Reklama

Poznałam go w autobusie do Kalisza. Nie mam pojęcia, czemu w tamten piątek Polski Bus był zapchany do granic możliwości. Jedyne wolne miejsce znalazłam obok faceta w bejsbolówce. Siedział przy oknie. Na nosie ciemne, drogie okulary. Wyglądał atrakcyjnie: skórzana kurtka, ciemnozielona polówka, granatowe dżinsy. I pachniał czymś intrygującym.

Reklama

Drań czy facet z klasą? Na pewno superprzystojny

Gdy spytałam, czy to miejsce jest wolne, odwrócił się jakby od niechcenia. Uśmiech ledwo przemknął mu przez twarz. Dupek. Ludzie z klasą nie trzymają nosa wysoko. A może ma kłopoty? Kiedy coś nas gryzie, nie mamy ochoty patrzeć na innych. I zupełnie nie chce nam się z nimi gadać.

Usiadłam, poprawiłam się na siedzeniu. Rozpięłam bluzę. Założyłam na uszy słuchawki i odpłynęłam…

Byliśmy mniej więcej w połowie drogi, kiedy z drzemki wyrwał mnie głos. Spojrzałam nieprzytomna i zobaczyłam, że chłopak w bejsbolówce wpatruje się we mnie, jakby na coś czekał.

Zdjęłam słuchawki.

Zobacz także

– Tak? – spytałam – Coś się stało?

– Spadła pani kurtka – wskazał na podłogę. – Wybrudzi się.

Rzeczywiście. Zsunęła mi się z kolan.

– Dziękuję – powiedziałam.

Sięgnęłam po nią i ponownie chciałam założyć słuchawki, kiedy bejsbolista znów się odezwał:

– Czego pani słucha?

– Sade – odparłam i wygodniej otuliłam się szalikiem.

– Też ją lubię.

Uśmiechnęłam się. Chwilę milczał.

– Jak pani na imię?

– Kasia – odparłam, jednocześnie wyciągając do niego rękę.

– Robert – uścisnął ją delikatnie.

To mnie ucieszyło. Nie znosiłam facetów, którzy w takich sytuacjach ściskali dłoń zupełnie bez wyczucia.

– Dokąd jedziesz? – spytał.

Spojrzałam na niego z sympatią. Chyba jednak nie był dupkiem. Miał ładną twarz z mocno zarysowanym podbródkiem. Mężczyźni z taką urodą zazwyczaj zdobili okładki magazynów, więc może on także był modelem?

– Próbuję dotrzeć do rodziców – odparłam. – A ty?

– Jadę do kumpla.

Chwilę siedzieliśmy w milczeniu. Za oknami migały białe połacie pól. Już nie mogłam doczekać się wiosny.

On jakby czytał w moich myślach.

– Fajnie byłoby się wygrzać na słońcu. Może wyskoczę gdzieś do Maroka lub na Cypr – westchnął i od razu dodał: – Przepraszam, gadam bzdury. Nie chcę, żebyś wzięła mnie za chwalipiętę.

– Nie szkodzi – odparłam wspaniałomyślnie. – Też chciałabym gdzieś wyjechać, ale nie dostanę urlopu.

– Ja sam sobie daję urlop. Mam firmę kurierską, czyli w sumie pracuję non stop i od dawna marzę o wakacjach.

Przeciągnął się.

– A ty co porabiasz, jeśli oczywiście można wiedzieć? – zapytał.

– Pracuję w jednym ministerstwie. Nic ciekawego, jestem zwykłą urzędniczką – wzruszyłam ramionami.

Do końca podróży gadaliśmy już tylko o blaskach i cieniach etatowych zajęć oraz pracy na własny rachunek.

Na koniec powiedział mi, że mam ładne oczy. Zdawało mi się, że im dłużej trwała podróż, patrzył na mnie z tym większym zainteresowaniem. Chciałam wierzyć, że taki facet jak on, niemal model z okładki, mógłby zwrócić na mnie uwagę.

Wszystko na to wskazywało, bo kiedy wysiadaliśmy, poprosił mnie o numer telefonu. Oczywiście dałam.

– Wybierzemy się na kawę? – usłyszałam w słuchawce, gdy zadzwonił kilka dni później. – Znam fajne miejsce.

Aż zamarłam z wrażenia.

Wieczorem siedzieliśmy kafejce. Widziałam, z jaką zazdrością patrzyły na nas inne dziewczyny. Matko, taki facet! W życiu nie spotykałam się z kimś równie przystojnym!

Tydzień później poszliśmy do kina, potem na spacer, Traktem Królewskim. Robert wyglądał jak gwiazdor kina amerykańskiego z lat pięćdziesiątych, gdy klasyczna męska uroda szczególnie była w cenie. Trzymaliśmy się za ręce, a ja, jak nastolatka, czułam się królową życia.

Potem pojechaliśmy do mnie. Jeszcze nikt mnie tak nie rozgrzał. Wreszcie zrozumiałam, czym jest namiętność.

Miesiąc później, gdy znów siedzieliśmy w kafejce, Robert nakazał mi zamknąć oczy i otworzyć dłoń.

Posłusznie wykonałam polecenie. „Czyżby to było to, o czym marzy każda dziewczyna?” – pomyślałam.

Otworzyłam oczy. Granatowe pudełeczko z aksamitu kusiło tajemnicą.

Są śliczne, więc skąd to rozczarowanie?

Otworzyłam je ostrożnie. W środku były migoczące, delikatne kolczyki. Piękne. Jednak nie pierścionek…

– Dziękuję! – rzuciłam mu się w ramiona. – Są wyjątkowe.

– Takie jak ty – spojrzał mi oczy.

Łatwo w to uwierzyłam. Zbyt łatwo.

Po pewnym czasie, tuż przed naszym wyjazdem do Kazimierza Robert zatelefonował z wieścią, że nie może pojechać, bo rozchorowało mu się pół zespołu. Mimo rozczarowania powiedziałam mu, że rozumiem sytuację.

Przez następne dni nie dawał znaku życia. Chociaż okropnie korciło mnie, żeby do niego zadzwonić, powstrzymałam się od tego – nie powinnam się narzucać zapracowanemu mężczyźnie.

Jednak gdy po weekendzie nadal milczał, nie wytrzymałam. Tymczasem on nie odebrał telefonu ani nie oddzwonił. Kilka razy nagrałam mu się na skrzynkę – i nic. Nigdy tak się nie zachowywał…

Następnego dnia cała w nerwach pojechałam do jego firmy. Nie było go.

W domu też panowała martwa cisza. Wiem, bo stałam pod drzwiami, nasłuchując. Wreszcie wyszła wścibska sąsiadka i poinformowała mnie, że „pan Robert wyjechał z jakąś panią".

– Mieli walizki na kółkach – zauważyła jak rasowy szpieg.

Nogi się pode mną ugięły, jednak wciąż się łudziłam. Dzwoniłam, ale nie odbierał albo odrzucał połączenie. Może ktoś mu ukradł telefon?!

W końcu, gdy chciałam iść na policję i zgłosić zaginięcie, dostałam do niego wiadomość: „Kasiu, nie możemy dłużej być razem. Wybacz, jestem zbyt wielkim tchórzem, by powiedzieć ci to w oczy. Jesteś świetną dziewczyną, na pewno kogoś znajdziesz. Przepraszam”.

Nie mogłam uwierzyć własnym oczom. Potem był wielki płacz. Jak mogłam nie zauważyć, że on ma już inną?!

Nie wiem, kiedy mój żal przerodził się w złość. Pomieszaną z tęsknotą i poczuciem, że nic nie znaczę… Nie chciałam tak żyć! A może jest sposób, aby Robert do mnie wrócił? Zadzwoniłam do wróżki, u której kiedyś szukałam porady. Pamiętałam, że zna rytuały, które ściągały dawną miłość, przywracały uczucie. Za opłatą przesłała mi listę magicznych obrządków miłosnych.

– Niech się pani dobrze zastanowi, czy warto – ostrzegła mnie. – Ingerowanie w los, kiedy ktoś nie jest nam przeznaczony, może się bardzo źle skończyć.
Nie zraziły mnie jej słowa. Przecież Robert był mi przeznaczony, tylko jeszcze o tym nie wiedział!

Pierwszy rytuał brzmiał tak: „Weź zdjęcie osoby, którą kochasz. Umieść swoją fotografię twarzą do niego. Spleć ze sobą czerwoną i złotą nitkę i siedem razy obwiąż zdjęcia. Zawiąż na trzy supełki. W letnią pełnię zakop je w ziemi”.

Nie zmartwiłam się, że zdjęcia trzeba było zakopać latem. Według mnie ważniejsza była pełnia. Sprawdziłam, kiedy zapowiadano najbliższą i postąpiłam zgodnie z instrukcją.

Do drugiego rytuału potrzebna była czerwona świeca, którą musiałam natrzeć olejkiem różanym i odmówić przy niej specjalną modlitwę dziękczynną. Po długich poszukiwaniach znalazłam taką.

Jeszcze będziesz błagał o przebaczenie

Równo tydzień od chwili, gdy w zamarzniętej ziemi zakopałam nasze zdjęcia, zadzwonił Robert. Serce zaczęło mi bić jak szalone, ale udawałam obojętną.
– Kasiu, tęsknię za tobą – wyznał skruszony. – Wybaczysz mi? Znajdziesz dla mnie miejsce w swoim sercu?

Chwilę się z nim droczyłam, udając niedostępną… Hura!

I znów siedzieliśmy w naszej kafejce, a Robert tłumaczył się mętnie z rozstania, którego rzekomo wcale nie chciał:

– Nie wiem, co mi strzeliło do głowy… Może przestraszyłem się związku na serio i zobowiązań? Ale teraz pragnę tylko ciebie. Tylko z tobą chcę być.

Tak się cieszyłam, słysząc te słowa!

Znów zaczęliśmy się spotykać. Jednak chociaż wciąż deklarował wielką miłość, czułam, że coś jest nie tak. Jakby żył w jakimś oddaleniu. Często popadał w zamyślenie. Nawet gdy mnie całował, nie było w tym dawnego żaru.

Po pewnym czasie miałam dość. Przestała mi wystarczać sama jego obecność. Poczucie obcości między nami było coraz większe, a we mnie rosła chęć rozstania. Powiedziałam mu o tym, a on zaprotestował i zaczął mnie błagać, żebym go nie rzucała. Tymczasem mnie coraz bardziej zniechęcała ta straszna sztuczność w jego zachowaniach. Nawet seks wyglądał tak, jakbyśmy oboje grali znane nam od dawna, wyuczone role.

Po jednej z takich nocy przypomniałam sobie słowa wróżki. O ingerowaniu w los, gdy nie mamy pewności, czy rzeczywiście nasze pragnienia są naszym przeznaczeniem.

Reklama

A co będzie, jeśli miała rację?

Reklama
Reklama
Reklama