„Poszłam na całość z amantem z apki, a on wyparował. Niestety w moim ogródku zakiełkowało jego nasionko”
„Czułam, że to coś więcej. Długo rozmawialiśmy. Śmiałam się, rumieniłam. Potem zaprosił mnie do siebie. I choć nigdy nie tak nie robię, wtedy się od razu zgodziłam. Może dlatego, że był inny. Może dlatego, że chciałam, żeby był inny. Noc zleciała szybko. Było miło, intymnie, ciepło. A potem nic”.

- Redakcja
W dużym mieście życie toczy się szybko, ale samotność potrafi być jeszcze szybsza. Pracuję w agencji reklamowej i choć zawodowo czuję się spełniona, wciąż brakuje mi jednej rzeczy – bliskości. Po nieudanym związku długo nie potrafiłam się otworzyć, aż w końcu, trochę z ciekawości, trochę z potrzeby, zainstalowałam aplikację randkową. Przeglądając profile, trafiłam na mężczyznę, który przykuł moją uwagę – Michał. Jest przystojny, intrygujący, dobrze się z nim rozmawia. Umówiliśmy się na spotkanie. Czułam ekscytację, ale też wewnętrzny niepokój. Czy coś z tego wyniknie?
Randka, która zmieniła wszystko
Kiedy tylko wszedł do kawiarni, od razu wiedziałam, że to on. Wysoki, dobrze ubrany, z uśmiechem, który mógłby roztopić lody. Wstałam, podałam mu rękę i przedstawiłam się, choć przecież już znał moje imię. Michał był jeszcze przystojniejszy niż na zdjęciach. Usiadł naprzeciwko i od razu zaczął mówić – z lekkością, z humorem, z tą dziwną pewnością siebie, która sprawiała, że chciałam słuchać go dalej.
Opowiadał o pracy w marketingu, o tym, że mieszkał kiedyś w Norwegii, że jego rodzina została za granicą. Niby wyświechtane szczegóły, ale brzmiały prawdziwie. Pytał też o mnie – uważnie, z zainteresowaniem. Czułam, że to spotkanie to coś więcej niż typowa randka. Długo rozmawialiśmy. Śmiałam się, trochę się rumieniłam. Potem zaprosił mnie do siebie. I choć zwykle nigdy nie odpowiadam na takie propozycje od razu, wtedy się zgodziłam. Może dlatego, że był inny. Może dlatego, że bardzo chciałam, by był inny.
Noc zleciała szybko. Było miło, intymnie, ciepło. A potem… nic. Michał wyszedł rano pod pretekstem ważnego spotkania i już nie wrócił. Próbowałam dzwonić, pisać. Milczał. Po trzech dniach jego profil zniknął z aplikacji. Czułam się jak idiotka. Minęły tygodnie i nic się nie zmieniało. To nie był przypadek. Cierpiałam, czułam się wykorzystana i nie wiedziałam, co mam ze sobą zrobić. Umówiłam się z najlepszą przyjaciółką na pogaduchy.
– Nie odzywa się? – zapytała Karolina, kiedy z płaczem opowiadałam jej wszystko.
– Nie. Zupełnie jakby go nie było. Jakby zniknął. Karola, ja... ja... ja chyba jestem w ciąży – wyszeptałam drżącym głosem.
– Żartujesz?! – Karolina zerwała się z miejsca. – Jak to w ciąży?!
– Zrobiłam test. I wyszedł pozytywny…
Byłam dla niego epizodem
Trzy dni nie wychodziłam z domu. Na zmianę płakałam i przeszukiwałam internet. Znałam tylko jego imię – prawdopodobnie fałszywe. Miał numer telefonu, którego już nie dało się namierzyć. Ale miałam też zdjęcia. Jedno zrobione przeze mnie ukradkiem, drugie, które przesłał mi wcześniej na czacie. Zaczęłam je sprawdzać w wyszukiwarce obrazem. Po kilku nieudanych próbach – trafiłam!
To samo zdjęcie widniało na Facebooku mężczyzny o imieniu Tomasz R. Profil był prywatny, ale kilka publicznych zdjęć dało się podejrzeć – i ten sam uśmiech, ta sama twarz, te same oczy. Z każdym kliknięciem robiło mi się zimniej. Na jednym zdjęciu widać było kobietę i trójkę dzieci. W podpisie: „Rodzinka – moje wszystko”. Miał żonę. Miał dzieci. A ja byłam tylko jakimś cholernym epizodem. Poszłam do kawiarni, gdzie się poznaliśmy. Chciałam sprawdzić, czy może obsługa go kojarzy.
– Przepraszam… – zagadnęłam baristę. – Czy kojarzy pan tego mężczyznę? – Pokazałam mu zdjęcie na telefonie.
– Hmm... no raczej tak, był tu kilka razy. Zawsze sam. Podawał się za Michała. Dlaczego pani pyta?
– To ważne. Bardzo ważne. – Próbowałam nie dać po sobie poznać, jak bardzo się trzęsę.
– Wie pani, on płacił gotówką, nie zostawił po sobie żadnych śladów. Ale tak... raz powiedział, że jego dzieci mieszkają w Norwegii. Może myślał, że to zabrzmi bardziej egzotycznie.
– A czy mówił coś jeszcze?
– Tylko że pracuje zdalnie i podróżuje. Szczerze? Brzmiało jak bajka. Ale był miły. I dobrze ubrany.
Wyszłam z kawiarni i zacisnęłam pięści. Nie mogłam tego tak zostawić.
Z żoną mu się nie układało
Pojechałam pod jego dom. Znalazłam adres w jednym z komentarzy pod zdjęciem – ktoś zaznaczył lokalizację. Byłam zła. Zdeterminowana. I bardzo przestraszona. Stałam w samochodzie, patrzyłam na dom z zadbanym ogródkiem. Przez okno widziałam dwie dziewczynki, które biegały w piżamach, krzycząc do kobiety w fartuchu. Pewnie jego żony. Z tyłu pojawił się chłopiec. Potem on. Tomasz. Wyszedł wyrzucić śmieci. Czekałam, aż odejdzie od drzwi. Wysiadłam z samochodu.
– Tomasz! – zawołałam.
Odwrócił się i zamarł. Spojrzał na mnie. A w jego oczach zobaczyłam lęk.
– Pomyłka – rzucił szybko i odwrócił się, ale podeszłam bliżej.
– Nie udawaj. Wiesz, kim jestem.
– Proszę, odejdź. Nie teraz. Nie tu.
– Spałeś ze mną, pamiętasz? Michał z aplikacji. – Zadrżał. – I jestem w ciąży.
– Ciszej! – złapał mnie za ramię. – Co ty robisz? To mój dom.
– To mój problem. Dzięki tobie.
– Posłuchaj... – spojrzał na drzwi domu, potem na mnie – to był błąd. Chciałem tylko... odetchnąć. Uciec. W małżeństwie mi się nie układało.
– I dlatego kłamałeś? Użyłeś mnie jako swojego oddechu?
– Nie rozumiesz. Jestem w potrzasku. Mam dzieci. Żonę. Kredyty.
– A ja? Myślisz, że ja nie mam życia? Ciała? Uczuć?
– Nie mogę... Nie dam rady tego teraz ogarnąć. Proszę, zostaw mnie. – Wrócił do domu i zamknął za sobą drzwi.
Stałam na chodniku, czując, jak ziemia usuwa mi się spod nóg. A potem wróciłam do auta i zaczęłam krzyczeć. Głośno, do utraty tchu. Aż zabrakło mi głosu.
Między decyzją a rozpaczą
Tamtej nocy nie zmrużyłam oka. Wpatrywałam się w sufit, w ściany, w swoje dłonie. Myśli huczały jak pociąg w tunelu – nie do zatrzymania. Byłam wściekła. Na niego. Na siebie. Na to, że dałam się nabrać. Że uwierzyłam. Ale najgorsze było to, że nosiłam w sobie życie, którego się bałam. Zastanawiałam się, czy powiedzieć jego żonie. Czy warto burzyć jej świat, skoro mój już runął? Rozważałam wszystko – samotne macierzyństwo, oddanie dziecka do adopcji i to, co najtrudniejsze. Nic nie wydawało się wystarczająco dobre. Każda decyzja bolała.
– On się nie liczy. On już zrobił swoje – mówiła Karolina, siedząc przy mnie z kubkiem melisy. – Teraz musisz pomyśleć o sobie. O tym, czego ty naprawdę chcesz.
– Ale ja nie wiem. Naprawdę nie wiem. Boję się. Nie jestem gotowa.
– Natalia… – spojrzała na mnie poważnie. – Zrobisz to, co będzie dobre dla ciebie. Ale nie pozwól mu uciec od odpowiedzialności.
Wróciłam do łazienki. Patrzyłam w lustro. Moja twarz wyglądała jak twarz obcej kobiety. Blada, spuchnięta, zmęczona. „On nie miał prawa zostawić mnie z tym samą” – pomyślałam. Zamknęłam oczy. I wtedy usłyszałam swoje myśli – głośne, rozpaczliwe: „Nie chcę być matką. Ale też nie chcę być ofiarą”. Poczułam, że jeśli teraz nie zrobię nic, pogrążę się całkowicie. Musiałam odzyskać kontrolę. Albo przynajmniej udawać, że ją mam.
Prawda, której nikt nie chciał
Zebrałam się na odwagę tydzień później. Napisałam do niej krótką wiadomość: „Musimy porozmawiać. Chodzi o Tomasza. Proszę, spotkajmy się – chodzi o coś ważnego”. Odpisała po dwóch godzinach. „Jutro, 18:00. Kawiarnia Pod Wiśnią. Jeśli to głupi żart, pożałujesz”. Serce biło mi jak oszalałe. Przyszła punktualnie. Elegancka, spięta, z ostrym spojrzeniem. Miała w sobie siłę, której się bałam.
– Więc? – zapytała, zanim zdążyłam cokolwiek powiedzieć.
– Pani mąż… Tomasz… Podawał się za kogoś innego. Poznałam go w aplikacji randkowej. Spędziliśmy razem noc. Nie wiedziałam, że ma rodzinę. Dowiedziałam się później. I... jestem w ciąży. Zamarła. Przez chwilę nie powiedziała nic. Patrzyła na mnie długo, nieruchomo. A potem tylko pokiwała głową.
– Wiedziałam – powiedziała cicho. – Albo może nie wiedziałam, ale czułam. To nie pierwszy raz. Poprzednio była jakaś dziewczyna z siłowni. Potem studentka. A teraz ty. – Spojrzała na mój brzuch, jeszcze płaski. – Lepiej, że wiem. Choć nienawidzę cię za to, co mi powiedziałaś, to jeszcze bardziej nienawidzę go za to, że tego się dopuścił.
– Przepraszam – szepnęłam.
– Nie przepraszaj. To nie ty przysięgałaś mi wierność. A dziecko…? Co zrobisz?
– Nie wiem jeszcze.
– Cokolwiek postanowisz, on się dowie. Bo nie zamierzam milczeć. Już nie.
Wyszłam z tej kawiarni jakby lżejsza. Nie dlatego, że wszystko się rozwiązało. Ale przynajmniej już nie byłam sama w tej prawdzie.
Nie wiem, co dalej
Minęły dwa tygodnie. Telefon milczał. Tomasz nie próbował się ze mną skontaktować. Wiedziałam, że jego żona mu powiedziała – napisała mi tylko: „Zrobiłam to. Teraz niech się smaży we własnym sosie”. Nie oczekiwałam więcej. Wciąż nie podjęłam decyzji. Chodziłam na badania, słuchałam bicia serca tego maleństwa w moim brzuchu. I płakałam. Ze strachu. Z wściekłości. Z żalu. Karolina codziennie do mnie zaglądała. Przynosiła jedzenie, kwiaty, herbatę. Mówiła: „Nawet jeśli się boisz, to jeszcze nie znaczy, że nie dasz rady”.
Pewnej nocy wzięłam pusty zeszyt. Otworzyłam na pierwszej stronie i zaczęłam pisać. Nie list, nie plan. Po prostu słowa. Pisałam do dziecka, które może się urodzi, a może nie. Tłumaczyłam, że życie jest trudne, pełne błędów i złudzeń. Że czasem zaufanie to wszystko, co mamy – do siebie, nie do innych. Że nie wiem, czy będę dobrą matką. Ale wiem, że jestem człowiekiem, który chciał być kochany.
Nie wiem, co będzie dalej. Może zostawię to dziecko. Może je urodzę i wychowam. A może oddam komuś, kto nie mógł mieć swojego. Nie mam pewności. Ale jedno wiem na pewno – nie jestem już tą samą kobietą, która naiwnie wierzyła w słowa nieznajomego. Zamknęłam zeszyt i poczułam wreszcie ciszę. Nie spokój. Ale ciszę. Jakby po burzy. Cicho, ale wyraźnie. I to na razie musiało mi wystarczyć.
Natalia, 28 lat
Czytaj także:
- „Miał być moim szwagrem, a został kochankiem. Do dziś nie wiem, kto komu w tym trójkącie naprawdę złamał serce”
- „Wstydzę się przyznać, że żyję z nieudacznikiem bez kasy. To ja jestem głową, szyją i żywicielem tej rodziny”
- „Mąż traktował mnie jak powietrze, a mam swoje potrzeby. To szczodry teść dał mi to, czego od dawna pragnęłam”