„Praca sezonowa w Grecji miała być sposobem na budżetowe wakacje. Wróciłam z plikiem euro i pamiątką na całe życie”
„Lato płynęło tak szybko, że nie zauważyłam, kiedy przestałam liczyć dni. Wstawanie o ósmej, praca do popołudnia, potem trochę spacerów, a wieczorem znów do restauracji – to wszystko było codziennie nowe, bo był Mehmet”.

- Redakcja
Zawsze marzyłam o czymś więcej. Grecja była moją mapą wyjścia awaryjnego – gdzieś tam, po drugiej stronie Europy, pachnąca oliwkami, gdzie ludzie żyją wolniej i nie pytają w kółko: „A chłopaka masz? A magisterkę robisz?”. Grecja miała być tylko sezonem. Ale już pierwszego dnia wiedziałam, że zostanie we mnie na zawsze.
Chciałam zarobić
Pracowałam w tawernie przy plaży. Wszystko tu było inne – słońce paliło tak, że krem z filtrem stał się moim najbliższym przyjacielem, ludzie mówili do mnie z przesadną czułością: „kori mu”, choć ledwo znali moje imię. A ja byłam tu zupełnie sama.
I wtedy poznałam Mehmeta. Pracował w tej samej knajpie, w kuchni. Na początku rzucał mi spojrzenia i nic nie mówił, tylko się uśmiechał. Ale ja już wtedy wiedziałam, że przepadłam. Pierwsze nasze rozmowy to był miks angielskiego, gestów i śmiechu. On pokazywał mi jak się robi prawdziwe meze, ja uczyłam go mówić „dziękuję” po polsku – brzmiało to z jego ust śmiesznie.
Lato płynęło tak szybko, że nie zauważyłam, kiedy przestałam liczyć dni. Wstawanie o ósmej, praca do popołudnia, potem trochę plaży albo spacerów, a wieczorem znów do restauracji – to wszystko było przewidywalne, a jednak codziennie nowe, bo był Mehmet.
Nie byliśmy parą. Nie padły między nami żadne wielkie słowa. Ale znałam jego dłonie i ten jego śmiech, kiedy próbowałam zrozumieć tureckie słowa, które mówił. Byliśmy blisko. Spaliśmy ze sobą kilka razy. Czułam się przy nim lekka, trochę śmieszna, trochę piękna. Nikt wcześniej nie patrzył na mnie tak uważnie, a jednocześnie z taką rezerwą. To było dziwne połączenie. Jego ciało chciało mnie, ale jego oczy nigdy nie mówiły „zostaniesz ze mną?”. I ja też nie pytałam.
Przeczuwałam to
Sierpień przyniósł zmęczenie. Robiłam się senna, szybciej się męczyłam, przestałam mieć apetyt. W którymś momencie spojrzałam w kalendarz i zorientowałam się, że spóźnia mi się okres. Trzy dni. Potem pięć. Potem osiem.
Po pracy pojechałam autobusem do centrum. Weszłam do apteki. Kobieta podała mi test bez słowa. Następnego dnia rano zrobiłam to, co trzeba. Dwie kreski. Patrzyłam na to jak na obcy przedmiot. Moje ciało krzyczało, a ja byłam jakby obok.
Tego dnia, zanim restauracja się zapełniła, podeszłam do Mehmeta. Stał przy wielkim garnku z zupą, coś mieszał.
– Muszę ci coś powiedzieć – powiedziałam cicho.
Spojrzał na mnie. Nic nie powiedział.
– Jestem w ciąży – powiedziałam.
Odłożył chochlę. Przez chwilę milczał, potem wzruszył ramionami.
– To twój wybór – powiedział po angielsku, jakby mówił o daniu z karty.
Nie patrzył mi w oczy. Wrócił do mieszania, jakby nic się nie stało. Nie zadał żadnego pytania. Nie zapytał, jak się czuję, nie powiedział: „porozmawiajmy”.
Był obojętny
Wyszłam na zaplecze i usiadłam przy skrzynkach z warzywami. Głowa mi dymiła. Słońce było ostre i raziło w oczy, a ja czułam się jak ktoś, kto nagle znalazł się poza światem. Nie mogłam się uspokoić. Czekałam, że wyjdzie za mną, powie coś, zrobi coś, cokolwiek. Ale nie przyszedł.
Po powrocie do Polski wylądowałam z powrotem w moim pokoju, którego tapeta pamiętała jeszcze moje gimnazjum. Siedziałam na łóżku, z torbą rzuconą byle jak w kąt, i czułam się obca. Mama ucieszyła się na mój widok, ojciec tylko mruknął „no wreszcie”.
Przez kilka dni udawałam, że jestem po prostu zmęczona po sezonie. Spałam długo, nie wychodziłam z domu. Ale ciało się zmieniało. Wiedziałam, że nie mogę odwlekać tego w nieskończoność.
Zeszłam na dół w niedzielę po obiedzie. Mama zbierała talerze, a ja powiedziałam cicho:
– Muszę wam coś powiedzieć.
Mama spojrzała na mnie. Cisza. Poczułam, że gardło mam ściśnięte.
– Jestem w ciąży – powiedziałam i od razu odwróciłam wzrok.
Ojciec poderwał się z krzesła tak gwałtownie, że przewrócił serwetnik.
– Po co ci były te zagraniczne wypady? Miałaś pracować, a nie latać po chłopakach!
Mama wzięła głęboki oddech, a potem powiedziała spokojnie, bez patrzenia na mnie:
– Zastanów się. Może to najlepsze wyjście, żeby oddać to dziecko. Sama nie dasz rady. Pomyśl o adopcji.
Odrzucili mnie
Wtedy nie byłam w stanie nic powiedzieć. Siedziałam tylko, ściskając palce tak mocno, że zrobiły się białe. Czułam, że mój ojciec patrzy na mnie jak na kogoś, kto przyniósł hańbę do domu. Mama mówiła rzeczowo, ale zimno, jakby omawiała naprawę zmywarki. Nie krzyczała, ale jej słowa wbijały się we mnie równie mocno.
Zamknęłam się w swoim świecie. Unikałam ludzi, unikałam luster, unikałam pytań. Chodziłam na spacery po starym osiedlu, wkładałam za duże swetry i słuchałam podcastów, które nic nie znaczyły, ale zagłuszały myśli. Potem przyszły pierwsze wizyty u lekarzy – najpierw do przychodni, potem do ginekologa. Ciało rosło, brzuch się zaokrąglał, a ja wciąż nie wiedziałam, kim jestem w tej historii.
Na jednej z wizyt zapytałam lekarza, czy wszystko w porządku. Pokazał mi na monitorze bijące serce i powiedział:
– Zdrowe. Rośnie dobrze.
I wtedy to małe serce przemówiło do mnie głośniej niż cokolwiek innego. Wiedziałam, że nie dam rady go oddać.
– Zwariowałaś? Sama chcesz je wychowywać? – zapytała mnie Ola z pracy, kiedy się jej zwierzyłam.
– To moje dziecko – odpowiedziałam cicho. – Chcę je poznać. Nieważne, czy ktoś będzie przy mnie, czy nie.
Nie wierzyła. Patrzyła na mnie jak na kogoś, kto się zapętlił w nierealnym śnie.
Zostałam sama
Minął rok. Chodziłam teraz z wózkiem po tym samym osiedlu, gdzie kiedyś chodziłam w słuchawkach, chcąc się ukryć przed światem. Teraz już się nie chowałam. Synek miał jasne oczy i brązowe włoski, które kręciły się na czubku głowy. Czasem uśmiechał się do nieznajomych, a ja patrzyłam, jak miękną na jego widok twarze ludzi.
Nie było łatwo. Były noce, kiedy płakał do rana. Były tygodnie bez snu, bez pieniędzy, bez nikogo. Mama pomagała czasem w milczeniu, ale już nie rozmawiałyśmy o uczuciach. Ojciec unikał mnie jakby z poczucia wstydu. Kiedyś przy obiedzie rzucił, że „dziecko ładne, choć szkoda, że bez ojca”. Nie odpowiedziałam nic.
Któregoś dnia w parku zaczepiła mnie kobieta z dzieckiem. Była mniej więcej w moim wieku. Usiedliśmy na jednej ławce. Zaczęłyśmy rozmawiać o tym, że dzieci nie śpią.
– Czasem samotność to największa siła – powiedziała.
Wróciłam do domu z lekkim sercem. Nie dlatego, że coś było lepiej, ale dlatego, że zaczęłam widzieć, jak bardzo się zmieniłam.
Kinga, 22 lata
Czytaj także:
- „Czerwone pelargonie od sąsiadki paliły mnie ze wstydu. Ta jędza przed laty zrobiła mi świństwo, którego nie wybaczę”
- „Mój chłopak nie je mięsa, a ja zaprosiłam go na grilla. Tego, jak upokorzyła go moja rodzina, nigdy nie zapomnę”
- „Urlop w Toskanii całkowicie zrujnował mi życie. Odkryłam rodzinną tajemnicę, o której istnieniu wolałabym nie wiedzieć”