Reklama

Nie miałam najszczęśliwszego dzieciństwa. Rodzice nie pili i nie bili mnie, ale jednak nie byli w stanie zapewnić mi poziomu życia, o jakim marzyłam. Mama i tata nie zarabiali wiele, więc nie mogłam liczyć na markowe ciuchy, drogie kosmetyki i podróże po świecie. A ja marzyłam o wystawnym życiu.

Reklama

Nie przelewało się

– Nie pozostaje ci nic innego, jak znaleźć bogatego męża – żartowała koleżanka, której zwierzyłam się ze swoich marzeń. A ja pomyślałam sobie, że to jest dobra myśl.

Jednak pomyśleć o czymś, a wprowadzić ten plan w życie, to dwie oddzielne sprawy. Przez całe studia próbowałam znaleźć kandydata na męża, który odpowiadałby moim kryteriom. W wyobraźni już widziałam siebie u boku faceta, który miałby na tyle zasobne konto, aby spełnić moje wszystkie zachcianki. A były one na naprawdę wysokim poziomie.

Marzyły mi się ubrania od światowych projektantów mody, kosmetyki od najlepszych firm i podróże po najdroższych i najpiękniejszych zakątkach świata. Był tylko jeden problem – przez kilka lat na mojej drodze nie pojawił się nikt, kto chociaż w połowie spełniał by moje wymagania.

– Będziesz musiała obniżyć wymagania – usłyszałam od tej samej znajomej, która kilka lat wcześniej podsunęła mi pomysł o bogatym mężu. – Może wystarczy, aby był przystojny? – zażartowała.

Jednak ja nie zamierzałam odpuścić. Zbyt mocno zabrnęłam w swoje marzenia, aby teraz z nich zrezygnować.

Byłam wytrwała

Od razu po studiach zaczęłam pracę w dużej firmie, które oferowała całkiem niezłe warunki zatrudnienia. Ale ja i tak nie byłam do końca usatysfakcjonowana. Wprawdzie było mnie stać na wiele rzeczy, ale to wciąż było za mało.

I wreszcie uśmiechnęło się do mnie szczęście. Po wielu miesiącach pracy nad trudnym i wymagającym projektem mój bezpośredni przełożony powiedział, że świetnie się spisałam i zasługuję na nagrodę.

– Co byś powiedziała na wycieczkę na Wyspy Kanaryjskie? – zapytał mnie pewnego dnia.

Okazało się, że firma ma pulę zagranicznych wycieczek, które są przeznaczone w ramach premii dla najlepszych i najbardziej wydajnych pracowników. A ja właśnie takim byłam.

– To żart? – zapytałam.

Nigdy nie sądziłam, że zostanę w taki sposób doceniona, aby zasłużyć na taką nagrodę. A tu taka niespodzianka.

– To kiedy lecisz? – usłyszałam w odpowiedzi.

Kilka dni później pakowałam walizkę na przygodę swojego życia. I wtedy nawet nie przypuszczałam, że ten wyjazd faktycznie wszystko zmieni.

Był jak z bajki

Wyspy Kanaryjskie przywitały mnie piękną pogodą. Nic więc dziwnego, że jeszcze tego samego dnia pobiegłam na plażę, aby skorzystać z uroków słońca i niezwykle ciepłego morza. I tego samego dnia poznałam Kamila.

Już kilka minut po rozłożeniu leżaka mój wzrok padł na mężczyznę, który był całkowicie w moim typie. Pomijam fakt, że był wysoki, przystojny i uroczo uśmiechnięty. Z mojego punktu widzenia najważniejsze było to, że miał na ręce drogi zegarek, a kiedy wyciągnął telefon komórkowy, okazało się, że jest to najnowszy model firmy, na którą mnie nigdy nie było stać.

– Jesteś tu sama? – usłyszałam po kilku minutach. A kiedy podniosłam wzrok, to zobaczyłam obok siebie obiekt swojego zainteresowania. Z bliska prezentował się jeszcze lepiej.

– Zaległy urlop – odpowiedziałam z uśmiechem.

I to właściwie wystarczyło. Przystojny i niewątpliwie bogaty nieznajomy zaproponował, że dotrzyma mi towarzystwa. Przez kolejne dni byliśmy nierozłączni, a po kilku wspólnych wieczorach wylądowaliśmy w pokoju hotelowym.

– Jesteś niesamowita – szeptał mi do ucha Kamil po namiętnych igraszkach. A ja robiłam wszystko, aby nie zmienił zdania.

Za nic na świecie nie chciałam stracić możliwości korzystania z zasobów mojego nowego znajomego. I nie chodziło tu jedynie o umiejętności łóżkowe i poczucie humoru. Kamil na każdym kroku kupował mi prezenty i dbał o to, aby niczego mi nie brakowało. A ja w końcu na własnej skórze przekonałam się, co to znaczy mieć bogatego faceta.

Obmyśliłam plan

Kiedy mój urlop na Wyspach Kanaryjskich powoli zaczął się zbliżać ku końcowi, uświadomiłam sobie, że niedługo moje wymarzone i wyśnione życie również dobiegnie końca. A do tego nie mogłam dopuścić. Za bardzo już przyzwyczaiłam się do portfela mojego kochanka i za nic na świecie nie chciałam z tego zrezygnować.

Zaczęłam więc obmyślać plan działania. I przez zupełny przypadek wpadłam na pewien pomysł. Kiedy zobaczyłam na plaży kobietę w ciąży, pomyślałam, że jest to jedyny sposób, aby zatrzymać przy sobie Kamila. Zaprzestałam łykania tabletek antykoncepcyjnych, a z moim obliczeń wynikało, iż szansa na zostanie mamą jest naprawdę duża.

– Lubię cię taką – mruczał mi Kamil do ucha, gdy kolejny raz w ciągu kilku godzin zaciągnęłam go do pokoju hotelowego. Biedak nawet się nie domyślała, iż moja namiętność ma swój ukryty cel.

W końcu przyszedł czas rozstania. Z miny Kamila wywnioskowałam, że dla niego jest to zakończony rozdział. I chociaż dał mi swój numer telefonu, to nawet nie ukrywał, iż nie przewiduje naszego kolejnego spotkania.

– Powodzenia – powiedział z uśmiechem. A potem niemal na pewno zaczął myśleć już o powrocie do Kanady, gdzie miał główną siedzibę swojej firmy.

– Do zobaczenia – odpowiedziałam. Jednak nic z postawy Kamila nie dawało mi nadziei na to, że on także liczy na kolejne spotkanie.

Nie odpuszczałam

Po powrocie do domu przez kilka dni próbowałam dojść do siebie. Nie mogłam sobie wybaczyć, że straciłam taką szansę na spełnienie marzenia o bogatym i beztroskim życiu. A potem wszystko się zmieniło.

Pewnego dnia w pracy bardzo źle się poczułam. Z nadzieją ruszyłam do apteki, a dwie kreski na teście ciążowym upewniły mnie, że moje starania w ostatnich dniach urlopu przyniosły oczekiwane wyniki. Byłam w ciąży.

„Musimy porozmawiać” – napisałam SMS-a do Kamila. A kiedy on po kilku godzinach odpisał, że się odezwie, to wiedziałam, że nic z tego nie będzie. Dlatego postanowiłam działać. Jeszcze tego samego dnia zarezerwowałam bilet do Kanady, a trzy tygodnie później wylądowałam na lotnisku w kraju klonowego liścia. I od razu zadzwoniłam do Kamila.

– Jestem w Kanadzie – poinformowałam go. I niemal natychmiast dodałam, że musimy porozmawiać.

Nie wycofał się

Kamil przyjechał po mnie na lotnisko, ale w jego zachowaniu próżno było szukać zadowolenia z mojej wizyty. Jednak zachował się jak gentelman i zaprosił mnie na kolację. A ja poinformowałam go o tym, że niedługo zostanie ojcem.

– Który to miesiąc? – zapytał spokojnie. Doskonale wiedziałam, że w myślach robi obliczenia i zastanawia się, jak wybrnąć z tej sytuacji.

Nie byłam o to zła. Od razu poinformowałam go, że jestem gotowa na testy genetyczne.

– Nie pozbędę się tego dziecka – dodałam też. Już od samego początku chciałam wyjaśnić wszystkie wątpliwości.

Kamil jeszcze przez kilka minut siedział w milczeniu. Niemal słyszałam trybiki przesuwające się w jego głowie. A potem podjął decyzję.

– Jeżeli testy genetyczne potwierdzą, że jestem ojcem, uznam to dziecko – powiedział. – Jednak nie ożenię się z tobą – dodał po chwili.

Osiągnęłam cel

I kiedy już myślałam, że mój machiaweliczny plan spalił na panewce, usłyszałam to, co chciałam usłyszeć. Kamil poinformował mnie, że zapewni mi i dziecku utrzymanie na przyzwoitym poziomie. Chciał tylko jednego.

– Znikniesz z mojego życia – powiedział, a ja się zgodziłam.

Tak naprawdę od samego początku nie tyle zależało mi na Kamilu, ile na jego pieniądzach. A dziecko miało być tylko sposobem na osiągnięcie tego celu.

Podpisałam wszystkie niezbędne dokumenty i od razu wróciłam do Polski. Kilka dni później na moje konto wpłynął pierwszy przelew. I tak jest co miesiąc. Mój syn ma już rok, a ja co miesiąc dostaję od jego ojca przelew na całkiem przyzwoitą kwotę.

I chociaż czasami jest mi wstyd, że zachowałam się w ten sposób, to szybko pozbywam się wyrzutów sumienia. W końcu mogę żyć na takim poziomie, o jakim od zawsze marzyłam. A że osiągnęłam to w taki sposób? Staram się o tym nie myśleć i w pełni korzystać z pieniędzy, które zdobyłam.

Mariola, 28 lat


Czytaj także:

Reklama

Reklama
Reklama
Reklama