Reklama

Z Magdą znałyśmy się od podstawówki. To jedna z tych przyjaźni, które przetrwały wszystkie zawirowania: moje przeprowadzki, jej toksyczne związki, moje długie lata na studiach, jej szybki ślub i jeszcze szybszy rozwód. Zawsze była obok. Mnie też życie nie rozpieszczało. Kawalerka w starej kamienicy i praca w dziale księgowym. Nie narzekam. Mam swoje seriale, swój rytm. Stabilność.

Reklama

Gdy Magda zadzwoniła tamtego wieczoru z głosem drżącym, jakby zaraz miała się rozkleić, od razu poczułam, że coś się dzieje. Mówiła, że remont jej mieszkania utknął, że ekipa grozi odejściem, jeśli nie zapłaci zaliczki. Że nie ma się do kogo zwrócić. Nie miałam takich pieniędzy na już. A przecież kto jak nie ja? Magda była moją przyjaciółką. A przyjaciół się nie zostawia. Wtedy jeszcze nie wiedziałam, że za kilka tygodni nasza przyjaźń stanie pod znakiem zapytania.

Miałam wątpliwości

– Ja już nie mam siły... – głos Magdy drżał po drugiej stronie słuchawki. – Ta ekipa chce odejść, nie mam im z czego zapłacić. Mieszkanie rozgrzebane, ja u matki, rzeczy w kartonach...

Mówiłaś, że masz oszczędności – rzuciłam ostrożnie.

– No miałam, ale wszystko poszło... A teraz muszę wpłacić im dwie dychy, inaczej nie wrócą. Błagam cię...

Zamilkłam. Miałam odłożone dwadzieścia tysięcy na czarną godzinę. Czy ta czarna godzina nie była właśnie teraz – tylko nie dla mnie?

Oddam ci. Tylko ten projekt się zamknie, za dwa miesiące max. Obiecuję.

Westchnęłam ciężko.

– Dobra, przeleję ci. Tylko... spiszemy jakąś umowę, dobra?

– Jasne, cokolwiek chcesz! Kochana jesteś, serio, ratujesz mi tyłek!

Gdy się rozłączyłam, długo wpatrywałam się w sufit. Czy zrobiłam dobrze? Czy znowu dałam się wciągnąć w cudzy dramat? Z drugiej strony... przecież to Magda. Gdy miałam złamane serce po tym idiocie, który zniknął z dnia na dzień, to ona siedziała ze mną całą noc. Pomoc to przecież coś, co robi się z serca. I może – po raz pierwszy od dawna – poczułam się naprawdę potrzebna.

Mój żołądek się zacisnął

Kilka dni później, wieczorem, zamknęłam laptopa, zrobiłam herbatę i odruchowo odpaliłam media społecznościowe. Przewijałam zdjęcia bez większego zainteresowania, aż coś mnie zatrzymało. Palmy. Jasny piasek. Turkusowa woda. I ona – Magda – w kolorowym bikini z drinkiem w dłoni. Podpis: #meksykańskieżycie #totalrelax. Zmarszczyłam brwi. Przecież... Przecież Magda mówiła, że siedzi u matki, że czeka, aż hydraulik skończy, że nawet nie ma ciepłej wody! Kliknęłam jej profil. Kolejne zdjęcie – zachód słońca, ona w słomkowym kapeluszu. Następne – basen, śniadanie z widokiem na ocean.

Chyba wrzuciła jakieś stare foty – mruknęłam do siebie, próbując nie panikować.

Następnego dnia spotkałam naszą wspólną koleżankę w osiedlowym sklepie.

– Widziałaś Magdę? – zagadnęła. – Nieźle się bawi, co? Zasłużone wakacje po remoncie!

– Wakacje? – próbowałam utrzymać neutralny ton.

– No tak, napisała mi wczoraj z Playa del Carmen, że wreszcie odetchnie! – Aneta się zaśmiała. – Też bym tak chciała.

Nie odpowiedziałam. Mój żołądek się zacisnął. Przecież pożyczyłam jej dwadzieścia tysięcy na remont, a nie na kokosy na plaży! Tego wieczoru wpatrywałam się w zdjęcia. Uśmiechy, tequila, jakieś tańce. A może... może przesadzam? Może naprawdę potrzebowała odpocząć? Tylko miała mi oddać pieniądze za dwa miesiące. A ten miesiąc właśnie mijał.

Trzęsły mi się ręce

W sobotę rano potkałyśmy się w jej ulubionej kawiarni. Przyszła opalona, rozpromieniona, z telefonem w dłoni i nową torebką.

– No, co się dzieje? – zapytała wesoło, siadając naprzeciwko mnie.

– A więc... Chciałam zapytać o te pieniądze, które ci pożyczyłam. Minął miesiąc i... – zaczęłam.

– Przecież mówiłam, że oddam po projekcie, a projekt się przesunął – przerwała mi szybko. – Spokojnie, nie zapomniałam.

– A Meksyk? – wyrzuciłam z siebie, zanim zdążyłam się powstrzymać.

Zawahała się.

– No... musiałam odpocząć. Byłam na skraju załamania. Nie rozumiesz?

Za moje pieniądze? – zapytałam cicho, czując, jak wzbiera we mnie złość.

– O matko, znowu zaczynasz moralizować... – prychnęła. – Czasem trzeba żyć, a nie tylko liczyć każdą złotówkę.

– To nie były twoje pieniądze! – wybuchłam. – Miałam je na leczenie, na wypadek utraty pracy, na czarną godzinę. A ty za nie piłaś drinki z palemką!

– Serio? Widzisz mnie jako pasożyta? – syknęła. – Może po prostu zazdrościsz?

– Zazdroszczę? Tego, że ktoś mnie oszukał i zrobił ze mnie idiotkę?

Wstałam. Trzęsły mi się ręce.

– Nie oddałaś mi pieniędzy i nie widzę, żebyś się spieszyła. Chyba już wiem, ile dla ciebie znaczy ta nasza przyjaźń.

Magda nic nie powiedziała. Patrzyła na mnie z czymś pomiędzy pogardą a zdziwieniem. Wyszłam bez pożegnania. Po raz pierwszy nie miałam ochoty się tłumaczyć.

Zostałam oszukana

Nie spałam tej nocy. Przewracałam się z boku na bok, wracając myślami do każdego „daj spokój”, każdego „to tylko drobiazg”, który wypowiadała przez lata. I do siebie – zawsze gotowej wybaczyć, usprawiedliwić, przymknąć oko. Magda spóźniła się na mój dyplom? Bo chłopak jej zrobił awanturę. Nie pojawiła się na urodzinach? Zapomniała. Raz pożyczyła ode mnie sukienkę i oddała poplamioną – „przecież to się spierze”. Zawsze miała wytłumaczenie. Zadzwoniłam do Anety.

– Może czas w końcu postawić granice? – powiedziała spokojnie. – Magda robi to, na co jej pozwalasz. Może nigdy nie była twoją prawdziwą przyjaciółką. Może po prostu było jej wygodnie.

To mnie uderzyło. Wygodnie. Byłam tą, do której dzwoni się, gdy brakuje kasy, gdy trzeba się wypłakać, pożyczyć coś, co potem można zignorować? Wieczorem usiadłam i napisałam do Magdy.

„Nie chcę się z tobą kłócić. Czuję się oszukana i zawiedziona. Nie chodzi tylko o pieniądze, ale o to, że nadużyłaś mojego zaufania. Nie chcę już tego kontynuować. Życzę ci dobrze, ale ja potrzebuję się odciąć”.

Kliknęłam „wyślij” z drżeniem serca. A potem od razu zablokowałam jej numer.

Zagotowałam się

Minęły trzy tygodnie. Zaczynałam już łapać oddech, nawet trochę lepiej spałam. Aż któregoś wieczoru telefon zawibrował.

Magda. Napisała do mnie z nowego numeru.

„Nie wierzę, że zrobiłaś ze mnie potwora. Że zablokowałaś mnie jak jakiegoś naciągacza. To miał być nasz koniec? Serio?”.

Zaczęło się. Lawina wiadomości – coraz dłuższych, coraz bardziej emocjonalnych.

Zawsze wszystko wyolbrzymiasz. Ja cię traktowałam jak siostrę, a ty mi odpłaciłaś tak? Ty nigdy nie byłaś spontaniczna. Zawsze tylko Excel i budżet. Może jesteś dobra w przelewach, ale w przyjaźni? Wiesz, co? Może to ja powinnam żałować”.

Zagotowałam się. Odpisałam:

„To, co zrobiłaś, nie było spontaniczne, tylko egoistyczne. Nie chodzi o wakacje, chodzi o to, że nawet nie zapytałaś, czy to dla mnie OK. Wykorzystałaś mnie, a potem miałaś pretensje, że się wkurzyłam”.

Cisza. Po godzinie – krótka odpowiedź:

„Dobra, masz rację. I wiesz co? Zawsze to ty byłaś tą rozsądną, tą lepszą. I może miałam dosyć”.

Nie odpisałam. Zrobiłam screena, po czym... usunęłam rozmowę. To był naprawdę koniec naszej przyjaźni.

Kinga, 25 lat


Czytaj także:

Reklama

Reklama
Reklama
Reklama