Reklama

Zawsze twierdziłam, że wolę być sama niż z kimś nieodpowiednim. Mam trzydzieści lat, własne mieszkanie, stabilną pracę w agencji reklamowej i spokój, który cenię bardziej niż romantyczne uniesienia. Jasne, czasem doskwierała mi samotność — szczególnie w soboty wieczorem, gdy koleżanki wrzucały na Instagram zdjęcia z randek, a ja siedziałam w domu w dresie. Marta i Iza uważały, że to nie do pomyślenia. Kiedy założyły mi konto na portalu randkowym, tylko westchnęłam teatralnie. Ale nie usuwałam profilu. W końcu to nic złego.

Reklama

Miałam ochotę uciec

Przebierałam się cztery razy. Cztery. Najpierw klasyczna mała czarna — za sztywna. Potem jeansy i marynarka — zbyt biurowo. Sukienka w kwiaty? Za romantycznie. Skończyło się na ciemnych spodniach i luźnym swetrze. Przed wyjściem spojrzałam w lustro i rzuciłam do siebie półgłosem:

– W razie czego zawsze mogę udawać, że to spotkanie służbowe.

Michał czekał już w restauracji, siedział przy stoliku z winem. Miał na sobie elegancką koszulę i zbyt mocno pachniał wodą kolońską. Gdy podeszłam, wstał i wyciągnął rękę, jakbyśmy mieli podpisać kontrakt, a nie zjeść kolację.

– Klara? Miło poznać.

— Mi również — uśmiechnęłam się, choć czułam, że zaczynam się pocić z zażenowania.

Rozmowa się nie kleiła. Pytał o pogodę, korki, pracę i... moją opinię na temat stanu służby zdrowia. Z każdą minutą miałam coraz mocniejsze wrażenie, że to nie randka, tylko rozmowa kwalifikacyjna. W jednej chwili zadzwonił mu telefon, który odebrał bez pytania, po czym półszeptem rzucił:

– No, jestem z tą Klarą… Nie wiem, chyba jest trochę spięta.

Odłożył telefon i spojrzał na mnie:

– Przepraszam, to tylko znajomy. No więc... lubisz koty?

Miałam ochotę uciec. Byłam zła na siebie, że dałam się wmanewrować w takie szambo.

Aż mnie zamurowało

Właśnie rozważałam, czy udawać ból brzucha, czy może jednak pójść w klasykę i powiedzieć: „przepraszam, właśnie dostałam ważnego maila z pracy”, kiedy do naszego stolika podszedł kelner. I wtedy mnie zamurowało.

– Dobry wieczór, co państwo wybierają? – zapytał, ale ja słyszałam tylko jego głos.

Głos, który znałam. I który budził we mnie lawinę wspomnień. To był Paweł, mój pierwszy chłopak. Ten sam, z którym chodziłam na wagary, słuchałam rocka i płakałam, kiedy się rozstaliśmy. Wyglądał inaczej, dojrzalej. Patrzył na mnie, a ja na niego. Zrobiło się niezręcznie. Michał spojrzał na nas z niepokojem.

Znacie się? – zapytał, coraz bardziej zirytowany.

– E… chyba tak. Klara? – Paweł przełknął ślinę i uśmiechnął się z lekkim niedowierzaniem.

– No proszę… – wykrztusiłam.

Kiedyś… liceum – rzucił Paweł, zapisując coś na kartce. – Przepraszam, muszę podejść do drugiego stolika.

Zniknął między stolikami, a ja czułam, jak żołądek mi się ściska. Michał w tym czasie, bez słowa, wstał i wyszedł... do toalety. Minęło pięć minut. Dziesięć. W końcu zorientowałam się, że nie wróci. Zostawił mnie. Samą. Z rachunkiem i widmem dawnej miłości w kelnerskim fartuchu. Pomyślałam sobie, że to chyba jakiś kiepski sen.

Tylko wzruszyłam ramionami

Gapiłam się na pusty fotel naprzeciwko, próbując nie wyglądać jak porzucona narzeczona. Zwinęłam serwetkę w kulkę, odłożyłam sztućce i zaczęłam rozważać ucieczkę tylnym wyjściem. I wtedy znowu pojawił się Paweł. Bez notesu, bez maski kelnera. Tylko on – ten sam, a jednak zupełnie inny.

On już nie wróci, prawda? – zapytał, siadając ostrożnie na wolnym krześle.

– Chyba nie. Może go porwali agenci CIA – wzruszyłam ramionami.

Masz ochotę na deser? Zjem z tobą. Na koszt firmy – uśmiechnął się, jakbyśmy wcale nie rozstali się dziesięć lat temu.

– Tylko jeśli to będzie coś z czekoladą.

Cały wieczór tylko czekam, aż ktoś to powie – zażartował i dał znać koleżance z obsługi.

Zamówiliśmy dwa czekoladowe serniki i cappuccino. Rozmowa toczyła się naturalnie, jakby ten wieczór miał się wydarzyć. Paweł powiedział, że restauracja nie jest jego miejscem pracy – przyjechał odwiedzić znajomego i zgodził się pomóc, bo jeden z kelnerów wypadł nagle z grafiku.

– A ty? Nadal w reklamie? Nadal z tym sarkazmem, który zakłada pancerz na serce?

– Nadal. I tak. Ale dzisiaj zapomniałam go zabrać – wzięłam łyk kawy i zerknęłam na niego znad filiżanki. – Dobrze cię widzieć.

– Ciebie też. Może to nie był przypadek, co?

I choć nie powiedziałam nic, w środku przyznałam mu rację.

Spojrzałam na niego

Gdy Paweł skończył swoją „zmianę”, zaproponował spacer. Powiedział, że potrzebuje się przewietrzyć. Ja też potrzebowałam. Szliśmy powoli uliczkami, które znałam na pamięć. Ale z nim u boku wszystko wyglądało trochę inaczej. Mijaliśmy ciche knajpki, zapalone latarnie i śmiejących się ludzi. A ja, zamiast roztrząsać żenującą randkę z Michałem, zaczęłam zadawać pytania. Nie chciałam zmarnować ani jednej wspólnej minuty.

– A ty? Nadal robisz zdjęcia? Pamiętam, że wtedy świat bez aparatu był dla ciebie jak kawa bez mleka.

– Już nie zawodowo. Po studiach wziąłem za dużo zleceń, wypaliłem się. Teraz robię zdjęcia tylko dla siebie. I znowu to lubię.

Zamilkliśmy na chwilę. Czułam, że między nami pojawiło się napięcie — nie złe, tylko takie pełne myśli, których nikt nie wypowiadał.

– Wiesz, czasem o tobie myślałem – rzucił w końcu. – Głównie, kiedy słyszałem piosenki naszego ulubionego zespołu.

Zaśmiałam się krótko.

– A ja, kiedy mijam budkę z goframi. Pamiętasz? Zawsze robiłeś wielką scenę, jak nie było z bitą śmietaną.

– Bo to zbrodnia – powiedział śmiertelnie poważnie, po czym wybuchliśmy śmiechem.

Dotarliśmy do skweru, gdzie kiedyś pierwszy raz się pocałowaliśmy. Paweł przystanął.

– Myślisz, że można zacząć coś od nowa, nawet jeśli nie jest się już tymi samymi ludźmi?

Spojrzałam na niego. W jego oczach było wszystko, czego brakowało mi od lat. Ale odpowiedzi jeszcze nie znałam.

Serce zabiło mi mocniej

Usiedliśmy na ławce. Paweł bawił się pierścionkiem na swoim palcu – zwykłym, srebrnym, ale wyglądało, jakby miał znaczenie.

To po mamie – powiedział, jakby czytał mi w myślach. – Zostawiła mi go, żebym pamiętał, że nic nie trwa wiecznie. Nawet żal.

– Czasem mam wrażenie, że tylko żal jest wieczny – odpowiedziałam, patrząc w ciemne niebo.

Zamilkliśmy. Po chwili dodał:

– Nie chcę mówić, że to jakiś znak, bo sam nie wierzę w takie rzeczy. Ale… może warto dać temu szansę? Nie jako „coś od nowa”. Raczej jako coś innego. Nowego.

Poczułam, jak serce mi przyspiesza. Nie ze strachu, tylko z ciekawości i ostrożności. Byłam zmęczona związkami, które gasły szybciej niż świeczka.

– Nie wiem. Nie wiem, czy jeszcze potrafię. Wtedy mieliśmy po dziewiętnaście lat i wydawało nam się, że wszystko jest proste. A teraz…

– Wiem. Dlatego nie pytam cię, czy chcesz być ze mną. Pytam, czy chcesz jeszcze kiedyś wypić ze mną kawę. Bez presji. Bez historii. Po prostu – dwie osoby na ławce.

Kiwnęłam głową.

– Kawę mogę wypić. Ale tylko z bitą śmietaną.

Uśmiechnął się. A ja poczułam coś, co przypominało spokój.

W głowie miałam mętlik

Wróciłam do domu późno. Nogi miałam jak z waty, głowę pełną słów, spojrzeń, domysłów. Zrzuciłam buty, zawiesiłam płaszcz na oparciu krzesła i usiadłam na kanapie, wpatrując się w ekran telefonu. Powiadomienia z aplikacji randkowej błyskały niecierpliwie. Ktoś nowy przesunął mnie w prawo. Ktoś polubił zdjęcie. Ktoś zapytał, czy lubię psy. Westchnęłam. Przesunęłam palcem i przez chwilę wpatrywałam się w Michała. Ten sam uśmiech z profilowego, który w rzeczywistości zniknął szybciej niż zamówione carpaccio. Potem przez całą galerię pozostałych. Wszyscy podobni, wszyscy jacyś tacy... sztuczni. A potem kliknęłam „usuń konto”. Bez fanfar, bez sentymentów. Może właśnie tak trzeba było zrobić na początku. Bez polubień, sztucznego błysku i testów osobowości.

Przez chwilę wahałam się, czy odezwać się do Pawła. Długo wpatrywałam się w pusty ekran. W końcu wpisałam:

„Chciałbyś jutro wypić ze mną kawę? Tak po prostu”.

Wysłałam. A potem usiadłam przy oknie, z kubkiem herbaty i nogami podciągniętymi pod brodę. Patrzyłam na nocne światła miasta. Nie wiedziałam, czy odpowie. I może to było właśnie w tym najlepsze – ta niepewność, że nic nie jest zapisane. Że każda historia może się zacząć zupełnie inaczej, niż planujemy. Spojrzałam na swoje odbicie w szybie i pomyślałam, że ta nieudana randa to nie była pomyłka.

Klara, 30 lat


Czytaj także:

Reklama

Reklama
Reklama
Reklama