Reklama

Zawsze byłam tą rozsądną, w odróżnieniu od mojego młodszego brata, Marka. To ja wyciągałam go z opresji, tłumaczyłam rodzicom, kiedy coś zmalował, przykrywałam wybryki. Marek był żywiołowy, błyskotliwy, wszędzie go było pełno – a ja stałam obok, gotowa w każdej chwili przyjść z pomocą. Bo przecież rodzeństwo powinno się wspierać, prawda? Tak mnie wychowano. I długo wierzyłam, że to wszystko ma sens.

Reklama

Pamiętam dokładnie ten dzień. Siedzieliśmy z Markiem w mojej kuchni, parzyłam mu kawę, a on patrzył gdzieś w przestrzeń i mówił, że potrzebuje pomocy. Że to tylko „na chwilę”, że wystarczy 15 tysięcy, że odda za dwa, trzy miesiące. Bez dramatu, bez kombinowania – tylko tyle i aż tyle. Nawet się nie zawahałam. Miałam te pieniądze odłożone, chciałam kupić nową lodówkę i zrobić remont łazienki. Zamiast tego zrobiłam przelew „na chwilę”.

Minęły trzy miesiące. Potem pół roku. Rok. Trzy lata. Marek przestał odbierać telefony. Przestał się odzywać. Moje wiadomości pozostały bez odpowiedzi. A ja zostałam z dławiącym poczuciem zawodu, które przez ten czas pączkowało we mnie i rozrastało się jak pleśń. Gdy pytałam mamę, mówiła tylko: „Marek ma teraz dużo na głowie”. Mój mąż Piotr natomiast nawet nie próbował tego tuszować.

– Karolina, on się nigdy nie zmieni – rzucił spokojnie przy kolacji.

– Nie mów tak, to mój brat – obruszyłam się, ale... w środku już wtedy wiedziałam, że może mieć rację.

Nie mieściło mi się to w głowie

Znów zadzwoniłam. Jeden sygnał, drugi… potem odezwała się automatyczna sekretarka. Marek po raz kolejny mnie zignorował. Trzymałam telefon w dłoni jeszcze chwilę, jakby miało to coś zmienić, jakby jego milczenie nagle się złamało. Nic z tego.

Tego samego dnia pojechałam do mamy. Musiałam coś zrobić, poczuć, że nie jestem w tym sama. Że chociaż mama powie mi prawdę, że coś się wyjaśni. Weszłam bez pukania – jak zawsze.

– O, Karolinko… – ucieszyła się na mój widok, ale mina jej zrzedła, gdy tylko zobaczyła moją twarz.

Wiesz, gdzie jest Marek?

– Córeczko, nie zaczynaj… – westchnęła, siadając przy stole.

– Nie zaczynaj?! Mamo, od trzech lat nie oddał mi ani złotówki. Od trzech lat unika kontaktu. A ty co? Udajesz, że wszystko jest w porządku?

– On ma teraz dużo na głowie. Naprawdę.

– Jak zwykle! Zawsze „ma dużo na głowie”, a ja mam co?! – podniosłam głos. – Ty w ogóle rozumiesz, jak się czuję?

Mama zamilkła, wpatrzona w filiżankę. Czułam, jak wzbiera we mnie gniew, ale też żal. Jakby nikt nie chciał mnie wysłuchać, nikt nie widział mojego rozczarowania. Jakby moje emocje były mniej ważne niż jego problemy.

– Daj mi jego adres, nowy numer telefonu, cokolwiek.

– Karolinko… Nie mogę. On nie chce, żebyś się z nim kontaktowała.

– Boi się, że mu przypomnę, że mnie okradł? – rzuciłam z goryczą.

– On... on po prostu nie jest jeszcze gotów.

– A ja mam być gotowa na co?! Na to, że rodzina mnie wystawiła?

Wyszłam, trzaskając drzwiami. Mama została przy stole, skulona, jakbym to ja zrobiła coś złego.

Jakbym nie miała brata

Zaczęłam od mediów społecznościowych. Marek miał kiedyś konto, ale od miesięcy nic nie wrzucał. Zero zdjęć, zero aktywności. Weszłam w jego listę znajomych i przeszukiwałam nazwiska jak detektyw. Zatrzymałam się na profilu jego kolegi z dawnych czasów – Kuby. Pamiętałam go ze studiów Marka. Pomyślałam: spróbuję. Napisałam mu wiadomość, prostą, konkretną.

„Cześć Kuba, wiesz może, co się dzieje z Markiem? Próbuję się z nim skontaktować, ale milczy”.

Odpisał po godzinie. Krótko: „Nie wiem za dużo. Marek mieszka z jakąś dziewczyną. Chyba na Pradze. Nie wiem dokładnie. Rzadko się widujemy”.

Zadzwoniłam. O dziwo – odebrał.

– Cześć, Karolina. Słuchaj… ja nie chcę się mieszać.

– Kuba, ja nie chcę, żebyś się mieszał. Chcę tylko wiedzieć, czy on w ogóle żyje. Gdzie pracuje, czy w ogóle pracuje.

– On... nie wiem. Szczerze. Marek się odciął. Ma jakąś dziewczynę, Ankę, czy jakoś tak. Ona go chyba utrzymuje. Nie wiem, czym się zajmuje. Serio.

– Nie pracuje?

– Nie wiem. Kiedyś mówił, że coś tam robi w IT, ale to takie... wiesz. Gdybał bardziej, niż robił.

W jego głosie było napięcie. Jakby wiedział coś więcej, ale nie chciał powiedzieć. Nie naciskałam. Podziękowałam i rozłączyłam się, ale byłam pewna – Kuba coś ukrywał. I Marek też.

Zaparzyłam sobie herbatę i usiadłam przy stole. Wszystko we mnie buzowało. Jak można tak po prostu zniknąć? Osiąść sobie na czyimś życiu i udawać, że nic się nie stało? Że siostra, która cię ratowała przez całe życie, teraz jest kimś obcym?

Byłam już zdesperowana

– Był u mnie tydzień temu – powiedziała mama, niemal od niechcenia, kiedy zajrzałam do niej w piątek wieczorem.

Zamarłam z kubkiem herbaty w ręku.

– Co?

– Marek. Wpadł na chwilę. Zostawił słoiki, zapytał, co u mnie. Nic więcej.

– Tydzień temu?! I nie raczyłaś mi powiedzieć?

– Karolinko, on nie chciał robić zamieszania. Poprosił, żebym ci nie mówiła.

– Oczywiście. Bo przecież jego komfort jest ważniejszy niż moje pieniądze, moje emocje, moja godność! – głos mi się załamał.

– Przestań krzyczeć – syknęła mama. – Sąsiedzi słyszą.

– Dla ciebie on zawsze był ważniejszy – rzuciłam, zanim zdążyłam się powstrzymać.

W ciszy, która zapadła, aż zadzwoniło mi w uszach. Mama spojrzała na mnie, zraniona, ale ja już nie mogłam się zatrzymać.

Ile razy go kryłaś? Ile razy zatuszowałaś, że znowu coś zmalował? A ja co? Grzeczna Karolinka, co wszystko znosi, co się poświęca, co pożycza pieniądze, bo przecież rodzina…

– On jest twoim bratem – powiedziała cicho.

A ja jestem twoją córką! – niemal wrzasnęłam.

Wyszłam. Trzęsłam się, ledwo mogłam oddychać. W domu rzuciłam torebkę na fotel i usiadłam na podłodze. Czułam się, jakbym dostała w twarz – nie od Marka, tylko od własnej matki.

Wtedy przypomniałam sobie mejla od brata sprzed lat. Napisał go wtedy, kiedy prosił o pożyczkę. Na dole widniał adres: „Podrzuć kasę tutaj, Karolcia. Wiesz, gdzie – ten blok na rogu”.

Poczułam coś w środku. Jak impuls. Następnego dnia pojechałam tam. Bez większych nadziei, bez zapowiedzi.

Znalazłam go przypadkiem

Stanęłam pod drzwiami. Numer 12. Blok z czerwonej cegły, z klatką, w której pachniało wilgocią i starym mopem. Przez chwilę zastanawiałam się, czy nie zawrócić, ale usłyszałam śmiech – męski głos i kobiecy, znajomy. To był Marek. Nie miałam już wątpliwości. Nacisnęłam dzwonek.

Cisza. Potem szuranie, krok… Drzwi otworzyły się i on zamarł w progu.

Karolina?

Nic nie powiedziałam. Patrzyłam na niego. Miał zarost, nieco szczuplejszy, oczy podkrążone. Przez chwilę wpatrywaliśmy się w siebie, jakbyśmy byli obcymi.

– Możemy… – zaczął.

Wejdę – przerwałam mu i minęłam go w drzwiach.

W kuchni siedziała dziewczyna – pewnie ta Anka. Spojrzała na mnie zdziwiona, ale nic nie powiedziała. Marek zamknął drzwi i westchnął.

Nie tak to miało wyglądać.

– A jak miało wyglądać? Trzy lata ciszy, a ja mam się ucieszyć, że cię widzę?

– Nie wiedziałem, jak... Nie mam tych pieniędzy, Karolina. Nie miałem ich już wtedy. Byłem zadłużony. Grałem. Potem próbowałem to leczyć. Znowu wpadłem. Wstydziłem się. Bałem się, że cię zawiodłem – mówił szybko, jakby chciał mieć to z głowy.

Zawiodłeś mnie. Ale nie tylko jako dłużnik. Jako brat. Jako człowiek.

Zamilkł. Usiadł naprzeciw mnie, spuścił wzrok.

– Myślałam, że chociaż powiesz „przepraszam”.

– Przepraszam – powiedział wtedy cicho.

W pokoju zapadła cisza. Anka wyszła, jakby chciała zostawić nas samych. Patrzyłam na Marka i czułam, jak we mnie wszystko się zaciera. Żal, złość, tęsknota – wszystko mieszało się w gorzki koktajl.

Nie płakałam. Nie krzyczałam. Po prostu siedzieliśmy tam w milczeniu. Dwoje ludzi, których kiedyś coś łączyło. A teraz? Tylko ciężki oddech.

Zawiodłam się na nim jeszcze raz

Wróciłam do domu późno. Klucz z trudem trafiał do zamka, ręce mi się trzęsły. Piotr siedział w salonie, światło było przygaszone, grało radio – jakiś stary jazz, którego nigdy nie potrafiłam zapamiętać. Spojrzał na mnie pytająco.

Byłam u niego – powiedziałam cicho.

– I?

Usiadłam ciężko na kanapie, jakby moje ciało ważyło tonę.

Nie ma pieniędzy. Nigdy nie miał. Wpakował się w gry, terapie, długi… cały pakiet. Wstydził się. Bał się mnie.

Piotr tylko kiwnął głową. Wiedział. On zawsze wiedział.

– Wiesz, że już nawet nie jestem zła? – szepnęłam. – Jestem… zmęczona. I głupia. Bo naprawdę wierzyłam, że odda. Że choć trochę mnie szanuje.

– Nie jesteś głupia – odpowiedział spokojnie. – Po prostu za bardzo go kochasz.

Te słowa roztrzaskały mnie od środka. Oparłam głowę na jego ramieniu i zamknęłam oczy. Piotr milczał. Nie musiał nic mówić. Był. I to wystarczało.

Późnym wieczorem telefon zawibrował na stole. SMS od Marka: „Nie zasłużyłem na ciebie. Przepraszam”. Wpatrywałam się w ekran przez długą chwilę, jakbym miała wypalić dziurę w szkle. W końcu odpisałam: „Wiem”. I tylko tyle. Bo co więcej można było powiedzieć?

Karolina, 34 lata


Czytaj także:

Reklama

Reklama
Reklama
Reklama