Reklama

U mnie w domu jest zupełnie inaczej niż u tych, którzy mówią, że ich mała rodzinka zbiera się tylko na święta albo imieniny. Aż trudno mi w to uwierzyć. Ja nawet nie znam całej swojej familii, a sporą część widziałam raptem parę razy od urodzenia. Mimo to i tak jestem w stałym kontakcie z przynajmniej kilkunastoma ciociami i kuzynkami...

Reklama

Zwolnić tempo – łatwo powiedzieć, trudniej zrobić

Fakt, dawniej nasze spotkania były częstsze, a teraz nieco rzadsze. Mimo to staram się przynajmniej raz w miesiącu zadzwonić lub wpaść do mojej rodzinki. Jednak robienie tego codziennie jest dla mnie niemożliwe. Emerytom niekiedy ciężko to pojąć. A ja po pracy mam jeszcze furę obowiązków na głowie. Pranie, prasowanie, bieganie po sklepach, gotowanie obiadu na kolejny dzień… Część zostawiam sobie na wolne dni, ale i tak zawsze brakuje mi czasu.

– Wiesz, ciociu, długo się nie widziałyśmy, ale serio, ciągle brak mi wolnego czasu – usprawiedliwiałam się, gdy tylko kontaktowałam się telefonicznie z którąś z ciotek, składając imieninowe życzenia. – Tak pędzę przez życie, że ledwo starcza mi czasu, by w mieszkaniu ogarnąć. Nawet nie mam kiedy usiąść przed telewizorem – narzekałam.

Oj, dziecko, zwolnij trochę, bo to ciągłe latanie za forsą w końcu cię zamęczy – za każdym razem słyszałam w odpowiedzi.

Oni nie mają pojęcia, jak to jest, kiedy żyje się z pożyczkami i obawami o przyszłość. Dzisiejsze realia są zupełnie odmienne od tych, które były kiedyś...

Mimo to nieustannie dręczyły mnie wyrzuty sumienia związane z tym, że zbyt mało uwagi poświęcam bliskim. Dlatego, gdy tylko usłyszałam o chorobie cioci Kasi, natychmiast sięgnęłam po telefon, by do niej zadzwonić.

– Ciociu, w weekend mam zamiar wpaść na pogaduchy przy herbacie. Jakbyś czegoś potrzebowała, to daj znać – zaproponowałam.

– To świetny pomysł! – ucieszyła się ciocia. – Przyjedź koniecznie, to ci opowiem co i jak...

– Dobrze, to przy okazji mogę podjechać do sklepu – dodałam. – Przyjadę autem, więc gdybyś miała jakieś większe zakupy do zrobienia, to nie ma problemu.

– Przydałaby się woda mineralna, kończą mi się też kartofle, no i owoce by się przydały... – zaczęła wymieniać ciocia, a ja w pośpiechu notowałam wszystko na świstku papieru.

Nie miałam pojęcia, w co się ładuję…

W weekend postanowiłam wpaść do cioci z wizytą. Zabrałam ze sobą siaty pełne zakupów i pomogłam jej je poukładać na regałach. A potem, przy filiżance herbaty, przez bitą godzinę słuchałam, jak to ciężko jej się żyje. No cóż, faktycznie miała ciężko – syn wyjechał za granicę w poszukiwaniu pracy, a ona została sama jak palec, bo wujek kilka lat temu umarł nagle na serce.

– Mogę zająć się drobnymi sprawunkami i sprzątaniem mieszkania – mówiła, rozcierając obolałe kolana. – Jednak z innymi rzeczami mam już problem. Gdyby nie pomoc sąsiadki po tym zabiegu na kręgosłup, to chyba bym sobie nie poradziła. No tak, mój Andrzej wpadł na dwa tygodnie, ale przecież nie mógł dłużej zostać. A do tego muszę jeszcze dojeżdżać na działkę i ją uprawiać.

– Dlaczego w takim razie ciocia do nas nie zadzwoniła? Mieszkamy blisko, wystarczyło dać znać...

Sama jestem sobie winna, nie powinnam była nic mówić... Od razu, jak ciotka to usłyszała, to mnie poprosiła, żebym następnego dnia pojechała z nią na działkę, bo w pojedynkę nie da rady, a od dawna tam nie zaglądała i trzeba skontrolować, co się tam wyprawia. No i co się okazało? Łatwo się domyślić. Trawa urosła, że trzeba kosić, rabatki chwastami zarosły, domek do posprzątania... No to zabrałam się za robotę od razu. Ciotka nawet chciała pomóc, ale z jej plecami i stawami to gdzie tam, nie dała rady. Zasuwałam jak wół roboczy, a efektów prawie wcale nie było widać.

– Ciociu, wpadnę tu z Robertem, to migiem wszystko załatwimy – zadeklarowałam, w duchu się modląc, żeby mój małżonek się na to zgodził.

No i za nami kolejny weekend, który spędziliśmy na robotach na działce. Ale jeżeli sądziłam, że dzięki temu będę miała święte prawo do odpoczynku, to srogo się zawiodłam. Ciotka non stop wydzwaniała – raz, żeby przywieźć jej coś ze sklepu, innym razem napomknąć o konieczności zbioru owoców czy przycięcia drzew w sadzie. Nie ukrywam, że miałam tego powoli powyżej uszu. Wiem, że sama zadeklarowałam swoją pomoc, ale bez przesady – nie mogłam jej wyręczać w każdej sprawie!

Szczerze mówiąc, brakowało mi czasu na to wszystko, ale ona zupełnie nie potrafiła tego pojąć. Ilekroć do mnie dzwoniła, cierpliwie wyjaśniałam, że w tej chwili nie dam rady, ale jak tylko uda mi się wygospodarować trochę wolnego, to wpadnę. W końcu zaczęłam ignorować jej połączenia, lecz wtedy robiła fochy i rozpowiadała wśród krewnych, jaką jestem wredną osobą.

Zaciskając zęby, podjęłam decyzję, że jakoś to przetrwam

Jesienne roboty w ogródku z reguły dobiegają końca, więc w końcu odetchnę z ulgą. Szczególnie że przed nadejściem zimy powinien zjawić się jej syn, więc liczyłam na to, że on przejmie pałeczkę. Niestety nie doceniłam uporu ciotki. Dzwoniła tak czy owak. Co gorsza, nie dało się po prostu załatwić z nią tematu i tyle. Korzysta z darmowych minut i ma dużo wolnego, więc jest w stanie nawijać przez komórkę całe wieki.

Ciocia często dzwoniła, by podzielić się ze mną najnowszymi nowinkami ze swojego życia. Zwykle kilkakrotnie wracała do tych samych wątków. Opowiadała o ludziach, których nigdy nie poznałam osobiście – o swoich przyjaciołach i krewnych swojego męża, z którymi nie miałam praktycznie żadnego kontaktu. Gdy tylko na ekranie telefonu pojawiało się jej imię, miałam ochotę schować się w jakiejś odległej, egzotycznej krainie, byle daleko stąd.

Moja ciotka chyba nie zdaje sobie sprawy, że jestem w pracy i nie zawsze mogę rozmawiać, kiedy tylko zadzwoni z jakąś sprawą. Wiadomo, że w biurze nie da się pogadać, ale potem mam poczucie winy i oddzwaniam do niej. Schodzi na to mnóstwo czasu, a do tego rosną rachunki za telefon. I wcale nie jest tak, że mam przez to mniej na głowie. Fakt, mój kuzyn już wrócił do domu, ale ciocia i tak zrzuca na mnie kolejne obowiązki.

– Słonko, telewizor mi się popsuł i trzeba by go zawieźć do serwisu, ale Andrzejek akurat nie ma auta. Może byś mi pomogła? – zagadnęła mnie pewnego dnia ciocia.

– Wiesz ciociu, w tygodniu to raczej kiepsko. Po pracy jest już dość późno i serwis na pewno będzie nieczynny – starałam się jakoś z tego wywinąć.

Ale w sobotę to otwarte mają do drugiej po południu – odparła. – Zresztą i tak najlepiej byłoby, jakbyście wpadli z samego rana, to może zdążą od ręki naprawić? Wiesz, jak to jest w moim wieku siedzieć bez telewizora, ciężka sprawa.

Zatem moje sobotnie marzenia o błogim wylegiwaniu się pod kołdrą legły w gruzach. Ostatnio ciocia zwróciła się do mnie z prośbą, abym towarzyszyła jej podczas wizyty u notariusza, bo potrzebuje pozałatwiać jakieś sprawy.

– Rozumiesz, już nie wszystko do mnie dociera i mogę coś przegapić, a to trzeba uważnie przeanalizować, zweryfikować… – wyjaśniała.

– No ale skoro ja nie mam pojęcia, o co chodzi, to w czym mogę ci pomóc? – próbowałam się wymigać.

– Spokojnie, wszystko ci drobiazgowo objaśnię, będziesz wtajemniczona – starała się mnie przekonać.

– A nie mógłby tego zrobić Andrzej? – starałam się wykręcić.

– Ech, no wiesz, on taki niezdarny, nie da sobie rady. Potrzeba tu kogoś bardziej obrotnego… – odparła, po czym już chyba z dziesiąty raz zaczęła narzekać, że to przez nią, bo kiepsko go wychowała.

Co innego mi pozostało? Po kolei odhaczałam wszystkie jej prośby. Ale, szczerze powiedziawszy, miałam już tego serdecznie dosyć. Zdawałam sobie sprawę, że tak dalej być nie może.

Mojego męża zaczęło to drażnić

Pierwszy raz powiedziałam „nie” gdy ciocia chciała, żebym jej załatwiła drzewko na Gwiazdkę. Wielgachne i ciężkie jak diabli.

– Naprawdę nie mam jak – stanęłam okoniem. – My w domu mamy plastikową choinkę, bo nie mamy czasu latać po targach. Zarówno ja, jak i Robert siedzimy do wieczora w pracy, a ciocia wie, jak to jest z czasem przed Wigilią. Pierogi lepimy po nocach. Nie, tym razem faktycznie nie jestem w stanie. Zresztą, choinkę Jędruś może sam ogarnąć.

– Ale on nie trafi na ładną – marudziła. – Poprzednim razem takiego badyla mi przyciągnął, że go wygoniłam z nim.

Nie udało jej się mnie namówić. Uprzejmie, aczkolwiek zdecydowanie odrzucałam propozycję wsparcia w kwestii drzewka świątecznego, aż w końcu odpuściła. Niemniej jednak, nie powstrzymała się przed stwierdzeniem na koniec, iż w związku z tym czekają ją pierwsze w jej życiu Boże Narodzenie bez iglaka w domu...

Sądziłam, że to wreszcie zmusi ją do refleksji, poczuje się urażona albo po prostu się zdenerwuje, jednak bardzo się pomyliłam. Wydzwaniała do mnie zarówno podczas Bożego Narodzenia, jak i w sylwestrowy wieczór, a każda rozmowa ciągnęła się w nieskończoność. Robert był na mnie nieźle wkurzony, bo przez to nie wyrobiłam się ze swoimi obowiązkami i on musiał je wykonać zamiast mnie.

Prawdę mówiąc, cały ten stan rzeczy kompletnie mu nie pasował. Przede wszystkim bez przerwy byłam zestresowana i wciąż się gdzieś spieszyłam, a poza tym mimowolnie wciągałam go we wspomaganie cioci.

– Daj już spokój z tą ciotką, Tereska. Mamy przecież jeszcze innych, bliższych krewnych, a nawet z nimi nie mamy czasu się spotkać, bo ciągle tylko ciotka i ciotka – denerwował się. – Poza tym, nie jest przecież sama jak palec. Syn jest, jakaś dalsza rodzina też!

– Ale wiesz, jaki jest ten Jędruś… – odpowiadałam, rozkładając bezradnie ręce.

– No i co z tego? To nie my jesteśmy temu winni. A poza tym, ciotka non stop gada o rodzinie wujka. Niech oni się nią zajmą.

Tyle razy mi o tym mówił, że w końcu mnie do tego przekonał

Rzeczywiście, czemu miałabym pędzić przez pół miasta z wywalonym ozorem, żeby zrobić jej zakupy? Czemu to ja mam być non stop zajęta i nie mieć czasu dla siebie? Przecież nie tylko ja jestem na świecie! Więc z uporem maniaka albo nie odbierałam, gdy dzwoniła ciocia, albo twardo odmawiałam wizyty, tłumacząc się pracą albo innymi sprawami.

Po jakimś czasie dotarło do mnie, że ta kobieta zaczęła mnie po prostu oczerniać. Od innej cioci usłyszałam, że wygaduje na mój temat przeróżne rzeczy – jaka to ze mnie okropna osoba, kompletnie lekceważąca własną rodzinę. Wszędzie wyjaśniam, jak to naprawdę wygląda z mojej perspektywy. Ciężko mi stwierdzić, na ile ludzie dają wiarę moim słowom...

Najtrudniejsze w całej tej sytuacji jest to, że ciocia wciąż nie daje za wygraną. Regularnie wydzwania, prosząc o wsparcie. Zdarza się, że sumienie nie daje mi spokoju i nie potrafię jej zignorować. Więc choć jestem wykończona, to i tak pomagam. Nawet pomimo plotek, które o mnie wypuszcza. Szczerze mówiąc, nie mam pojęcia, jak się z tego wszystkiego wyplątać…

Reklama

Teresa, 40 lat

Reklama
Reklama
Reklama