„Porzuciłam córkę, bo kochanek nie chciał takiego balastu. Zamiast niej mam piękny dom i gruby portfel”
„– Słuchaj, jeżeli zależy ci na naszym związku, to zostawisz dzieciaka pod opieką męża! Mieszka z twoją teściową, poradzi sobie. Rzuć dotychczasowe życie i zamieszkaj ze mną. Pokażę ci, jak piękny jest świat, dam ci wszystko, czego zapragniesz, ale zróbmy to bez bagażu przeszłości. Nie chcę żadnych dzieci w naszym życiu – oświadczył stanowczo”.

- listy do redakcji
Ludzie plotkują, że mam kamień zamiast serca. Rani mnie to, ale cóż poradzę? W sumie chyba mówią prawdę – porzuciłam własną córeczkę... Tęsknię za nią? Czasami. Bywa, że tak mocno, iż brakuje mi tchu. Nierzadko mi się śni – jej jasne loki muskają mi policzki, maleńka rączka sięga do mnie, a buzia się śmieje, wołając: „Mamusiu!”. W snach ganiamy po polach, plotąc kwiatowe wianuszki. Po przebudzeniu obok leży Tomasz – facet, przez którego wyrzekłam się mojego dziecka.
Moja miłość do niego to czyste szaleństwo, które rozsadza mnie od środka. Jego uczucie jest równie intensywne i namiętne. Ciągle mi powtarza, że jestem najbardziej niezwykłą dziewczyną, jaką kiedykolwiek poznał. Czasami myślę sobie, że przecież mogliśmy się w ogóle nie spotkać i ogarnia mnie przerażenie. Bo los bywa okrutny i bezlitosny. Gdybym przyszła dosłownie kilka minut wcześniej albo później, nigdy bym na niego nie trafiła...
To był zwykły dzień
– Leć do sklepu po papierosy – rzucił mój facet tego popołudnia.
Już prawie wybiła dziewiętnasta, a na zewnątrz panował rześki, wczesnowiosenny wieczór. Krople deszczu muskały szybę, podczas gdy ból głowy rozsadzał mi czaszkę. Arek rozwalił się przed telewizorem, skacząc po kanałach jak szalony. Spytałam, czy nie mógłby się ruszyć po fajki choć ten jeden raz. Warknął z pretensją, że orał jak wół cały boży dzień, a teraz ma chwilę dla siebie.
Karolinka cicho jak trusia siedziała na dywanie obok jego nóg. Mocowała się z lalczyną garderobą – różowa sukieneczka za nic nie chciała wejść na znacznie za dużą zabaweczkę, a mała była całkowicie pochłonięta tym zadaniem.
– Może pobawiłabyś się Barbie? – wręczyłam jej kolejną lalkę.
Spytała, czy mogłaby mi towarzyszyć. Odmówiłam.
– Na dworze jest zimno, a ty dopiero co chorowałaś – uzupełniłam.
Nie miałam innego wyjścia
Mina Karolci zdradzała spore niezadowolenie, ale zdawała sobie sprawę, że narzekanie i tak nie przyniesie rezultatu. Cmoknęłam ją w czoło, które pachniało rumiankiem i złożyłam obietnicę przyniesienia jej czekoladowego batonika.
– Ruszaj się, chcę zajarać fajkę! – pospieszył mnie małżonek, demonstrując swój charakterystyczny brak delikatności.
Zarzuciłam na plecy chustę i spakowałam do torby parasol. Deszcz co prawda przestał padać, ale chłód był okropny, więc zdecydowałam się wziąć jeszcze kurtkę. Sklep spożywczy naprzeciwko był już nieczynny o tej godzinie, dlatego musiałam pójść aż na stację paliw, co zajęło mi jakieś piętnaście minut żwawego marszu. Na trasie nie spotkałam żywej duszy. Przemierzałam drogę energicznie, żałując, że nie włożyłam grubszych rajstop, kiedy nagle w mojej torebce zaczął dzwonić telefon.
– Jak będziesz na stacji benzynowej, to weź jeszcze mleko i te ciasteczka – poprosił mnie małżonek.
– A chleba nie brakuje? – spytałam, nagle czując zmęczenie tą monotonną codziennością.
– Chleb nam się skończył, ale zostało trochę tego placka. A jakbyś była tak miła, to przynieś mi też browara...
– Co? Mam dźwigać te ciężkie piwa?! Przecież ty masz samochód! – zdenerwowałam się nie na żarty.
Nie mówiąc już nic więcej, zakończył rozmowę. Instynktownie wiedziałam, że kipi ze złości. Cóż, takie życie.
Strasznie zmarzłam
Byłam gdzieś w pół drogi na stację, gdy nagle obok mnie śmignęła bordowa toyota, zostawiając za sobą fontannę wody spod opon. Kilka chwil później samochód zjechał na bok i stanął. „To chyba Bogusia” – pomyślałam z radością, i rzeczywiście – moje przypuszczenia się potwierdziły, to była moja sąsiadka.
– Jesteś moim wybawieniem, bo już kompletnie skostniałam z zimna – oznajmiłam, gdy usiadłam w samochodzie.
– Rzeczywiście, okropna wilgoć dzisiaj w powietrzu – zgodziła się starsza pani i obdarzyła mnie serdecznym uśmiechem. – Jedziemy do sklepu? Pewnie musisz kupić jakiś drobiazg dla córeczki, zgadza się?
– Batonika, mleko i papierosy dla Arka – odparłam, siląc się na beztroski ton głosu.
– Tylko Pan Bóg wie, ile forsy twój mąż wydaje na te papierosy – westchnęła Bogusia, gdy ruszałyśmy w kierunku końca wsi.
Pojechała odwiedzić swoją siostrę.
– No to na razie, do zobaczenia wkrótce – po chwili pożegnałyśmy się przy wyjeździe w stronę stacji.
Chyba mu się spodobałam
Wyszłam z auta prosto na ulewę – akurat zaczęło mocno padać. Na stacji benzynowej nie było żywej duszy, co bardzo mnie uradowało. Jeszcze tylko długiej kolejki by mi brakowało! Szybko wybrałam batoniki, mleko i krakersy. Niestety, nigdzie nie mogłam znaleźć ulubionych papierosów mojego małżonka. Przeszłam się ponownie wzdłuż półek, gdy nagle do sklepu wszedł wysoki, opalony facet po czterdziestce. Miał na sobie elegancki strój i pachniał drogimi perfumami. Takich mężczyzn raczej nie spotyka się w naszej małej miejscowości…
Zerknęłam na niego z zaciekawieniem i momentalnie dostrzegłam, że wpadłam mu w oko. Ściągnęłam obrączkę z palca, wrzuciłam ją do mojej torebki, a następnie, niby przeglądając czasopisma na półce, zbliżyłam się do niego. Uśmiech zagościł na jego twarzy, zapytał mnie, czy gdzieś w pobliżu znajduje się jakiś dobry lokal gastronomiczny.
– W tej okolicy nie, dopiero jak się pojedzie do kolejnej miejscowości – odparłam.
– Ale poleca go pani?
– Można tak powiedzieć. Tutejsi mieszkańcy organizują w nim wszystkie rodzinne imprezy. Z tego, co mi wiadomo, jedzenie zawsze było tam pyszne.
Zagadnął mnie, czy nie zechciałabym wyskoczyć z nim na jakieś jedzenie. Sądziłam, żeze mnie żartuje, ale miał minę jak na pogrzebie.
– Nie wiem, czy to dobry pomysł… – próbowałam, ale chwycił moją dłoń.
– Jak się zgodzisz, to będę najszczęśliwszym człowiekiem na całej planecie – przerwał mi w pół zdania.
Zachichotałam ze zdenerwowaniem, a on wyczekiwał mojej reakcji. W tym momencie przyszedł mi do głowy mój małżonek – zaniedbany facet, wiecznie w ponurym nastroju, którego całkowicie opuściła chęć do życia. Perspektywa powrotu do mieszkania tak bardzo mnie zmroziła, że… przystałam na propozycję wspólnego posiłku.
Wszystko było jak w filmie
Kiedy zajmowałam miejsce w samochodzie tego faceta, ogarnęły mnie wątpliwości. Co jeśli zaciągnie mnie na jakieś odludzie?! W końcu byłam śliczną, ledwo dwudziestoparoletnią dziewczyną, a on mógł okazać się jakimś bandytą! Ale gość był w porządku – po prostu zabrał mnie do knajpy, dał coś zjeść i gadał ze mną przez całe trzy godziny. Telefon w mojej torebce ciągle dzwonił. W końcu nie wytrzymałam i go wyłączyłam. Mój nowy znajomy to zauważył.
– To pewnie twój facet dzwoni? – rzucił pytanie.
Okłamałam go, mówiąc, że nie mam nikogo, co ewidentnie przypadło mu do gustu. Wspomniał, że niedawno wziął rozwód, ale bycie singlem nie jest w jego stylu. Następnie zaproponował, żebym go odwiedziła w stolicy. Zdecydowałam się pojechać na weekend.
Okłamałam swojego męża, że jadę do kuzynki… Na nasze trzecie spotkanie Tomek zabrał mnie do Sopotu. Polecieliśmy samolotem, co było dla mnie dodatkowym przeżyciem, bo nigdy wcześniej nie miałam okazji latać. Straciłam dla niego głowę, a co najlepsze – z wzajemnością.
W końcu musiałam mu wyznać prawdę
Kompletnie nie wiedziałam, jak wyjawić mu, że mam męża i dziecko. Przecież go okłamałam, a teraz obawiałam się, że mnie zostawi. Ale on nigdzie nie odszedł, mimo że gdy dowiedział się, jak jest naprawdę, strasznie się wkurzył.
– Dzieciaki zmieniają totalnie życie, nie rozumiesz tego?! – wrzasnął. – Ja i moja eks zaczęliśmy się sprzeczać, jak na świat przyszły bliźniaki. Przedtem było miodzio, ale dzieciaki stawiają wszystko na głowie!
– To znaczy, że nie planujesz następnych dzieci? – spytałam.
– Nie ma mowy!
– Mam dziecko, córeczkę – powiedziałam, zaskoczona jego słowami.
– Jakoś nie raczyłaś mi o tym powiedzieć, gdy zaczynaliśmy się spotykać, mam rację? – zapytał zjadliwie.
– Tomek, przecież ja jestem mamą!
– Słuchaj, jeżeli zależy ci na naszym związku, to zostawisz dzieciaka pod opieką męża! Mieszka z twoją teściową, poradzi sobie. Rzuć dotychczasowe życie i zamieszkaj ze mną. Pokażę ci, jak piękny jest świat, dam ci wszystko, czego zapragniesz, ale zróbmy to bez bagażu przeszłości. Nie chcę żadnych dzieci w naszym życiu – oświadczył stanowczo.
Łzy napłynęły mi do oczu. Moje uczucia do niego były wtedy już bardzo silne, jednak nie potrafiłam opuścić mojej córeczki... Mimo to on dalej naciskał.
– Nie mogę wiecznie czekać aż podejmiesz decyzję. Wynajmijmy wspólne mieszkanie, musisz w końcu się na coś zdecydować! – słyszałam od niego za każdym razem, gdy się spotykaliśmy.
Wybrałam miłość do niego
Doskonale pamiętam, jak wtedy w głowie kłębiło mi się od różnych myśli. Oczywiście, że bardzo kochałam moją córeczkę, ale od momentu, gdy dowiedziałam się, że jestem w ciąży, towarzyszyło mi poczucie, że w moim życiu już nic ciekawego się nie wydarzy. Że od teraz czeka mnie tylko wiecznie naburmuszony mąż, jego wredna matka, nasz walący się ze starości dom i codzienna, coraz bardziej nużąca rutyna. Pranie, prasowanie, gotowanie, dogadzanie teściowej, zabawy z małą i tak w kółko. Zastanawiałam się, gdzie w tym wszystkim jest jeszcze miejsce dla mnie, dla moich pragnień i aspiracji.
Jako nastolatka miałam masę energii, urodę i chęć poznawania nowych miejsc, ale okolica, w której mieszkałam, była totalnym odludziem. W pewnym momencie podjęłam decyzję – znikam stąd! Pomyślałam sobie: „Córeczka, gdy dorośnie, pojmie moją decyzję, a teraz pod opieką babci będzie jej dobrze”. Wierzyłam, że teściowa odpowiednio się nią zaopiekuje.
Odeszłam od męża w piżamie
Zabierałam swoje rzeczy po trochę – pod osłoną nocy, gdy wszyscy w domu spali, wciskałam do skrytki pod schodami najfajniejsze ciuchy, buty i kosmetyki. Niewiele tego miałam, ale przecież Tomek przyrzekł, że zasponsoruje mi całą garderobę. W środku upalnego lata, o drugiej w nocy, oczekiwał mnie w zatoczce autobusowej. Spanikowana, że goniący mnie mąż zaraz mnie odnajdzie, wymknęłam się z domu w samej piżamie, na którą zarzuciłam tylko lekki sweterek. Ale mój Arek zawsze spał jak zabity i udało mi się wyślizgnąć bez zwracania na siebie uwagi.
Dzisiaj, prawie dwa lata po tamtym zdarzeniu, mam już wszystko, o czym marzyłam. Tomek załatwił mi błyskawiczny rozwód i oświadczył się. Mieszkam w cudownym domu, jeżdżę fajnym samochodem, poznałam nowych ludzi i mam szafę wypchaną ciuchami. Jedyne, czego mi brakuje, to moja córeczka.
Zdarza się, że gdy Tomek późno wraca z pracy, a ja na niego czekam z jedzeniem na stole, wybieram numer telefonu do domu, gdzie kiedyś mieszkałam i mam nadzieję usłyszeć głos Karolinki. Ale za każdym razem w słuchawce odzywa się teściowa, więc się rozłączam, nic nie mówiąc. No bo co ja bym jej powiedziała?
Aneta, 25 lat