„Poszłam na randkę z internetu, bo miałam dość nudy. Okazała się koszmarem, gdy przy stoliku ujrzałam znajomą twarz”
„Spotkaliśmy się w kawiarni, w miejscu, które znałam dobrze. To była moja bezpieczna przestrzeń. Wchodząc, od razu go zobaczyłam. Kiedy nasze spojrzenia się spotkały, zamarłam”.

- Redakcja
Czasem mam wrażenie, że jestem przezroczysta. Że przechodzę przez życie jak cień, nie naruszając niczyjej rzeczywistości. Wstaję rano, wypijam tę samą kawę z tej samej filiżanki, zakładam te same czarne spodnie i wychodzę do pracy, w której od pięciu lat nic się nie zmieniło. A potem wracam i włączam telewizor tylko po to, żeby ktoś mówił w tle. Tyle z mojego życia.
Byłam sama
Nie jestem typem imprezowiczki. Właściwie to nie jestem żadnym typem. Trochę się chowam, trochę się boję. Od kilku miesięcy próbuję randek online, ale szczerze mówiąc robię to bardziej z przyzwoitości niż z nadziei. Jakby trzeba było spełnić jakiś obowiązek społeczny: szukaj miłości, znajdź partnera, ułóż sobie życie. Tylko że ja już dawno przestałam wierzyć, że coś się ułoży.
Z nikim nie jestem do końca szczera. Mężczyznom pokazuję wersję siebie, która może się spodobać. Na czacie jestem zabawna, inteligentna, trochę sarkastyczna. W rzeczywistości – milczę. Szukam… no właśnie, czego? Prawdy? Spokoju? Kogoś, kto zrozumie, że nie wszystko da się naprawić? Nie wiem. Ale wiem, że nie ufam nikomu. Nauczyłam się tego bardzo wcześnie – że ludzie zdradzają, odchodzą, ranią. I że najgorsze zranienia przychodzą od tych, którzy są najbliżej.
Mam za sobą rozdziały, które powinny być zamknięte. Ale czasem wracają – w snach, w zapachu perfum obcej kobiety, w głosie przechodnia, w jakimś imieniu rzuconym przypadkiem.
Co wieczór przeglądam profile. Adama poznałam w aplikacji, napisał pierwszy. Pisaliśmy ponad miesiąc. Wreszcie mieliśmy się spotkać. I nie wiem, co było dziwniejsze – to, że się cieszyłam, czy to, że czułam coś znajomego. Niepokój.
Byłam zestresowana
Tego dnia nie mogłam się skupić na niczym. W pracy udawałam, że analizuję raporty, ale co chwilę zerkałam na zegar w prawym dolnym rogu ekranu. Czas się ślimaczył, jakby wiedział, że chcę, żeby przyspieszył.
Kiedy w końcu wyszłam z biura, miałam dziwne uczucie w żołądku, coś pomiędzy podekscytowaniem a niepokojem. To nie była pierwsza randka z aplikacji, ale pierwszy raz miałam wrażenie, że coś się wydarzy. I że to coś niekoniecznie będzie dobre.
Spotkaliśmy się w kawiarni na Mokotowie, w miejscu, które znałam dobrze. To była moja bezpieczna przestrzeń. Wchodząc, od razu go zobaczyłam – siedział przy stoliku w rogu, popijał czarną kawę i bawił się łyżeczką. Kiedy nasze spojrzenia się spotkały, coś we mnie pękło. Zamarłam. Przez ułamek sekundy nie mogłam oddychać.
Poznałam go
Wiedziałam, kim on jest. Były mojej siostry, ten, o którym nikt nie chciał mówić, o którym nawet ona sama przestała wspominać. A teraz siedział przede mną. Nie dał po sobie poznać niczego. Uśmiechnął się lekko i wstał.
– Ela? – zapytał, jakby musiał się upewnić.
– Adam? – odpowiedziałam, równie neutralnie.
Uścisnęliśmy sobie dłonie, jakbyśmy się nie znali. Usiedliśmy. Przez pierwsze minuty rozmawialiśmy o pogodzie, korkach, wyborze kawy. Mówiłam, że to moje ulubione miejsce, on, że przypadkiem wybrał to samo. Udawał, że mnie poznaje na nowo.
– Wydajesz się znajoma – rzucił z ironicznym uśmiechem.
– Może gdzieś się kiedyś minęliśmy – odpowiedziałam w podobnym tonie.
W tej grze niedomówień każde zdanie miało podwójne dno. Wiedzieliśmy oboje. On wiedział, że ja wiem. Ja wiedziałam, że on gra. Ale nikt nie wyciągał kart na stół.
– Czym się zajmujesz? – zapytałam, choć znałam odpowiedź z jego profilu.
– Pracuję z danymi. Wiesz, nudne rzeczy. Siedzenie przed komputerem i liczby, które nikogo nie obchodzą.
– Brzmi jak coś, co lubisz.
– Trochę tak, a trochę to tylko pozory.
Oboje udawaliśmy
Po godzinie podziękował za spotkanie. Powiedział, że było miło. Odpowiedziałam, że tak, rzeczywiście. Wyszłam pierwsza. Nie odwróciłam się, ale jego wzrok czułam na plecach jeszcze długo po tym, jak skręciłam za róg.
Wróciłam do mieszkania z głową pełną szumu. Zdjęłam płaszcz, usiadłam na kanapie i przez chwilę tylko gapiłam się w ciemność. Myśli kotłowały się jak w garze z gotującą wodą. Jego twarz, ton głosu, sposób, w jaki patrzył, gdy myślał, że nie widzę.
Nie wypowiedzieliśmy niczego, co naprawdę miało znaczenie, ale wszystko wisiało między nami jak ciężka, nierozpuszczalna mgła. Kiedy po północy w końcu sprawdziłam telefon, zobaczyłam jego wiadomość. „Dobrze cię znów widzieć. Ale i tak by się nie udało, prawda?”.
Nie odpisałam. Długo wpatrywałam się w te słowa, jakby mogły same z siebie odsłonić sens.
Wróciły wspomnienia. Tamto lato. Jeszcze zanim zaczął spotykać się z moją siostrą, już wtedy przyciągał mnie bardziej, niż powinien. Jego sposób bycia, jego cisza, która nie była pustką, tylko wyborem. Moje serce wtedy milczało, bo tak wypadało. Bo siostra była pierwsza. A potem przyszło to, co przyszło. I wszystko się rozpadło.
Może właśnie dlatego dziś nie umiem nikomu ufać. Bo ten jeden raz – ten jeden człowiek – był zbyt blisko. A potem zniknął. I zabrał ze sobą coś, czego już nie potrafię odzyskać.
To było złudzenie
Tamtej nocy śniłam tak wyraźnie, że po przebudzeniu przez chwilę nie wiedziałam, gdzie jestem. We śnie byłam znów tam, nad jeziorem, gdzie kiedyś spędziliśmy wakacje całą rodziną. Było lato, słońce prześwitywało przez liście, a w powietrzu unosił się zapach trawy i wody.
Adam siedział obok mnie na pomoście. Miał na sobie tę samą niebieską koszulę co wtedy. Uśmiechał się, ale nie był to ten ironiczny uśmiech z kawiarni. Był prawdziwy, ciepły, trochę niepewny.
– Długo mnie nie było, co? – powiedział.
Nie odpowiedziałam. Patrzyłam na niego i czułam, że moje serce znowu robi ten głupi ruch – jakby chciało się wychylić z klatki.
– Wtedy… – zaczął, spuszczając wzrok – gdybyś tylko coś powiedziała…
– Myślałam, że nie wolno – wyszeptałam.
– A ja myślałem, że nie chcesz.
W śnie dotknął mojej dłoni. Tak delikatnie, jakby bał się, że zniknę. Pochylił się i pocałował mnie – nie jak ktoś, kto wraca, ale jak ktoś, kto zawsze był.
A potem nagle ciemność. I jego głos, cichy, jakby zza ściany.
– To tylko sen. Już nic się nie zmieni.
Obudziłam się z mokrą poduszką i głową pełną obrazów, które nigdy się nie wydarzyły, ale które czułam mocniej niż to, co prawdziwe.
Elżbieta, 29 lat
Czytaj także:
- „Mąż spędzał więcej czasu u sąsiadki niż w domu. Byłam pewna, że nie grają razem w szachy, ale prawda mnie zaskoczyła”
- „Sąsiad skakał koło mnie, aż mu uległam. Gdy oznajmił żonie, że odchodzi poczułam, że ta gra jest niewarta świeczki”
- „Na majówce odkryłam prawdziwe oblicze mojego męża. Dla darmowych wygód sprzedałby własną matkę i mnie na dodatek”