„Pomocnica św. Mikołaja rozpaliła mnie do czerwoności. Przez całe Święta marzyłem, by zobaczyć jej bombki”
„Kimkolwiek była, całkiem nieźle odgrywała rolę pomocnicy Świętego Mikołaja. Przez chwilę zawahałem się, czy powinienem ciągnąć tę rozmowę. Nie miałem nic do stracenia. Głupie SMS-y to najlepsze, co mnie dzisiaj spotkało”.

- Redakcja
Święta Bożego Narodzenia zawsze miały dla mnie gorzki posmak. Nawet jako dziecko czułem, że to nie dla mnie. Z biegiem lat ta niechęć tylko rosła. Mogę się śmiało nazwać się mistrzem w byciu samotnym podczas świąt.
Uśmiechnąłem się pod nosem
Za oknem sypał śnieg, jakby świat próbował na siłę wcisnąć mi tę bajkową atmosferę. Jak co roku, rodzice zaprosili mnie do siebie, ale dzieliło nas 400 kilometrów. Zawsze mieli nadzieję, że przyjadę i zawsze znajdowałem powód, żeby tego nie robić. Mimo wszystko pamiętałem o bliskich i wysyłałem im świąteczne życzenia.
„Wesołych Świąt, dużo zdrowia i radości w nowym roku!”, klepałem jak automat. Szczerze mówiąc, nawet nie czytałem, do kogo te wiadomości lecą.
Po chwili mój telefon zawibrował.
– „Tu pomocnica Świętego Mikołaja. Niestety, prezenty się nie zgadzają, bo nie ma na liście grzecznego Pawła!” – odczytałem ze zdziwieniem.
Przez chwilę patrzyłem na ekran, nie wiedząc, co powiedzieć. Pomyłkowy numer. Ktoś sobie ze mnie żartuje. Zamiast to zignorować, uśmiechnąłem się pod nosem.
– „Oczywiście, że nie jestem na liście. Ale obiecuję poprawę! Z czego mam się wyspowiadać, żeby załapać się na prezent?” – napisałem dla żartu.
Po kilku sekundach telefon zawibrował.
– „Najpierw powiedz, czy pamiętałeś o marchewkach dla reniferów. Bo jeśli nie, to masz przechlapane” – napisała tajemnicza nieznajoma.
Przez chwilę parskałem ze śmiechu jak głupi. Marchewki dla reniferów. Serio? Nie miałem pojęcia, kim jest ta osoba, ale jedno było pewne – miała poczucie humoru. Może nawet lepsze od mojego, a to już coś.
– „A co, jeśli założyłem, że renifery przeszły na dietę keto? Muszę myśleć o ich zdrowiu” – pociągnąłem temat.
Tym razem odpowiedź przyszła jeszcze szybciej
– „Keto-renifery? Elfom się to nie spodoba. Sprawdzą to na kontroli! Ale mogę porozmawiać z Mikołajem. Masz coś na swoje usprawiedliwienie, grzeszniku?”
Prawie słyszałem, jak ta osoba śmieje się gdzieś po drugiej stronie telefonu. Kimkolwiek była, całkiem nieźle odgrywała rolę „pomocnicy Świętego Mikołaja”. Przez chwilę zawahałem się, czy powinienem ciągnąć tę rozmowę. Nie miałem nic do stracenia. Głupie SMS-y to najlepsze, co mnie dzisiaj spotkało.
Wzięła mnie za dziwaka
– „A co, jeśli jestem tylko nieszczęsnym Pawłem, który przez przypadek napisał do Mikołajowej centrali? Nie bądźcie dla mnie tacy surowi” – szybko odbiłem piłeczkę.
Znowu wibracja.
– „Oj, Pawle. Pomyłki się zdarzają, ale teraz już jesteś na moim celowniku. Jaką listę życzeń mam przekazać Mikołajowi? Pamiętaj, to twoja jedyna szansa!”
Gapiłem się na ten SMS w milczeniu. W święta nikt mnie o nic nie pytał, nikt nie chciał słuchać, czego naprawdę chcę. Nie marzyłem o wielkich prezentach, nie miałem listy życzeń. Ale teraz, kiedy jakaś tajemnicza kobieta żartowała ze mną jak stary kumpel, miałem ochotę napisać coś szczerego.
– „Spokój. Trochę śmiechu. I może kogoś, kto odpowie na moje głupie SMS-y”.
Odpowiedzi nie było przez dłuższą chwilę. Może przesadziłem? Może wzięła mnie za dziwaka? Zrezygnowany, odłożyłem telefon na stół i poszedłem zrobić herbatę.
Ale zanim zagotowała się woda, telefon znowu zawibrował.
– „Trzy życzenia? Czuję się jak dżin w lampie. Ale dla ciebie coś wymyślę. Na razie masz jedno: śmiech. Bądź czujny, bo właśnie dostałeś SMS-owy prezent”.
Czytałem tę wiadomość kilka razy. Dziwny dzień, dziwna kobieta i dziwne poczucie, że może to wszystko nie jest takie przypadkowe.
– „Pomocnico Mikołaja, skąd ty wiesz, co mi potrzeba? Przesłuchujesz elfy?” – odpisałem po chwili.
– „Wszystko zostaje między mną a reniferami. Ale masz szczęście, że dzisiaj mają wolne!”.
Wciągnęło mnie. Nie pamiętam, kiedy ostatnio czułem się tak lekko, jakbym naprawdę siedział przy stole z kimś, kto mnie rozumie. Każdy kolejny SMS, każda głupia emotka wywoływały na mojej twarzy uśmiech. To była najlepsza rozmowa od dawna. Nawet jeśli prowadziłem ją z kimś, kogo nie znałem.
Wieczorem, kiedy zegar wskazywał prawie północ, odważyłem się napisać coś jeszcze.
– „Dzięki za dziś, pomocnico Mikołaja. Myślę, że chyba jednak zasłużyłem na mały prezent”.
Telefon zawibrował po kilku minutach.
– „Ale tylko, jeśli jutro zjesz za mnie kawałek sernika. Święta to święta!”
Zaśmiałem się. Tajemnicza, zabawna, trochę zwariowana. Nawet jeśli jutro zniknie i nigdy się nie odezwie, będę miał dzisiejszy dzień.
– „Obiecuję. Dobranoc, pomocnico”.
Telefon umilkł, a ja siedziałem jeszcze chwilę przy zgaszonym świetle.
Serce zabiło mocniej
Następnego dnia obudziłem się z telefonem w ręku. Odruchowo sprawdziłem wiadomości, ale ekran milczał. Może to była jednorazowa akcja?
Wstałem, zrobiłem kawę, starając się nie myśleć o "pomocnicy". Ale w południe w końcu się odezwała.
– „Pawle, sprawdzam listę grzecznych dzieci. Jak tam sernik?”.
Uśmiechnąłem się szeroko.
– „Sernik zjedzony. Nawet dwa kawałki, żebyś nie miała wątpliwości” – odpisałem, a moje serce zabiło mocniej.
– „Będę musiała to zgłosić Mikołajowi. Ale nie martw się – podkupiłam go piernikami”.
Rozmowa rozkręciła się sama. Przez kolejne dni wymienialiśmy SMS-y od rana do wieczora. Magda – bo tak się przedstawiła – miała humor, który trafił w mój gust.
– „Jak spędzasz święta?” – spytałem którego wieczoru.
– „Z reniferami i Netflixem. A ty?”.
– „Z choinką i herbatą. Idealne połączenie dla singli”.
– „To może wypijemy tę herbatę razem? Kiedyś. W realu”.
Zamarłem. Nie wiedziałem, czy żartuje, czy mówi serio.
– „Naprawdę się odważysz?”
– „Może. Pod warunkiem że nadal będziesz grzeczny”.
Po raz pierwszy od dawna czułem, że coś się zmienia. I to wszystko przez kilka głupich SMS-ów.
Kolejne dni mijały jak w świątecznej bajce. Pisaliśmy o wszystkim: o jej zamiłowaniu do spontanicznych podróży, moich nieudanych próbach gotowania i tym, że oboje z uporem ignorujemy świąteczny zgiełk. Codzienne SMS-y stały się czymś oczywistym.
Ośmieszyłem się
Pewnego dnia zebrałem się na odwagę.
– „Spotkamy się na kawie? W realu, a nie w warsztacie świętego Mikołaja”.
Kilka minut ciszy. Przesadziłem? Ośmieszyłem się?
Telefon zawibrował.
– „A skąd pewność, że warsztat Mikołaja nie istnieje? Ale kawa brzmi dobrze. Gdzie i kiedy?”.
Poczułem ulgę, a serce waliło mi jak młotem.
– „Jest taka mała kawiarnia przy rynku. Może jutro o 17?”.
– „Deal. Ale nie spóźnij się, bo pomocnice Mikołaja nie lubią czekać”.
Patrzyłem na ten SMS, próbując zrozumieć, co właśnie się wydarzyło. Zwykła rozmowa, kilka wiadomości… a teraz miałem ją poznać naprawdę.
Tylko co, jeśli Magda okaże się zupełnie inna niż ta, z którą rozmawiałem?
Wziąłem głęboki oddech. Jutro się przekonam.
Paweł, 41 lat