„Postawiłbym majątek na to, że to brat oskubał mnie z kasy. Dziś przez własną głupotę skończyłbym na ulicy”
„Mama miała jedną słabość – nie ufała bankom. Oszczędzała każdy grosz. Mówiła, że to dla nas, na przyszłość. Kiedy umarła, myśleliśmy, że te oszczędności będą wsparciem w trudnym czasie, ale wtedy okazało się, że nigdzie ich nie ma”.

- Redakcja
Nigdy nie myślałem, że pieniądze mogą rozbić rodzinę. Przecież byliśmy zgodnym rodzeństwem. Bywało różnie, kłóciliśmy się o głupoty, ale zawsze trzymaliśmy się razem. Zwłaszcza po śmierci ojca, kiedy mama została z nami sama. Była rozsądna, twarda, ale miała jedną słabość – nie ufała bankom. Oszczędzała każdy grosz, odkładała pieniądze „na czarną godzinę”. Mówiła, że to dla nas, na przyszłość. Kiedy umarła, myśleliśmy, że te oszczędności będą wsparciem w trudnym czasie. Ale wtedy okazało się, że nigdzie ich nie ma. Szukaliśmy wszędzie – w szafkach, pod dywanem, nawet w piwnicy. Nic. A potem przyszły oskarżenia.
– Ktoś musiał je zabrać! – syknęła Kasia pierwszego dnia, patrząc spode łba na Tomka.
Nie chciałem wierzyć, że to jedno z nas. Ale wystarczyła chwila, byśmy wszyscy zaczęli wątpić. I zamiast trzymać się razem, staliśmy się dla siebie wrogami.
Coś pękło między nami
Najpierw szukaliśmy spokojnie. Przesuwaliśmy książki na półkach, zaglądaliśmy do szuflad, pod materace. Może mama zdążyła jednak wpłacić pieniądze do banku? Może komuś je pożyczyła?
– Nie wierzę, że tak po prostu wyparowały! – powiedziała gniewnie Kasia, wyrzucając na podłogę kolejne ubrania. – Ktoś je zabrał!
Zawiesiłem wzrok na Tomku. Był najmłodszy i zawsze miał pecha do pieniędzy. Praca dorywcza, nieudane inwestycje, problemy z długami. To jego Kasia podejrzewała od początku, choć nie powiedziała tego głośno.
– Przecież mama je gdzieś tu schowała – próbował się bronić.
– Przeszukaliśmy wszystko. Nie ma ich – Kasia spojrzała na mnie. – Nie wmówisz mi, że ktoś obcy wszedł i je ukradł. To musiał być ktoś z nas.
Zrobiło się duszno. Tomek zacisnął szczękę, unikał naszego wzroku.
– Serio? Myślisz, że to ja?
– A kto inny? – syknęła. – Masz długi. Może pomyślałeś, że mama już nie potrzebuje tych pieniędzy…
Tomek odwrócił się na pięcie i wyszedł, trzaskając drzwiami. Kasia patrzyła za nim z satysfakcją, ale ja czułem coś innego – to nie była tylko sprawa pieniędzy. Coś pękło między nami.
Nie chcę tego słuchać
Przez kilka dni udawaliśmy, że wszystko jest w porządku. Każde z nas wróciło do swojego życia, ale w powietrzu wisiało napięcie. Kasia nie odpuszczała. Nie mówiła wprost, ale w jej spojrzeniach, urwanych zdaniach i pretensjonalnym tonie było jasne, że wciąż podejrzewała Tomka. W końcu pękła.
– Powiedz prawdę – rzuciła, gdy spotkaliśmy się w domu matki. – Mama umarła, a ty nagle miałeś pieniądze na spłatę długów.
– Nie muszę się tłumaczyć – odpowiedział, ale jego głos był napięty. – Myślisz, że nie mam honoru?
– Ludzie robią różne rzeczy w desperacji – dodałem cicho, choć nie chciałem dolewać oliwy do ognia.
Tomek spojrzał na mnie z niedowierzaniem.
– Ty też? Naprawdę myślisz, że okradłem własną matkę?
– Ja nic nie myślę – odparłem. – Po prostu… to dziwne, że nagle miałeś kasę.
– Nie chcę tego słuchać. Jak tak bardzo mi nie ufacie, to lepiej się nie odzywajcie – rzucił i wyszedł, trzaskając drzwiami.
Kasia tylko pokręciła głową.
– Widziałeś? Wina aż mu z oczu wyziera.
Nie odpowiedziałem. Coś we mnie mówiło, że to za proste. Ale wtedy nie miałem już siły się kłócić. Może faktycznie Tomek miał coś na sumieniu. A może Kasia po prostu chciała kogoś obwinić. Tak czy inaczej – nasza rodzina właśnie się rozpadała.
Udawał, że mnie nie widzi
Minęło kilka miesięcy, a my praktycznie przestaliśmy się widywać. Nie było już rodzinnych obiadów, telefonów na urodziny, krótkich wiadomości z pytaniem, co słychać. Tomek odciął się pierwszy. Po tamtej kłótni nie odezwał się ani razu. Kasia próbowała udawać, że wszystko jest w normie, ale czułem, że i między też nami coś się zmieniło. Najbardziej bolała mnie ta cisza. To, jak szybko się poddaliśmy. Jak łatwo pozwoliliśmy, żeby podejrzenia i żal rozbiły coś, co wydawało się nienaruszalne. Przecież byliśmy rodzeństwem. Powinniśmy trzymać się razem, a zamiast tego staliśmy się obcymi ludźmi. Pewnego dnia przypadkiem spotkałem Tomka. Szedł szybkim krokiem, jakby chciał mnie minąć, udając, że mnie nie widzi.
– Tomek! – zawołałem.
Zatrzymał się, ale nie wyglądał na zadowolonego.
– Czego chcesz?
– Może byśmy… pogadali?
– A o czym? – prychnął. – O tym, jak mnie oskarżyliście o kradzież? O tym, że Kasia uznała mnie za złodzieja, a ty na to pozwoliłeś?
Nie wiedziałem, co powiedzieć.
– Nie wiem, czy ukradłeś te pieniądze. Ale… tęsknię za tym, co było.
Tomek pokręcił głową.
– Za późno, Adam.
Odwrócił się i odszedł. Patrzyłem za nim, czując, że właśnie straciłem brata. Może na zawsze.
Nie było słów, które mogłyby cofnąć czas
Minęło pięć lat. Moje kontakty z Kasią ograniczały się do uprzejmych wiadomości na święta, wysyłanych z poczucia obowiązku. Z Tomkiem nie rozmawiałem od dnia naszego ostatniego spotkania. Nie wiedziałem nawet, gdzie mieszka. Może nadal był za granicą, a może wrócił i żył gdzieś niedaleko, unikając nas tak samo, jak my jego.
Dom matki stał pusty. Mimo początkowych planów nikt nie miał serca go sprzedać. Przez lata stał się miejscem, które omijaliśmy szerokim łukiem, choć wciąż formalnie należał do nas trojga. Po pięciu latach uznałem, że nie ma sensu dłużej zwlekać – czas coś z tym zrobić. Kasia od razu zgodziła się na sprzedaż, Tomek… no cóż, o nim nadal nikt nic nie wiedział. Żeby podnieść wartość domu, postanowiłem zlecić remont. Już pierwszego dnia robotnicy zaczęli rozbierać stare, popękane ściany w salonie. Po kilku godzinach pracy jeden z nich zawołał mnie do środka.
– Panie Adamie, coś pan tu schował?
Spojrzałem na niego zdziwiony. Mężczyzna stał nad stertą gruzu, trzymając w rękach starą, zardzewiałą metalową skrzynkę. W środku leżały zawinięte w kilka warstw folii pliki banknotów. Wyglądały na stare, ale były w całkiem dobrym stanie.
– Co to jest…? – szepnąłem, choć w głębi duszy już znałem odpowiedź.
To były pieniądze matki. Jej oszczędności, których szukaliśmy przez tyle lat. Te same, które nas podzieliły, skłóciły i sprawiły, że przestaliśmy być rodziną.
– Wszystko w porządku? – zapytał robotnik, widząc moją minę.
Pokiwałem głową i wyszedłem na zewnątrz. Powietrze było ciężkie, duszne, jakby nagle zabrakło w nim tlenu. Z kieszeni wyjąłem telefon i przez dłuższą chwilę gapiłem się na ekran. Komu mam powiedzieć? Czy Kasia uwierzy, że Tomek nic nie ukradł? Czy Tomek w ogóle się przejmie? W końcu zebrałem się na odwagę i wybrałem numer Kasi. Odebrała po kilku sygnałach.
– Adam? Coś się stało?
– Znalazłem je – powiedziałem, ledwo panując nad drżeniem głosu. – Pieniądze matki. Były w ścianie.
Po drugiej stronie zapadła cisza.
– Jesteś pewien? – zapytała w końcu cicho.
– Tak. Wszystko tam było przez cały czas. Tomek niczego nie ukradł.
Nie odpowiedziała od razu. W końcu westchnęła.
– Boże… – wyszeptała.
Nie wiedziałem, co jeszcze mogę powiedzieć. Nie było słów, które mogłyby cofnąć czas.
– Musimy powiedzieć Tomkowi – odezwałem się w końcu.
Kasia zaśmiała się gorzko.
– A ty wiesz w ogóle, gdzie on teraz jest?
Nie wiedziałem. Ale zamierzałem się dowiedzieć.
Wielka pomyłka
Znalezienie Tomka nie było łatwe. Nikt z rodziny nie miał z nim kontaktu, a dawni znajomi tylko wzruszali ramionami. W końcu po kilku dniach poszukiwań natrafiłem na informację, że wrócił do Polski i mieszka w małym mieście pod Warszawą. Znalazłem jego adres, ale nie byłem pewien, czy powinienem tam jechać. Co miałem mu powiedzieć? „Przepraszam, pomyliliśmy się, zniszczyliśmy twoje życie, ale wszystko było jednym wielkim nieporozumieniem”? Kasia nie chciała jechać ze mną.
– Nie wiem, czy mam odwagę spojrzeć mu w oczy – przyznała.
Pojechałem sam. Tomek otworzył drzwi po kilku minutach. Wyglądał inaczej, postarzał się. Spojrzał na mnie bez emocji.
– Czego chcesz? – powiedział sucho.
Wziąłem głęboki oddech.
– Znalazłem pieniądze matki. Były w ścianie.
Przez chwilę patrzył na mnie bez słowa, a potem zaśmiał się cicho, ale bez cienia radości.
– No proszę. I co teraz? Cofniesz czas?
Nie miałem odpowiedzi.
– Przepraszam – powiedziałem tylko.
Tomek pokręcił głową.
– Nie wiem, czy to jeszcze ma znaczenie.
Staliśmy w ciszy, dwaj bracia, których rozdzieliła jedna wielka pomyłka. Może nie było już dla nas powrotu. Ale może… była jeszcze jakaś szansa.
Nie wszystko było stracone
Siedzieliśmy w milczeniu w małej kawiarni na rogu ulicy. Ja, Tomek i Kasia. Pierwszy raz od lat przy jednym stole. Atmosfera była ciężka, pełna niewypowiedzianych żali.
– Chcę podzielić te pieniądze – powiedziałem w końcu. – Po równo, tak jak mama by tego chciała.
Tomek spojrzał na mnie z niedowierzaniem.
– Myślisz, że to wszystko naprawi? Że wystarczy podzielić kasę i nagle będziemy rodziną?
– Nie – przyznałem. – Ale to jedyne, co mogę teraz zrobić.
Kasia spuściła wzrok.
– Tomek… przepraszam – wyszeptała. – Przez te wszystkie lata byłam pewna, że to ty. I chyba sama chciałam w to wierzyć, bo tak było łatwiej niż przyznać, że po prostu… straciliśmy matkę i nie potrafiliśmy sobie z tym poradzić.
Tomek nie odpowiedział od razu. W końcu uśmiechnął się gorzko.
– Wiesz, co jest najgorsze? Sam zacząłem się zastanawiać, czy tego nie zrobiłem. Tak często słyszałem wasze oskarżenia, że prawie w nie uwierzyłem.
Zapadła długa cisza.
– A co teraz? – zapytałem cicho.
– Teraz? – Tomek spojrzał na nas uważnie. – Teraz możemy spróbować zobaczyć się jeszcze raz. Może na kawę. Może na święta.
Nie brzmiało to, jak wielka obietnica, ale była w tym jakaś nadzieja. Może jeszcze nie wszystko było stracone.
Adam, 34 lata