„Pomagałem kumplowi kryć jego zdrady. Skrycie czekałem, aż wpadnie, bo wtedy zwolni się miejsce przy jego żonce”
„Ewa dała się nabrać na wykreowany przez Wojtka wizerunek, przyjmując go za prawdę. Darzyła go ogromnym zaufaniem, będąc żywym przykładem powiedzenia o zaślepieniu przez miłość. Zadurzyła się w dupku odgrywającym rolę rycerza na białym koniu”.
- Listy do redakcji
Od czasów, gdy razem studiowaliśmy, nie widziałem się z Wojtkiem, ani nic o nim nie słyszałem. Prawdę powiedziawszy, już w tamtym okresie miałem go za kompletnego buca. Na początku studiów udało mu się zgromadzić wokół siebie pewną grupkę, bo potrafił wzbudzić zainteresowanie swoją osobą. Jednak już w kolejnym roku to grono zaczęło topnieć, bo jego urok szybko przestawał działać.
Kompletnie go to nie obchodziło i traktował mnie jak ziomka, chociaż nie wiedziałem z jakiego powodu. Później jeden z kumpli uświadomił mnie, że jako jedyny nie przywaliłem mu jeszcze w mordę. Niby za co? Za podrywanie mojej dziewczyny.
No cóż, raczej ciężko byłoby mu to zrobić, bo byłem w związku na dystans, który finalnie się posypał, a ja postawiłem na edukację i olałem wchodzenie w nową relację.
Odkąd skończyłem uczelnię, nie miałem z Wojtkiem żadnego kontaktu. Szczerze mówiąc, nie za bardzo mi na tym zależało. Moje życie toczyło się za granicą, gdzie zdobywałem cenne doświadczenie zawodowe. Jednak los chciał, że musiałem wrócić do kraju, gdy zmarł mój tata, a mama potrzebowała opieki ze względu na słabe zdrowie. Wtedy, ku mojemu zaskoczeniu, odezwał się Wojtek.
Uwierzycie, o co mnie poprosił? Potrzebował drużby na swoim ślubie! Przecierałem oczy ze zdumienia – jak to możliwe, że dał się złapać w sidła małżeństwa? Jeśli ktokolwiek miał pozostać wiecznym kawalerem, to właśnie on. Mimo wszystko przystałem na jego propozycję, chyba bardziej z ciekawości niż z jakiegokolwiek innego powodu.
Zobacz także
Myślałem, że kasa może grać tutaj główną rolę
Umówiliśmy się w centrum, w jakiejś kafejce, bo jego luba chciała zobaczyć, kto będzie jego drużbą. Kiedy ją ujrzałem, to normalnie mnie zamurowało. Wojtek przyprowadził ze sobą niesamowicie atrakcyjną laskę.
W dodatku przeuroczą, mądrą i sympatyczną – od pierwszej chwili super się dogadywaliśmy. Kompletnie nie mogłem pojąć, czemu jest z takim szpanem jak Wojtek. Wcześniej rozważałem opcję, żeby po prostu wpaść na ceremonię i tyle, ale ostatecznie zaangażowałem się w organizację. Próbowałem trzymać rękę na pulsie, bo zależało mi, żeby lepiej poznać tę dziewczynę.
Początkowo można było się pomylić co do Wojtka, tak jak ja to zrobiłem. Im lepiej go poznawałem, tym bardziej mnie rozczarowywał. Czyżby chodziło jej tylko o pieniądze? W końcu mój kumpel nieźle sobie radził finansowo. A może to miał być taki układ, że każdy coś z tego będzie miał, bez oczekiwania wierności? Nie, w jej wypadku to nie wchodziło w grę. Spotykając się z nią częściej, stopniowo dochodziłem do przekonania, że ona jest po prostu zbyt wartościową osobą. Zbyt dobrą dla niego.
On powinien być przy niej w tej chwili!
Ewa dała się zwieść iluzji, jaką Wojtek stworzył na swój temat – niczym dziecko uwierzyła w jego słowa. Darzyła go bezgranicznym zaufaniem, co tylko potwierdza prawdziwość powiedzenia, że miłość zaślepia. Wspaniała kobieta oddała serce łajdakowi udającemu rycerza rodem z baśni. Natomiast ja stałem się dla niego doskonałym pretekstem.
Tłumaczył Ewie, że zostanie dłużej w robocie, a do mnie puszczał oczko. Skoro on, jako przyszły małżonek, ma masę na głowie, to chyba ja, jako drużba, mogę go wyręczyć. Czy to nie moja funkcja? Niech przyszła żona ze mną wybiera bukiety czy ciasto na wesele, na bank znam się na tym bardziej niż on, bo zawsze byłem zdolniejszy.
Na początku braliśmy takie gadki za dowcipy, ale on gadał całkiem poważnie. No dobra, lepiej już, żeby jeździła ze mną niż w pojedynkę. Miała towarzystwo w tych kluczowych dla każdej przyszłej panny młodej decyzjach, a przy okazji poznawaliśmy się bliżej i coraz fajniej się dogadywaliśmy.
Zabawne, ale ta sytuacja sprawiała, że wyznanie jej prawdy było dla mnie jeszcze trudniejsze. No bo jak miałem jej powiedzieć, że Wojtek korzysta z każdej sposobności, żeby ją zdradzić? I to nawet przed ślubem! Jaki jest sens tej całej farsy z żeniaczką? Może to presja rodziców? A może po prostu chce, żeby była jego trofeum, bo poza nim wszyscy darzą ją sympatią i poważaniem? Cholera wie, wolałem nie drążyć tematu, żeby nie skończyło się mordobiciem.
Kiedy się pojawiała, zawsze brakowało mi odwagi, żeby poruszyć z nią tę kwestię. Bo wiecie, z każdym kolejnym dniem coraz mocniej wpadałem po uszy. Nękał mnie strach, że potraktuje moje słowa z niedowierzaniem. Albo co gorsza, uzna mnie za posłańca hiobowych wieści i odsunie się na bezpieczny dystans, aż w końcu całkiem zerwie ze mną kontakt. Nie mogłem do tego dopuścić. Tak więc trwałem w milczeniu, godząc się z tym, że Wojtek wciąż będzie ją zwodził. Co za egoistyczny, strachliwy dureń ze mnie.
Po ślubie w ich życiu nie zaszły zbyt duże zmiany
Wojtek spędzał coraz więcej czasu „w pracy”, polecając mi, abym doglądał jego nieszczęśliwą, opuszczoną małżonkę. Oczekiwał, że w przypadku niebezpieczeństwa wpadki, poinformuję go o tym. Dbałem o jej bezpieczeństwo, nie jego. Tak przekonywałem samego siebie. Dostrzegałem ogrom miłości, jaką go darzyła. Mimo że czułem się jak ostatni drań, nadal nieustannie ją oszukiwałem.
W przeszłości to właśnie ja towarzyszyłem jej podczas wielu wyjść do teatru czy galerii sztuki. Pojawiałem się u niej wieczorami na posiłki, kiedy ona spędzała pół dnia, gotując, a Wojtek w ostatniej chwili informował, że musi zostać w pracy po godzinach. Ewa z pewnością coś podejrzewała. Niemożliwe, żeby była aż tak niedomyślna!
Mimo wszystko ciągle tkwiła u jego boku, próbując wierzyć w tę fikcję szczęśliwego życia małżeńskiego, ale coraz częściej dostrzegałem w jej spojrzeniu smutek. Gdy starałem się dociec, co jest powodem, zbywała mnie machnięciem ręki i natychmiast zaczynała mówić o czymś innym.
Wojtek wpadł po blisko czterech latach. I to za moją sprawą. Przegiął pałę. Miał tyle tupetu, żeby spłodzić bachora z inną babką i nawet nie planował się do tego przyznać. Martwił się tylko o to, czy małżonka skapnie się, że kasa ucieka z konta, bo będzie musiał bulić alimenty na boku. Tego już nie mogłem znieść i podrzuciłem Ewie fotki tego palanta i jego brzemiennej kochaneczki.
Moja szansa na odwzajemnioną miłość przepadła...
Rozstanie małżonków nastąpiło błyskawicznie i bez zbędnych komplikacji. Pomimo niepodważalnych i oczywistych dowodów na niewierność męża, Ewa zrezygnowała z ustalania, kto ponosi winę za rozpad związku. Tym, co zabolało ją najbardziej, było jednak wyznanie Wojtka. Powiedział jej, że byłem świadomy jego zdrady i aktywnie go w tym procederze wspierałem.
Tego wzroku przepełnionego cierpieniem i rozczarowaniem nie wyrzucę z pamięci do końca życia. W tamtej chwili zrozumiała, że oszukiwali ją i zdradzali dwaj faceci, na których tak bardzo jej zależało, którym pragnęła zaufać… Poczułem, że miękną mi kolana, gdy zdałem sobie sprawę, że przed chwilą zaprzepaściłem jakiekolwiek szanse na to, by odwzajemniła moje uczucia. Nie miała nikogo, a i tak nie wierzyła mi ani trochę. I w sumie miała rację.
Ewa otrzymała wsparcie od swoich przyjaciółek. Dziewczyny ją pocieszały i opiekowały się nią, co było w porządku, ale to ja pragnąłem być tym, który ją pocieszy, potrzyma za dłoń i w końcu wyzna całą prawdę, którą można by ująć w dwa słowa: „Kocham cię”. Być może postępowałem głupio i stchórzyłem, ale nie tyle pomagałem Wojtkowi ją zdradzać, co raczej próbowałem ją chronić. No i zależało mi na tym, żeby spędzać z nią jak najwięcej czasu. A teraz wszystko przepadło...
Może jednak jeszcze nic nie jest przesądzone? Poznała już całą prawdę, więc teraz muszę dać z siebie wszystko. Nawet jeśli do końca swoich dni będę skazany na nieszczęśliwe, nieodwzajemnione uczucie, dam radę to przetrwać. Nie chciałem się poddawać i całkowicie zrezygnować z Ewy. Ona potrzebowała mnie, a ja bez niej nie mogłem oddychać.
Robiłem wszytko, co tylko możliwe, żeby dała mi szansę przedstawić moją wersję wydarzeń. Moje zachowanie przypominało trochę prześladowcę. Przywoziłem jej jedzenie ze sklepu. Wydzwaniałem bez przerwy. Bombardowałem wiadomościami i mailami. Czatowałem pod jej chatą. Byłem uparty jak osioł. Aż w końcu zgodziła się, żebym wszedł do środka, i dała mi pięć minut. Ale tak naprawdę wystarczyło mi zaledwie pięć sekund.
– Jesteś miłością mojego życia! – wyznałem.
Odsunęła się do tyłu. Wsparła plecy o ścianę i zsunęła się na ziemię, zupełnie jakby nagle zrobiło jej się słabo. O rany, po raz kolejny schrzaniłem! Przez to, że wcześniej nie przyznałem się do swoich uczuć. Znów mogło do niej dotrzeć, że ją okłamałem i zdradziłem, po raz kolejny przeze mnie tak dobrze znany i bliski jej świat rozpłynął się niczym poranna mgła…
Lecz skoro zacząłem, muszę dokończyć, nie zostawiając niczego niedopowiedzianego. Koniec z niejasnościami pomiędzy nami. Wyrzucałem z siebie wyznania w totalnym nieładzie, wszystko na raz. Ona tylko siedziała i przysłuchiwała się temu. Następnie spokojnie poprosiła, abym sobie poszedł.
Przeżyłem najgorsze chwile w całym swoim życiu
Powoli oswajałem się z tym, że muszę iść przez życie samotnie, bez jej obecności u mego boku. Wiedziałem, że nigdy nie będę w stanie tego zaakceptować, jednak muszę znaleźć sposób, by jakoś poradzić sobie z tą nieznośną udręką, która wciąż trzyma moje serce w żelaznym uścisku. Przez cały dzień nie mogłem przestać o niej rozmyślać, a w nocy ciągle mi się śniła.
Minął tydzień, potem drugi i trzeci, a ból wciąż nie ustępował. Codziennie wstawałem rano, szedłem do roboty i jak automat wykonywałem swoje zadania, bez życia, bez wiary, że wieczór przyniesie spotkanie z nią, że gdzieś razem wyjdziemy… I nagle SMS: „Tęsknię za tobą”.
Wcześniej wyszedłem z pracy i popędziłem pod ten dobrze mi znany adres, gdzie czekała, piękna jak zwykle, wytęskniona, moja ukochana… Czy na pewno moja? Milczała ponad trzy tygodnie, a kiedy zaczęła mówić, słowa płynęły z niej jak rwący strumień. Ona też odczuwała to samo co ja.
Nie zdając sobie z tego sprawy, z każdym dniem po naszym pierwszym spotkaniu w tej miejskiej kawiarence coraz mocniej się we mnie zakochiwała. To działo się podświadomie, stopniowo. Jednak była z Wojtkiem, coś mu obiecała i nie zamierzała tego zobowiązania łamać.
Obawiała się zbudować własne szczęście na czyimś bólu, ponieważ naiwnie sądziła, że Wojtek darzy ją prawdziwym uczuciem, a więc będzie naprawdę cierpieć. Sądziła, że jakoś się między nimi ułoży, a to, co czuje do mnie, to jedynie chwilowa fascynacja. Jednak kiedy spędzaliśmy razem czas, tylko wtedy czuła się spełniona. Niewierność małżonka, dziecko z inną kobietą – to wszystko sprawiało jej przykrość, upokarzało ją, ale przede wszystkim raniło jej dumę, a nie serce, które już podarowała komuś innemu. Mnie…
– No to czemu chciałaś, żebym się wynosił? Byłem przekonany, że to już finito, że...
– Musiałam to sobie poukładać. Kusiło mnie to, cholernie, ale chciałam mieć pewność, że to o tobie marzę, że tęsknię za tobą, a nie szukam w tobie ukojenia po rozstaniu.
Gdy tylko nabrała przekonania, od razu dała mi znać.
To jakiś czar, magia, nie wiem, co powiedzieć!
W końcu była na wyciągnięcie ręki. Mogłem ją dotknąć, wziąć w ramiona, pocałować. Tak długo o tym marzyłem, z całych sił tego pragnąłem. Kiedy moje pragnienia nareszcie się ziściły, nie chciałem jej puszczać. Potrzebowałem dobrze zapamiętać smak jej pocałunków, aksamitną miękkość skóry, poczuć ciepło bijące od jej ciała. Wiem, to szaleństwo, ale cóż... Straciłem dla niej głowę!
Była całym moim światem, wypełniała każdy zakamarek umysłu. Stanowiła esencję mojej egzystencji, niczym promień słońca rozjaśniający mroki. Nareszcie mogłem głośno wykrzyczeć, jak bardzo ją kocham. Uwielbiam, łaknę jej bliskości i ona jest mi niezbędna do życia. To wszystko przyszło jednocześnie, jak lawina uczuć.
Od tamtego momentu jesteśmy nierozłączni. Tak naprawdę dalej robimy to co dawniej, z tą różnicą, że nie musimy już kryć naszych prawdziwych emocji. Ciągle nie mogę uwierzyć we własne szczęście, że w końcu mogę dumnie mówić o niej „moja dziewczyna”. Po tylu latach życia bez wiary w lepsze jutro to się wydaje niczym sen na jawie.
Wojtek na stałe wyparował z naszej codzienności. Nie ma potrzeby już się z nim użerać, żebym mógł przebywać w pobliżu Ewy. Mało mnie interesuje, czy nadal spotyka się z tą babką i gra kochającego ojczulka, czy może również z nią zerwał, bo nawet dla własnej pociechy nie umiał się poprawić.
Nasze maleństwo nieprzerwanie się rozwija i lada moment nasza rodzina się powiększy. Mój poziom miłości do Ewy jeszcze bardziej wzrośnie, gdy na świecie pojawi się nasz potomek. Uczucia nigdy mi nie zabraknie. Mógłbym nim obdzielić z nawiązką. Obserwuję powiększający się brzuszek ukochanej i przepełnia mnie ogromne szczęście. Przeszłość nie ma znaczenia. Liczy się tylko tu i teraz oraz to, co przyniesie przyszłość. A w tej przyszłości mam zamiar trwać przy boku mojej żony i dziecka. Dzień po dniu, aż po kres mojego istnienia.
Krzysztof, 33 lata