Reklama

Jestem zwykłą kobietą. Niczym się niewyróżniającą z tłumu podobnych do mnie czterdziestolatek. Mam męża i syna, który wkrótce całkiem się usamodzielni. Mieszkanie w bloku, samochód. I pracę, która daje mi przeciętną satysfakcję… Mimo to uważałam się za szczęściarę, bo moje życie było spokojne. Wszyscy zdrowi, w domu miłość, do pierwszego starcza. Stać nas było nawet na drobne szaleństwa od czasu do czasu. Tak jak mój comiesięczny wypad z koleżankami do Kliniki Piękności.

Reklama

Tak się złożyło, że tamtego dnia przed rokiem miałam nie iść, bo moją mamę nagle rozbolał ząb i trzeba było zawieźć ją do dentysty. Poinformowałam o tym przyjaciółki. Ale nagle mój mąż zaoferował się, że on pojedzie z mamą.

– Tak ciężko pracujesz – powiedział. – Potrzebujesz nieco wytchnienia.

I jak tu nie kochać takiego faceta?

Zawsze uważałam, że trafiłam w dziesiątkę, wychodząc za Bogdana. Przystojny, czarujący, zaradny. Czuły. I co najważniejsze – rozumiał duszę kobiety. Ucieszyłam się, dałam mężowi całusa, wsiadłam w auto i pojechałam do kliniki.

Zazwyczaj spotykałam się z Pauliną i Madzią w szatni, ale teraz byłam spóźniona dobry kwadrans i dziewczyny siedziały już w jacuzzi, tuż obok. Były same i rozmawiały.

…boję się, jak ona to przyjmie – usłyszałam głos Madzi. – Kocha go.

– E tam, twarda jest – stwierdziła Paula. – Szybko się ogarnie.

– Nie widziałaś jej reakcji kilka lat temu, kiedy jedna z jego studentek chciała go złowić. Nika była gotowa wydrapać jej oczy.

– Kiedy mój mąż odszedł, miałam ochotę go zatłuc, naprawdę. I co? Wciąż zasmradza świat. Mordercze pragnienia rzadko przeradzają się w działania. Przynajmniej u normalnych ludzi.

Zastygłam z sukienką w dłoni. Rozmawiały o mnie i moim mężu. Serce biło mi głucho, mocno. Z jednej strony, chciałam wiedzieć, o co chodzi – a z drugiej, czułam potrzebę, by uciec. I zapomnieć. Niestety, mleko się już rozlało.

– Tylko pamiętaj, niech cię ręka boska broni, byś coś jej wychlapała – kontynuowała Paula. – Inaczej mecenas Wieluń domyśli się, że się dowiedziałam i zdradziłam przyjaciółce. I wyrzucą mnie z palestry.

– Czyli co, Nika ma dostać pozew rozwodowy dopiero w styczniu, po Trzech Królach? Dlaczego? Nie rozumiem.

– Ja też nie. Tak sobie Bogdan zażyczył. Może chodzi o święta? Żeby nie psuć ich żonie i dzieciom? Zawsze myślał o takich sprawach – zastanowiła się Paulina.

– To prawda – westchnęła Madzia.

Nika uważa go za ideał mężczyzny. Szkoda mi jej.

– Przysięgnij, że nie powiesz.

– Przysięgam, choć wcale mi się to nie podoba. Z drugiej strony, rozumiem, ona tak kocha święta… Tylko jak tu się z nią teraz widywać?

Cicho się ubrałam i wyszłam z kliniki. Nie byłabym w stanie udawać, że o niczym nie wiem. Ale też nie chciałam, żeby Paulina miała kłopoty w pracy. Nie jej wina.

Wróciłam do domu, zaparzyłam sobie melisy, wzięłam kropelki uspokajające, bo cała się trzęsłam, i zadałam sobie pytanie: dlaczego? Dlaczego Bogdan chce się ze mną rozwieść? Nie dawał żadnych sygnałów, że między nami jest źle. Owszem, nie było tak gorąco jak kiedyś, ale po dwudziestu latach małżeństwa trudno, żeby wciąż płonął w nas ogień. Tyle że seks przecież nie jest najważniejszy… Chyba jesteśmy przyjaciółmi, rozumiemy się.

Dlaczego? Inna kobieta?!

Bogdan wrócił dwie godziny później. Spokojny, taki jak zawsze. Opowiadał o zębie mamy, o dentyście, mostku, i że on pokrył koszty, bo mama nie ma wielkiej emerytury. A teraz idzie pobiegać.

– Jest zimno – powiedziałam odruchowo. – Przeziębisz się.

– Przecież wiesz, że jestem morsem. Dla nas jest pełnia lata – błysnął uśmiechem i zniknął w sypialni, by się przebrać.

„To musi być jakaś pomyłka” – pomyślałam rozpaczliwie. Może dziewczyny robią mi jakiś kawał? Ale przecież nie wiedziały, że je słyszę. Może ktoś im zrobił kawał? Na pewno.

Tyle że moja podświadomość w to nie uwierzyła. I tak jak czterdzieści lat mojego życia było spokojne i szczęśliwe, tak następne tygodnie były piekłem. W mrocznych chwilach zwątpienia i rozpaczy próbowałam znaleźć powód tego rozwodu – i nie mogłam. W komputerze i komórce Bogdana nie było podejrzanych wiadomości. Nie zachowywał się jak niewierny mąż. Gdy go śledziłam po pracy, nie spotykał się z żadną kobietą. Ze trzy razy chciałam się z nim skonfrontować – stanąć przed nim i zapytać, czy to prawda.

Ale nie mogłam. Unosił na mnie swój jasny wzrok, uśmiechał się i pytał, czy coś chcę. Był jak zawsze. Wtedy znów czułam przypływ nadziei, że to jedynie głupie nieporozumienie. Dowcip, którego nie rozumiem. I że nie powinnam o tym wspominać, bo Boguś poczuje się urażony, że dałam wiarę tym pomówieniom.

W głębi duszy wiedziałam, jaka jest prawda, a te moje tłumaczenia to było zaklinanie rzeczywistości, tkwienie w zaprzeczeniu. Coś w tym jest. Choć uśmiechałam się, żyłam jak zawsze, to byłam w stanie emocjonalnego odrętwienia. Usta się śmiały, ale nie czułam radości. Ani smutku. Nic nie czułam.

Postanowiłam go obserwować

Święta były całkiem udane. Dostałam prezent od męża i jemu też dałam – piękny ciepły płaszcz z wielbłądziej wełny i kaszmiru w kolorze jasnej ochry. Oszczędzałam na niego pół roku. Widziałam, jak Bogdanowi błysnęły oczy.

– Dziękuję, kochanie – powiedział. – Będę w nim chodził całą zimę. Codziennie. Jest przepiękny.

Czy tak zachowuje się mąż, który zamierza się rozwieść? Z pewnością nie.

Dwa dni po świętach Bogdan powiedział, że musi wyjechać na tydzień.

– Jest awaria w fabryce w N. Jedzie cały zespół techników, ja jako kierownik. Po nowym roku produkcja musi ruszyć, bo dostaniemy ogromne kary. Przykro mi, ale tego sylwestra spędzimy osobno. Będę tęsknił – przytulił mnie.

Pomyślałam, że to się zdarza. Przed nami jeszcze wiele sylwestrów, tłumaczyłam sobie pokrzepiająco. Jednak 31 grudnia nagle uznałam, że zrobię mężowi niespodziankę. Przyjadę do jego hotelu w N. i spędzimy tę noc razem. Spakowałam się, wzięłam swoją kreację. Chciałam też zabrać garnitur dla Bogdana, ale nigdzie nie mogłam go znaleźć.

Nie chcę się tu rozwodzić nad tym, jak w czasie drogi wyobrażałam sobie radość Bogdana, gdy mnie zobaczy. Wolę opisać, jak się poczułam, gdy stojąc w progu restauracji hotelowej o ósmej wieczorem, ujrzałam mojego męża w garniturze obejmującego nieznaną mi blondynkę w eleganckiej kreacji. Sposób, w jaki to robił, sugerował dużą zażyłość, a nawet… miłość. Tak kiedyś obejmował mnie.

Tak kiedyś na mnie patrzył. Tak mnie całował. Zrozumiałam, że on już mnie nie kocha. To zabolało. Bardzo. Na moment świat zawirował, poczułam się słabo. Chyba się zachwiałam i ktoś mnie podtrzymał. Ogarnęłam się.

Czym prędzej wyszłam i wsiadłam do auta, które stało kilkanaście metrów od hotelu. Tkwiłam w jakimś oszołomieniu, wywołanym szokiem zrozumienia. Rzeczywistość już dłużej nie dała się zaklinać, spadła na mnie ciężką zasłoną.

Nie wiem, jak długo tak siedziałam

W pewnej chwili zobaczyłam Bogdana w nowym płaszczu i ulubionym kapeluszu. Oddalał się w drugą stronę ze swoją kobietą. Miałam ogromną ochotę uruchomić silnik i nacisnąć gaz do dechy. Na chwilę się zapomniałam i podjechałam do nich, ale zahamowałam z piskiem opon. Ale zaraz się opamiętałam i czym prędzej stamtąd odjechałam.

Wróciłam do domu o piątej nad ranem i położyłam się spać. Jakby nic się nie stało. Spałam do południa, aż syn wrócił z imprezy u kolegi.

I wtedy zadzwonił telefon. Odebrałam.

– Szczęśliwego nowego roku, kochanie – usłyszałam głos męża. – Wyobraź sobie, że kiedy spędzałem sylwestra z kolegami w restauracji, ktoś ukradł z szatni mój płaszcz i kapelusz. Ale miał pecha, ktoś prawie go potrącił… Przynajmniej ja odzyskałem rzeczy – opowiadał dalej, przejęty wydarzeniami.

To chyba wtedy wszystko do mnie dotarło. Prawie bym skrzywdziła niewinnego człowieka, dlatego że mój mąż nie miał odwagi powiedzieć mi, że chce odejść, bo mnie już nie kocha i spotkał nową miłość. Czułam się bardziej winna, niż gdybym cokolwiek zrobiła naprawdę.

Teraz wiem, że taki czyn nie byłby żadnym rozwiązaniem. Ale wtedy, gdy przemawiała przeze mnie zraniona miłość, byłam zdolna do wszystkiego. A jestem przecież przeciętną kobietą. Taką jak większość. Dostałam ten przeklęty pozew rozwodowy i wysłuchałam tłumaczeń męża ze spokojem. Lepiej zaakceptować trudną prawdę, niż poświęcić jej życie.

Reklama

Dominika, 45 lat

Reklama
Reklama
Reklama