Reklama

Portale randkowe nigdy mnie nie kręciły. Słyszałam zresztą takie historie na ich temat, że to całkowicie wystarczyło, aby się zniechęcić do korzystania z nich. Jednakże moja przyjaciółka mocno mnie namawiała do założenia konta na Tinderze. W końcu miałam dość jej gadania i uległam.

Reklama

Była nieugięta

– Jak ty chcesz komuś poznać, skoro nigdzie nie wychodzisz? – nieustannie paplała Dorota. – Spróbuj chociaż, korona ci z głowy nie spadnie.

– Ale ja nawet nie wiem, co miałabym napisać o sobie.

– Przecież ci pomogę – westchnęła Dorota. – Od czego ma się przyjaciół, nie?

– No dobrze – widziałam, że nie mam już wyjścia.

Zgodziłam się dla świętego spokoju, aczkolwiek powtarzałam, że to nie moja bajka. Przyjaciółka nie chciała tego słuchać i przekonywała, że na pewno nie pożałuję. Tymczasem już po paru dniach miałam ochotę zlikwidować profil.

Odezwało się kilku facetów. Jednoznacznie dawali do zrozumienia, na czym im zależy. Na pocieszenie usłyszałam od Doroty, że na tego typu serwisach to niestety standard, ale nie powinnam zbyt łatwo się poddawać.

Paweł wydawał się normalny. Nie wypisywał głupot, miał poczucie humoru i ogromny dystans do siebie, a to nie jest coś, co można udawać. Nie znoszę nadętych ludzi z ego rozrośniętym do gigantycznych rozmiarów. Zdążyłam się szybko przekonać, że na Tinderze pełno jest takich typów.

Dałam się namówić

Z Pawłem pisało mi się naprawdę dobrze. Mniej więcej po trzech tygodniach korespondencji postanowiliśmy się spotkać. Bez zadęcia, spokojnie i na luzie. Nie ukrywam, że się bardzo stresowałam.

Napisałam Pawłowi, że dawno nie byłam na randce. Odpowiedział, że najlepiej będzie, jeśli potraktuję to w kategoriach koleżeńskiego spotkania. W sumie to miał rację, przecież męża nie szukam. Zaproponował miejsce, które akurat lubię. Jakimś cudem trafił w mój gust.

Wymieniliśmy się numerami telefonów, aby w razie czego było się łatwiej zgrać. Kiedy pojawiłam się w kawiarni, Paweł już na mnie czekał. Natychmiast odniosłam wrażenie, że skądś go znam, ale za nic w świecie nie mogłam skojarzyć, skąd.

– Dla ciebie zapewne średnie latte na mleku migdałowym? – uśmiechnął się, puszczając zawadiackie oko.

– Zgadza się – odparłam zdziwiona.

Skąd mógł to wiedzieć? Nie pisałam mu, jaką kawę lubię najbardziej.

– Jak mniemam, chętnie zjesz do tego cytrynowy sernik?

Nie mogłam uwierzyć

Znowu strzał w dziesiątkę. Nie, to zdecydowanie nie był przypadek. Przyglądałam mu się przez dłuższą chwilę, ale w dalszym ciągu miałam totalną pustkę w głowie.

– Słuchaj, czy my się znamy?

Uśmiech nadal nie schodził z jego twarzy.

– Nie pamiętasz mnie, co?

– Wybacz, ale wytężam szare komórki i niestety nic.

– A przypominasz sobie kolesia z IT, z którym pracowałaś w jednej firmie jakieś pięć lat temu? Mała podpowiedź, gwizdnęłaś mu kubek z Batmanem.

W tym momencie mowę mi odebrali, a pamięć wróciła.

– O mój Boże, to ty?

Nic dziwnego, że go nie poznałam. Przeszedł nie lada metamorfozę. Paweł z IT, którego pamiętam, miał sporą nadwagę, chodził w rozciągniętych dżinsach i koszulach w kratę. A tu siedział przede mną facet, któremu siłownia nie była obca. Elegancki, fajnie ubrany.

– Tak się składa, że ja.

– Ale przecież ty byłeś…

– Tak, wiem, gruby i zaniedbany.

– Ujęłabym to delikatniej.

Wyglądał inaczej

– Zawsze byłaś bardzo życzliwa. Jak widać, wziąłem się za siebie, bo zdrowie zaczęło mi szwankować. Wtedy pojąłem, że dłużej tak nie pociągnę.

– Zrobiłeś kawał świetnej roboty.

– Nie było łatwo.

– Wierzę ci na słowo.

Jego metamorfoza była spektakularna.

– A powiedz, tylko szczerze, masz jeszcze ten kubek?

– Mam – odparłam zgodnie z prawdą.

W tej sekundzie oboje wybuchliśmy śmiechem. Paweł wyznał, że od dawna mu się podobałam, ale nie miał odwagi zagadać i dokądś mnie zaprosić.

– Wtedy byłem w kiepskim momencie swojego życia – przyznał z rozbrajającą szczerością. - Wszystko postrzegałem w czarnych barwach i nie dostrzegałem szans na coś lepszego.

– Dobrze cię rozumiem.

Sama wiem, jak to jest znaleźć się w takim momencie, kiedy nic nie wychodzi i człowiek nie ma pojęcia, co dalej. Cieszyłam się, że Paweł wygrzebał się z tego marazmu.

Czułam się wspaniale

Nasze pierwsze spotkanie trwało ładnych kilka godzin, które zleciały w mgnieniu oka. Nie omieszkałam oczywiście pochwalić się Dorocie. Była zachwycona.

– No wreszcie! – wykrzyknęła z zadowoleniem. – Mówiłam ci, że nie będzie tak źle.

– Obiecuję, że czasami będę cię słuchać.

– Tak myślę.

W ramach kolejnej randki wybraliśmy się z Pawłem do kina. Okazało się, że mamy podobny gust, jeśli chodzi o filmy. Potem był spacer i gorąca, aromatyczna herbata w niedużej kawiarence.

Postanowiliśmy się z niczym nie śpieszyć, tylko pozostawić sprawy swojemu biegowi. Paweł na każdym kroku mnie zaskakuje. Zna mnie całkiem nieźle. Przypomniał mi o paru sytuacjach z dawnej pracy, które totalnie wyleciały mi z głowy. Nie przypuszczałam, że przez tyle osób byłam tak pozytywnie postrzegana. Kiedy odeszłam z tamtej firmy, na moim stanowisku została zatrudniona kobieta, która ponoć nie była już tak miła.

Byłam jej wdzięczna

– Właściwie to czemu założyłeś Tindera? – zapytałam któregoś dnia.

– Z ciekawości – wzruszył ramionami. – Na nic się nie nastawiałem, aż tu nagle twoje zdjęcie mi się wyświetliło. A ty?

– Przyjaciółka nalegała, bo się o mnie martwiła.

– W sensie?

– Wiesz, że jestem sama. Truła mi niemiłosiernie. Też nie miałam żadnych oczekiwań.

Niedawno minęło pół roku, odkąd się widujemy. Wszystko zmierza w naprawdę dobrym kierunku, ale nie będę zapeszać. Nawet na kubek z Batmanem patrzę inaczej – nie mogę się nie uśmiechnąć, gdy popijam z niego kawę. Paweł zaproponował, że kupi mi nowy w zamian za zwrot starego, ale się nie zgodziłam.

– O nie, mój drogi, to jest przedmiot o dużej wartości sentymentalnej.

– Skoro tak twierdzisz…

Jestem wdzięczna losowi za to, że ponownie skrzyżował nasze drogi. Najwidoczniej trzeba było poczekać na odpowiedni czas.

Lena, 33 lata


Czytaj także:

Reklama

Reklama
Reklama
Reklama