„Pożyczyłam sąsiadce 1500 zł, bo nie miała co do garnka włożyć. Myślałam, że mam dobre serce, a wyszłam na idiotkę”
„W głowie huczało mi od myśli. Czy mogłam się pomylić? Czy naprawdę mnie oszukała? Jeszcze tego samego wieczoru znów stanęłam pod jej drzwiami. Słyszałam telewizor. Głosy. A potem… zgrzyt zamka”.

- Redakcja
Czasami myślę, że moje życie toczy się w ciszy. Nie tej przyjemnej, tylko dusznej – zalegającej w mieszkaniu, jak kurz na szafkach. Mam 34 lata, pracuję w urzędzie, żyję sama. Każdy mój dzień wygląda podobnie: kawa na balkonie, tramwaj, biuro, zakupy, serial, sen. I tak w kółko. Lubię ludzi, choć nie zawsze z wzajemnością. Mama twierdzi, że jestem zbyt dobra. Uśmiecham się, ale coś we mnie wtedy twardnieje.
Renata pojawiła się nagle. Zamieszkała naprzeciwko. Uśmiechnięta, rozmowna, trochę zraniona przez życie. Polubiłam ją od razu. Wpadała na herbatę, przynosiła sernik, mówiła, że dobrze się przy mnie czuje. Wydawało mi się, że to początek przyjaźni. Pewnego wieczoru rozmawiałam z mamą przez telefon:
– Zaprzyjaźniłam się z sąsiadką, fajna babka, sama jak ja.
– Córcia, ty się nigdy nie nauczysz...
Zbyłam ją. Bo przecież nie wszyscy są źli, prawda?
Cieszyłam się, że mogłam pomóc
Renata przyszła bez zapowiedzi. Z domowym ciastem. Usiadła na kanapie i długo milczała. W końcu spojrzała na mnie oczami pełnymi łez.
– Naprawdę nie mam już wyjścia – wyszeptała. – Nie lubię prosić, ale… mam nóż na gardle.
Zamarłam z filiżanką w dłoni.
– Co się stało?
– Zaległości za prąd, gaz, rata za lodówkę... Po śmierci Darka wszystko się posypało. Z pracy mnie zwolnili, bo likwidowali etat. Syn w Anglii sam nie ma lekko. Nie chcę, żeby myślał, że sobie nie radzę...
– Rozumiem – powiedziałam cicho, choć nie rozumiałam. Ale współczułam.
– Nie proszę o wiele, tylko chwilowo. 1500 zł, do końca miesiąca. Tyle mi brakuje. Oddam, przysięgam. Mam być przyjęta do nowej pracy. W hurtowni. Wypłata będzie dwudziestego ósmego.
Spojrzałam na nią. Siedziała skulona, z mokrymi policzkami. Wyglądała tak... bezradnie.
– Nie zarabiam dużo…
– Wiem, kochana. Ale nie mam kogo poprosić. A ty jesteś jedyną osobą, która mnie traktuje jak człowieka.
Pieniądze dałam jej jeszcze tego samego wieczoru. Wkładając kopertę w jej ręce, powiedziałam tylko:
– Do końca miesiąca, dobrze?
– Oczywiście! Nigdy ci tego nie zapomnę.
Zamknęły się za nią drzwi, a ja zostałam z dziwnym drżeniem w żołądku. Cieszyłam się, że mogłam pomóc. Przecież od tego są przyjaciele, prawda?
Czułam się jak idiotka
Minęły trzy tygodnie. Renaty nie widziałam ani razu. Nie wpadała, nie dzwoniła. Nawet na klatce jej nie spotkałam. Z początku myślałam, że pewnie pracuje, zmęczona jest, życie się toczy. Ale z czasem coś zaczęło mnie uwierać. W sobotę wyszłam po bułki. Wracając, zobaczyłam, jak drzwi do mieszkania Renaty zamykają się błyskawicznie. Zdążyłam dostrzec kawałek jej swetra. Zesztywniałam. To była ona. Siedzi w domu. A mnie unika? Tego samego wieczoru próbowałam zapukać. Cisza. Światło paliło się w kuchni, ale nikt nie otworzył. Następnego dnia zostawiłam karteczkę:
„Wszystko w porządku? Odezwij się. Joasia”.
Odpowiedzi nie było. W poniedziałek, w pracy, nie mogłam się skupić. Zerkając w ekran, opowiedziałam wszystko Jurkowi – koledze z biura, z którym czasem chodziliśmy na lunch.
– Pożyczyłaś sąsiadce? I co, zniknęła? – skrzywił się.
– Nie zniknęła. Może ma trudny czas… Nie wiem…
– Serio? Jeszcze wierzysz w bajki? Jak ktoś unika kontaktu, to nie dlatego, że zgubił kalendarz.
– Nie wszyscy są tacy – burknęłam, próbując go uciszyć.
– Nie wszyscy. Ale wielu. I nie każdy, kto mówi, że odda do końca miesiąca, naprawdę ma taki zamiar.
Zamilkłam. W głowie huczało mi od myśli. Czy mogłam się pomylić? Czy naprawdę mnie oszukała? Jeszcze tego samego wieczoru znów stanęłam pod jej drzwiami. Słyszałam telewizor. Głosy. A potem… zgrzyt zamka. Ktoś przekręcił klucz. Odeszłam powoli. Serce biło mi jak szalone. Czułam się jak idiotka, ale nadal się łudziłam. Może jutro się odezwie?
Oszukała mnie
W środę po pracy znów zapukałam. Tym razem nie miałam złudzeń. Trzy delikatne uderzenia w drzwi. Potem cztery mocniejsze. Cisza. Wyciągnęłam telefon i zadzwoniłam. Po trzech sygnałach połączenie zostało przerwane. A potem usłyszałam coś, co sprawiło, że nogi się pode mną ugięły.
– Ta dziwna z naprzeciwka znowu mnie szuka – usłyszałam przez drzwi głos Renaty.
– Co? – odpowiedział inny kobiecy głos, z lekkim rozbawieniem.
– No ta, co dała mi kasę. Taka... łatwowierna. Miała minę jak dziecko, to pomyślałam – czemu nie? Dała bez pytania.
Rozpłakałam się. Nie głośno. Po cichu, jak ktoś, kto nie chce, by usłyszano jego wstyd. Stałam tam jeszcze chwilę. Bezczynnie. A potem odeszłam. W mieszkaniu usiadłam na łóżku i wpatrywałam się w pustą ścianę. Czułam się jak worek śmieci wystawiony pod drzwi. Oszukana. Zbrukana. I głupia. Jak mogłam być tak naiwna? Następnego dnia znów rozmawiałam z Jurkiem. Zdziwił się, gdy opowiedziałam mu, co usłyszałam.
– No i masz, zrobiła cię w konia. Tacy ludzie żyją z takich jak ty. Pożyczyłaś jej 1500 zł i dostałaś w zamian co?
– Myślałam, że jesteśmy przyjaciółkami…
– Nie była twoją przyjaciółką. Była świetną aktorką. A ty jej idealną ofiarą.
Nie odzywałam się. Bo wiedziałam, że ma rację. Tylko nie chciałam być tą, która odpuszcza. Chociaż coś we mnie już się złamało.
Patrzyli na mnie z politowaniem
Następnego dnia wróciłam wcześniej z pracy. Miałam plan. Zaczaiłam się na klatce. Udawałam, że coś grzebię w skrzynce pocztowej. Gdy tylko usłyszałam znajome kroki, wyszłam zza winkla.
– Renata! – krzyknęłam.
Zatrzymała się, ale tylko na chwilę. Potem ruszyła dalej, jakby mnie nie słyszała.
– Pożyczyłam ci pieniądze! – podniosłam głos.
Zatrzymała się znów. Spojrzała na mnie, jakby mnie pierwszy raz widziała.
– Przepraszam, znamy się?
– Nie rób ze mnie idiotki – syknęłam. – Przyszłaś do mnie po pomoc. Obiecałaś, że oddasz. A teraz co? Udajesz, że mnie nie znasz?
Renata odchrząknęła. Obok nas zatrzymała się starsza sąsiadka z trzeciego piętra. Inni też zaczęli zerkać zza drzwi.
– Nie wiem, o czym pani mówi – odpowiedziała spokojnie Renata. – Może pani mnie z kimś pomyliła?
– Poważnie?! – głos mi się załamał. – Mam potwierdzenie przelewu! Chcesz, żebym pokazała?
– Nie interesują mnie pani sprawy. Niech pani mnie zostawi w spokoju.
– Jesteś bezczelną kłamczuchą! – krzyknęłam przez łzy. – Wykorzystałaś mnie, udawałaś przyjaciółkę. Ludzie tacy jak ty powinni mieć zakaz mieszkania między uczciwymi ludźmi!
Renata odwróciła się i weszła do swojego mieszkania, a ja zostałam na klatce. Drżąca. Zasmarkana. Upokorzona. Sąsiadka z trzeciego piętra tylko spojrzała na mnie ze współczuciem. Może politowaniem? Wróciłam do siebie. Zamknęłam drzwi. I dopiero wtedy się rozpłakałam.
Załamałam się
Minęły cztery dni. Nie wychodziłam z mieszkania, jeśli nie musiałam. W pracy wzięłam urlop na żądanie, tłumacząc się bólem głowy. Tak naprawdę bolało mnie wszystko – serce, wstyd, bezsilność. Siedziałam w piżamie, z kubkiem herbaty, gapiąc się w okno, gdy zadzwoniła mama.
– Coś ty taka cicha?
– W porządku, mamo. Po prostu trochę zmęczona.
– Znów coś się stało, wiem to. Z kim tym razem się zaprzyjaźniłaś?
Zacisnęłam powieki.
– Pożyczyłam sąsiadce pieniądze. Nie oddała. Teraz udaje, że mnie nie zna.
– No widzisz! A mówiłam, że masz serce z waty! Ile?
– Tysiąc pięćset.
– Za te pieniądze można dobrą lodówkę kupić! I co teraz?
– Nie wiem. Chyba już nic.
Zamilkłyśmy na chwilę.
– Nie chcę już nikomu ufać – powiedziałam cicho.
– Zmądrzej – odpowiedziała mama zaskakująco łagodnie. – Bycie dobrą to nie wada. Tylko musisz nauczyć się je chronić.
Byłam naiwna
Pieniędzy nigdy nie odzyskałam. Renata już nigdy do mnie nie zagadała. Jeśli mijałyśmy się na klatce, patrzyła w podłogę albo nagle odbierała „ważny telefon”. Na początku gotowałam się w środku. Potem… już tylko patrzyłam obojętnie. Zamknęłam się trochę w sobie. Unikałam ludzi. Przestałam odpowiadać na uśmiechy sąsiadów, przestałam dzielić się ciastem z pracy, przestałam mówić „dzień dobry”. Mama powiedziała: „Wiedziałam, że tak będzie”. Darek stwierdził: „Może w końcu dojrzysz do tego, żeby myśleć o sobie”. Tylko że ja nie chcę się zmieniać w kogoś zimnego. Tak, byłam naiwna. Tak, dałam się oszukać. Mimo wszystko cieszę się, że potrafię współczuć. I jeśli kiedyś znów ktoś zapuka do moich drzwi z pustym spojrzeniem i drżącym głosem… nie wiem, co zrobię. Ale wiem jedno: nie przestanę być sobą. Nawet jeśli czasem to boli.
Joanna, 34 lata
Czytaj także:
- „Jestem rozwódką i umawiałam się na randki z kawalerem po 30. Gdy poprosiłam o tę 1 rzecz, gość zniknął jak kamfora”
- „Posiadówki w ogrodzie z mężem mojej ciotki przeniosły się na kanapę. Słono zapłaciłam za ten zakazany owoc”
- „Sprzedałam działkę za 50 tysięcy i oddałam kasę wnukowi. Miał spełniać marzenia, a nie spłacać długi”