„Pożyczyłam 10 tysięcy bliskiej przyjaciółce. Kiedy przyszedł termin spłaty, dowiedziałam się o niej czegoś szokującego”
„– Niedawno straciłam pracę – płakała – i nie mogę znaleźć nowej. Zalegam z opłatami za mieszkanie i jeśli nie zapłacę do końca miesiąca, właściciel mnie wyrzuci – mówiła. Sytuacja rzeczywiście wydawała się nieciekawa. Zrobiło mi się jej szkoda”.

- listy do redakcji
Martę znałam od dawna. Zaprzyjaźniłyśmy się w pierwszej klasie ogólniaka. Przez te wszystkie lata była mi bardzo bliską osobą. Wspólne wyjazdy, przeżywanie miłosnych rozczarowań, łzy, śmiech, mnóstwo zwierzeń. Była ostatnią osobą, o której bym kiedykolwiek pomyślała, że wbije mi nóż w plecy. No cóż, życie pisze jednak różne scenariusze.
Bardzo jej współczułam
Zaczęło się od prośby o pożyczkę. Któregoś dnia Marta do mnie zadzwoniła, łkając i szlochając do słuchawki. Słyszałam, że jest w kiepskim stanie i bardzo żałowałam, że nie ma mnie obok.
– Rozmawiałam już z kilkoma osobami i każda odmówiła – mówiła łamanym głosem. – Głupio mi straszne, ale jesteś moją ostatnią deską ratunku…
– Marta, co się dzieje? – Byłam autentycznie zaniepokojona.
– Nie chciałam ci głowy zawracać, masz swoje życie i swoje problemy.
– Lepiej mów natychmiast, co się stało.
– Niedawno straciłam pracę – płakała – i nie mogę znaleźć nowej. Zalegam z opłatami za mieszkanie i jeśli nie zapłacę do końca miesiąca, właściciel mnie wyrzuci.
Sytuacja rzeczywiście wydawała się nieciekawa. Zrobiło mi się szkoda Marty. Wtedy właśnie padła prośba o pożyczkę. Twierdziła, że potrzebuje dziesięciu tysięcy.
– Za trzy miesiące oddam ci wszystko co do grosza – zapewniała żarliwie, a ja jej uwierzyłam. W końcu była moją najlepszą przyjaciółką.
Akurat od dłuższego czasu oszczędzałam na wkład własny na kredyt na mieszkanie. Dziesięć tysięcy to niemała kwota i gdyby nie chodziło o Martę, to bym odmówiła. Jednakże w tym przypadku nie miałam sumienia. Pieniądze przelałam jej jeszcze tego samego dnia. Przyjaciółka nie omieszkała podziękować i wyrazić swoją dozgonną wdzięczność.
Zniknęła z pola widzenia
Początkowo nasza relacja wyglądała tak, jak zwykle. Jednakże im bliżej było terminu spłaty, tym kontakt ze strony Marty stawał się coraz rzadszy. Minęły trzy miesiące i nastała cisza. Doczekałam jeszcze dwa tygodnie i wysłałam jej wiadomość: „Marta, chcę poprosić o zwrot pożyczki. Nie tak się umawiałyśmy”. Odpisała, że za parę dni ureguluje dług, lecz to wcale nie nastąpiło. Napisałam do niej kolejną wiadomość, na którą odpowiedziała niespełna po tygodniu: „Przepraszam cię najmocniej, wszystko mi się znowu skomplikowało, na dniach dostaniesz przelew”. Znowu nic.
Nie reagowała na następne SMS-y. Dopiero, gdy zagroziłam zgłoszeniem sprawy na policję, raczyła się odezwać: „Nie wiesz chyba, o czym piszesz. Siedzę w kłopotach po uszy. Co z Ciebie za przyjaciółka?”. Wtedy zrozumiałam, że Marta najzwyczajniej w świecie nie zamierza oddać mi pieniędzy – wiedziała doskonale, że tego nie zrobi już w momencie, kiedy zwróciła się do mnie z prośbą o przysługę. Byłam lekko zdezorientowana i zarazem zła na siebie. A to jeszcze nie wszystko.
– Wiesz, wczoraj widziałam Martę w galerii handlowej – usłyszałam od koleżanki, której opowiedziałam o problemach z odzyskaniem pożyczonych pieniędzy. – Miała torby wypchane ciuchami. Była z jakimś facetem i akurat wychodzili od jubilera. Nie wyglądała na kogoś, kto ma kłopoty.
Nogi się pode mną ugięły. Trudno mi było uwierzyć w to, że zostałam przez Martę perfidnie oszukana. Postanowiłam do niej zadzwonić, ale zaskoczył mnie komunikat informujący, że nie ma takiego numeru. Ani mi się śniło odpuścić i tak tego zostawiać.
Jakbym nigdy jej nie znała
Gdy sprawdziłam media społecznościowe, zobaczyłam, że Marta zlikwidowała wszystkie konta. Dzięki znajomej dowiedziałam się, że na jednym z nich założyła nowy profil, tym razem prywatny. Wysłałam prośbę o dołączenie mnie go grona obserwatorów, ale bez odzewu. Koleżanka miała dostęp i pokazała mi zdjęcia zamieszczane przez Martę. Wyjazd do Rzymu, weekend nad morzem, luksusowe SPA, drogie ubrania i kosmetyki z wysokiej półki cenowej. To, co ujrzałam, dosłownie mnie zmroziło. Nikt, kto jest w finansowych tarapatach, nie prowadzi tak wystawnego życia.
Rozpromieniona i zadowolona prezentowała się niczym modelka z modowych magazynów. Tylko faceci obok niej się zmieniali. Przypuszczam, że i oni słono zapłacili za tą znajomość. Przyznać musiałam Marcie, aczkolwiek niechętnie, że miała tupet. Wyciągnęła ode mnie pieniądze i świetnie się za nie bawiła, mając przy tym czelność chwalić się na lewo i prawo.
Tknięta przeczuciem, wpisałam w wyszukiwarkę jej imię i nazwisko. Moim oczom ukazały się artykuły o młodej kobiecie naciągającej ludzi. Przy jednym z nich było nawet zdjęcie – co prawda z rozmazaną twarzą, ale nie miałam żadnych wątpliwości co do tego, że była to Marta. Nie było po co dalej zwlekać. Poszłam na policję. I co się okazało? Ano to, że nie byłam pierwszą osobą, która została przez nią oszukana. Wyłudzała różne kwoty – od drobnych sum rzędu kilkuset złotych po kilkadziesiąt tysięcy. Zbierałam szczękę z podłogi, ponieważ przez tyle lat o niczym nie miałam zielonego pojęcia i za nic w świecie nie podejrzewałabym Marty o takie numery.
Odzyskałam kasę, ale coś straciłam
Sprawa znalazła finał w sądzie. Marta dostała wyrok w postaci kary pozbawienia wolności na rok, ale w zawieszeniu. Wiem, że na pewno składała apelację, ale nie interesowałam się tym, jak to się dalej potoczyło. W sądzie nawet na mnie spojrzała. Siedziała cały czas z opuszczoną głową i wzrokiem wbitym w podłogę. Gdy na nią patrzyłam, zastanawiała mnie tylko jedna rzecz: czy ona w ogóle żałuje tego, co uczyniła? Z jej twarzy nie dało się niczego wyczytać.
Od tamtej chwili minęły już ponad dwa lata. W końcu odzyskałam swoje pieniądze, aczkolwiek należność była spłacana na raty. Najbardziej uderzyła mnie jednak nie strata kasy, tylko to, że ktoś, komu ufałam przez bardzo długi czas, był tak nieuczciwy. Przyjaciółka mnie wykorzystała. Nie pojmowałam, jak w ogóle mogła posunąć się do czegoś takiego? Przecież znałyśmy się kawał czasu. Przez to straciłam zaufanie do ludzi i stałam się wobec nich strasznie podejrzliwa.
Kiedy teraz ktoś mnie o coś prosi, wietrzę w tym podstęp. Nie umiem wyrazić słowami, jak się z tym czuję. Ktoś mi doradził, abym skorzystała z pomocy terapeuty. Jeszcze się waham, ale może faktycznie nie jest to złe rozwiązanie? Jest mi przykro i smutno, że osoba, którą uważałam za oddaną przyjaciółkę, nie miała skrupułów, żeby okradać innych i pozbawiać ich wiary w dobroć drugiego człowieka.
Monika, 34 lata
Czytaj także:
- „Podzieliłam się z siostrą wygraną w totka. Teraz żałuję każdej złotówki, bo pokazała prawdziwą twarz”
- „Chciałam być fair, gdy przyłapałam narzeczonego przyjaciółki na zdradzie. Zamiast wesela, odwołała moje zaproszenie”
- „Moje druhny na weselu zafundowały mi paradę totalnej żenady. Z zażenowania byłam czerwona jak truskawki w czerwcu”