Reklama

Odkąd pamiętam, jednym z moich największych marzeń były zagraniczne podróże. Już w dzieciństwie wyobrażałam sobie jak podróżuję po wszystkich kontynentach świata i odkrywam najpiękniejsze zakątki naszej planety. Jednak w rzeczywistości nie mogłam sobie na to pozwolić.

Reklama

Marzyłam o tym

Moich rodziców nie było stać na takie wydatki, a gdy w końcu poszłam do pracy i się usamodzielniłam, to okazało się, że na mojej liście wydatki na podróże są na jednym z ostatnich miejsc.

– Kiedyś jeszcze pojedziesz w świat – pocieszała mnie koleżanka z pracy, której zwierzyłam się ze swoich marzeń. Pewnie, jej łatwo było tak mówić, bo miała dobrze zarabiającego męża, który kilka dni wcześniej wykupił im egzotyczną wycieczkę.

– Taką mam nadzieję – powiedziałam mimo to z przyklejonym do twarzy uśmiechem.

Za nic na świecie nie chciałam się przyznać, że najzwyczajniej w świecie jej zazdroszczę i jestem zła, że nie mogę pozwolić sobie na taki urlop. A najgorsze z tego wszystkiego było to, że absolutnie nic nie wskazywało, że kiedykolwiek moje marzenia mogłyby się spełnić. W najbliższej perspektywie moje zarobki raczej nie mogły mi pozwolić na wykupienie sobie zagranicznej wycieczki.

Byłam podekscytowana

A jednak wszystko uległo zmianie. Na kilka tygodni przed planowanym urlopem okazało się, że w pracy dostałam całkiem pokaźną premię.

– To za najnowszy projekt – poinformował mnie szef, wręczając mi jednocześnie aneks do umowy z informacją o premii uznaniowej.

Gdy spojrzałam na kwotę, nie mogłam w to uwierzyć. Jeszcze tego samego dnia pobiegłam do biura podróży. Okazało się, że jeżeli dołożę trochę ze swoich oszczędności, będę mogła spędzić urlop za granicą. Zdecydowałam się na wyjazd do Egiptu.

– To bardzo dobry wybór – poinformowała mnie pani z biura podróży.

Nawet nie sądziłam, jak bardzo jej słowa okażą się prorocze. I wcale nie chodziło o mój zagraniczny wyjazd.

Z wielką niecierpliwością oczekiwałam dnia wylotu. Już na kilka dni przed zaplanowaną wycieczką miałam wszystko spakowane i przygotowane, a w myślach odliczałam dni do rozpoczęcia przygody życia. Jednocześnie robiłam plany, co zobaczę, dokąd pojadę i jak będę spędzać czas na swoim wyczekiwanym urlopie.

Nie mogłam się doczekać

Kiedy w końcu wymarzona wycieczka się zaczęła, nic nie szło po mojej myśli. Już na samym początku okazało się, że samolot wyczarterowany przez biuro podróży ma awarię i potrzeba co najmniej kilku godzin, aby usterka została naprawiona. A potem było tylko gorzej.

W Egipcie wylądowaliśmy z ogromnym opóźnieniem, co spowodowało dalsze komplikacje. Nasz transfer do hotelu też się opóźnił, a wynajęte wcześniej pokoje nie były przygotowane na nasz przyjazd.

Hotelowa restauracja już była zamknięta, więc okazało się, że o jakimkolwiek posiłku możemy tylko pomarzyć. Nic więc dziwnego, że gdy w końcu trafiłam do pokoju, zaczynałam żałować tej eskapady i marzyłam jedynie o tym, aby położyć się na łóżku i przespać co najmniej kilkanaście godzin.

Na szczęście następnego dnia humor zdecydowanie mi się poprawił. Gdy z samego ranka wyjrzałam za okno i zobaczyłam cudownie błękitne morze, słońce i piaszczystą plażę, na nowo poczułam ogromną ekscytację. W kilkanaście minut przyszykowałam się do wyjścia i już chwilę potem leżałam na leżaku, ciesząc się fantastyczną pogodą.

Miałam pecha

Nawet nie poczułam, kiedy zasnęłam. A kiedy po kilku godzinach w końcu się ocknęłam, okazało się, że egipskie słońce nie było dla mnie łaskawe. Nie dość, że byłam spieczona na raka, to jeszcze czułam niemiłosierne pieczenie całego ciała.

W dodatku przespałam zarówno obiad, jak i kolację i nie za bardzo mogłam liczyć na jakikolwiek posiłek. Kolejny dzień musiałam iść spać głodna, Na szczęście w walizce znalazłam kilka opakowań herbatników, co uratowało mnie przed śmiercią głodową.

Mimo to postanowiłam w pełni wykorzystać fakt, że pierwszy raz w życiu jestem na zagranicznej wycieczce. Przez kolejne dni pilnowałam posiłków, starałam się nie nadużywać egipskiego słońca i w pełni wykorzystywałam fakt, że mamy hotel nad samą plażą. A kiedy nasza rezydentka zaproponowała nam kilka wycieczek, to zapisałam się na wyjazd na pustynię. Spakowałam najpotrzebniejsze rzeczy i wyruszyłam naprzeciw przygodzie.

Już po kilku pierwszych godzinach spędzonych na pustyni poczułam, że popełniłam błąd. Byłam zmęczona i spragniona, a całe moje ciało domagało się prysznica, klimatyzacji i miękkiego łóżka. A przed nami była jeszcze noc w namiotach spędzona na środku piaskowego pustkowia.

Byłam na skraju

Kiedy dotarliśmy do obozowiska, okazało się, że na miejscu jest już inna wycieczka, która właśnie rozkładała namioty i szykowała się do kolacji. I chociaż z natury zawsze byłam towarzyska, to tym razem poczułam, że nie mam ochoty na kontakty z innymi ludźmi i marzę jedynie o śnie. Szybko udałam się do swojego namiotu i ani się obejrzałam, a już zapadłam w głęboki sen.

Kiedy się ocknęłam, wokoło panowała cisza. Wyjrzałam z namiotu i zobaczyłam, że jest środek nocy. Postanowiłam jednak udać się na spacer. Sama nie wiem, co mnie podkusiło. Wmawiałam sobie, że odejdę od namiotu jedynie na kilka metrów i po kilku minutach wrócę do namiotu. „Potrzebuję świeżego powietrza” – tak tłumaczyłam swoją decyzję.

Nie minęło nawet kilka minut, jak zupełnie straciłam orientację w terenie. Kiedy chciałam wrócić do obozowiska, uświadomiłam sobie, że zupełnie nie wiem, w którą stronę iść. W panice zaczęłam się rozglądać i wytężać wzrok, ale niczego nie widziałam. W obrębie kilku metrów była tylko pustynia i nigdzie nie było widać kilkunastu namiotów, które rozbiliśmy kilka godzin wcześniej.

Byłam przerażona

Zaczęłam się trząść. W jednej sekundzie przypomniałam sobie opowieści o pustyni i uświadomiłam sobie, że nigdy nie znajdę drogi powrotnej. A jakby tego wszystkiego było mało, nagle zaczęłam słyszeć dziwne odgłosy, które kojarzyły mi się ze stadami dzikich zwierząt. „Umrę tutaj” – pomyślałam spanikowana.

Kiedy już myślałam, że nic mnie nie uratuje, stał się cud. Kiedy po kolejnych próbach odnalezienia drogi do obozowiska spanikowana zaczęłam płakać, nagle poczułam, że ktoś chwyta mnie za ramię. Tego było już wiele. Zamachnęłam się i poczułam, że moja pięść ląduje na czyjejś twarzy.

– Spokojnie – usłyszałam męski głos. A kiedy wytężyłam wzrok, zobaczyłam ludzką postać. – Chciałem tylko pomóc – dodał nieznajomy. I wtedy uświadomiłam sobie, że jest to najprawdopodobniej inny uczestnik wycieczki.

Uratował mnie

Okazało się, że nieznajomy, podobnie jak ja, postanowił zażyć świeżego powietrza. A ponieważ miał lepszą orientację w terenie, nie zgubił się. I co więcej, po kilku minutach zobaczył miotającą się kilkanaście metrów dalej postać, która całą swoją postawą wykazywała pierwsze oznaki paniki. To byłam ja.

– Obejdzie się – powiedziałam opryskliwie.

A potem nie byłam już w stanie powstrzymać łez. Nieznajomy przytulił mnie i zapewnił, że już wszystko będzie dobrze.

Okazało się, że mój wybawiciel ma na imię Piotr i podobnie jak ja wybrał się na pierwszą w swoim życiu wycieczkę zagraniczną. Jakby tego było mało, to był z mojego miasta i mieszkał zaledwie kilka ulic ode mnie.

– Nigdy nie pomyślałbym, że w Egipcie znajdę miłość swojego życia – śmiał się kilka miesięcy później.

Do końca pobytu byliśmy niemal nierozłączni. A po powrocie zamieszkaliśmy razem i rozpoczęliśmy wspólne życie.

Teraz jesteśmy już po ślubie i szykujemy się na narodziny naszego pierwszego dziecka. Za każdym razem z rozrzewnieniem wspominamy wycieczkę do Egiptu, która stała się początkiem naszej miłości. I wspólnie doszliśmy do wniosku, że kiedyś musimy tam wrócić.

Marta, 27 lat


Czytaj także:

Reklama

Reklama
Reklama
Reklama