„Poprosił o bilet, a potem uwiódł mnie swoim hipnotyzującym spojrzeniem. Nie mogłam uwierzyć, że to się dzieje naprawdę”
„Zamarłam. Chciałam się odezwać, ale nie powiedziałam nic. Skinęłam głową, a moje policzki zrobiły się gorące. Nie dlatego, że mnie zawstydził. Dlatego, że poczułam się dostrzeżona”.

- Redakcja
Są tacy ludzie, którzy żyją w ciszy nie dlatego, że nie potrafią mówić, tylko dlatego, że nie czują takiej potrzeby. Należę do tej grupy. Pracuję w urzędzie, noszę szare płaszcze i jem jogurt naturalny bez dodatków. Lubię wiedzieć, co mnie czeka jutro, nawet jeśli to ma być nuda. I wiecie co? Czasem nuda jest luksusem. Zwłaszcza po kilku nieudanych związkach, które kończyły się słowami „to nie twoja wina, ale...”.
Moje życie jest przewidywalne. Każdego dnia dojeżdżam pociągiem do pracy. Czas spędzony w pociągu to moja świętość. To chwile, kiedy nie muszę się tłumaczyć z milczenia. Mam swój rytuał: herbata w termosie – zawsze miętowa, zawsze z plasterkiem cytryny. To samo miejsce. Ta sama godzina. I ci sami ludzie. Kobieta z pomarańczowym szalem, chłopak z laptopem, starszy pan czytający gazetę i konduktor.
Jest jakiś porządek w tym wszystkim. Pociąg rusza, herbata parzy język, ludzie przewracają strony gazet. Konduktor przechodzi, kasuje bilety. Patrzy na mnie krótko, a ja udaję, że tego nie widzę. I tak codziennie. Wsiadam. Siadam. Jadę. I milczę.
Poczułam się zauważona
Weszłam do wagonu jak zwykle. Ten sam zapach metalu i starej wykładziny, ta sama cisza poranka przerywana szelestem gazet i odgłosami powiadomień z telefonów. Usiadłam na swoim miejscu przy oknie. Założyłam szal, mimo że w pociągu było ciepło. Czułam się w nim bezpieczniej. Spojrzałam w szybę, gdzie moje odbicie mieszało się z widokiem drzew sunących za oknem. Włosy miałam lekko podcięte. Tylko tyle. Nawet nie ufarbowałam. Ot, kosmetyczna zmiana. Trochę mniej smutku w grzywce, może trochę więcej porządku. Wtedy on wszedł. Ten sam granatowy mundur, starannie zapięty płaszcz, ten sam sposób, w jaki trzymał kasownik – jakby był to instrument, nie narzędzie. Zbliżał się powoli, zatrzymując się przy każdym siedzeniu. Ludzie podawali mu bilety z obojętnością, której sama mu zazdrościłam. Gdy podszedł do mnie, podałam mu bilet bez słowa. On wziął go i wtedy spojrzał. Nie przelotnie. Dłużej.
– Nowa fryzura? – zapytał.
Zamarłam. Chciałam się odezwać, ale nie powiedziałam nic. Skinęłam głową, a moje policzki zrobiły się gorące. Nie dlatego, że mnie zawstydził. Dlatego, że poczułam się dostrzeżona. Jakby ktoś, pierwszy raz od dawna, naprawdę mnie zauważył.
– Dlaczego akurat dzisiaj to zauważył? – przemknęło mi przez głowę, gdy odszedł dalej, przecież wczoraj też mnie widział. I przedwczoraj. A jednak to dziś coś się zmieniło. Może nie we mnie, może w nim.
Od tamtej chwili patrzyłam na niego inaczej. Rejestrowałam drobiazgi: że ma szerokie dłonie, paznokcie krótko obcięte, zegarek z popękanym paskiem. Że jego głos jest lekko zachrypnięty, jakby mówił za dużo. I ten zapach... mieszanka świeżego prania i męskiego kremu. Kolejnego dnia powiedział tylko:
– Miłego dnia.
A ja odpowiedziałam:
– Dziękuję.
I to wystarczyło. Żeby przestać czytać książkę i zacząć obserwować jego sylwetkę odbijającą się w szybie. Żeby zastanawiać się, jak ma na imię, czy lubi swoją pracę, czy też, jak ja, ucieka w rutynę.
Coś się zmieniło
Następnego dnia długo stałam przed szafą. Zamiast szarego swetra wzięłam granatowy płaszcz, taki trochę bardziej kobiecy. I chustkę – jasną, w niebieskie liście. Potem poprawiłam włosy. Uczesałam je dokładnie, co rzadko mi się zdarzało. I psiknęłam perfumami. Takimi delikatnymi, prawie niewyczuwalnymi. W pociągu znów usiadłam na swoim miejscu. On wszedł, jak zwykle, z tym samym ruchem głowy, kiedy poprawiał czapkę. Kiedy do mnie podszedł, powiedział tylko:
– Dzień dobry.
Odpowiedziałam cicho. Ale potem jeszcze przez kilka przystanków słyszałam ten jego głos w swojej głowie. Zaciskałam dłonie na termosie, żeby jakoś to wytrzymać. Przecież to nic nie znaczyło. Ale i tak nie mogłam przestać o nim myśleć. Wieczorem zadzwoniła do mnie Anka.
– Ty się jakoś inaczej zachowujesz – powiedziała. – Coś się dzieje?
– Nie, nie. Po prostu... zmieniłam płaszcz.
– Jasne. I pewnie dlatego się malujesz o szóstej trzydzieści rano?
Zaśmiałam się. Udawałam, że to śmieszne. A jednak nazajutrz znów wstałam wcześniej. Znów przeglądałam się w lustrze.
Serce waliło mi jak oszalałe
Myślałam o tym dwa dni. Napisałam i podarłam. Napisałam drugi raz i schowałam do książki. W końcu, któregoś poranka, przestałam się zastanawiać. Karteczka była niewielka, z notesu, na niej jedno zdanie: „Kawa po pracy?” Bez podpisu. Kiedy przyszedł i wyciągnął rękę po bilet, podałam mu ją. Nawet na niego nie spojrzałam. Serce waliło mi tak, że prawie nic nie słyszałam. On spojrzał na kartkę, a potem na mnie.
– To dla mnie? – zapytał.
Skinęłam głową, choć najchętniej bym uciekła.
– To nie mandat – powiedziałam, próbując się uśmiechnąć.
Zamilkł. I wtedy naprawdę poczułam, że wszystko może się rozpaść. Ale nie rozpadło się. Uśmiechnął się – najpierw lekko, potem szerzej. Schował kartkę do kieszeni.
– Zaskoczyłaś mnie – powiedział. – Ale... czemu nie.
I poszedł dalej. A ja już nie widziałam drzew za oknem. Nie słyszałam ludzi, którzy rozmawiali. Siedziałam sztywno, z dłońmi na kolanach, i próbowałam oddychać. Nie wiedziałam, czy się cieszyć, czy płakać.
Odnalazłam bratnią duszę
Spotkaliśmy się tydzień później. Umówiliśmy się na peronie, po jego zmianie. Czekał na mnie z dwoma kubkami kawy i papierową torbą z ciastem. Gdy podeszłam, uśmiechnął się tak naturalnie, jakbyśmy robili to, co piątek.
– Mam nadzieję, że lubisz sernik – powiedział. – Nie miałem odwagi kupić nic bardziej oryginalnego.
Usiedliśmy na ławce w cieniu wiaty. Było zimno, ale kawa parzyła przyjemnie w dłonie. Przez chwilę milczeliśmy. Patrzyliśmy, jak odjeżdża pociąg, którym zwykle jechałam do domu.
– Pociągi to moje życie – powiedział. – Ale teraz… już nie tylko.
Spojrzałam na niego uważnie. Miał spokojne oczy i trochę zmarszczek przy kącikach. Mówił wolno, bez pośpiechu, jakby nie chciał, żeby ta chwila minęła.
– Są ludzie, którzy szukają miłości – powiedział po chwili. – Ty chyba szukałaś czegoś innego?
Zawahałam się. Potem spojrzałam na swoje dłonie, na kubek.
– Spokoju. A znalazłam... nie wiem jeszcze co.
Uśmiechnął się lekko. W ciszy, która potem zapadła, nie było napięcia. Tylko spokój. I coś jeszcze. Coś, co dopiero miało się wydarzyć.
Sabina, 33 lata
Czytaj także:
- „Wakacje na Mazurach miały zmienić flautę naszych uczuć. Zamiast romantyzmu, przyszedł emocjonalny sztorm”
- „Żona wypaliła, że zdradziła mnie dla mojego dobra. Jednak nie ta bzdura była najgorszym, co mnie spotkało”
- „Poprosiłam teściową o pomoc przy wnuku, a ta chciała mnie wysiudać z domu. Nie dam się starej jędzy wykluczyć z życia”