„Posiadówki w ogrodzie z mężem mojej ciotki przeniosły się na kanapę. Słono zapłaciłam za ten zakazany owoc”
„Kiedy Magda – siostra mojej mamy, ciotka z wielkiego miasta – zaprosiła mnie na wakacje do siebie, uznałam to za szansę. Chciałam uciec. Nie wiedziałam jeszcze, że ta historia skończy się źle. Ale już wtedy czułam, że coś się we mnie budzi. Coś, co będzie mnie kosztować więcej, niż kiedykolwiek przypuszczałam”.

- Redakcja
Mam na imię Ada. Mam 25 lat, ale czasem czuję się jak pięciolatka. Taka, której nikt nie chciał trzymać za rękę, kiedy było strasznie. Jak dziecko, które próbowało rysować serca dla mamy, a potem patrzyło, jak lądują w koszu razem z obierkami po ziemniakach.
Nie będę tu owijać w bawełnę. Ja po prostu pragnę być ważna. Kochana. Widziana. Może to kwestia dzieciństwa. Ja myślę, że to po prostu samotność.
Mój ojciec zniknął, zanim zdążyłam nauczyć się literować jego imię. Matka... była. Fizycznie. Emocjonalnie – nieobecna, chłodna, oceniająca. Zawsze coś było ze mną nie tak: byłam za głośna, za nerwowa. W dorosłości próbowałam budować relacje, ale każda kończyła się tak samo: mężczyźni mówili, że „za dużo oczekuję”. Jeden nawet nazwał mnie „emocjonalną czarną dziurą”.
Kiedy Magda – siostra mojej mamy, ciotka z wielkiego miasta – zaprosiła mnie na wakacje do siebie, uznałam to za szansę. Chciałam uciec. Choć na chwilę. Ona miała willę, pieniądze i życie, które wyglądało jak bajka. Myślałam, że zaznam tam spokoju. Ale nie sądziłam, że spokój przyjdzie pod postacią Andrzeja – jej męża.
Nie wiedziałam jeszcze, że ta historia skończy się źle. Ale już wtedy czułam, że coś się we mnie budzi. Coś, co będzie mnie kosztować więcej, niż kiedykolwiek przypuszczałam.
Dobrze się przy nim czułam
– Spóźniłaś się, Ada – powiedziała ciotka, zerkając na zegarek, kiedy wysiadłam z pociągu. – Już dawno po obiedzie.
– Przepraszam, opóźnienie... – zaczęłam się tłumaczyć, ale machnęła ręką.
– Mniejsza o to. Andrzej na ciebie poczekał.
Andrzej. Nie znałam go dobrze. Widywałam może ze dwa razy na rodzinnych imprezach. Pamiętałam, że był wysoki, z takim spokojnym głosem, który kontrastował z ostrym tonem Magdy. Teraz stał obok niej i uśmiechnął się, jakby naprawdę się cieszył, że mnie widzi.
– Cześć, Ada. Miło, że przyjechałaś – powiedział cicho. – Podałbym ci rękę, ale jestem cały w piachu. Dopiero co kończyłem w ogrodzie.
– Spoko – odpowiedziałam, niezręcznie poprawiając torbę na ramieniu.
Dom był ogromny. Taki, w którym echo odbija się od marmurowych podłóg. Magda zaprowadziła mnie do pokoju gościnnego. Wszystko było urządzone pod linijkę, zimne, perfekcyjne. W kącie czekał ręcznik z haftem „A.M.” – ich inicjały. Nawet on miał swoją parę.
Magda zaraz potem zniknęła – jak to ona. Miała spotkanie, potem kolację z klientami, a jutro wylot na konferencję. Była kobietą, która nie jada śniadań, tylko wypija proteinowego szejka w aucie.
– To co, pomożesz mi przy grillu? – zaproponował Andrzej godzinę później, kiedy zeszłam na dół.
Stał przy tarasie, obracając kawałki bakłażana. Pachniało tym wszystkim, czego mi brakowało: czymś ciepłym, codziennym. W tle leciała jakaś stara muzyka z jego młodości. I nagle... poczułam się dobrze. Bezpiecznie.
Zjedliśmy razem kolację. Gadaliśmy długo – o studiach, o pracy, o tym, że Magda nigdy nie lubiła prowincji. Słuchał. Serio. Nie przerywał. Patrzył mi w oczy, kiwał głową. Śmiał się z moich żartów.
– Masz w sobie coś takiego... żywego – powiedział, kiedy sprzątałam po kolacji.
– Chcesz powiedzieć: roztrzepanego?
– Nie – odparł spokojnie. – Chcę powiedzieć: prawdziwego.
Zatkało mnie. W tamtej sekundzie zrobił coś, czego nie robił nikt wcześniej – dostrzegł mnie. Nie jako siostrzenicę swojej żony. Nie jako dziewczynę z bagażem. Ale jako kobietę.
Od tamtego wieczoru zaczęliśmy spędzać razem coraz więcej czasu. Śniadania na tarasie. Wspólne zakupy na targu. Kawa, którą parzył tylko dla mnie, z cynamonem, „bo taką lubisz, prawda?”.
Każdy jego gest był jak plaster na moją zbolałą duszę. I może tylko ja tak to czułam. A może... nie?
Byliśmy coraz bliżej
Nie wiem, kiedy to się zaczęło. Kiedy pierwszy raz coś zadrżało mi w brzuchu, gdy dotknął mojej dłoni, podając widelec. Może wtedy, gdy podał mi koc na tarasie, mówiąc, że „zimne wieczory są dla dwojga, nie dla samotnych dziewczyn”. Brzmiało to jak żart, ale jego spojrzenie wcale nie żartowało.
Zaczęłam się łapać na tym, że specjalnie wstawałam wcześniej, żeby uczesać się przed śniadaniem. Że zakładałam te szorty, które wydłużają mi nogi. Że za każdym razem, gdy Magda wychodziła, moje serce przyspieszało.
– Dobrze ci tu? – zapytał pewnego wieczoru. Siedzieliśmy na huśtawce w ogrodzie.
– Bardzo... – odpowiedziałam. A potem niepotrzebnie dodałam: – Lepiej niż w domu.
Spojrzał na mnie dziwnie. Nie z politowaniem. Jakoś inaczej.
– Jesteś zbyt młoda, by czuć się samotna, Ada – powiedział, a jego palce musnęły mój nadgarstek. Na ułamek sekundy. Ale czułam, jakby to trwało znacznie dłużej.
Przez resztę wieczoru nic nie powiedzieliśmy. Ja udawałam, że patrzę w gwiazdy. On – że coś czyta w telefonie. Ale między nami zrobiło się gorąco. Powietrze pachniało latem, a zakazany owoc kusił wyjątkowo mocno.
Od tamtego dnia granice zaczęły się rozmywać. Siadaliśmy bliżej. Śmialiśmy się ciszej. Raz, kiedy przyniósł mi ręcznik po kąpieli w basenie, przypadkiem jego dłoń zahaczyła o mój bok. Był tak blisko, że aż zamarłam.
Może przesadzam – myślałam. Może to ja sobie coś dopowiadam. Ale z każdą kolejną chwilą czułam, że on też coś czuje.
Dałam się ponieść chwili
To był duszny wieczór. Taki, kiedy skóra lepi się od powietrza, a myśli parują razem z potem. Magda wyjechała do Berlina na trzy dni. W lodówce zostawiła pudełko hummusu i karteczkę: „Nie podjadaj za dużo lodów, Ada ;)”.
Zamiast lodów, wypiłam z Andrzejem dwa kieliszki białego wina. Siedzieliśmy na tarasie, słuchając ciszy. Nie muzyki. Ciszy – tej prawdziwej, która dzwoni w uszach.
– Dobrze ci w tym swetrze – powiedział nagle. – Wyglądasz jak... nie wiem. Kobieta, która wie, czego chce.
Zaśmiałam się.
– To chyba nie o mnie.
– Wiesz. Tylko jeszcze sobie na to nie pozwalasz – dodał i odłożył kieliszek. Spojrzał na mnie tak, że wszystko przestało mieć znaczenie. Mój wiek, jego obrączka, Magda.
Zbliżył się. Powoli. Jakby pytał, czy może. Nie powiedziałam „tak”. Nie powiedziałam nic. Ale też się nie odsunęłam.
Pocałował mnie. Najpierw delikatnie, niemal niewinnie. Potem mocniej. Poczułam, jak moje ciało topi się od środka. Jakbym była stworzona z jednej wielkiej potrzeby.
– Nie możemy... – szepnął, odrywając się.
– Ja... wiem – odpowiedziałam, ale nie cofnęłam dłoni z jego karku.
Zasnęliśmy osobno, ale nad ranem on zapukał do mojego pokoju. Nie powiedział nic. Po prostu usiadł na łóżku, objął mnie i przez chwilę tylko trzymał. Jakby to miało być wszystko.
Ale potem przestało wystarczać.
Wszystko wyszło na jaw
Magda patrzyła na mnie inaczej. Coś w jej spojrzeniu było ostre, jakby składała jakąś skomplikowaną układankę i właśnie dopasowała kilka brakujących elementów. Już nie traktowała mnie jak niegroźną dziewczynę z prowincji. Było w niej coś czujnego, podejrzliwego.
– Andrzej bardzo się tobą ostatnio interesuje – rzuciła podczas śniadania, nie podnosząc wzroku znad filiżanki. – Kupił ci twoją ulubioną kawę, wspominał, że lubisz cynamon.
Zachłysnęłam się herbatą.
– Może po prostu lubi być uprzejmy – odpowiedziałam, próbując zabrzmieć lekko.
Uśmiechnęła się, ale ten uśmiech był jak lodowaty podmuch. Krótko potem wyszła do pracy, zostawiając po sobie perfumy i ciszę napiętą jak struna.
Po południu weszłam do salonu, żeby zabrać książkę, którą zostawiłam na stole. Magda tam była. Stała przy fotelu, trzymając mój telefon. Zerkała na ekran. Zamarłam.
– Chciałam ci powiedzieć, że zadzwoniła twoja mama... ale zobaczyłam wiadomość – powiedziała spokojnie. – Nie szukałam niczego, telefon zawibrował. A potem... po prostu przeczytałam.
Podniosła wzrok.
– „Tęsknię za twoją szyją”? Serio?
Zrobiło mi się gorąco. Wszystko wirowało. Próbowałam coś powiedzieć, ale słowa utknęły mi w gardle.
– Nie wierzę, Ada. Ty i Andrzej? Pod moim dachem?
W oczach miała zawód. I ból. I coś jeszcze – rozczarowanie tak głębokie, jakby ktoś wyrwał jej coś bardzo osobistego.
– Wynoś się – powiedziała cicho. – Nie chcę cię tu więcej widzieć.
Nie było awantury. Nie krzyczała. Ale te słowa bolały bardziej niż cokolwiek innego.
Matka nie odpowiedziała, gdy do niej zadzwoniłam. Wysłała tylko wiadomość: „Jestem rozczarowana. Jak mogłaś?”.
I wtedy zrozumiałam, że zostałam zupełnie sama.
Byłam tylko epizodem
Czekał na mnie w parku. W tym samym, w którym kiedyś karmiliśmy łabędzie i śmialiśmy się z dzieci rzucających za dużo chleba. Teraz był spięty. Nerwowy. Starszy niż go pamiętałam.
– Ada... – zaczął, gdy usiadłam obok niego na ławce. – To wszystko... wymknęło się spod kontroli.
– A może po prostu wyszło na jaw – powiedziałam cicho.
Patrzył na mnie długo. Smutno. Tak, jakby to, co między nami się wydarzyło, było czymś, co teraz trzeba pochować. Głęboko. Bez pomnika.
– Magda... ona jest zraniona. Ale też wściekła. Zagroziła rozwodem. Rozgłosem. Rozpadem wszystkiego.
– I co? – zapytałam. – Zostajesz z nią?
– Ada... ja mam życie. Firmę. Dom. Nie mogę po prostu... zniknąć.
Uśmiechnęłam się gorzko.
– Ale ja mogłam, tak?
Milczał. I wtedy dotarło do mnie, że to koniec. Że byłam tylko epizodem. Ucieczką. Może nawet zachłyśnięciem się młodością, na chwilę.
Wstałam. Spojrzałam na niego po raz ostatni.
– Wiesz, co jest najgorsze? Nie to, że mnie zostawiasz. Tylko to, że przez chwilę naprawdę myślałam, że zasługuję na więcej.
Nie próbował mnie zatrzymać. I dobrze. Bo wtedy naprawdę bym się złamała.
Ada, 25 lat
Czytaj także:
- „Zięć pasożyt uczepił się mojej córki jak rzep. Darmozjad żyje na jej koszt i wstydu nie ma za grosz. Dałem mu popalić”
- „Wyjechałam zrywać truskawki w Niemczech, by rodzina miała na chleb z masłem. Mąż w tym czasie zadbał o ogródek sąsiadki”
- „Praca z mężem w jednej firmie stała się gwoździem do trumny naszego małżeństwa. Poznałam jego prawdziwe oblicze”