„Poszłam na randkę z facetem, który chciał ode mnie pieniądze. Miał się za spryciarza, ale to ja zrobiłam go na szaro”
„Kelnerka wyprostowała się jak na szkoleniu z savoir-vivre’u. Miał na sobie ciemny, dobrze skrojony płaszcz, szalik niedbale przerzucony przez ramię i spojrzenie, które prześlizgiwało się po sali z wprawą kogoś, kto wie, że robi wrażenie”.

- Redakcja
Miłość? Już dawno przestałam wierzyć w jej romantyczne oblicze. Może istnieje, ale gdzieś indziej. W filmach, w książkach, w mediach społecznościowych. W moim życiu przypominała raczej kiepską kampanię marketingową – obiecywała cud, a dostarczała rozczarowanie.
Mężczyźni? Cóż… dziś są dla mnie jak nowa aplikacja – zanim zainstaluję, sprawdzam opinie, regulamin, a i tak potem okazuje się, że kradną dane i włączają powiadomienia w środku nocy. Mam wystarczająco dużo doświadczenia, żeby wiedzieć, że nikt nie przyjdzie i mnie nie uratuje. Nie jestem już dziewczynką, która płacze w poduszkę, bo on nie odpisał. Teraz jak nie odpisze, to idzie do kosza jak stary plik z pracy. Mam swoje zasady, mam swoją przestrzeń i nie oddaję jej byle komu.
Wieczory spędzam z winem i książką, nie ze łzami. Mam swoją wolność i spokój – luksusy, których nauczyłam się nie oddawać w zamian za puste słowa. Moje mieszkanie to moje królestwo. Zasady są proste: nie kłam, nie kombinuj i nie udawaj, że jesteś kimś, kim nie jesteś.
Czasem sama się zastanawiam, czy to ja mam zbyt wysokie wymagania, czy świat po prostu zszedł na psy? Ale nie czuję się zgorzkniała. Czuję się czujna. I kiedy pojawił się Piotr, w tym swoim płaszczu za tysiąc złotych, z uśmiechem jak z katalogu i głosem, jakby recytował scenariusz komedii romantycznej, coś mi się zapaliło w głowie. Nie serce, tylko alarm.
Oczarował mnie
Poznałam go w portalu randkowym. Kilka wiadomości i umówiliśmy się w kawiarni. Gdy wszedł, od razu przyciągnął uwagę – nie tylko moją. Kobieta przy sąsiednim stoliku aż przestała mieszać cukier, kelnerka wyprostowała się jak na szkoleniu z savoir-vivre’u. Miał na sobie ciemny, dobrze skrojony płaszcz, szalik niedbale przerzucony przez ramię i spojrzenie, które prześlizgiwało się po sali z wprawą kogoś, kto wie, że robi wrażenie. Podszedł do mojego stolika:
– Nie chcę zabrzmieć banalnie, ale wygląda pani tak, jakby czekała na kogoś, kto i tak nie przyjdzie.
– A pan wygląda, jakby zawsze wiedział, co powiedzieć – odpowiedziałam spokojnie.
Uśmiechnął się i usiadł naprzeciwko mnie.
– To źle?
– To… ciekawie i trochę podejrzanie.
Wyciągnął rękę.
– Piotr.
Uścisnęłam ją.
– Paulina.
Przyciągał wzrok
Zamówił espresso, potem zaczął mówić o podróżach, o sztuce, o tym, że ludzie przestają ze sobą rozmawiać. Komplementował mój głos, mój wybór pierścionka, moje poczucie humoru, które rzekomo było wyjątkowo subtelne. Wszystko brzmiało tak, jakby ćwiczył to przed lustrem. Zbyt gładko, zbyt dokładnie. Czasem specjalnie wprowadzałam go w maliny, podając sprzeczne informacje, pytając o rzeczy oczywiste albo przerywając nagle jego opowieści.
– A czym się właściwie zajmujesz?
– Pracuję przy projektach międzynarodowych – odpowiedział płynnie. – Trochę logistyki, trochę doradztwa.
– Czyli nic konkretnego.
Zachwiał się lekko w fotelu, ale szybko wrócił do siebie.
– Zależy, z której strony patrzeć.
Obserwowałam go uważnie. Jego ręce były zadbane, paznokcie przycięte idealnie, zegarek markowy, ale nie krzykliwy. Głos miał niski, wyważony. Uśmiechał się w odpowiednich momentach i był nieskazitelny. A nieskazitelność zawsze jest podejrzana.
Zdemaskowałam go
Nie zdemaskowałam go od razu. Postanowiłam poczekać i sprawdzić, czy to, co właśnie zaczęło się przy stoliku, zakończy się jakimś spektaklem. Czułam, że będzie ciekawie.
Spotkaliśmy się jeszcze kilka razy. Piotr mówił dokładnie to, co chciałam usłyszeć, i prowadził mnie do miejsc, gdzie wino było drogie, a obsługa mówiła półgłosem. Każda randka była starannie wyreżyserowana. Siedzieliśmy naprzeciwko siebie jak w teatrze. On grał rolę faceta, który niczego nie potrzebuje poza towarzystwem jednej, wyjątkowej kobiety. A ja udawałam, że wierzę.
Zaczęłam go wypytywać o firmę, w której pracuje, o klientów, których nazwisk nie mógł wymienić. Pytałam o rodzinę, którą raz miał w Londynie, a raz w Wiedniu. Za każdym razem mówił płynnie, ale nie to samo. Zaczęłam zauważać: „mówiłeś przecież coś innego ostatnio”. On się uśmiechał i zmieniał temat. Był coraz bardziej ostrożny.
– Wydajesz się bardzo przenikliwa – powiedział, patrząc mi prosto w oczy.
– Mam swoje powody – odparłam spokojnie.
Chciałam zobaczyć, jak długo będzie utrzymywał swoją fasadę, i co zrobi, gdy poczuje, że grunt zaczyna się pod nim kruszyć.
Zdziwił się
Któregoś razu spotkaliśmy się u mnie. Piotr przyniósł wino. Był spokojny, ale z jakąś niecierpliwością w oczach. Siedział na kanapie, obejmując kieliszek dłonią. Przez chwilę mówił o czymś błahym, potem zamilkł. Wstał, podszedł do okna i odwrócił się do mnie jak aktor przed finałowym monologiem.
– Paulina… Jest jedna rzecz, o której muszę ci powiedzieć – zaczął, zniżając głos. – Niełatwo mi o tym mówić, ale… jestem w trudnej sytuacji. Chodzi o pewne środki, których pilnie potrzebuję. To przejściowe, za kilka tygodni wszystko się wyrówna, ale teraz… po prostu potrzebuję twojej pomocy.
Spojrzałam na niego spokojnie. Nie próbował owijać w bawełnę. Liczył na impuls, może na litość, może na moją słabość.
– Wiesz – powiedziałam cicho, odstawiając kieliszek – jesteś trzeci w tym miesiącu.
Prawda się wydała
W jego oczach pojawił się błysk paniki, zbyt krótki, by ktoś mniej uważny go zauważył. Usiadł powoli, jakby próbował jeszcze odzyskać kontrolę.
– Nie rozumiem…
– Nie musisz. To tylko informacja dla ciebie, na przyszłość. Nie pomagam oszustom.
Chwilę siedzieliśmy w ciszy. W końcu podniósł się, złapał swój płaszcz i bez słowa wyszedł. Nie zatrzymałam go, nie było po co.
Zamknęłam drzwi i od razu sięgnęłam po wino, to samo, które przyniósł. Włączyłam cicho muzykę i usiadłam na kanapie, tam, gdzie jeszcze przed chwilą siedział Piotr. Zostawił po sobie tylko lekki zapach wody kolońskiej i ten rodzaj ciszy, który pojawia się po kimś, kto próbował coś ugrać i się nie udało.
Nie było we mnie złości, było za to zmęczenie, jak po zbyt długiej podróży. Pomyślałam, że wcale nie szukałam miłości, może nawet nie byłam gotowa, żeby ją znaleźć. Ale chciałam wierzyć, że jeśli już ktoś mnie oszuka, to przynajmniej zrobi to dobrze.
Paulina, 31 lat
Historie są inspirowane prawdziwym życiem. Nie odzwierciedlają rzeczywistych zdarzeń ani osób, a wszelkie prawdopodobieństwa są całkowicie przypadkowe.
Czytaj także:
- „Teściowa mówiła, że idzie do kościoła, ale chodziła w innym kierunku. Za to, co zrobiła, nie pójdzie do nieba”
- „Miałam żal, że babcia zapisała mi w testamencie zagraconą ruderę. Dzisiaj uważam, że to był prawdziwy dar od losu”
- „Mąż latami ukrywał przede mną oszczędności. Gdy je odkryłam, pokazała mu, że za kłamstwa słono się płaci”