Reklama

Miałam czterdzieści lat, męża, dwójkę dzieci, dom z ogródkiem i całkiem spokojne życie. Łukasz był kierownikiem w dużej firmie, ja przez ostatnie lata zajmowałam się dziećmi i domem. Wydawało się, że jesteśmy zgranym małżeństwem, choć ostatnio coś w nim się zmieniało. Łukasz coraz częściej wracał późno z pracy, unikał rozmów, jego telefon miał nowe hasło, a perfumy – zupełnie inny zapach.

Reklama

Kiedy Sylwia, moja przyjaciółka, załatwiła mi pracę w dziale HR w tej samej firmie, w której pracował Łukasz, poczułam ulgę. W końcu odzyskam siebie. Ale wtedy zaczęłam zauważać znaki. Coś przestało się zgadzać.

Nabrałam podejrzeń

– Kim była ta brunetka w czerwonej sukience, która szła z tobą przez recepcję? – zapytałam wieczorem przy kolacji, starając się, by zabrzmiało to niewinnie.

– Jaka brunetka? – Łukasz uniósł brwi, jakby naprawdę nie wiedział, o kim mówię.

– Taka drobna, z kucykiem. Mignęła mi, jak byłam u Sylwii. Szła z tobą na spotkanie – dodałam, patrząc mu w oczy.

– A, to? To stażystka, chyba z marketingu – odpowiedział szybko i włożył do ust kawałek ziemniaka, jakby rozmowa była skończona.

Pokręciłam widelcem w talerzu. Znałam ten jego ton – szybki, chłodny, taki jak wtedy, gdy próbował coś zatuszować.

– Macie teraz dużo stażystek? – zagadnęłam niby żartem.

– Karolina, daj spokój, zwykła dziewczyna, nawet nie wiem, jak ma na imię – burknął. – Możemy zjeść w spokoju?

Po kolacji poszedł prosto do swojego gabinetu, zamknął drzwi. Nie zaproponował wspólnego filmu ani nawet herbaty. Siedziałam sama w salonie, gapiąc się w telewizor, nie rejestrując dźwięków. Czułam ten znajomy chłód, który powoli zagnieżdżał się między nami od miesięcy. Zaczęłam analizować.

Telefon, który kiedyś zostawiał byle gdzie, teraz zawsze miał przy sobie. Hasło zmienił na nowe. Nowe perfumy, których nie używał wcześniej. I ta nerwowość, gdy zadałam zwykłe pytanie...

Postanowiłam. Będę bardziej uważna. Cokolwiek się dzieje – nie pozwolę, żeby uszło mu to płazem. Muszę wiedzieć. Choćby bolało.

Coś było na rzeczy

– Wiesz, czasem mam wrażenie, że Łukasz więcej siedzi w biurze po godzinach niż w domu – rzuciłam do Sylwii, przeglądając dokumenty przy ekspresie do kawy. – W zeszłym tygodniu trzy razy wrócił po dwudziestej drugiej.

– Mówi, że ma nowe projekty? – zapytała ostrożnie, odstawiając filiżankę.

– Mówi. Ale jakoś to wszystko zaczyna mi śmierdzieć – powiedziałam cicho, po czym dodałam: – Jest taka dziewczyna, Iza. Chodzi za nim krok w krok. Widziałam, jak razem wychodzili z sali konferencyjnej. Byli tylko we dwoje.

Sylwia uniosła brwi.

– Iza… No tak, jest nowa. Przeniesiona z innego działu, niby do marketingu. Ale wiesz co? Szczerze mówiąc, słyszałam, że ona ciągle jest przy nim. Nawet jak ktoś go szuka, to mówią, że „jest z Izą”. Wiesz, jak to ludzie gadają.

Uśmiechnęłam się sztywno, udając, że to tylko ciekawostka. Ale żołądek ścisnął mi się jak pięść. Po powrocie do domu usiadłam do komputera Łukasza. Nadal miał to samo hasło, którego używał od lat. Otworzyłam jego skrzynkę i kalendarz. Nic podejrzanego. Już miałam się poddać, gdy trafiłam na folder z potwierdzeniami rezerwacji.

Hotel. Dwukrotnie ten sam, trzy tygodnie wcześniej. Nocleg z soboty na niedzielę. Warszawa.

Zadrżałam. Co on robił w hotelu, skoro mówił, że był wtedy u matki? Może delegacja? Ale przecież matka mieszka tuż obok...

To nie był przypadek. Coś było na rzeczy. Serce waliło mi jak młotem. Wiedziałam, że nie mogę już dłużej udawać, że nic nie widzę.

Nie miałam już złudzeń

Tego dnia wróciłam wcześniej z pracy. Nikomu nic nie mówiłam. Po prostu wyszłam z biura, wsiadłam w tramwaj i pojechałam do domu. Chciałam sprawdzić, czy Łukasz już wrócił. Jego samochód stał na podjeździe.

Cicho otworzyłam drzwi. W salonie grało radio, słychać było jego głos. Rozmawiał przez telefon. Schowałam się za ścianą i podsłuchiwałam.

– Kochanie, dziś się nie spotkamy… Tak, wiem, też mi trudno… Ale Karolina coś podejrzewa. Tak, widziała nas razem w firmie… – mówił szeptem, jakby próbował kogoś uspokoić.

Weszłam do pokoju bez słowa. Zamilkł natychmiast, jakby ktoś wyłączył mu dźwięk.

– Z kim rozmawiałeś? – zapytałam cicho.

– Z Marcinem, kolegą z pracy. Wpadliśmy w małe problemy z przetargiem.

Nie odpowiedziałam. Wyciągnęłam telefon i pokazałam mu zrzut ekranu z rezerwacją hotelową.

– Warszawa. Sobota. Nocleg dla dwóch osób. Podwójne łóżko. Coś jeszcze mam sprawdzić?

Zbladł. Nie umiał złapać oddechu.

– Karolina… Ja… To nic nie znaczyło.

Kłamiesz – przerwałam mu. – Miałeś być u swojej matki. Pamiętasz?

Usiadł ciężko na fotelu.

– To tylko jeden raz. Nic więcej. To był błąd… Przepraszam.

Zaparło mi dech. Jakby ktoś wcisnął mnie w ziemię. Bez słowa poszłam do sypialni, zgarnęłam jego poduszkę i położyłam ją na kanapie.

– Śpisz tu. Od dzisiaj.

Oboje mnie zlekceważyli

Spotkałyśmy się w kawiarni niedaleko firmy. To ja zaproponowałam miejsce, chcąc mieć nad tym jakąś kontrolę. Iza przyszła punktualnie, z uśmiechem, z nonszalancją dwudziestokilkulatki, która myśli, że zna życie. Usiadła naprzeciwko mnie i bez żadnego skrępowania zamówiła latte z syropem waniliowym.

– Domyślam się, dlaczego chciała się pani spotkać – zaczęła z promiennym uśmiechem. – Łukasz mówił, że jest pani z działu HR, tak?

Skinęłam głową.

– Powiedz mi, Iza… Co łączy cię z Łukaszem?

Zaskoczyło ją to pytanie, ale tylko na moment. Wzruszyła ramionami i uśmiechnęła się nieco złośliwie.

– Jesteśmy razem. Od kilku miesięcy. To coś poważnego. Powiedział, że się rozwodzi. Że już was nic nie łączy poza dziećmi.

Patrzyłam na nią w milczeniu. Zsunęłam dłoń ze stolika i powiedziałam:

Jestem jego żoną. Nie planowaliśmy rozwodu.

Zbladła. Otworzyła usta, ale żadne słowa nie padły. Zadrżała jej ręka, trzymana nad filiżanką.

– Myślałam, że… On mi nie powiedział… – wyjąkała.

– Nie musisz się tłumaczyć – przerwałam jej. – Chciałam tylko zobaczyć, czy w ogóle zdajesz sobie sprawę, w co się wpakowałaś.

Jej twarz zrobiła się twarda. Podniosła głowę.

– Może był z panią nieszczęśliwy. To nie moja wina.

Wyszłam bez słowa. Czułam się, jakby ktoś mnie obdarł ze skóry. I ona, i on – oboje mnie zlekceważyli. Jakby moje życie nie miało żadnego znaczenia.

Nie zamierzałam mu wybaczyć

Łukasz zjawił się tydzień później, w piątek po pracy. Stał w drzwiach jak zbity pies, z siatką w ręce i spojrzeniem, które miało mnie przekonać, że warto zacząć od nowa.

– Karolina, proszę… Wiem, że zawaliłem. Ale to się skończyło. Zerwałem z nią. Przysięgam. To był moment słabości, głupota. Kocham cię... Chcę wrócić.

Patrzyłam na niego obojętnie. Te słowa kiedyś by mnie poruszyły. Ale teraz? Brzmiały jak kiepski tekst z telenoweli.

Złożyłam pozew o rozwód – powiedziałam spokojnie. – Dla mnie to już koniec. Chcę tylko, żebyś był ojcem dla dzieci. Nic więcej.

– Przestań. Nie możesz tak po prostu wykreślić mnie z życia! – wybuchł, jakby to on był ofiarą.

– Nie wykreślam cię. Ale nie chcę cię już jako męża. Zdradziłeś mnie. Okłamywałeś. Nie ma już nas.

Usiadł na kanapie, tej samej, na której spał przez ostatni tydzień. Schował twarz w dłoniach. Ja za to poczułam się… lekka. Może nie wolna, ale byłam w tym jakaś ulga.

Po jego wyjściu zrobiłam dzieciom kolację. Nie pytały o ojca – jeszcze nie. Ale wiedziałam, że nadejdzie dzień, gdy trzeba będzie im wszystko wyjaśnić.

Zostałam sama, z pustką, która bolała jak świeża rana. Z żalem do siebie, że nie zauważyłam wcześniej. Ale też z poczuciem, że teraz to ja wybieram. Ja decyduję.

Nie wiedziałam jeszcze, kim jestem bez niego. Ale byłam gotowa się dowiedzieć.

Zaczynałam nowe życie

Minęły trzy miesiące. Życie bez Łukasza nie było łatwe. Poranki, kiedy trzeba było samodzielnie ogarniać dzieci, spóźniać się do pracy, wracać do pustego domu – bolały. Czasem łapałam się na tym, że sięgam po telefon, by napisać do niego coś błahego – przypomnienie o zakupach, pytanie o plan dnia. I nagle docierało do mnie, że już nie ma „naszego” planu dnia. Każdy ma swój.

Dzieci coraz częściej pytały o tatę. Starszy zaczął się buntować, młodsza płakała nocami. Tłumaczyłam najlepiej, jak umiałam, nie oczerniając Łukasza, ale nie ukrywając, że się rozstaliśmy. Nie chciałam, by powielali ten wzorzec – zdrada, kłamstwo, ucieczka.

Najtrudniejsze były weekendy. Cisza była wtedy tak wyraźna. Czasem wychodziłam na spacer tylko po to, by nie siedzieć w pustym salonie. Sylwia próbowała mnie wyciągać – kino, kolacja, kawa. Byłam jej wdzięczna, ale jeszcze nie umiałam się śmiać bez wyrzutów sumienia.

Nie nienawidziłam Łukasza. I chyba to było najtrudniejsze. Wciąż go wspominałam, wciąż czułam jego obecność w przedmiotach, w zapachach, we wspomnieniach. Ale nie ufałam mu już. A bez zaufania nie można budować domu.

Zaczęłam terapię. Dla siebie. By zrozumieć, dlaczego tak długo wierzyłam w iluzję. Powoli wracałam do życia. Krok po kroku.

Podwójne życie mojego męża zniszczyło nasze wspólne. Ale moje – to prawdziwe – wciąż miało szansę się zacząć. Może jeszcze nie dziś. Może nie jutro. Ale kiedyś.

Karolina, 40 lat


Czytaj także:

Reklama

Reklama
Reklama
Reklama