Reklama

Słońce Hiszpanii powitało nas ciepłem i radosnym świergotem ptaków. Od dawna marzyliśmy o podróży do Barcelony – miasta pełnego sztuki, historii i zapierających dech w piersiach widoków. Wysiedliśmy z samolotu pełni nadziei i gotowi do odkrycia każdego zakątka tego magicznego miejsca. Pierwszy dzień spędziliśmy, błądząc po wąskich uliczkach z mapą w ręku, zafascynowani każdym nowym odkryciem. Spacerowaliśmy po La Rambla, podziwialiśmy Sagradę Familię, a wieczorem delektowaliśmy się tapas w jednej z urokliwych knajpek. To miał być urlop, który zapamiętamy na całe życie.

Reklama

Gdy wróciliśmy do naszego apartamentu, już od drzwi wiedziałam, że coś jest nie tak. Zamek był wyłamany, a wnętrze wyglądało na splądrowane. Serce podskoczyło mi do gardła, a w głowie zaczęły kłębić się czarne scenariusze.

– Tomek... – zaczęłam, ale głos uwiązł mi w gardle.

W środku nie było naszych rzeczy. Zniknęły torby, ubrania, elektronika... wszystko poza parą klapek i naszą mapą miasta. Czułam, jakby świat nagle się zatrzymał, a wraz z nim zniknęła cała nasza radość. Nie wiedziałam jeszcze, że ten moment zmieni wszystko. Nasze marzenia rozsypały się jak domek z kart, a ja nie potrafiłam przewidzieć, jak bardzo to na nas wpłynie.

Nie mogłam powstrzymać łez

Siedzieliśmy w pustym, obcym dla nas teraz miejscu, jakbyśmy byli gośćmi w naszym własnym życiu. Tomek starał się zachować spokój, ale jego dłonie zdradzały wewnętrzny niepokój. Drżały delikatnie, gdy zaciskał pięści. Nie mogłam powstrzymać łez, które spływały mi po policzkach jak niekończący się potok.

Co my teraz zrobimy? – wyłkałam, patrząc na niego z rozpaczą. – Paszporty, pieniądze, wszystko...

Ukochany spojrzał na mnie, próbując wymusić uśmiech, ale jego oczy zdradzały wszystko. Był tak samo przerażony.

Musimy iść na policję – odpowiedział, a jego głos drżał, mimo prób opanowania.

Wewnątrz czułam, jak lęk wypełnia każdą cząstkę ciała. Jak poradzimy sobie bez pieniędzy, bez dokumentów w obcym kraju? Wszystko, w co wierzyłam, cała moja pewność i zaufanie do bezpieczeństwa naszego wyjazdu, legło w gruzach.

– Muszę się uspokoić – powiedziałam cicho, bardziej do siebie niż do niego.

Starałam się odnaleźć jakiś punkt zaczepienia w tym chaosie, ale nie mogłam przestać myśleć, że to koniec czegoś, co miało być pięknym początkiem.

Bałam się

Czas, który mieliśmy spędzić na odkrywaniu uroków Barcelony, zmieniliśmy na godziny spędzone na komisariacie i w ambasadzie. Czekając w niekończących się kolejkach, odczuwaliśmy niemal fizycznie napięcie i frustrację. Tomek starał się być opanowany, próbował mnie uspokajać, ale widziałam, że sam był u kresu wytrzymałości.

Wszystko będzie dobrze. Zobaczysz, uporamy się z tym – mówił, choć jego oczy zdradzały niepewność.

– Nie mogę tak dłużej – odpowiedziałam, czując, jak z każdym słowem coś we mnie pęka. – Cały czas się boję. Boję się o nas, o to, co dalej.

Tomek zamilkł. W mojej głowie trwała burza. Czy to ja zawiniłam? Byłam nieostrożna? Przecież wszystko miało być takie piękne, takie idealne... A teraz czułam, jakbyśmy byli dwójką zagubionych ludzi, coraz bardziej oddalających się od siebie.

Może to moja wina – powiedziałam w końcu, czując, jak każde słowo jest jak kolec wbity w moje serce. – Może gdybym była bardziej ostrożna...

Tomek pokręcił głową, ale jego milczenie mówiło więcej niż słowa. Wiedziałam, że nasze marzenia o wspólnym urlopie zmieniły się w koszmar, z którego nie mogłam się obudzić.

Stałam się nieufna

Staliśmy na komisariacie, gdy przypadkiem usłyszałam rozmowę Tomka z jednym z policjantów. Funkcjonariusz zasugerował, że takie przypadki nie są rzadkością i że mogło to być celowe działanie wymierzone w turystów. Gdy siedzieliśmy później w kącie zatłoczonego pomieszczenia, nie mogłam się powstrzymać.

Wiedziałeś, że może być tu niebezpiecznie? – zapytałam, próbując utrzymać głos w spokoju, choć wewnętrznie kipiałam z niepokoju.

Tomek spojrzał na mnie zdezorientowany.

– Nie, oczywiście, że nie – zaprzeczył szybko, ale wyczułam w jego głosie cień niepewności. – Po prostu nie wiem, jak do tego doszło...

Cisza między nami była gęsta. Czułam, że coś pękło w naszej relacji, coś, czego nie potrafiłam nazwać. Czy rzeczywiście wiedział więcej, niż mówił? W jego oczach widziałam echo własnej niepewności, ale mimo to nie mogłam się powstrzymać przed podejrzeniami. Ta nieufność, która zagościła między nami, była jak chłodny mur, który nie pozwalał nam się do siebie zbliżyć. Czy to wszystko było tylko niefortunnym zbiegiem okoliczności, czy może nasz związek był od początku bardziej kruchy, niż się nam wydawało? Nie wiedziałam, co o tym wszystkim myśleć, a uczucie niepewności wciąż narastało. Nasze zaufanie zostało poddane ciężkiej próbie, a ja nie wiedziałam, czy wyjdziemy z tego cało.

Czułam się bezsilna

Siedząc na ławce w parku, z dala od zgiełku miasta, próbowałam zebrać myśli. Przypominałam sobie, jak jeszcze niedawno z uśmiechami na twarzach, pełni nadziei planowaliśmy ten wyjazd. Marzenia o wspólnym spędzeniu czasu, śmiechy przy mapie Barcelony, rozmowy o przyszłości, teraz wydawały się jak z innego życia.

– Co się stało? Co się z nami stało? – zapytałam, przerywając ciszę, która się między nami rozciągnęła jak nieprzebyta przepaść.

Spojrzał na mnie, z bólem i zmęczeniem w oczach.

– Nie wiem. Nie wiem, jak wrócić do tego, co było – odpowiedział z goryczą w głosie.

Próbowałam zrozumieć, jak mogliśmy dopuścić do tego, że strach i niepewność zniszczyły to, co budowaliśmy przez lata. Wspólne marzenia i plany, które miały nas zbliżyć, stały się źródłem rozczarowania.

– Dlaczego nie możemy już tak po prostu ze sobą rozmawiać? – zapytałam, czując, jak łzy ponownie napływają mi do oczu.

Tomek westchnął ciężko, spoglądając na horyzont, jakby szukał tam odpowiedzi.

– Może za bardzo skupiliśmy się na marzeniach, a nie na rzeczywistości – przyznał w końcu, unikając mojego wzroku.

Czułam się bezsilna, jakby nasze życie nagle wymknęło się spod kontroli. Te chwile w Barcelonie, które miały być naszym azylem, stały się pułapką, trudnym momentem pełnym gorzkich refleksji. Nasze relacje, które wydawały się tak stabilne, nagle okazały się kruche jak szkło. Czy jeszcze da się coś naprawić? Te pytania krążyły w mojej głowie, ale odpowiedzi były nieuchwytne.

Coś we mnie pękło

Powrót do Polski nie przyniósł upragnionej ulgi. Lot był cichy, a my siedzieliśmy obok siebie, jakbyśmy byli dla siebie obcymi ludźmi. W chwili, gdy koła samolotu dotknęły ziemi, poczułam jak ciężar emocji, które zbierały się we mnie przez ostatnie dni, opada ze mnie, ale zostawia za sobą pustkę. Zaraz po powrocie spotkałam się z przyjaciółką. Potrzebowałam kogoś, z kim mogłabym porozmawiać, kto pomógłby mi zrozumieć to wszystko. Przy kawie, w zaciszu jej mieszkania, zaczęłam opowiadać o wszystkim, co się wydarzyło.

– Nie wiem, jak żyć dalej po tym wszystkim. Tomek i ja... to już chyba koniec – wyznałam, czując, jak mój głos drży.

Przyjaciółka przyglądała mi się z troską, próbując znaleźć słowa, które mogłyby mnie pocieszyć.

– Czasem takie sytuacje pokazują, co naprawdę jest ważne. Może to czas, żeby się zastanowić, czego naprawdę pragniesz – powiedziała łagodnie, ale ja czułam, że to nie wystarczy.

Opowiedziałam jej, jak każde z nas zamknęło się w sobie. Jak każdy kolejny dzień oddalał nas od siebie. Byliśmy jak dwa samotne statki na burzliwym morzu, bez mapy i celu.

– Wiesz, czasem trzeba się pogubić, żeby znaleźć nową drogę – dodała, starając się mnie wesprzeć.

Byłam zraniona, a myśl o ponownym zaufaniu komuś wydawała się nieosiągalna. Nie potrafiłam sobie wyobrazić, jak miałabym odbudować to, co zostało zniszczone. Chociaż wiedziałam, że muszę iść dalej, czułam się, jakbym stała na krawędzi przepaści, niepewna, czy kiedykolwiek będę w stanie zrobić krok naprzód.

Magdalena, 26 lat


Czytaj także:

Reklama

Reklama
Reklama
Reklama