„Poszliśmy do znajomych na snobistyczny raut. Gdy zobaczyłam, kogo zaprosili, o mało nie połamałam obcasów w szpilkach”
„W zaledwie parę sekund przez głowę przeleciały mi wspomnienia z ostatnich trzech dekad. Zobaczyłam, jak pierwszy raz wpadliśmy na siebie w zatłoczonej sali gimnastycznej, jak rozmawialiśmy między lekcjami, stojąc przy szkolnym oknie”.
Jesteśmy małżeństwem od ponad dwóch dekad i prawie w ogóle się nie kłócimy. Nasza relacja zbudowana została na solidnym fundamencie przyjaźni i tak jest do dziś. Zdarza się, że mój partner spotyka się z kolegami z pracy na piwko. Nie czuję wtedy żadnego niepokoju ani zazdrości.
Mieliśmy stałą paczkę
Wspólnie pokazujemy się na imprezach tylko gdy sytuacja tego wymaga. Przykładowo raz do roku odwiedzamy znajomego z uczelni, gdy świętuje imieniny. Za każdym razem przychodzą tam te same osoby, więc nauczyłam się odnajdywać w takich sytuacjach.
Ten piątkowy wieczór zaskoczył nas w najmilszy sposób – poznaliśmy nowych sąsiadów, którzy dopiero co wprowadzili się w nasze okolice. Szybko złapali wspólny język z naszą paczką znajomych. Co więcej ich obecność tchnęła nowego ducha w nasze towarzystwo, dzięki czemu bawiliśmy się naprawdę fantastycznie. Pod koniec wizyty padła propozycja, żebyśmy wpadli do nich jutro wieczorem na drinka.
– Będziemy mieć gości z Londynu. Próbujemy ich namówić na zakup domu w okolicy, żeby spędzili tu emeryturę. Zależy nam, by poznali fajnych ludzi – wyjaśnili
Mimo że ich polubiłam, niespecjalnie ciągnęło mnie na kolejne wyjście. Dwie zabawy z rzędu to stanowczo za dużo jak na moje siły.
– Wiem, że ci się nie chce i sam mam pewne wątpliwości. Ale pomyśl tylko: kiedy znowu trafimy na tak fajnych ludzi? A poza tym będziemy tam tylko w gronie ich przyjaciół.
Wolałam zostać w domu
Widziałam, że Janek jest jakiś inny niż zwykle – normalnie uwielbiał siedzieć w domu. W sumie czemu nie mielibyśmy wyjść? Czekał nas dobry posiłek i na pewno miło spędzimy czas. Wzięliśmy taxi, ale kompletnie nie wiedziałam, dokąd jedziemy. Kierowca zatrzymał się przed wielką posiadłością z rozległym ogrodem, co mnie totalnie zaskoczyło.
– Może jednak się wycofamy? Chyba nie pasujemy do tak luksusowego miejsca…
– Zwariowałaś? Od kiedy przejmujesz się wielkością domu?
– W sumie nie przejmuję, ale… Zobacz, to przecież prawdziwy pałac.
– I co? Wchodzimy!
Gdy tylko przekroczyło się próg, czuć było domową atmosferę. Przy drzwiach stały moje znajome, gromadząc się wokół zastawionego stołu. W głębi pokoju dostrzegłam panów rozlokowanych na wygodnych, skórzanych fotelach, gdzie światło było znacznie przytłumione. Pomachałam im i ruszyłam w stronę dziewczyn.
Zawsze odpowiadał mi taki podział towarzystwa na imprezach – gdy panie trzymają się osobno od panów, znacznie swobodniej mi się gawędzi. Wśród nich była jedna nowa twarz – znajoma gospodarzy, której wcześniej nie miałam okazji poznać.
Od razu go poznałam
– Jestem Ola – przedstawiła się drobniutka blondynka z pięknymi, błękitnymi oczami.
Nie odzywała się za często, sprawiając wrażenie osoby nieśmiałej. Za to gdy już coś powiedziała, mówiła tak łagodnie i delikatnie, że wszystkie zamierałyśmy zasłuchane. Było w niej coś takiego, że człowiek od razu jej ufał – taka poważna natura. Polubiłam ją od pierwszego wejrzenia, więc ucieszyłam się, kiedy zostałyśmy we dwie i mogłyśmy swobodnie pogadać.
– Dobry wieczór, mam nadzieję, że nie przeszkadzam, ale chciałbym się przywitać – dobiegł mnie głos z mroku, zanim dostrzegłam jego właściciela.
– Witaj, Iwo – odpowiedziałam z uśmiechem.
– Poznałem cię bez problemu.
No tak, ja też go rozpoznałam. Patrzył na mnie z tym samym ciepłym uśmiechem, który pamiętałam doskonale, choć tyle czasu minęło od naszego ostatniego spotkania…
Byłam na początku pierwszej klasy liceum. Znalazłam się w zupełnie nowym miejscu, bez żadnej znajomej twarzy, bo koleżanki z mojej starej szkoły wybrały inne placówki. Kompletnie nie wiedziałam, jak się odnaleźć. Wtedy mój wzrok padł na niego. Stał przede mną rozpromieniony chłopak o jasnych, bujnych włosach, które przysłaniały jego niebieskie oczy. Miał opaloną skórę i emanował spokojem.
Oszołomił mnie
Przypominał bóstwo z mitologii. Smukła sylwetka, imponujący wzrost, zjawiskowa uroda i bijąca od niego pewność siebie robiły ogromne wrażenie. Był niemal dorosły – w końcu chodził do ostatniej klasy! Zastanawiałam się, dlaczego w ogóle zwrócił uwagę na kogoś takiego jak ja – dziewczynę, która bez przerwy przejmowała się z powodu wyprysków, pulchnych policzków i rzadkich włosów.
Wszystko działo się w przyspieszonym tempie. Z Iwem byłam w swoim pierwszym poważnym związku – trzymaliśmy się za ręce, wracając ze szkoły, widywaliśmy się na randkach i często przesiadywaliśmy w różnych kawiarenkach. Z nim przeżyłam swój pierwszy pocałunek, ale też sama postanowiłam zakończyć nasz związek.
To, co na początku wydawało się wielkim zauroczeniem, z czasem przerodziło się w delikatne uczucie zmęczenia, które tylko narastało. Całowanie już nie sprawiało mi takiej radości jak kiedyś, a chłopak, którego tak bardzo lubiłam, okazał się zupełnie różnić od osoby, jaką sobie wyobrażałam na początku.
Po prawdzie byłam za młoda na poważny związek. Co więcej, przekonałam się, że wcale nie jestem tak kiepska, jak mi się wcześniej wydawało. Oczywiście nie oznaczało to, że wszystkie moje kompleksy zniknęły – właściwie pojawiły się kolejne.
Nie pasowałam tam
Rodzice Iwa należeli do elity – byli bardzo bogaci i mieli spore wpływy w tamtych czasach. Wrócili niedawno ze służby dyplomatycznej. Ich apartament był tak przestronny i ekskluzywny, że w porównaniu z nim nasze mieszkanie przypominało dziurę w ziemi.
Mieli też dokładnie zaplanowaną ścieżkę kariery dla syna, włącznie z uniwersytetem za granicą. To wszystko sprawiało, że nie potrafiłam się tam odnaleźć. Gdy mama Iwa kierowała na mnie wzrok, robiłam się strasznie spięta i nie byłam w stanie wykrztusić słowa. A jego ojciec chyba w ogóle nie brał mnie poważnie pod uwagę.
Do dziś pamiętam jego przygnębioną twarz, gdy zerwaliśmy. Los zawsze mu sprzyjał, wszystko przychodziło mu łatwo, ludzie nie potrafili mu odmówić. Zachowałam się bezwzględnie, ale nie żałowałam tej decyzji. Byłam pewna, że nie kocham go. Kiedy ukończył liceum i pomyślnie zdał maturę, nasze drogi się rozeszły.
Bywały chwile, kiedy zastanawiałam się, czy postąpiłam słusznie. Po drodze poznałam jeszcze paru facetów. W końcu zdecydowałam się na Janka – głównie dlatego, że pasowaliśmy do siebie jak dwie połówki jabłka. Mieliśmy wspólne pasje i świetnie się dogadywaliśmy.
Było niezręcznie
Podobno w pewnych momentach życia jesteśmy w stanie zobaczyć całą naszą przeszłość w mgnieniu oka. Dziś wiem, że to nie jest mit, bo w zaledwie parę sekund przez głowę przeleciały mi wspomnienia z ostatnich trzech dekad. Zobaczyłam, jak pierwszy raz wpadliśmy na siebie w zatłoczonej sali gimnastycznej, jak rozmawialiśmy między lekcjami, stojąc przy szkolnym oknie, jak chodziliśmy do tej nieistniejącej już kafejki.
Przypomniały mi się nasze przechadzki w zimne dni, nieporadne buziaki pod klatką schodową i te gerbery w przeźroczystej folii, które przynosił dla mamy. Nagle poczułam, jakby to wszystko wydarzyło się ledwo dzień temu.
– Wcale się nie zmieniłeś przez te wszystkie lata.
– Ty też nie…
Zapadło kłopotliwe milczenie. Tkwiliśmy w miejscu jakby ktoś rzucił na nas czar. Powietrze wokół zgęstniało od emocji. Jego żona wpatrywała się we mnie bez przerwy, a sytuacja robiła się coraz bardziej nerwowa. Po jej wcześniejszej życzliwości nie został nawet ślad. W tym momencie dotarło do mnie, jak bardzo jesteśmy podobne z wyglądu. Ciekawe, czy ona też to spostrzegła?
W takiej chwili wydawałoby się oczywiste, że będziemy rozmawiać od serca – o naszych przeżyciach, obecnej sytuacji i tym, jak życie nas pokierowało. Ale nic z tego nie wyszło, a przynajmniej nie tak, jak byśmy tego pragnęli. Zdołaliśmy tylko wymienić kilka uprzejmych zdań, cały czas pod obserwacją jego żony.
Chciałam zapomnieć
– …no więc zrobiłem dyplom w Kolonii i zostałem za granicą, działam w globalnym biznesie, obecnie jestem w Londynie, choć niedługo mogę wylądować gdzieś w Dubaju albo Buenos Aires…
– A ja zajmuję się książkami w wydawnictwie, dział literatury pięknej…
– No tak, ty przecież zawsze kochałaś czytać.
Niedługo potem Iwo wrócił do kolegów i ich rozmów. Nikt z obecnych nie zwrócił uwagi na całą sytuację. Jakoś dociągnęłam do końca tego spotkania. Podczas pożegnania z Iwem i jego żoną atmosfera była chłodna.
– Kiedy już się tu przeprowadzicie, będziemy mogli spotykać się regularnie – trajkotał podchmielony gospodarz, ale jego znajomi nie podjęli tego wątku.
Pokłóciliśmy się z mężem już podczas jazdy taksówką. Kompletnie nie pamiętam powodu. Może chodziło o to, czy z nieba leci deszcz, czy tylko mży? Cokolwiek, byle tylko dać upust narastającemu napięciu.
Ale skąd się właściwie wzięło to zdenerwowanie? Może to była zazdrość o te wszystkie bogate panie, które podróżują po całym świecie z przystojniakami? Frustrowało mnie, że zamiast popijać szampana w klasie biznes, siedzę w domu z książką? Ale czy to na pewno była tylko kwestia zwykłej zawiści i snobizmu? A może chodziło o coś poważniejszego – może nagle dotarło do mnie, że desperacko pragnę przeżyć swoje życie zupełnie inaczej?
Ciągle o nim myślałam
Zaraz po powrocie sięgnęłam po whisky i wypiłam ją duszkiem. Od razu poprosiłam męża o dolewkę, a później jeszcze jedną. To było do mnie niepodobne – normalnie stronię od alkoholu.
W naszym związku rzadko dochodzi do sprzeczek. Jednak tamtej nocy było inaczej – jakby cały nagromadzony przez lata żal nagle eksplodował. Widać było, że również mój partner trzymał w sobie sporo emocji. Obrzucaliśmy się nawzajem bolesnymi słowami. Z moich ust padły słowa, których nigdy nie powinnam kierować do kogokolwiek. On też powiedział mi rzeczy, których wolałabym nigdy nie usłyszeć.
Po nieprzespanej nocy, z zapuchniętą twarzą i lekko chwiejnie, zasiadłam przed ekranem komputera. Zaczęłam intensywne poszukiwania informacji dotyczących mojego eks. Przeszukiwałam internet, sprawdzałam różne media społecznościowe tak długo, aż dowiedziałam się wszystkiego o jego najbliższych, potomstwie i aktualnym miejscu zatrudnienia.
Musiałam go odnaleźć
Z wielką uwagą analizowałam każdą dostępną fotografię. Zdecydowałam się wysłać mu propozycję znajomości na Facebooku. Gdy tylko zdobyłam jego adres mailowy, napisałam wiadomość z propozycją spotkania.
W moich myślach wciąż kołatało się jedno – nasze wczorajsze spotkanie nie mogło być dziełem przypadku. To musiało być przeznaczenie, jakaś boska interwencja czy przekaz z góry. Znak, którego nie powinniśmy przeoczyć.
Odpowiedź nadeszła kwadrans później. „Jeśli tylko chcesz i znajdziesz chwilę, spotkajmy się dzisiaj. Musimy porozmawiać o tylu sprawach, kochanie”. Nazwał mnie kochaniem? Czyżby jego uczucia do mnie nie wygasły? Tego, co było, nie da się cofnąć, ale nic nie stoi na przeszkodzie, żeby wszystko zacząć od nowa…
Dorota, 47 lat