Reklama

Czasami czułam się, jakbym była tylko cieniem samej siebie. Siedziałam na kanapie z Kubą przy piersi, a wokół piętrzył się bałagan – kubek po kawie, nieuprasowane ubrania, zabawki porozrzucane po całym pokoju. Michał znowu spóźniał się z pracy, a ja nawet nie miałam siły, żeby się na niego wkurzyć. Gapiłam się w ścianę, czując, jak coś mnie powoli dusiło od środka. Czasem miałam ochotę wyjść z domu i nie wrócić – uciec gdzieś daleko, gdzie nikt by ode mnie niczego nie chciał. Ale wiedziałam, że nie mogłam. Musiałam być matką, musiałam być żoną, musiałam być... silna.

Reklama

– Kochanie, a może byś poprosiła moją mamę o pomoc? – Michał zerknął na mnie z troską, ale w jego głosie słyszałam rezygnację. Jakby już dawno odpuścił, że sam mógłby coś zrobić.

Spojrzałam na niego, wkurzona, że znowu zrzuca odpowiedzialność na mnie. Ale potem westchnęłam. Może faktycznie powinnam poprosić teściową o pomoc? Przecież to nie byłoby takie złe… prawda?

Zaczęłam czuć dziwny niepokój

Barbara pojawiła się w naszym domu kilka dni później. Weszła z szerokim uśmiechem i torbą wypchaną jedzeniem. Pachniała perfumami, które zawsze przyprawiały mnie o ból głowy – słodkimi, dusznymi, jakby chciała nimi zagłuszyć cały świat.

– No i jak tu się mieszka z takim maluszkiem? – zapytała, rzucając torebkę na kanapę. Bez pytania rozpięła płaszcz, położyła go na oparciu krzesła i od razu skierowała się do kuchni. – Nic się nie martw, kochanie, ja ci to wszystko poukładam. Musisz tylko słuchać moich rad.

Patrzyłam na nią, jak przesuwa słoiki, ustawia kubki, wyciąga pieluchy z torby. Czułam coś dziwnego w brzuchu, jakby ktoś rozlewał tam powoli gorącą smołę. Ale uśmiechnęłam się, bo przecież… przecież chciałam tej pomocy, prawda?

Kuba spał w swoim łóżeczku, a ja – pierwszy raz od wielu tygodni – mogłam usiąść spokojnie i napić się herbaty. Barbara zaglądała do mnie co chwilę z pytaniami:

– Karmiłaś go dzisiaj? A przewijałaś? Ojej, patrz, jaki chudy, kochanie, ty go chyba zagłodzisz…

– Nie, mamo, on po prostu jest drobny – odpowiedziałam, czując, jak mój głos robi się coraz cichszy.

Próbowałam nie patrzeć, jak zmienia układ rzeczy w kuchni, jak przestawia sztućce, ustawia przyprawy w równym rządku. Chciałam wierzyć, że to tylko drobiazgi, że przesadzam. Że to dla naszego dobra.

Ale gdzieś głęboko czułam, że coś jest nie tak. Jakby ostrzegało mnie przed tym, co nadchodzi.

Świat wokół mnie zaczynał się sypać

Minęło kilka dni, a ja zaczęłam czuć, że moje życie wymyka mi się z rąk. Barbara przychodziła codziennie – z nowymi pomysłami, z torbami pełnymi ubranek, zabawek, książeczek. Pachniała tymi swoimi ciężkimi perfumami i miała zawsze ten sam wyraz twarzy: zadowolenie zmieszane z jakąś wyższością.

– Popatrz, kochanie, kupiłam Kubusiowi nowy kocyk, bo ten wasz to taki... no wiesz, trochę już sprany. A o tych grzechotkach to chyba nie słyszałaś? Wiesz, teraz dzieci się rozwijają inaczej, musisz nadążać! – mówiła, wyciągając z torby rzeczy, które wybrała dla mojego dziecka, nie pytając mnie o zdanie.

– Mamo, ja... dziękuję, ale mamy przecież swoje rzeczy – próbowałam coś powiedzieć, ale ona machała ręką, jakby nie słyszała.

Kiedyś weszłam do kuchni i zamarłam – Barbara wyrzucała przyprawy z szafki.

– No co ty, kochanie, tu w ogóle nie ma porządku! Sól obok herbaty? No przecież to się nie godzi! – uśmiechała się, jakby to była najlepsza zabawa świata.

Wieczorem, kiedy Michał wrócił z pracy, próbowałam z nim porozmawiać.

– Michał, ona przesadza. Rozstawia się tutaj jak u siebie. Przestawia mi wszystko, kupuje rzeczy bez pytania...

Michał westchnął, zdjął buty i odparł:

– Nie przesadzaj, Kasia. Mama chce dobrze. A może po prostu jej się nudzi na emeryturze?

– To nie chodzi o to, że się nudzi! – podniosłam głos, ale Michał już nie słuchał. Zaszył się w salonie z laptopem.

Usiadłam przy stole, poczułam gulę w gardle. Czułam, że coś jest nie tak, ale przecież Barbara tak bardzo chciała pomóc… czy naprawdę miałam prawo być zła?

Teściowa chciała mi odebrać dziecko

To był zwykły dzień. Barbara znów krzątała się po kuchni, a ja – choć byłam wykończona – postanowiłam odpuścić i poszłam na chwilę do sypialni, żeby położyć się na łóżku. Przymknęłam oczy, ale coś mnie tknęło. Słyszałam jej głos w salonie, mówiła do kogoś przez telefon.

– No, no, mówię ci, ta moja Kasia to taka nieporadna… biedna dziewczyna, ale przecież dziecko to odpowiedzialność. Ona sobie nie radzi, ciągle zmęczona, biedactwo... A Kubusiowi trzeba stworzyć dobre warunki, a nie wieczny chaos... – głos Barbary brzmiał tak, jakby mówiła o jakiejś obcej kobiecie, a nie o mnie.

Zamarłam.

– Tak, tak, myślę, że najlepiej, jak ja się tym dzieckiem zajmę. Ona się nie nadaje, naprawdę. Michał? No wiesz, to mój syn, ale on taki zajęty... To ja muszę wziąć sprawy w swoje ręce, bo jak nie ja, to kto?

Serce mi waliło. Czułam, jak coś we mnie pęka, jakbym słyszała, że ktoś planuje ukraść mi moje życie. Mój oddech stał się płytki, a dłonie zaczęły mi się trząść.

Zeszłam na dół, jakby w transie.

– Michał! – zawołałam męża, który siedział przy komputerze. – Twoja matka chce mi zabrać dziecko!

Spojrzał na mnie zaskoczony.

– Kasia, co ty mówisz?

– Ona przed chwilą rozmawiała z kimś przez telefon. Słyszałam, jak mówiła, że ja się nie nadaję, że ona musi się zająć Kubą!

Michał spojrzał na mnie niepewnie, jakby nie wiedział, co ma powiedzieć.

– Może źle zrozumiałaś...

– Nie, Michał! Ja to słyszałam!

Patrzył na mnie, a w jego oczach widziałam, że w głębi duszy wie, że mówię prawdę. Ale nic nie powiedział. Stałam tam, patrząc na niego, zrozpaczona. Czułam, że świat wokół mnie zaczyna się sypać, a ja nie mam jak go zatrzymać.

Czułam się samotna jak nigdy wcześniej

Nie wytrzymałam. Wbiegłam do kuchni, serce waliło mi jak młot. Barbara stała przy blacie, kroiła ogórki na plasterki, jakby właśnie przygotowywała się do kolejnego dnia swojej „opieki” nad moim dzieckiem.

– Jak śmiesz mówić, że jestem złą matką?! – głos mi zadrżał, ale nie odpuściłam. – Chcesz mi odebrać Kubę?!

Barbara spojrzała na mnie zaskoczona, jakby nie wiedziała, o co chodzi.

– Kochanie, co ty opowiadasz? – Zmarszczyła brwi, ale jej głos był słodki, obłudny. – Przecież ja tylko chcę wam pomóc. Dla dobra Kuby. Ty jesteś młoda, zmęczona... Wiem, co mówię, mam doświadczenie.

– Nie potrzebuję twojego doświadczenia! – krzyknęłam. – To moje dziecko, a nie twoje!

– Oj, Kasiu, nie denerwuj się tak. Dziecko wyczuwa twoje emocje. Trzeba być spokojnym... – mówiła to tonem, który sprawiał, że miałam ochotę wyrzucić wszystkie te jej słoiczki, ubranka i zabawki przez okno.

Wtedy wszedł Michał. Zatrzymał się w progu, jakby wyczuł, że zaraz coś wybuchnie.

– Co tu się dzieje?

Spojrzałam na niego z rozpaczą.

– Powiedz jej, Michał. Powiedz jej, że to nasze dziecko, że nie może decydować za nas!

Michał wyglądał, jakby się kurczył pod naszymi spojrzeniami.

– Mamo... może rzeczywiście powinnaś trochę odpuścić. Kasia się denerwuje, niech sama decyduje o Kubie.

– Aha! – Barbara uniosła brwi, jakby usłyszała największą bzdurę świata. – Niech decyduje, a potem dziecko będzie płakało, głodne i zaniedbane! Ja chcę tylko pomóc!

– Pomagasz? – głos mi drżał. – Ty mi zabierasz moje życie!

Barbara podeszła do mnie i położyła dłoń na moim ramieniu, jakby chciała mnie uspokoić.

– Oj, kochanie, nie przesadzaj...

Strąciłam jej rękę.

– Nie dotykaj mnie.

Łzy cisnęły mi się do oczu, serce waliło mi jak oszalałe. Czułam, że muszę coś zrobić. Że jeśli teraz się nie postawię, to już nigdy nie będę miała odwagi. Patrzyłam na Michała, czekając, aż coś powie. Ale on tylko stał tam, z rękami w kieszeniach, patrząc na podłogę, jakby chciał, żeby go tam nie było.

A ja... ja czułam się samotna jak nigdy wcześniej.

Muszę dbać o swoje granice

Wieczorem, kiedy dom na chwilę ucichł, siedziałam w salonie z kubkiem wystygłej już dawno herbaty. Patrzyłam w ścianę i zastanawiałam się, jak to się stało, że tak łatwo oddałam swoje życie w ręce innych. Jakim cudem pozwoliłam Barbarze wejść tu jak burza i przewrócić wszystko do góry nogami?

Michał usiadł obok mnie, ale nie powiedział ani słowa. W końcu spojrzałam na niego i powiedziałam cicho, ale stanowczo:

– Musisz wybrać, Michał. Albo twoja mama, albo ja.

Spojrzał na mnie z takim zdziwieniem, jakby w ogóle nie spodziewał się tych słów. Milczał. Czekałam, aż coś powie, cokolwiek. Ale on tylko spuścił wzrok i zaczął bawić się obrączką na palcu. To był moment, w którym zrozumiałam, że na jego wsparcie chyba nie mam co liczyć. Może nigdy go nie miałam.

Podniosłam się z kanapy, czułam, jak łzy palą mnie pod powiekami. Podeszłam do łóżeczka Kuby, patrzyłam na jego spokojną, rozgrzaną snem buzię. Wiedziałam, że dla niego muszę być silna. Że muszę walczyć o swoje miejsce, o swoją rolę jako matki. Barbara musi zrozumieć, że moje granice zostały przekroczone. A Michał? Cóż… może kiedyś zrozumie, może nie. Ale ja już nie mogę dłużej czekać. Tego wieczoru postanowiłam: od teraz będę stawiać granice. Nawet jeśli to oznacza, że zostanę sama.

Nie wiedziałam, co będzie jutro. Czy Barbara jeszcze się odezwie, czy Michał w końcu się opamięta? Ale wiedziałam jedno: muszę zawalczyć o siebie i o swoje dziecko. I choć czułam się rozbita na milion kawałków, to właśnie teraz – w tej chwili – zaczynałam je powoli zbierać.

Katarzyna, 32 lata


Czytaj także:

Reklama

Reklama
Reklama
Reklama