„Powrót na wieś miał być życiową szansą. Myślałam, że stara miłość nie rdzewieje, ale los dał mi prztyczka w nos”
„Nie odpowiedział. Zamiast tego nachylił się i pocałował mnie – powoli, ostrożnie, jakby bał się, że jeśli zrobi to zbyt gwałtownie, zniknę. Serce biło mi jak szalone, ale zamiast radości, poczułam niepokój”.

- Redakcja
Po dziesięciu latach wróciłam na wieś. Wysiadając z autobusu, poczułam, jak wilgotne powietrze osiada na mojej skórze, a znajomy zapach ziemi i drzew uderza mnie prosto w twarz. W rękach trzymałam dwie walizki.
Miasto mnie przytłoczyło. Na początku było ekscytujące – światła, hałas, niekończący się szum rozmów w kawiarni pod moim blokiem. Po latach stało się klatką. Praca, której nienawidziłam, mieszkanie wynajmowane za absurdalne pieniądze. Kiedy moja matka zadzwoniła z informacją, że dom po dziadkach stoi pusty, decyzja przyszła niemal naturalnie. Wracam.
Wieś wyglądała inaczej. Asfaltowa droga, której nie było, gdy wyjeżdżałam. Nowe domy, większe niż te, które pamiętałam. Ale lipy nadal pachniały latem, a księżyc odbijał się w oknach tych samych drewnianych chałup, w których kiedyś bawiłam się jako dziecko. Szłam w kierunku domu, czując dziwną mieszankę lęku i ekscytacji. Myśl o spotkaniu dawnych znajomych była równie pociągająca, co przerażająca. Czy mnie pamiętają? Czy nadal pasuję do tego miejsca? I co z Jankiem? Był moją pierwszą miłością. Chłopakiem, który pachniał dymem z ogniska i zawsze miał rozczochrane włosy. Kiedyś planowaliśmy wspólną przyszłość, ale życie potoczyło się inaczej. Ja wyjechałam, a on został. Czy się ożenił? Czy ma dzieci? A może wciąż mieszka w swoim starym domu na skraju wioski?
Pod domem stałam dłuższą chwilę. Słyszałam cykanie świerszczy i szum traw poruszanych wiatrem. Klucz w zamku zaskrzypiał, kiedy go przekręcałam. W środku czuć było zapach drewna i starego kurzu. Dom czekał na mnie. Czułam, że wróciłam do czegoś, co nigdy mnie tak naprawdę nie opuściło.
Wzięłam głęboki oddech
Przez pierwsze dni unikałam ludzi. Zajęłam się porządkowaniem domu, rozpakowywaniem kartonów, wycieraniem kurzu, który osiadł tu przez lata. Ale wiedziałam, że długo się nie ukryję. Pewnego dnia południu poszłam do sklepu. Chciałam kupić chleb, zobaczyć, co się zmieniło, oswoić się z miejscem, które kiedyś znałam jak własną kieszeń.
Janek stał przy stoisku z warzywami, trzymając w ręku siatkę z ziemniakami. Nie zauważył mnie od razu. Miał lekko przygarbioną sylwetkę, twarz smagłą od słońca, a jego włosy, choć krótsze, wciąż były niesforne. Zobaczyłam w nim tego samego chłopaka sprzed lat, choć wyraźnie starszego, bardziej doświadczonego.
Serce zaczęło mi bić szybciej. Wzięłam głęboki oddech i zrobiłam krok w jego stronę.
– Janek?
Odwrócił się. Najpierw zmarszczył brwi, jakby nie wierzył własnym oczom, a potem na jego twarzy pojawił się ten sam uśmiech, który kiedyś doprowadzał mnie do szaleństwa.
– Agnieszka?!
W jego głosie było niedowierzanie. Przez chwilę mierzyliśmy się wzrokiem, jakby każde z nas sprawdzało, czy to na pewno ta sama osoba.
– No, to się człowiek nie spodziewał – powiedział w końcu, potrząsając głową. – Wróciłaś.
Kiwnęłam głową.
– Wróciłam.
– Na długo?
Nie wiedziałam, co odpowiedzieć.
– Na razie tak.
– Aż dziwne, że cię tu znowu widzę – powiedział cicho, a ja nie wiedziałam, czy to wyrzut, czy ulga.
Szliśmy powoli w stronę domu, rozmawiając o rzeczach błahych. O tym, jak zmieniła się wieś, kto się wyprowadził, kto wrócił, a kto został. Wszystko wydawało się naturalne, jakbyśmy rozmawiali codziennie przez te wszystkie lata. A przecież nie rozmawialiśmy ani razu.
Stare przyjaźnie odżywają
– No i co teraz? – spytał, patrząc na mnie uważnie. – Zamierzasz się na dobre zadomowić?
– Nie wiem – odpowiedziałam zgodnie z prawdą.
Janek uśmiechnął się pod nosem, jakby coś go rozbawiło.
– To może czas się dowiedzieć.
Jego słowa dźwięczały mi w głowie jeszcze długo po tym, jak wróciłam do domu. Od tamtego spotkania widywaliśmy się coraz częściej. Janek wpadał do mnie z jajkami, ja odwdzięczałam się ciastem. Razem chodziliśmy na spacery po lesie, rozmawialiśmy o dawnych czasach, śmialiśmy się jak kiedyś. Było w tym coś znajomego, coś, co sprawiało, że czułam się jak w domu. Pewnego popołudnia siedzieliśmy nad jeziorem. Janek rzucał kamyki do wody, a ja przyglądałam mu się ukradkiem.
– Myślałem, że nie wrócisz – powiedział nagle.
– Ja też tak myślałam.
Odwrócił się do mnie, a w jego oczach było coś, czego nie umiałam nazwać.
– Może to znak – rzucił z uśmiechem.
Zanim zdążyłam coś odpowiedzieć, zza drzew wyszła Zosia.
– Widzę, że stare przyjaźnie odżywają – powiedziała z nutą ironii.
Patrzyła na mnie uważnie, jakby chciała coś sprawdzić.
– Nie myśl, że życie stało tu w miejscu, kiedy cię nie było – dodała siostra Janka, a jej słowa nie dawały mi spokoju przez resztę wieczoru.
Serce biło mi jak szalone
Wieczór spędziliśmy u Janka. Ogień trzaskał w kominku, w powietrzu unosił się zapach drewna i herbaty z malinami. Rozmawialiśmy długo, aż w końcu zapadła cisza.
– Czasem myślę, że gdybyś nie wyjechała… – zaczął, ale urwał.
– To co? – spytałam cicho.
Nie odpowiedział. Zamiast tego nachylił się i pocałował mnie – powoli, ostrożnie, jakby bał się, że jeśli zrobi to zbyt gwałtownie, zniknę. Serce biło mi jak szalone, ale zamiast radości, poczułam niepokój. W głowie brzmiały słowa Zosi: „Nie myśl, że życie stało tu w miejscu”.
Następnego dnia postanowiłam odwiedzić Janka. Wciąż czułam na ustach jego pocałunek, ale też cień niepokoju, który nie pozwalał mi do końca cieszyć się tym, co się między nami rodziło. Jego dom wyglądał tak samo, jak kiedyś – drewniany, z charakterystycznym gankiem, na którym zawsze stały wiklinowe kosze. Otworzył mi z uśmiechem, ale zanim zdążył mnie wpuścić do środka, usłyszałam kroki. Odwróciłam się odruchowo. Tuż za mną stała kobieta z kilkuletnim dzieckiem. Chłopiec kurczowo trzymał ją za rękę, a ona patrzyła prosto na Janka.
– Gdzieś ty był? – jej głos był spokojny, ale stanowczy. – Miałeś się zająć synem.
W głowie miałam pustkę
Zapanowała cisza tak gęsta, że miałam wrażenie, że zaraz mnie przydusi. Janek pobladł. Spojrzał na mnie, potem na kobietę.
– Zapomniałem… – wydusił w końcu.
Czułam, jak nogi robią mi się miękkie. Los rzeczywiście miał poczucie humoru. Kobieta nie spuszczała wzroku z Janka, chłopiec tulił się do jej nogi. Czułam, że powinnam coś powiedzieć, ale w głowie miałam pustkę.
– Możemy porozmawiać? – zapytała kobieta.
Janek skinął głową i wpuścił ją do środka. Przez chwilę wahałam się, czy odejść, ale on chwycił mnie za rękę.
– Zostań – powiedział cicho.
Usiedliśmy w salonie. Kobieta, czyli żona Janka, przedstawiła się jako Marta. Nie wiedziałam o jej istnieniu, nie wiedziałam, że Janek ułożył sobie życie z inną kobietą, że ma syna. Dlaczego mnie tak zwodził? Poczułam, jak ból przeszywa moją duszę.
– Unikasz nas ostatnio. Jesteś jakiś dziwny. Jak mogłeś zapomnieć odebrać syna z przedszkola? – powiedziała Marta z pretensją w głosie.
Janek spuścił głowę.
– To nie jest dobry moment na taką rozmowę – powiedział cicho.
Widziałam, że jest mu głupio. Że przez naszą wspólną przeszłość, zapomniał o teraźniejszości.
– Otrząśnij się, mamy syna – powiedziała stanowczym głosem żona Janka.
Patrzyłam na nich oboje i czułam się jak intruz w tej historii. Wczoraj myślałam, że los daje nam drugą szansę, a dziś siedziałam naprzeciw jego dziecka i kobiety, których istnienia nawet nie podejrzewałam. Gdy zostaliśmy sami, wiedziałam, że muszę poważnie porozmawiać z Jankiem.
– Co teraz? – zapytałam w końcu, nie kryjąc goryczy.
Spojrzał na mnie bezradnie.
Byłam naiwna
Minęło kilka dni, ale wciąż nie wiedziałam, co zrobić. Omijałam dom Janka, unikałam spotkań. Przez lata myślałam, że wracam do czegoś znajomego, że może da się nadrobić czas, ale los pokazał mi, jak bardzo byłam naiwna. Ukochany próbował się ze mną skontaktować, ale nie odbierałam telefonów. Nie miałam do niego pretensji, ale to nie zmieniało faktu, że teraz miał syna, a ja nie byłam pewna, czy chcę być częścią tego życia. Pewnego dnia przypadkiem spotkaliśmy się na leśnej ścieżce.
– Wyjedziesz? – zapytał, patrząc mi w oczy.
– Nie wiem – odpowiedziałam zgodnie z prawdą.
– Czekałem na ciebie przez te wszystkie lata. I wciąż czekam.
Patrzyłam na niego i chciałam w to wierzyć. Ale przed oczami miałam obraz Marty i tego małego chłopca. To już nie była tylko nasza historia.
– Czasem nie da się cofnąć czasu – powiedziałam cicho.
Janek nie protestował. Widziałam, że rozumie. Czy zostałam? Czy odeszłam? Nie było prostych odpowiedzi. Powrót na wieś nie był nowym początkiem. Był lekcją. Lekcją, że przeszłość nigdy nie pozwala się wyprzeć.
Agnieszka, 39 lat