„Porzuciłam bezpieczne ramiona męża i rzuciłam się w wir namiętności z kochankiem. Wiedziałam, że będę tego żałować”
„Rosła we mnie ogromna radość ze spotkania, przekonanie, że czekałam na niego całe życie. Wydawało mi się, że go znam, chociaż było to niemożliwe. Nigdy wcześniej go nie widziałam, ale było między nami pokrewieństwo dusz”.
- Anna, 32 lata
Pomysł na swaty
Kolacja była udana, ale tylko pod względem kulinarnym, Aśka i Robert nie nadawali na tych samych falach, było to widać na pierwszy rzut oka. Zamiar Grześka, żeby ich sobą zainteresować, spalił na panewce. Oboje resztką sił podtrzymywaliśmy gasnącą rozmowę, a kiedy Grzegorz ewakuował się do kuchni pod pretekstem zaparzenia kawy, ciężar zabawiania opornej pary spoczął na moich barkach. Słabo sobie radziłam i z niecierpliwością wypatrywałam powrotu męża. Rozpaczliwie mi go brakowało.
– Wracaj do nas – zawołałam, obserwując z niepokojem znudzonego Roberta.
Ucieknie czy zostanie? Kolacja we czworo była pomysłem męża, który nagle zapragnął wyswatać naszą przyjaciółkę. Ni stąd, ni zowąd oznajmił, że pracuje z facetem, który będzie w sam raz dla Aśki i w dodatku udało mu się przekonać mnie do tego pomysłu. Teraz cierpiałam katusze, odliczając kwadranse dzielące mnie od końca tej gehenny. Kolacja zdecydowanie była towarzyskim niewypałem.
– Grzegorza nie ma od kilku minut, a tobie już go brakuje – zaśmiała się Aśka ze zrozumieniem. Nie wyglądała na szczególnie przejętą obojętnością Roberta.
– Nie tęsknię za nim, tylko za kawą – zripostowałam i odchyliłam się na krześle, wyglądając na korytarz. Gdzie on się podział, będzie siedział w kuchni bez końca?
Zobacz także
– Już ja wiem, jak jest i wcale ci się nie dziwię. Masz szczęście, pasujecie do siebie idealnie – spojrzała spod oka na Roberta i skorzystała z okazji – już dawno wyszłabym za mąż, ale nie spotkałam duplikatu Grzegorza.
Robert zrozumiał, bo ręka lekko mu drgnęła. On się poczuł dotknięty, a mnie ulżyło, że Aśka wyszła z konfrontacji bez szwanku na honorze. Najwidoczniej czuła się świetnie, a to znaczyło, że nie będę musiała wysłuchiwać, co sądzi o próbach swatania jej z kolegą Grześka. Napięcie mnie opuściło, wreszcie byłam w stanie swobodnie zabawiać gości, rozmowa ruszyła z miejsca.
Kawę dopiliśmy w całkiem miłej atmosferze a kiedy żegnaliśmy Aśkę i Roberta, stojąc z Grzegorzem ramię w ramię, nagle doceniłam jego obecność. Ostatnio rzadko myślałam w ten sposób o mężu, lata małżeństwa zrobiły swoje, przyzwyczaiłam się, że jest obok mnie i zawsze będzie. Aśka miała rację, poszczęściło mi się, Grzesiek był wspaniałym partnerem na życie, zabawnym, mądrym i wspierającym.
– Dobrze, że cię mam – przytuliłam się do jego pleców, przeszkadzając w zamykaniu drzwi. – A mogło być inaczej, gdybym nie spotkała cię wtedy na przystani na Mazurach, pewnie tułałabym się teraz sama jak Aśka. Niesamowite, jak przypadek potrafi pokierować naszym życiem.
– Przypadek? Nie sądzę – zaśmiał się Grzegorz, oplatając mnie ciasno ramieniem. – Wypatrzyłem cię już wcześniej i tylko czekałem na dogodną okazję, o mało się nie zabiłem, biegnąc po pokładzie, żeby podać ci rękę.
– Nie umiałam wsiąść do łódki – przypomniałam sobie swoją niezdarność.
– No to miałaś farta, gdybyś umiała, musiałbym zaaranżować mały wypadek. Miałem w planach zepchnięcie cię do wody, spektakularne rzucenie się na ratunek i finalną akcję usta-usta w trosce o przywrócenie prawidłowego oddechu.
– Nie zrobiłbyś tego – roześmiałam się.
– Zaraz ci pokażę – przełożył mnie sobie przez ramię, pomaszerował do sypialni i rzucił na łóżko. – Wyobraź sobie, że to jest woda – zarządził – i na tym zakończ, resztą zajmę się osobiście.
Tak, poszczęściło mi się, dostałam od losu to, co najlepsze. Kilka dni później wydarzyło się coś dziwnego, co o mało nie zrujnowało mojego życia.
To była nagła fascynacja
Zobaczyłam go na stacji benzynowej, tankował samochód przy sąsiednim stanowisku. Nawet mu się dobrze nie przyjrzałam, jego wygląd nie miał znaczenia, wystarczyła sama obecność i to, że stał blisko, najwyżej półtora metra ode mnie. Siła przyciągania była niesamowita, zdążyłam pomyśleć, że tak wygląda miłość od pierwszego wejrzenia albo wstęp do nagłego zasłabnięcia. Zrobiło mi się gorąco, wydawało mi się, że odpływam, w głowie miałam zamęt, nogi jak z waty. Potarłam mocno skronie, żeby odzyskać jasność umysłu, kątem oka zauważyłam, że obiekt mojego zainteresowania odwiesił wąż dystrybutora i ruszył do kasy.
Niewiele myśląc, poszłam za nim jak lunatyczka. Nie miałam żadnych planów, nie myślałam, co zrobię, poruszałam się, jak pociągana za sznurki marionetka. To było coś więcej niż zauroczenie czy pociąg seksualny, miałam wrażenie, że znam go od dawna, łączy nas coś mocniejszego niż śmierć, silniejszego niż miłość.
To co robiłam, było do mnie niepodobne, ale chwilowo nie miałam kontroli nad wydarzeniami, zachowywałam się jak ćma lecąca do światła. Mężczyzna wyczuł moje zainteresowanie, bo odwrócił się i uśmiechnął zachęcająco. Oboje zatrzymaliśmy się, patrząc na siebie z niedowierzaniem, ja byłam zdezorientowana, on zainteresowany.
– Chyba tak tego nie zostawimy? – słowa dotarły do mnie z opóźnieniem, były tylko dźwiękiem, nie zrozumiałam ich.
Widziałam tylko jego i czułam, że nie mogę minąć go obojętnie.
– Mam wrażenie, że spotkaliśmy się już wcześniej – tym razem zrozumiałam, co do mnie mówi, tekst był oklepany, stosowany przez wszystkich podrywaczy świata, ale potraktowałam go poważnie, bo miał sens. Wyjaśniał to, co się ze mną działo.
– Na pewno nie w tym życiu – roześmiałam się z przymusem. – Przez chwilę wydawało mi się… Ale nie, już mi przeszło.
Kłamałam. Emocje, których nie potrafiłam nazwać, nadal we mnie szalały, chciałam je zdusić i zapomnieć o tym człowieku.
– To ciekawe, porozmawiajmy o tym – zapalił się, obrzucając mnie pełnym uznania spojrzeniem. – Tutaj można usiąść, wypić kawę. Proszę mi nie odmawiać.
Nawet gdybym chciała, nie mogłabym, ten człowiek miał w sobie coś, co przyciągało mnie z ogromną siłą. Zajęłam miejsce przy stoliku, on poszedł po kawę, klienci zasłonili go i wtedy zaczęłam odzyskiwać rozum. Co ja robię? A Grzesiek? Jestem z nim szczęśliwa, kocham go i nie zamieniłabym na nikogo, ten facet nawet się do niego nie umywa.
– Nie odchodź, sam tego nie wypiję – jego roześmiany głos zatrzymał mnie jak świst bata.
Wrócił, zanim zdążyłam od niego uciec, więc zostałam. Nie miałam wyjścia. Rosła we mnie ogromna radość ze spotkania, przekonanie, że czekałam na niego całe życie. Wydawało mi się, że go znam, chociaż było to niemożliwe. Nigdy wcześniej go nie widziałam, ale było między nami pokrewieństwo dusz, chemia, której nie doświadczyli Aśka i Robert. Widocznie nie każdemu jest dane.
Nie mogłam się opanować
Jeszcze tego wieczora pocałował mnie, a może ja jego? Wydarzenia toczyły się szybko, zaskakiwały i nie pozwalały odetchnąć. Pragnęłam go jak nikogo przedtem, do szaleństwa, ale było coś jeszcze; lęk, że znowu odejdzie i zostawi mnie samą. Byłam gotowa zrobić wszystko, by tak się nie stało.
Nie chciałam myśleć, co dalej, nie analizowałam, dlaczego to robię, ja, szczęśliwa mężatka mająca u boku kochającego faceta, którego moje przyjaciółki uważały za ideał. Dałam mu numer telefonu, zadzwonił nazajutrz. Zaczęliśmy się spotykać, najpierw ostrożnie, na mieście, w knajpkach otwartych do późnej nocy. Romans był raczej platoniczny, bo nie mogłam się zdecydować na coś więcej niż namiętne pocałunki. Nigdy nie oszukiwałam Grzegorza, i chociaż już po kilku dniach wydawało mi się, że nie mogę żyć bez Borysa, Grześ był ciągle dla mnie ważny.
Czy można kochać jednocześnie dwóch mężczyzn? Przez chwilę myślałam, że tak. Borysowi nie wystarczały romantyczne spotkania, mój opór tylko go podniecał.
– Przyjedź do mnie, będziemy się kochać pod gwiazdami – szeptał gorąco.
Poczułam dreszcze i wewnętrzny przymus, musiałam zrobić ten krok i zapomnieć o Grzegorzu. Miejsce pod gwiazdami okazało się działką, co trochę mnie zdziwiło, ale Borys zapewnił, że wybrał je specjalnie dla nas ze względu na piękno krajobrazu. Obiecał, że będę zachwycona. Nie byłam przekonana, myślałam, że zaprosi mnie do siebie, ale nie zdradziłam się z wątpliwościami, które zresztą zaraz się rozwiały. W obecności Borysa tak właśnie było, odzyskiwałam rozum dopiero wtedy, gdy schodził mi z oczu.
Ten wypadek mnie otrzeźwił
Na działkę Borysa mieliśmy pojechać w piątek, a w czwartek zaliczyłam stłuczkę na drodze.
Wracałam późnym popołudniem do domu, myśląc o Grzegorzu. Ostatnio miał takie smutne oczy, zupełnie jakby wiedział, że zamierzam odejść. O nic nie pytał, ale znał mnie doskonale i wyczuwał, co się ze mną dzieje. Dobijało mnie poczucie winy i żal, że już nie będziemy razem. Dziwne? Jeszcze jak, kompletnie sobie z tym nie radziłam.
Zajęta myślami, nie zauważyłam samochodu jadącego za mną w zbyt małej odległości. Kiedy nacisnęłam hamulec, nieostrożny kierowca zaparkował w moim bagażniku. Uderzenie nie było silne, ale zgrzyt blachy świadczył, że szkoda będzie duża.
– Przepraszam, moja wina, zagapiłam się – z samochodu, który na mnie wpadł, wysiadła starsza, elegancka kobieta.
– Zjedźmy na bok, będziemy musiały zaczekać na policję – powiedziałam grzecznie, chociaż najchętniej udusiłabym tę babę i zabrała jej prawo jazdy, w tej właśnie kolejności.
– Mamy mnóstwo czasu do zabicia – kobieta poprawiła jedwabny szal i wyciągnęła paczkę papierosów. – Zapali pani? Nie? A ja z przyjemnością, wiem że to niemodne i niezdrowe, ale nigdy nie kierowałam się rozsądkiem.
– I dobrze pani na tym wyszła? – zainteresowałam się złośliwie, patrząc wymownie na wgnieciony bagażnik mojej toyoty.
– Mniej więcej – zaciągnęła się i wypuściła z umalowanych ust chmurę dymu. – Niczego nie żałuję, żyłam, jak chciałam.
– Zazdroszczę pani, ja nie jestem tak zdecydowana – pomyślałam o plątaninie uczuć rozpiętych między Borysem i Grzegorzem.
Spojrzała na mnie bystro.
– Miłość, czy finanse? – spytała konkretnie, i zaraz sobie odpowiedziała. – Miłość. No to przechlapane. Mówią, żeby kierować się sercem, ale ja bym w to tak do końca nie wierzyła. Rozum też czasami się przydaje. I intuicja, jak popiskuje, to trzeba jej posłuchać, żeby potem nie płakać, no chyba że się lubi łzawe love story.
Roześmiała się i wypuściła z ust elegancki obłoczek dymu. Zakaszlałam.
– Kiedyś spotkało mnie zauroczenie, które wzięłam za miłość i kiepsko na tym wyszłam, szczegółów pani oszczędzę. Dziś myślę, że ten facet był okruchem przeszłości, kimś, kto w poprzednim życiu był dla mnie ważny i narobił mi kłopotów. Teraz też nie potrafiłam ich uniknąć, chociaż zapowiedź jego intencji widać było jak na dłoni. Ale zakochana kobieta jest ślepa, prawda?
Pochyliła się, zaglądając mi w oczy, jakby chciała sprawdzić, czy dobrze zrozumiałam.
Od razu pomyślałam o Borysie. Kiedy go przy mnie nie było, widziałam jasno i miałam sporo wątpliwości co do naszego związku. Pod wpływem słów spotkanej na drodze kobiety, postanowiłam im się przyjrzeć. Efekt był piorunujący, przed oczami stanął mi Grzegorz. Nie chciałam niszczyć naszego małżeństwa, Borys nie był tego wart. Kobieta zgasiła niedopałek obcasem i przyjrzała mi się uważnie.
– Jeśli pani przeczuwa, że źle ulokowała uczucie, trzeba wiać póki czas! Nie oglądać się za siebie! Będzie pani trochę żałowała, ale uratuje tyłek.
Roześmiałam się z przymusem.
– Może skorzystam z pani rady – powiedziałam pół żartem, pół serio.
Na nowo zaczęłam myśleć
Spotkanie na drodze otrzeźwiło mnie, zaczęłam myśleć. W piątek nie pojechałam na działkę Borysa, wykręciłam się byle pretekstem, czym bardzo go uraziłam. Chyba nie zależało mu na mnie tak bardzo, bo przez jakiś czas nie odzywał się, co pozwoliło mi ochłonąć i się rozluźnić, a potem zerwać tę znajomość. Wybrałam życie z mężem, ale tak jak mówiła kobieta z papierosem, zdarzało mi się żałować tej decyzji. Męczyłam się tak, dopóki nie zobaczyłam zdjęcia Borysa na Facebooku.
Długo patrzyłam na ukochanego, dumnie prezentującego światu bobasa, na oko trzymiesięcznego. Pod zdjęciem było mnóstwo gratulacji dla szczęśliwego taty, nie dołączyłam do nich, bo zajęłam się liczeniem. Nie musiałam używać kalkulatora, by odkryć, że uroczy maluch został poczęty w trakcie naszego wyjątkowego, płomiennego romansu i to zapewne nieprzypadkowo. Borys zapomniał wspomnieć, że był w związku, to dlatego nigdy nie wpuścił mnie do swojego życia.
Bez końca analizowałam szczegóły, przypominałam sobie jego słowa i ich wagę. Nagle zrozumiałam, że nie byłam dla niego nikim ważnym, to ja przypisałam nadmierne znaczenie naszemu spotkaniu. To nie była miłość, raczej echa czegoś, co już kiedyś się wydarzyło. Może rzeczywiście byliśmy dla siebie okruchami przeszłości?
– O czym myślisz? – Grzegorz usiadł obok mnie i zerknął na ekran laptopa.
– O niczym ważnym – powiedziałam szczerze. – Właśnie przekonałam się, że dobrze zrobiłeś, podając mi rękę na przystani. Doświadczenie bolało – przyznałam uczciwie – ale teraz jestem mądrzejsza. Dziękuję, że przeczekałeś te… zawirowania.
– Musiałem, jesteś mi pisana – Grześ nadal zachowywał rezerwę, ale oczy mu poweselały.
Zrozumiałam, że właśnie dostałam drugą szansę na szczęście.