. To brzmiało bardziej znośnie. Nasz siedemnastoletni syn już nauczył się odmawiać sobie rzeczy, które jego rówieśnicy brali za pewnik. Mąż zawsze powtarzał, że najważniejsza jest uczciwość. „Nie można brać cudzej krzywdy za własne szczęście”, mawiał.

Reklama

Tamtego wieczoru byłam w kuchni, gdy usłyszałam kroki męża.

– Agnieszka, ktoś zostawił coś pod drzwiami – zawołał.

Zerknęłam zza framugi i zobaczyłam brązową paczkę, którą trzymał w rękach. Papier był poszarpany, jakby ktoś w pośpiechu zakleił jej zawartość.

– Co to może być? – zapytałam, czując dziwne napięcie.

– Zaraz się dowiemy – odpowiedział, kładąc paczkę na stole.

Mąż ostrożnie otworzył zawiniątko, a kiedy zobaczyliśmy, co jest w środku, oboje zamarliśmy. Gotówka. Grube pliki banknotów spięte gumkami.

– Ktoś się pomylił. Musimy to zgłosić – zadecydował.

Ale w głowie kołatała mi jedna myśl. Nasz los w końcu się odmienił.

Spojrzał na mnie z gniewem

– Nie ma mowy! – Tomasz niemal wrzasnął, kiedy zasugerowałam, byśmy poczekali. – Nie możemy tego zatrzymać!

– A jeśli nikt się nie zgłosi? – rzuciłam, siadając przy stole. – Ile razy musieliśmy sobie czegoś odmawiać? Ile razy Michał nie mówił, że czegoś potrzebuje, bo wiedział, jak ledwo wiążemy koniec z końcem?

Tomasz oparł dłonie o stół i spojrzał na mnie z takim gniewem, że aż się cofnęłam.

– Nie rozumiesz, co to może oznaczać? To mogą być pieniądze jakichś przestępców. Nie mamy prawa ich zatrzymać.

– Nie wiemy, czyje to pieniądze – powiedziałam cicho. – A może... może to szansa. Po co jakieś podejrzane typy miałyby akurat nam podrzucać pieniądze. To absurd!

Tomek długo milczał, wpatrując się w zawiniątko, jakby w nim leżała decyzja, która zmieni nasze życie.

Ostatecznie mąż schował pakunek pod łóżkiem w naszym pokoju.

– Ale to nie znaczy, że to zatrzymujemy – zastrzegł.

Nie odpowiedziałam.

To nie jest szczęście

Pierwszą rzeczą, którą zrobiliśmy, było spłacenie długów. Widziałam, jak Tomasz wpłaca pieniądze na konta banków, a na jego twarzy po raz pierwszy od miesięcy pojawia się cień ulgi.

Syn kupił sobie komputer. Był taki szczęśliwy, rozpakowując go przy kuchennym stole.

– W końcu coś, co naprawdę działa – rzucił z uśmiechem, nieświadomy, skąd wzięły się pieniądze.

Mąż nie podzielał w pełni naszej radości.

– A co jeśli ktoś nas obserwuje? Co, jeśli coś zauważy?

Próbowałam go uspokoić, przypominając, że minęły już tygodnie, a nikt się nie zgłosił.

Może po prostu mieliśmy szczęście – powiedziałam.

– Szczęście? – Tomasz spojrzał na mnie z niedowierzaniem. – To nie jest szczęście. To problem, który jeszcze nie wybuchł.

Z każdym dniem czułam, jak napięcie w naszym domu rośnie. Michał zaczął patrzeć na mnie uważniej, jakby wiedział, że coś ukrywamy. Pewnego wieczoru zapytał:

– Mamo, skąd mieliście na to wszystko?

Zamrugałam, próbując zebrać myśli.

Tatuś dostał premię – rzuciłam szybko.

Michał skinął głową, ale nie wyglądał na przekonanego.

Mąż przestał się wahać

Groźba przyszła w kopercie i to w najmniej spodziewanym momencie. Kartkę znalazłam w skrzynce i natychmiast pokazałam mężowi.

„Oddajcie pieniądze, zanim stanie się coś złego”.

– A nie mówiłem?! – krzyknął, rzucając ją na stół. – Ktoś wie. Wiedzą, że mamy te pieniądze!

Próbowałam zachować spokój.

– Może to tylko jakiś żart.

– Żart?! A jeśli nie? To co wtedy? – Tomasz patrzył na mnie z rozpaczą. – Musimy zgłosić to na policję.

Michał wszedł do kuchni, a my zamilkliśmy.

– Co się dzieje?

– Nic, synku. Rozmawiamy o rachunkach – skłamałam.

Michał zmarszczył brwi, ale nic nie powiedział.

Tamtej nocy oboje z Tomaszem nie spaliśmy. Słuchałam każdego dźwięku za oknem, każdego skrzypnięcia w domu.

Następnego ranka ktoś zniszczył nasz ogród. Tulipany zostały zdeptane, a na garażu pojawił się napis: „Czas się kończy”.

To był moment, w którym mąż przestał się wahać.

– Idziemy na policję – oznajmił, nie pozostawiając miejsca na dyskusję.

To wszystko nas przerosło

Policjanci byli profesjonalni, a ich pytania wypełniały mnie wstydem.

– Dlaczego od razu tego nie zgłosiliście? – zapytał jeden z nich.

– Myśleliśmy, że... to po prostu ktoś nam to dał – powiedział Tomasz, unikając mojego wzroku.

Milczałam.

Policja obiecała się tym zająć, ale ostrzegli nas, że sytuacja może być niebezpieczna.

– Jeśli coś się wydarzy, dzwońcie natychmiast – powiedział jeden z nich, zanim wyszli.

Kiedy wróciliśmy do domu, Michał czekał na nas w salonie.

– Widziałem, że coś ukrywacie – powiedział chłodno. – Powiecie mi, co się dzieje?

Opowiedzieliśmy mu wszystko.

– To była głupota – rzucił z wyrzutem. – Myśleliście, że nikt się nie zorientuje?

Wieczorem Tomasz po raz pierwszy od dawna przytulił mnie.

– Zawsze byliśmy silni, ale tym razem to wszystko nas przerosło.

Miał rację.

Minęły tygodnie. Policja poinformowała nas, że torba była częścią większej operacji, ale nadawcy pieniędzy nigdy nie odnaleziono.

Choć groźby ustały, nasze życie nigdy nie wróciło do normy. Wciąż żyliśmy w strachu. Wtedy zrozumiałam, że żadne pieniądze nie są warte tego, co straciliśmy.

Reklama

Agnieszka, 44 lata

Reklama
Reklama
Reklama