„Pomogłam teściowej, bo synowie się na nią wypięli. Biedna marzyła tylko o ciepłym kącie i niższych rachunkach”
„Teściowa chciała sprzedać dom. Nie dawała rady go utrzymać – rachunki rosły, a sił do sprzątania było coraz mniej. Marzyła o małym mieszkaniu. Ale jej synowie nie chcieli o tym słyszeć. Dla nich ten dom był wszystkim – wspomnieniem dzieciństwa, symbolem rodziny, którą sami dawno porzucili. Nie myśleli o matce, tylko o sobie”.

- Redakcja
Ten dom kiedyś tętnił życiem. Z podwórka dobiegał śmiech dzieci, w kuchni pachniało ciastem, a wieczorami światło paliło się w każdym oknie. Teraz stał cichy i pusty, jak wielki, zapomniany mebel, którego nikt nie chciał się pozbyć, choć dawno przestał pasować do reszty wnętrza.
Maria, moja teściowa, mieszkała w nim sama. W ogromnym, zimnym domu, gdzie każdy kąt przypominał jej o przeszłości – o latach, gdy miała męża, gdy wychowywała dwóch synów, gdy codziennie szykowała komuś śniadanie. Teraz nie było już nikogo, kto by je zjadł.
Teściowa chciała sprzedać dom. Nie dawała rady go utrzymać – rachunki były coraz wyższe, a sił do sprzątania coraz mniej. Marzyła o małym mieszkaniu, w którym nie czułaby się jak gość we własnym życiu. Ale Tomasz i Paweł, jej synowie, nie chcieli o tym słyszeć. Dla nich ten dom był wszystkim – wspomnieniem dzieciństwa, symbolem rodziny, którą sami dawno porzucili. Nie myśleli o matce, tylko o sobie.
Stałam pomiędzy nimi. Patrzyłam, jak każdy ciągnął w swoją stronę, a ona – kobieta, która całe życie poświęciła rodzinie – nie miała nawet prawa zdecydować o własnej przyszłości.
Chcieli jej mówić, jak ma żyć
Obiad u teściowej zawsze wyglądał tak samo. Maria gotowała jak dla wojska, choć od lat nikt już tu nie mieszkał. Na stole lądowały półmiski pełne ziemniaków, pieczeni i sałatek, a ja zastanawiałam się, dla kogo to wszystko. Tomek wpadał tu raz na tydzień, Paweł jeszcze rzadziej. Przyjeżdżali zmęczeni i nieobecni myślami. A ich matka? Cieszyła się, jakbyśmy byli rodziną z obrazka. Udawała, że nie widzi chłodu w ich spojrzeniach.
Tego dnia coś się zmieniło. Widziałam to po niej. Była spięta, jakby bała się własnych słów. Podała talerze, usiadła, odchrząknęła.
– Chcę sprzedać dom – powiedziała.
Zamarłam. Wiedziałam, że o tym myśli, mówiła mi o tym wielokrotnie, ale nigdy wcześniej nie wypowiedziała tego na głos przy synach. Tomek spojrzał na nią, jakby się przesłyszał.
– Co? – rzucił krótko.
– Sprzedaję dom – powtórzyła Maria, prostując się. – Nie daję rady. Jest za duży dla mnie samej, za drogi, za pusty.
Paweł odłożył widelec.
– Nie ma mowy – oznajmił. – Ten dom to nasza historia.
– To mój dom – poprawiła go Maria. – I moje życie.
Tomek zaśmiał się nerwowo, jakby próbował obrócić to w żart.
– Mamo, przecież nie możesz. Gdzie się podziejesz?
– Kupię mieszkanie – powiedziała stanowczo. – Małe, ciepłe, w bloku z windą. Nie chcę już biegać po schodach.
Paweł pokręcił głową.
– To nie tak działa. Nie możesz ot tak sprzedać domu, w którym się wychowaliśmy.
– Już go tu nie ma – Maria spojrzała na nich uważnie. – Wasz dom przestał istnieć, gdy się wyprowadziliście.
Tomasz uderzył dłonią w stół.
– A co z nami? Z naszymi wspomnieniami?
– Wspomnienia nie zapłacą mi rachunków – odpowiedziała spokojnie.
Nie wytrzymałam.
– A ty kiedy ostatnio pomogłeś mamie? – zwróciłam się do Tomka. – Kiedy zapytałeś, jak jej się tu żyje?
Spojrzał na mnie wściekle.
– To nie twoja sprawa.
– Może i nie – odparłam. – Ale jeśli uważasz, że masz prawo decydować o tym, jak ma żyć twoja matka, to może najpierw zacznij się nią opiekować.
Cisza, która zapadła, była jak napięta struna. Maria wstała i zabrała swój talerz.
– Zrobię, co uważam za słuszne – powiedziała. – I jeśli nie chcecie mi pomóc, to chociaż mi nie przeszkadzajcie.
Wyszła do kuchni, a Tomasz i Paweł patrzyli na siebie bezradnie. Wiedzieli, że nic już nie będzie takie samo.
Dobrze ją rozumiałam
Wieczorem znalazłam Marię w jej ulubionym fotelu. Siedziała nieruchomo, z dłonią opartą na brodzie, wpatrzona w okno. Nie włączyła światła, więc pokój pogrążony był w półmroku.
– Jak się czujesz? – zapytałam, siadając naprzeciwko.
– Jakbym właśnie wypowiedziała wojnę własnym dzieciom – westchnęła.
Chciałam powiedzieć, że nie powinna się tym przejmować, że ma do tego prawo, ale wiedziałam, że to nic nie da. Dla niej synowie byli wszystkim, nawet jeśli traktowali ją jak część wystroju tego domu – coś, co zawsze było na swoim miejscu i nie miało prawa się ruszyć.
– Może powinnaś dać im czas – zasugerowałam.
– Czas? – Maria spojrzała na mnie z goryczą. – Ile jeszcze mam im go dawać? Całe życie im poświęciłam, a teraz mam czekać, aż zrozumieją coś tak oczywistego?
Milczałam. Właśnie dlatego zawsze ją rozumiałam lepiej niż oni – bo wiedziałam, co znaczy czekać, aż ktoś zauważy, że też masz swoje potrzeby.
– Adam mówił mi, że nie powinnam się oglądać na nich – powiedziała nagle.
Zaskoczyła mnie. Adam, jej sąsiad, od lat próbował jej pomóc. Nigdy się nie wtrącał, ale zawsze był blisko.
– Ma rację – odparłam.
Maria odchyliła głowę i zamknęła oczy.
– Może i ma – szepnęła. – Ale matka nigdy nie przestaje czuć się matką, nawet jeśli jej dzieci już dawno przestały się czuć dziećmi.
Nie wiedziałam, co odpowiedzieć. Wtedy pierwszy raz pomyślałam, że może tej wojny nie da się wygrać bez strat.
Stałam po jej stronie
Nie planowałam podsłuchiwać. Po prostu wychodziłam z łazienki, kiedy usłyszałam przyciszone głosy Tomka i Pawła dochodzące z kuchni. Zatrzymałam się w korytarzu. Nie musiałam się nawet specjalnie wsłuchiwać – bracia nie kryli się ze swoją złością.
– Musimy coś zrobić – syknął Tomek. – Matka oszalała, jeśli myśli, że tak po prostu sprzeda nasz dom.
– Nasz? – Paweł prychnął. – Raczej jej. Przypominam ci, że to ona płaci rachunki, ona tu mieszka i to ona chce zmian.
– Nie bądź naiwny! – warknął Tomasz. – Jeśli sprzeda, to co nam zostanie? Przecież to powinno być nasze!
Serce mi zabiło mocniej. Nie mogłam uwierzyć, że mówili o Marii jak o przeszkodzie, a nie o własnej matce.
– Może jakoś to zablokujemy – dodał Tomek po chwili ciszy. – Są sposoby, żeby utrudnić sprzedaż. Może notariusz coś wymyśli, może prawo spadkowe…
Paweł westchnął ciężko.
– A może po prostu z nią porozmawiamy? Spróbujemy ją przekonać?
– Nic do niej nie dociera! – podniósł głos Tomasz. – Musimy działać inaczej.
Poczułam, jak ogarnia mnie wściekłość. Nie chodziło im o Marię, o jej dobro, o jej życie. Chodziło tylko o ich wygodę, o wspomnienia i o rzeczy które im pasowały, ale z którymi to ona musiała się mierzyć na co dzień.
Wróciłam do pokoju, zaciskając pięści. Skoro oni zamierzali walczyć, to ja również. Tylko że ja stanę po właściwej stronie.
To nie był koniec walki
Nie mogłam tego tak zostawić. Wiedziałam, że jeśli bracia zaczną działać za plecami teściowej, jedyne, co osiągną, to sprawią jej jeszcze więcej bólu. Dlatego podczas kolacji postanowiłam powiedzieć im wprost, co myślę.
– Nie macie prawa traktować swojej matki jak zakładniczki – rzuciłam, odkładając widelec.
Tomek uniósł na mnie wzrok.
– A ty znowu swoje. Justyna, to nie jest twoja sprawa.
– Jest – odparłam stanowczo. – Bo patrzę, jak próbujecie wmówić Marii, że nie ma prawa decydować o własnym życiu.
Paweł odsunął krzesło.
– Nie dramatyzuj. Próbujemy jej wytłumaczyć, że popełnia błąd.
– Jaki błąd? Że chce wreszcie mieć spokój? Że nie chce już żyć jak w muzeum waszego dzieciństwa?
– Nie rozumiesz – syknął Tomek. – To jest dom naszej rodziny!
Wtedy odezwała się Maria. Do tej pory siedziała cicho, jakby czekała, aż opadnie kurz.
– Nie, Tomek. To był dom naszej rodziny. A teraz jest moim domem.
Zapadła cisza.
– I zrobię z nim to, co uważam za słuszne – dodała, patrząc na synów twardo.
Pierwszy raz widziałam ich w takim osłupieniu. Ale wiedziałam, że ta walka jeszcze się nie skończyła.
W końcu podjęła decyzję
Następnego ranka Maria nalała sobie kawy, usiadła przy kuchennym stole i otworzyła laptopa. Bez słowa przesunęła go w moją stronę.
– Pomożesz mi? – zapytała cicho.
Nie musiała mówić, o co chodzi. Wiedziałam, że to moment, w którym naprawdę podjęła decyzję. Kiwnęłam głową i otworzyłam stronę z ogłoszeniami nieruchomości.
– Jak to napisać? – zastanowiła się, biorąc łyk kawy.
– Po prostu. Dom na sprzedaż, duży ogród, spokojna okolica – odpowiedziałam, stukając w klawiaturę.
– Pięć pokoi – dodała. – I poddasze, tam chłopcy zawsze budowali sobie bazy.
Spojrzałam na nią, ale nie widziałam smutku, raczej nostalgię.
– Może dopisz, że to dom pełen wspomnień? – uśmiechnęłam się.
Maria pokręciła głową.
– Wspomnienia zostają ze mną. Sprzedaję tylko ściany.
Kliknęła „opublikuj” i zamknęła laptopa.
– I tyle – powiedziała bardziej do siebie niż do mnie.
Było w niej coś innego niż zwykle. Nie smutek, nie żal – tylko spokój. A to oznaczało, że ta decyzja była naprawdę jej.
Nie oglądała się za siebie
Dom sprzedał się szybciej, niż ktokolwiek się spodziewał. Młode małżeństwo z dzieckiem – uśmiechnięci, pełni energii, gotowi wypełnić te puste ściany nowymi wspomnieniami. Teściowa oddała im klucze bez cienia wahania.
Tomek i Paweł nie przyszli się pożegnać. Paweł zadzwonił dzień po wyprowadzce, powiedział coś zdawkowego o tym, że "mama i tak zrobi, co chce", a Tomasz milczał. Maria nie skomentowała tego ani jednym słowem.
Nowe mieszkanie było jasne, przytulne, z balkonem wychodzącym na park. Pomogłam jej się urządzić. Kiedy w końcu usiadłyśmy w salonie, wśród kartonów i pachnących świeżością mebli, spojrzała na mnie z lekkim uśmiechem.
– Wiesz, Justyna… – zaczęła, mieszając herbatę. – Pierwszy raz od lat budzę się i nie czuję ciężaru.
– Bo wreszcie żyjesz dla siebie – powiedziałam.
Nie odpowiedziała, tylko spojrzała przez okno. W parku matka prowadziła za rękę małą dziewczynkę. Teściowa patrzyła na nie przez chwilę, jakby wspominała, jak to jest być kimś, kto poświęca całe życie dla innych. A potem odwróciła wzrok i upiła łyk herbaty.
Wiedziałam, że już się nie obejrzy za siebie.
Justyna, 40 lat