„Poszłam na randkę z byłym mężem i teraz żałuję. A wszyscy ostrzegali mnie, że znowu będę cierpieć”
„Zadzwonił, jakby nic się nie stało. Jakbyśmy widzieli się wczoraj. „Może kawa? Pogadajmy” – powiedział. Serce mi zadrżało. Głos ten sam. Spokojny, łagodny. W moim brzuchu – jakby motyle. Zgodziłam się. I kiedy się spotkaliśmy, pierwsze, co poczułam, to jego zapach. Wciąż pachniał jak kiedyś. I właśnie wtedy coś we mnie pękło”.

- Redakcja
Dwa lata temu rozwiodłam się z Markiem – po prawie trzech dekadach wspólnego życia. Byłam zmęczona tą wieczną walką, jego wiecznymi fochami, zniknięciami bez słowa, wymówkami, niedopowiedzeniami. Kiedyś próbowałam jeszcze coś naprawiać, ratować, ale z czasem doszłam do ściany. Teraz, gdy budzę się sama w moim niedużym mieszkaniu, wcale nie jest mi źle. Pracuję jako florystka – mam swoją ulubioną rutynę, kawę z mlekiem rano, rozmowy z klientkami, moje rośliny. Wieczorami cisza. Czasem samotność. Ale to już nie boli.
Mój syn Michał ma 27 lat i mieszka ze swoją dziewczyną. Wpada czasem na obiad, dzwoni, troszczy się o mnie. Mamy dobre relacje, choć nie powiedziałam mu jeszcze o tym, co wydarzyło się niedawno... Bo kilka dni temu odezwał się Marek. Po dwóch latach milczenia. Po wszystkim, co mi zrobił. Zadzwonił, jakby nic się nie stało. Jakbyśmy widzieli się wczoraj. „Może kawa? Pogadajmy” – powiedział. Serce mi zadrżało. Głos ten sam. Spokojny, łagodny. W moim brzuchu – jakby motyle. Zgodziłam się. I kiedy się spotkaliśmy, pierwsze, co poczułam, to jego zapach. Wciąż pachniał jak kiedyś. I właśnie wtedy coś we mnie pękło.
Spotkanie po latach
– Witaj – Marek podniósł się z miejsca i chciał mnie przytulić, jakbyśmy wciąż byli małżeństwem.
– Cześć – usiadłam naprzeciwko niego, próbując ukryć drżenie rąk. Zegar w kawiarni tykał głośniej, niż powinien. Jakby odliczał minuty do czegoś nieuchronnego.
Milczenie przecięło wspomnienie. Ten zapach. Drzewny, z nutą czegoś znajomego i ciepłego.
– Dobrze wyglądasz – rzucił ostrożnie.
– Ty też się nie rozpadłeś – odpowiedziałam z ironią.
Uśmiechnął się, zawstydzony. Zamówiliśmy kawę. Rozmawialiśmy o wszystkim i o niczym. O kwiaciarni. O jego pracy. O tym, jak dorósł Michał. Był skruszony. Miał zmarszczki, siwe włosy przy skroniach i ten znajomy sposób zaciskania warg, gdy czegoś się bał.
– Wiesz... myślałem czasem o tobie. O nas.
– Serio? Zdziwiłbyś się, jak często ja nie myślałam – odpowiedziałam, znowu zbyt ostro.
Ale potem się roześmiałam. I on też. Wieczorem zadzwonił. Odruchowo odebrałam.
– Chciałem tylko powiedzieć, że... dobrze było cię zobaczyć. Naprawdę.
A ja wtedy poczułam, że coś we mnie drgnęło. Coś, co myślałam, że już dawno umarło.
Powroty i niepokoje
– Anka, tylko błagam... nie mów, że znowu się z nim spotykasz – Irena spojrzała na mnie znad parującej herbaty.
– Spotykam. Ale to nie to, co myślisz – odpowiedziałam spokojnie, choć sama nie byłam pewna, co myślę.
– On się nie zmienił. Wiesz o tym. – Irena nie spuszczała ze mnie wzroku. – Facet, który przez lata robił ci z życia emocjonalny kołowrotek, nie przechodzi nagle metamorfozy duchowej.
– Może nie. Ale ja się zmieniłam – powiedziałam, patrząc gdzieś w bok.
To nie było kłamstwo. Nie byłam tą samą kobietą, która siedziała w korytarzu, słuchając, jak Marek tłumaczy się z „koleżanki z pracy”. Ale też... nie byłam jeszcze tą, która potrafi powiedzieć mu: „idź sobie”. Zaczęliśmy się spotykać. Najpierw kawa, potem obiad, potem spacer, potem – jakby od niechcenia – kino. I ten zapach. Znowu. Wciągałam go jak tlen, który uzależnia. Był uważniejszy. Cichszy. Mniej pewny siebie. Pytał, jak się czuję. Czy Michał do mnie dzwoni. Czy nie jestem samotna.
Nie powiedziałam nic synowi. Nie byłam gotowa na jego wzrok. Na jego „mamo, naprawdę?!” Marek był... inny. Ale coś we mnie cicho szeptało: „uważaj”. Jakby w tym całym cieple było coś przemilczanego. Coś, co miało nadejść. Tylko jeszcze nie wiedziałam, co.
Odkryta tajemnica
– Znowu jesteś z ojcem?! – nasz syn nie mógł w to uwierzyć. – Ty naprawdę do niego wracasz po tym wszystkim, jak się potraktował?
– Michał... to tylko rozmowy. Kawa, spacer. Nie wiesz, jak to jest – próbowałam, nie patrząc mu w oczy.
– Nie chcę wiedzieć – powiedział. Tonem, który sprawił, że zadrżałam.
To był pierwszy raz, gdy zobaczyłam w jego oczach zawód. Dziecko, które przez lata zadawało pytanie: „czemu tata znowu nie przyszedł?”
Któregoś dnia wracałam do domu i zaszłam do kiosku. Zobaczyłam go w kolejce, jak rozmawia przez telefon.
– Jeszcze jej nie powiedziałem. Dam mi czas. Nie naciskaj.
Nie wiedział, że stoję tuż za nim. Że właśnie usłyszałam słowa, których nie powinnam.
„Jeszcze nie powiedziałem.” Komu? O czym? Wróciłam do domu, z sercem walącym jak młot. W lustrze zobaczyłam siebie – kobietę, która znowu uwierzyła. Tym razem nie zamierzałam czekać, aż prawda sama wypłynie. Zamierzałam ją z niego wydrzeć. Choćby bolało.
Konfrontacja z byłym mężem
– Co miałeś na myśli, mówiąc, że „jeszcze nie powiedziałam”? – zapytałam bez ogródek.
– Anka... Ja... Nie chciałem, żebyś się dowiedziała w taki sposób. Nie teraz.
– Dowiedziała o czym?
– Spotykałem się... z pewną kobietą. Po rozwodzie. Przez jakiś czas. To nic poważnego. – Mówił szybko, jakby chciał to z siebie wyrzucić i zamknąć temat.
– Nic poważnego. I dlatego nie powiedziałeś mi wcześniej?
Milczał. Jak zwykle, kiedy nie miał odwagi być szczery.
– A teraz co? Pojawiłam się i nagle przypomniałeś sobie, że może warto wrócić na stare śmieci?
– Nie chciałem cię zranić – powiedział cicho.
– Nie, Marek. Ty nigdy nie chcesz ranić. Ty po prostu jesteś tchórzem. – Oparłam się o stół, żeby nie upaść. – To już nawet nie chodzi o ciebie. Ja siebie zawiodłam.
Płakałam w kuchni. Długo. Nie dlatego, że Marek znowu okazał się tym samym, co zawsze. Tylko dlatego, że ja znowu dałam się złapać na zapach. Na wspomnienie. Na iluzję. To był ten moment, kiedy poczułam się staro. Głupio. Naiwnie. I bardzo, bardzo samotnie.
Zrozumienie
– Miałeś rację – powiedziałam cicho, siedząc naprzeciwko Michała w jego kuchni. – Nie powinnam była... Ale chyba potrzebowałam tego, żeby się upewnić.
Syn spojrzał na mnie ze zrozumieniem.
– Wiem, mamo. Ale widzieć cię znowu w tym wszystkim... to było za dużo – jego głos był łagodniejszy, niż się spodziewałam.
– Już nigdy nie dam się złapać na ten zapach – próbowałam zażartować.
– Nie musisz się tłumaczyć. Wiem, że chcesz być szczęśliwa. Tylko czasem... wiesz, patrzę na ciebie i się obawiam, że znowu ktoś cię skrzywdzi.
– Ja też się boję – przyznałam. – Ale teraz jest inaczej. Bo teraz... wiem, gdzie są moje granice.
Wróciłam do domu i zdjęłam z półki ramkę z naszym wspólnym zdjęciem – moim i Marka. Takie sprzed lat. Na wakacjach w Kołobrzegu. On trzymał mnie w pasie, ja się śmiałam. Odłożyłam ją do szuflady. Nie wyrzuciłam. Ale też – nie chciałam już patrzeć. Nie chodziło o to, że Marek spotykał się z inną. Chodziło o to, że znowu wyczuł we mnie słabość. Wpuścił się do mojego życia z tą samą łatwością, z jaką kiedyś znikał. Ale tym razem – to ja powiedziałam „dość”. I to była różnica.
Anna, 50 lat
Czytaj także:
- „Były mąż wrócił na kolanach po 2 latach i błagał o wybaczenie. Nie tylko dlatego, że kochanka wystawiła mu walizki”
- „Mój były mąż to wybitna kanalia. Jednego odmówić mu nie mogę – uratował mi życie”
- „Po rozwodzie przypadkiem wpadłam na byłego męża. Nie mogłam uwierzyć, co zrobił ze swoim życiem po zaledwie 2 latach”