„Postawiłem beczkę z nawozem z pokrzywy, a zięć woła, że odór drażni mu oczka. Ten laluś z miasta działał mi na nerwy”
„Na emeryturze całe serce oddałem ogrodowi, a beczka z gnojówką stała się dla mnie równie ważna jak poranna kawa. Dlatego gdy córka z mężem wybudowali się za płotem, cieszyłem się, ale i miałem obawy. Zięć to pachnący chłopiec z miasta. Garnitur, samochód i zero pojęcia choćby o rzodkiewce”.

- Redakcja
Mój świat zawsze pachniał ziemią. Nie perfumami, nie płynem do płukania, tylko ziemią, nawozem i świeżo skoszoną trawą. Przez czterdzieści lat pracowałem jako traktorzysta w PGR-ze, a po przejściu na emeryturę całe serce oddałem warzywnikowi, który rozciągał się tuż za moim domem. Znałem każdą grządkę, każde drzewko, każdą dżdżownicę, a beczka z gnojówką stała się dla mnie równie ważna jak kubek porannej kawy. Dlatego gdy moja córka Ania razem z mężem wybudowali dom tuż za płotem, cieszyłem się, ale i miałem pewne obawy. Maciek, mój zięć, zawsze był typem „pachnącego chłopca z miasta”. Garnitur, samochód i zero pojęcia o tym, jak wyhodować choćby rzodkiewkę. A jednak nie spodziewałem się, że zwykła beczka z pokrzywą stanie się początkiem rodzinnej awantury. Dla mnie to naturalne, dla niego – problem nie do zniesienia.
Zięć wyglądał jakby miał mdleć
Słońce dopiero wychodziło zza drzew, kiedy podlewałem ogórki gnojówką. Zapach był mocny, ale dla mnie przyjemny – znak, że wszystko pracuje, jak trzeba. I właśnie wtedy zza ogrodzenia wychylił się Maciek. Wyglądał, jakby miał zaraz zemdleć.
– Tato, czy my możemy jakoś... no, nie wiem... porozmawiać o tej beczce?
– Co z beczką? – odpowiedziałem spokojnie, choć już wiedziałem, do czego zmierza.
– No przecież to śmierdzi na kilometr! Całe okna musimy mieć zamknięte, nawet Mała mówi, że jej niedobrze.
– A co ja mam zrobić, młody? To jest ogród. Warzywa nie rosną od samego patrzenia. Trzeba nawozić. Naturalnie.
– Ale nie można tego postawić gdzieś dalej? Albo przykryć?
– A nie można było postawić domu w innym miejscu? – rzuciłem i od razu poczułem, że przesadziłem. – Beczka stoi tu od lat. Jak jeszcze twoja żona była panną.
Maciek westchnął, podrapał się po karku. – Może kiedyś to nikomu nie przeszkadzało, ale teraz mamy dzieci. Chciałbym, żeby mogły oddychać normalnie.
– Dzieci wychowane na kompoście są zdrowsze niż te z klimatyzowanych bloków – mruknąłem.
– Nie chcę się kłócić – powiedział. – Ale nie da się tak żyć.
Wzruszyłem ramionami.
– A ja nie chcę zmieniać życia, które dobrze mi służy.
Nie odpowiedział. Po prostu odszedł, zostawiając mnie z ogórkami i beczką. A ja czułem gniew, ale i cień wątpliwości.
Chcieli mnie ugłaskać szarlotką
Dwa dni później Ania pojawiła się w ogrodzie z talerzem szarlotki i miną, która zwiastowała kłopoty. Usiedliśmy na ławce przy szklarni. Milczała przez chwilę, potem wzięła głęboki oddech.
– Tato, wiem, że masz swoje przyzwyczajenia, ale... może dałoby się coś z tą beczką zrobić?
Spojrzałem na nią spod oka.
– No proszę. Najpierw Maciek, teraz ty.
– Nie jestem przeciwko tobie. Ale naprawdę, zapach jest mocny. Maciek nie chce się kłócić. I ja też nie. Po prostu... ciężko nam tak żyć.
– Jak ty byłaś mała, to przy oborniku się bawiłaś, a teraz nagle beczka ci przeszkadza? – zapytałem, nie kryjąc rozczarowania.
– Wiem. Ale już nie jestem mała. A jak wietrzę, to ten zapach wchodzi do pokoju. Może da się ją choć trochę przestawić?
– Czyli stanęłaś po jego stronie – mruknąłem, odsuwając talerz z ciastem.
– Nie. Ja chcę, tylko żebyśmy się nie żarli. On nie rozumie twojego świata, a ty jego. I tak się mijacie.
– Ja się nie mijam. Ja tu jestem od zawsze. To wyście się tu wprowadzili.
Westchnęła ciężko.
– Nie chcę, żebyśmy przez to przestali ze sobą rozmawiać.
– Ja też nie. Ale nie wyrzeknę się wszystkiego, tylko dlatego, że komuś pachnie inaczej niż mnie.
Zostawiła ciasto. Odeszła wolno, jakby miała w sobie jakiś ciężar. A mnie w gardle zaschło.
Czułem się jakbym dostał obuchem
Zaledwie kilka dni później, w ciepły wieczór, siedziałem przy otwartym oknie z kubkiem rozpuszczalnej kawy, gdy usłyszałem głosy z góry, z ich tarasu. Nie podsłuchiwałem, ale i nie musiałem – ściana niosła wszystko jak megafon.
– On to robi specjalnie – mówił Maciek. – Żeby mi udowodnić, że rządzi. Żeby mnie zdominować.
– Nie sądzę – odpowiedziała cicho Ania. – Tato po prostu nie rozumie, że dla ciebie to problem.
– A on dla odmiany nie chce zrozumieć, że nie mieszkamy na PRL-owskiej wsi. Nie jesteśmy już w latach osiemdziesiątych! Niech postawi tę beczkę gdzieś dalej. Albo ją zakopie, wszystko jedno. Przecież robi to nam pod samym nosem!
– Maciek... – Ania się zawahała. – Czasami... czasami żałuję, że się tu wprowadziliśmy.
Te słowa uderzyły mnie jak obuchem. Odsunąłem się od okna. Serce zabiło mi mocniej. Słyszeć od własnego dziecka, że żałuje bliskości z tobą... Tego się nie spodziewałem. Zamknąłem okno. Wszedłem do środka i z całej siły trzasnąłem drzwiami. Chciałem, żeby i oni coś usłyszeli. Żeby wiedzieli, że to nie jest tylko „beczka” czy „smród”. To całe moje życie. Mój sposób życia. Usiadłem przy kuchennym stole i wbiłem wzrok w podłogę. W gardle czułem gulę, której nie potrafiłem przełknąć. Może faktycznie przesadziłem. Ale jak mam się wycofać, skoro całe życie szedłem w jedną stronę? Odpuścić? Znaczy przegrać.
Zamknęli mi drzwi przed nosem
Następnego dnia Ania nie przyszła jak zwykle na poranną kawę. Nie odezwała się też przez telefon, choć próbowałem dzwonić dwa razy. Siedziałem sam na ławce, patrząc w stronę ich domu. W końcu nie wytrzymałem. Poszedłem. Stanąłem przed drzwiami i zapukałem. Otworzył Maciek, bez słowa. Patrzył na mnie, jakby był tylko portierem kogoś obcego.
– Ania jest? – zapytałem cicho.
– Nie chce rozmawiać – odparł chłodno. – I, szczerze mówiąc, ja też nie.
– To przez tę beczkę? – próbowałem zrozumieć, choć znałem już odpowiedź.
– To przez to, że wszystko zawsze musi być po twojemu. Nie umiesz odpuścić, nawet w małej sprawie. To nie jest tylko zapach. To sposób, w jaki nas traktujesz. Jak intruzów.
– Ja nikogo nie traktuję źle – mruknąłem, czując, jak coś ściska mi krtań.
– Nie? To dlaczego twoją pierwszą reakcją jest atak? Dlaczego nawet nie zapytałeś, czy naprawdę nam to przeszkadza? Po prostu postawiłeś beczkę i stwierdziłeś, że świat ma się dostosować do ciebie.
Chciałem coś powiedzieć, ale nie zdążyłem. Drzwi zamknęły się tuż przed moim nosem. Stałem chwilę na schodach, potem wróciłem do siebie. W ogrodzie nie tknąłem niczego. Beczkę omijałem wzrokiem, jakby była jakimś przeklętym przedmiotem. Usiałem znów na ławce. Cisza wokół mnie była głośniejsza niż kiedykolwiek wcześniej.
Nie mogłem spać całą noc
Wieczorem, gdy słońce zaczęło się chować za drzewa, usłyszałem skrzypnięcie furtki. To był Stefan, mój sąsiad od czterdziestu lat. Przyniósł butelkę domowego kompotu i, jak zwykle bez pytania, przysiadł się na ławkę.
– Coś ty taki przygaszony, Janusz? – zapytał, zerkając na moją beczkę. – Ty to zawsze o tej porze podlewałeś, aż się nosy skręcały.
– Córka się obraziła. Zięć też. Bo niby śmierdzi.
– A śmierdzi? – zapytał, wciągając powietrze nosem.
– No śmierdzi. Ale to nie perfumeria, tylko nawóz.
Stefan pokiwał głową.
– Czasy się zmieniły. Teraz wszystko musi pachnieć lawendą. Jakby natura była brudna i niewygodna.
– Ale ja całe życie tak żyłem. Cały ten ogród to ja. To co, mam teraz przestać być sobą?
– Janusz... – spojrzał na mnie poważnie. – Masz prawo być sobą. Ale masz też córkę. I wnuczkę. Może czasem warto ustąpić o krok, żeby nie zostać samemu z tą swoją racją.
Westchnąłem.
– To nie jest takie proste. Jak człowiek coś robi całe życie, to trudno mu nagle powiedzieć „już nie”. To nie tylko beczka. To wspomnienia, zapachy, sens.
– A może sens teraz jest gdzie indziej? Może w tej małej, co ci mówi „dziadku”? Może w tym, że ktoś do ciebie przychodzi z szarlotką?
Siedzieliśmy w ciszy, aż niebo zrobiło się granatowe. Stefan poklepał mnie po kolanie i wstał.
– Pomyśl. Tyle.
A ja pomyślałem. I nie mogłem spać całą noc.
Zrobiłem to dla nich
Tydzień później, w chłodny poranek, wziąłem się za beczkę. Bez słowa, bez zapowiedzi, przestawiłem ją na sam koniec ogrodu, za szopę z narzędziami. Nie dlatego, że się poddałem. Zrobiłem to, bo po raz pierwszy pomyślałem nie o sobie, a o nich. O Ani. O wnuczce. Nawet o Maćku, chociaż wciąż miałem do niego żal. Nie czekałem długo. Trzy dni później Ania przyszła. Nie z ciastem, nie z przeprosinami – po prostu usiadła obok mnie na ławce. Miała lekko podkrążone oczy.
– Widzę, że beczka zmieniła miejsce – powiedziała cicho.
– Mhm – przytaknąłem. – Ale to nie znaczy, że się zmieniłem.
– Wiem, tato. Wiem. I dziękuję.
Nie powiedzieliśmy nic więcej. Siedzieliśmy w ciszy, słuchając, jak w trawie cykają świerszcze. Nie wszystko wróciło do normy. Maciek nadal mnie unikał, a Ania nie przychodziła już codziennie. Ale coś drgnęło. I może, z czasem, uda się to odbudować. Beczka stała dalej, trochę w cieniu. Ale zapach pokrzywy i pracy wciąż unosił się w powietrzu. Tylko tym razem – już nie na przekór.
Janusz, 73 lata
Czytaj także:
- „Ojciec nie dał mi ani grosza, bo wszystko wydał na wczasy z kochanką. Teraz muszę harować, by mieć na studia”
- „Mąż gapił się na reklamy w TV, zamiast pożerać mnie wzrokiem. Wystarczył 1 trik, by wzbudzić w nim zazdrość”
- „Zakochałem się w córce przyjaciela, młodszej ode mnie o 33 lata. Rodzina się mnie wyrzekła, a ja tylko pragnąłem miłości”