„Postanowiłem spędzić starość w domu opieki, a nie u córki. Nie żałuję ani trochę, bo tu czuję się kochany”
„– Tato, możesz jeszcze raz? Chyba się przesłyszałam… – w końcu odezwała się Joasia. – No zakochałem się i będę się żenił z dziewczyną, która oczarowała mnie 50 lat temu. Wtedy życie nas rozłączyło, ale teraz myślę, że tak musiało być – powiedziałem”.
- Listy do redakcji
Są w życiu momenty, kiedy nawet twardziel musi się poddać. Tak było ze mną. Pewnego dnia dotarło do mnie, że samotne życie to nie jest dobry pomysł. Stało się to, gdy prawie spowodowałem pożar, odgrzewając obiad. Poszedłem do kuchni, postawiłem garnek na kuchence, ale zapomniałem go zdjąć. Usiadłem na chwilkę w swoim ulubionym fotelu, włączyłem telewizor i straciłem poczucie rzeczywistości.
To był znak
Moje życie uratowała otwarta szyba i spostrzegawczość sąsiadów z bloku. Gdy tylko zobaczyli unoszące się kłęby dymu, natychmiast zaalarmowali straż pożarną. Choć ostatecznie spłonął tylko garnek, a ściany w kuchni były lekko osmolone, przeraziłem się nie na żarty. Dotarło do mnie, że następnym razem fortuna może nie być po mojej stronie. A kolejna taka sytuacja zapewne prędzej czy później by się przydarzyła, bo już nieraz mi się zdarzało o czymś zapomnieć albo coś zapodziać. Dlatego gdy emocje nieco opadły, sięgnąłem po telefon i wykręciłem numer do córki, która od lat mieszka w Niemczech.
– Kasiu, dałabyś radę wpaść do kraju na parę dni? Przydałaby mi się twoja pomoc przy pakowaniu rzeczy – zagadnąłem.
– To znaczy, że w końcu postanowiłeś się do nas przeprowadzić? – w jej głosie słychać było radość.
– Pogadamy o tym, jak już tu będziesz. Wybacz, ale muszę kończyć, czeka mnie trochę porządków – zakończyłem rozmowę i odłożyłem słuchawkę.
Nie chciałem mieszkać za granicą
Kolejna rozmowa z córką na temat przeprowadzki za granicę nie wchodziła w grę. Ceniłem jej troskę i propozycję zamieszkania razem po tym, jak odeszła moja ukochana żona, ale wiedziałem, że nie skorzystam. Pragnąłem spędzić ostatnie lata życia w ojczyźnie. Postanowiłem, że gdy nadejdzie moment, w którym nie będę już w stanie samodzielnie funkcjonować, wynajmę swoje lokum i przeniosę się do prywatnego domu dla seniorów.
Miałem nawet jeden na oku. Mieścił się niedaleko, w zacisznej i spokojnej okolicy. Mój długoletni przyjaciel Andrzej, który wprowadził się tam przed rokiem, był bardzo zadowolony z pobytu w tym miejscu. Pomyślałem sobie, że nadszedł czas, by do niego dołączyć.
Córka się nie zgadzała
Moja córka pojawiła się po siedmiu dniach. Kiedy dowiedziała się o moich planach, od razu zaczęła wyrażać sprzeciw.
– Jak to dom spokojnej starości? Chyba kpisz sobie ze mnie! Nie ma mowy, żebym kiedykolwiek wyraziła na to zgodę! – wykrzyknęła podniesionym głosem.
– Dlaczego tak reagujesz? – zapytałem, udając zaskoczenie, choć tak naprawdę spodziewałem się podobnej odpowiedzi z jej strony.
– Kocham cię z całego serca i nie chciałbym, żebyś miał poczucie, że cię opuściłam albo że nie jesteś dla mnie ważny…
– Córciu, jesteś wspaniała i cudowna, ale… Niezależnie od tego, jak bardzo byś mnie prosiła, nie pojadę do Niemiec. Starsi ludzie są jak drzewa – nie da się ich łatwo przesadzić, a już na pewno nie tak daleko.
– Jesteś tego absolutnie pewny?
– Całkowicie. Dlatego bardzo cię proszę, żebyś zaakceptowała to, co postanowiłem… Bo naprawdę długo to rozważałem – mój błagalny wzrok spoczął na jej oczach.
– W porządku, ale musisz mi coś przyrzec...
– Ale co?
– Jeśli poczujesz smutek, przygnębienie lub stwierdzisz, że jednak wolisz być z bliskimi, koniecznie daj mi znać. Wtedy cię zabiorę.
– Daję ci na to słowo. Przysięgam na honor harcerza – uniosłem dwa palce w górę, składając uroczystą obietnicę.
To był świetny pomysł
– Wyobraź sobie, że mam wrażenie jakbym był na obozie letnim. Ciągle coś fajnego się dzieje, zero zmartwień i obowiązków, jedzenie zawsze o tej samej porze, wszędzie pełno rówieśników do towarzystwa – opowiadałem swojej córce podczas rozmowy telefonicznej, gdy minęło parę tygodni od mojej przeprowadzki.
– Tatku, a może ty mnie po prostu okłamujesz? Żebym się po prostu nie przejmowała za bardzo? – nie dawała za wygraną.
– Co ty gadasz! Ten wybór był jak najbardziej trafiony! – wykrzyknąłem z przekonaniem.
Nie kłamałem, gdy mówiłem, że było fajnie. Jasne, zdarzały się różne spięcia i nieciekawe sytuacje, tak jak to bywa – kłótnie, obrażanie się na siebie, obgadywanie za plecami. Ale generalnie czas leciał bardzo przyjemnie. Tym bardziej, że mój przyjaciel był zakwaterowany w sąsiednim pokoju. Wtedy jeszcze nie wiedziałem, że największe atrakcje dopiero nadejdą...
Poznałem pewną kobietę
Jakoś tak po roku, od kiedy się tu wprowadziłem, w ośrodku zjawiła się świeża twarz. Andrzej, nasz miejscowy podrywacz, momentalnie ją wypatrzył.
– Niezła z niej sztuka? A te kształty, po prostu bomba! – mruknął mi na ucho, kiedy pierwszy raz zjawiła się w stołówce na obiedzie.
– No to zabieraj się do roboty, podrywaj – parsknąłem śmiechem.
– Z wielką chęcią… Ale raczej bez większych nadziei. U niej i tak nie mam żadnych szans – wzruszył ramionami.
– Niby czemu? – zaskoczył mnie, bo zwykle nie odpuszczał tak łatwo.
– Bo ciągle się na ciebie gapi. Chyba jej się spodobałeś – westchnął.
Ukradkiem spojrzałem w kierunku tajemniczej nieznajomej. Faktycznie, wpatrywała się we mnie intensywnie. Jej rysy twarzy wydawały mi się skądś znane. Usiłowałem przypomnieć sobie, gdzie mogliśmy się wcześniej spotkać, ale nic sensownego nie przychodziło mi na myśl. Wiedziałem, że dopóki nie rozgryzę tej zagadki, nie zaznam spokoju. Z determinacją więc chwyciłem swój talerzyk i zdecydowanym krokiem ruszyłem prosto do niej.
– Mogę się dosiąść? Nie chcę, żeby jadła pani sama, to smutny widok. Jestem Henryk – powiedziałem, witając się.
Byłem zaskoczony
Liczyłem na uśmiech i zaproszenie do stołu. Ona jednak milczała. Zdumienie i wzruszenie odmalowały się na jej obliczu.
– Czyli się nie mylę... Naprawdę to ty – wyrzuciła z siebie po chwili.
– To znaczy, że mnie pani zna? – zapytałem z wahaniem w głosie.
– Ula... Kojarzysz? – na jej twarzy pojawił się nieśmiały uśmiech.
Ciężko usiadłem na krześle, stawiając talerz na stolik. Moje nogi były jak z waty.
– Matko, no jasne, że wciąż mam cię pamięci. Nie da się tego wyrzucić z głowy – mruknąłem pod nosem.
Zalała mnie fala wspomnień
Moja historia z Ulą zaczęła się w Sopocie pod koniec lat 60-tych. Była moją pierwszą poważną sympatią. Ja, skromny żak z Wrocławia, klepałem biedę w akademikach albo wynajętych klitkach. Dorabiałem sobie w smażalni blisko molo. Ona dopiero co zdała maturę w renomowanym liceum w stolicy i przyjechała z rodzicami wypocząć do Grand Hotelu. Teoretycznie nasze drogi nigdy nie powinny się przeciąć, bo dzielił nas ogromny dystans. Pochodziliśmy z odmiennych środowisk. A jednak los chciał inaczej. Nie dość, że się spotkaliśmy, to jeszcze zapałaliśmy do siebie gorącym uczuciem, straciliśmy dla siebie głowę.
Każdego dnia mieliśmy okazję się widywać, mimo że jej rodzice nie byli zachwyceni tym, że ich oczko w głowie zadaje się z takim typem jak ja. Robili, co mogli, żeby nas rozłączyć. Jej ojciec chciał mi nawet wcisnąć kasę, żebym rzucił robotę w cholerę i od razu się stąd zwinął. Jasne, że nie przystałem na taką propozycję. Wciąż spotykałem się z Ulką.
– Przysięgnij, że będziesz o mnie pamiętać. I dasz mi znać, gdy już będziesz miał dokładny adres. Przyjadę do ciebie, nawet jeśli będę musiała wymknąć się z chaty po kryjomu – błagała tuż przed odjazdem do stolicy.
– Jasne, że dam ci znać. I nigdy o tobie nie zapomnę – odpowiedziałem.
Kiedy w końcu znalazłem lokum i mogłem się wprowadzić, od razu wysłałem do niej wiadomość, lecz nie dostałem żadnej odpowiedzi. Nie odpowiadała zarówno na tę, jak i na kolejnych dziesięć prób kontaktu z mojej strony. Rozważałem nawet, by ruszyć za nią do stolicy, jednak ostatecznie porzuciłem ten zamiar. Doszedłem do wniosku, że powróciwszy do swojej rzeczywistości, zwyczajnie zapomniała o tym, że istnieję. Choć niesamowicie za nią szalałem, również ja zdecydowałem się wyrzucić ją z głowy.
Po jakimś czasie udało mi się to zrobić. Spotkałem kobietę, która została moją żoną, urodziła nam się córeczka…
Musieliśmy to wyjaśnić
– Słuchaj, mam do ciebie jedno pytanie – Ula niespodziewanie odezwała się, przerywając moje rozmyślania.
– Jasne, zamieniam się w słuch – odpowiedziałem, skupiając na niej całą swoją uwagę.
– Zdaję sobie sprawę, że od tamtych wydarzeń upłynęło już grubo ponad pięćdziesiąt lat i pewnie masz problemy z przypomnieniem sobie niektórych rzeczy. Ale wyjaśnij mi jedno – czemu wtedy do mnie nie napisałeś ani słowa? Może znalazłeś ukojenie u boku jakiejś innej kobiety? – nie spuszczała ze mnie wzroku, czekając na odpowiedź.
– Cooo? Niemożliwe! Wysłałem ci aż jedenaście wiadomości! Daję słowo, na to co najważniejsze w moim życiu! – wykrzyknąłem z przejęciem.
– Serio? Ani jedna do mnie nie dotarła. Założę się, że rodzice je przejęli i wyrzucili – westchnęła ze smutkiem.
– Racja… Od samego początku robili wszystko, żeby nas poróżnić i jak widać, osiągnęli cel – przytaknąłem zawiedziony.
Nagle twarz Uli pojaśniała.
– Fakt, udało im się. Ale nie całkowicie. W końcu mimo wszystko udało nam się spotkać…
Kto by pomyślał, że to przygodne spotkanie przerodzi się w wielkie uczucie? Po pierwsze, od naszych płomiennych schadzek upłynęło wiele lat, a po drugie, oboje mieliśmy już swój wiek. Sądziłem więc, że złączy nas jedynie koleżeństwo charakterystyczne dla wiekowych osób mieszkających w sąsiedztwie i widujących się na co dzień. Jednak okazuje się, że dawna miłość nie przemija. W miarę jak coraz dłużej gawędziliśmy, zacieśnialiśmy więzi. Aż wreszcie zdecydowaliśmy się na ślub.
Chcieliśmy wziąć ślub
Gdy powiedziałem o tym w domu seniora, nikt nie był zdziwiony. Nie byliśmy przecież pierwszymi, którzy zdecydowali się razem dożyć starości. Co więcej, zaproponowano nam przepiękną ceremonię w świątyni, ponieważ moja wybranka, Ula, również owdowiała, a potem huczne przyjęcie weselne. Jedyne co mi pozostało, to zakomunikować to córce. Przekładałem tę rozmowę w nieskończoność, gdyż kompletnie nie wiedziałem, jaka będzie jej reakcja na te rewelacje, jednak w końcu zdecydowałem się sięgnąć po komórkę.
– Wiesz Asiu, jest coś, o czym chciałbym z tobą pogadać. Tylko że trochę ciężko mi to z siebie wykrztusić… – zacząłem niepewnie.
– Nie musisz nic mówić. Ja już wszystko wiem! – przerwała mi.
– Serio? – zdziwiła mnie jej odpowiedź.
– No pewnie. Ten dom opieki to dla ciebie żadna przyjemność, męczy cię przebywanie tam, jest ci ciężko i ponuro. Ale niełatwo ci się do tego przyznać. Po pierwsze dlatego, że krępujesz się o tym mówić, a po drugie, bo kiepsko się z tym czujesz, że jednak nie był to najlepszy pomysł z twoją przeprowadzką. Zgadza się? – powiedziała, jakby sama sobie odpowiadając na pytanie.
– Wiesz co, muszę ci coś wyznać. Chyba wpadłem po uszy i planuję wesele. Byłoby super, gdybyś przyjechała z rodziną – wydukałem.
Córka była zszokowana
Po drugiej stronie telefonu przez moment panowała grobowa cisza.
– Tato, możesz jeszcze raz? Chyba się przesłyszałam… – w końcu odezwała się Joasia.
– No zakochałem się i będę się żenił z dziewczyną, która oczarowała mnie 50 lat temu. Wtedy życie nas rozłączyło, ale teraz myślę, że tak musiało być. Bo inaczej nie miałbym tak cudownej córeczki… Ważne, że teraz mogę pokazać losowi, gdzie ma mnie pocałować… – parsknąłem śmiechem.
Joasia na moment straciła mowę, próbując przetrawić to, co właśnie usłyszała.
– Wow, zaskoczyłeś mnie totalnie! Ale no jasne, że się cieszę z wami. Wpadniemy w komplecie. Tylko daj znać, jakie macie plany na przyszłość. Myślicie o przeprowadzce do twojego mieszanie? Bo jak tak, to muszę dać cynk właścicielom, żeby zerwać najem.
– Nie ma mowy o powrocie – wtrąciłem. – Tu zostajemy. Po prostu przeniesiemy się do lokum dla par. Kiedy dobiega się ósmej dyszki, nie ma już siły na codzienne mordęgi. A tutaj, jak ci wspominałem, czujesz się jak na obozie: niewiele zadań, a mnóstwo rozrywek. No i znajomi pod ręką, jakbyśmy się posprzeczali i przestali się do siebie odzywać. Zawsze jest opcja pogawędki z kimś innym!
Henryk, 78 lat