„Prawda o moim mężu była gorzka jak fusy po kawie. W końcu wyszły na jaw wszystkie jego brudne tajemnice”
„Właśnie wtedy poczułam, że coś pękło. Coś, czego już nie skleję. W nocy nie mogłam zasnąć. Tomek spał spokojnie obok. Ja patrzyłam w sufit i czułam, jak jakaś część mnie umiera. I wiedziałam, że to wcale nie koniec. Że to dopiero początek czegoś gorszego”.

- Redakcja
Wierzyłam, że moje życie z Tomkiem to coś stałego, pewnego. Po prostu. Bez znaków zapytania. Byliśmy małżeństwem od sześciu lat. Bez dzieci – jeszcze. Plany były: najpierw wykończymy mieszkanie, potem podróż do Japonii, a potem może dziecko. Nie spieszyliśmy się. Tomek lubił mieć wszystko poukładane.
Mieszkaliśmy w dwupokojowym mieszkaniu na Żoliborzu. Lubiłam to nasze gniazdko. W niedzielne poranki robiliśmy sobie kawę z pianką i jedliśmy croissanty z piekarni pod domem. Wieczorami oglądaliśmy seriale na kanapie. Żyliśmy zwyczajnie, spokojnie. Nawet trochę za spokojnie. Dopóki nie pojawiła się Alicja.
Nie chciałam wyjść na zazdrośnicę
Alicja zaczęła się pojawiać w rozmowach Tomka jakieś dwa lata temu.
– No i wiesz, Ala mówi, że ten klient z Krakowa to totalna porażka – rzucił kiedyś mimochodem.
Albo:
– Wpadłem z Alicją do tej nowej knajpy z ramenem – mówił i ziewał, jakby to była informacja równie neutralna co pogoda.
A ja słuchałam. I tłumaczyłam sobie, że nie powinnam być zazdrosna. Że przecież ludzie pracują razem. Że nie każdy kontakt damsko-męski to zdrada. Że jestem dojrzała. Że ufam.
Tylko że w głowie coś mi nie dawało spokoju.
– A ta twoja Alicja, to kto to dokładnie? – zapytałam kiedyś.
– No mówiłem ci. Z HR. Robimy razem projekt. Ona ogarnia te miękkie rzeczy, ja techniczne. Dlaczego pytasz? – spojrzał na mnie znad laptopa.
– Tak po prostu – wzruszyłam ramionami.
Nie dopytywałam więcej. Nie chciałam wyjść na histeryczkę. A już na pewno nie chciałam usłyszeć, że mam paranoję.
Ale nocami leżałam w łóżku obok niego i czułam, że on gdzieś odpływa. Nie fizycznie. Emocjonalnie. Jakby część jego życia toczyła się gdzieś indziej. W jakimś równoległym świecie, do którego nie miałam dostępu.
I nie wiedziałam jeszcze, że ten świat już wkrótce mnie pochłonie. Całą. Bezlitośnie.
Początek czegoś gorszego
To było w środę wieczorem. Tomek, jak zwykle, zostawił telefon na stole i poszedł pod prysznic. Ekran rozświetlił się i przyszło powiadomienie z fragmentem wiadomości. Od Alicji. „Nadal mam smak twoich ust...”.
Zrobiło mi się zimno. Tak po prostu. Bez krzyku, bez łez – w sekundę zamarło wszystko. Kliknęłam. Zobaczyłam tylko kawałek rozmowy, ale to wystarczyło. „Dzięki za wczoraj. Było... intensywnie”.
Weszłam do łazienki i stanęłam w drzwiach. Tomek właśnie wycierał włosy.
– Jak długo to trwa? – zapytałam cicho.
– Co? – zmrużył oczy.
– Co cię łączy z Alicją?!
Przez chwilę patrzył na mnie zaskoczony. Potem wzruszył ramionami.
– Julia, serio? Czytasz moje wiadomości?
– Odpowiedz. Spałeś z nią?
– O Boże, nie, nie spałem z nią – parsknął. – Przestań robić z siebie histeryczkę.
– Może po prostu z nią bądź, skoro ci tak zależy! – krzyknęłam. Głos mi zadrżał.
Zamilkł. Po raz pierwszy nie miał gotowej odpowiedzi. Stał, owinięty ręcznikiem, z głupim wyrazem twarzy. I właśnie wtedy poczułam, że coś pękło. Coś, czego już nie skleję.
W nocy nie mogłam zasnąć. Tomek spał spokojnie obok. Ja patrzyłam w sufit i czułam, jak jakaś część mnie umiera. I wiedziałam, że to wcale nie koniec. Że to dopiero początek czegoś gorszego.
Prawda była gorsza
W sobotę spotkałam się z Karoliną, znajomą jeszcze z czasów studenckich. Pracowała w tej samej firmie co Tomek, znała wszystkich z korytarza. Poszłyśmy na kawę. Udawałam, że chcę się po prostu wygadać.
– Ej, tak między nami… – zaczęłam, mieszając cappuccino. – Ta cała Alicja, z którą Tomek robi ten projekt… znacie się?
Karolina zamilkła. Spojrzała gdzieś za moje ramię.
– A czemu pytasz?
– Bo mam przeczucie, że coś jest nie tak.
Karolina westchnęła.
– Julia… nie chcę się mieszać. Ale powiem ci tylko jedno: Alicja od dawna ma opinię... że tak powiem, nie trzyma facetów na dystans. A Tomek... no cóż, nie jest wyjątkiem.
– To znaczy…?
– Podobno... coś między nimi było. I to nie tylko służbowo.
Siedziałam w ciszy, a kawa w mojej filiżance już dawno wystygła.
Wieczorem, kiedy Tomek był na siłowni, usiadłam z laptopem. Wpisałam imię i nazwisko Alicji w Google. Otworzyłam jej profil na Instagramie. Na samej górze zdjęcie z brzuszkiem. Opis: „Nie mogę się doczekać, aż cię poznam, maluszku”. Komentarze? Gratulacje. Uściski. Serduszka. Jeden komentarz szczególnie mnie zmroził: „Tomek, gratulacje dla was!”.
Dopiero wtedy zrozumiałam. Alicja była w ciąży. A komentarz mówił wszystko.
Stanęłam jak wryta
Tomek wrócił późno. Wszedł do mieszkania cicho, jakby liczył, że już śpię. Ale ja siedziałam przy stole, z ekranem telefonu w dłoni, z tym jednym komentarzem otwartym po raz setny.
– Wiesz, co to jest? – zapytałam, nie podnosząc wzroku.
Zamarł w progu. Milczał.
– Alicja jest w ciąży. A ktoś jej tam gratuluje. I tobie też.
Usiadł powoli, jakby nogi odmówiły mu posłuszeństwa. Twarz miał wypraną z emocji.
– To… prawda – wydusił.
– Ty jesteś ojcem? – zapytałam, choć znałam odpowiedź.
Kiwnął głową. Bez słowa. Tylko skinienie.
– Jak mogłeś?! – wrzasnęłam. – Jak mogłeś to przede mną ukrywać?! Spać w tym samym łóżku, mówić mi, że jestem przewrażliwiona, kiedy TY...
– Nie planowałem tego – w końcu przemówił. – To się po prostu... wydarzyło.
– Wydarzyło?! – rzuciłam telefonem na podłogę. – To nie jest przypadkowy pocałunek na firmowej imprezie! Zrobiłeś jej dziecko, Tomek!
Siedział w milczeniu. Tylko raz podniósł na mnie wzrok.
– Ona mnie potrzebuje. I dziecko też – powiedział cicho. – Wyprowadzam się do niej.
Stałam jak sparaliżowana. Tyle lat razem. I wystarczyła jedna noc. Jedna decyzja. A może wiele nocy, o których nigdy się nie dowiem.
– To już koniec? – zapytałam.
– Tak – powiedział i wyszedł. Nawet się nie obejrzał.
Czułam się oszukana
Przez pierwsze dni nie robiłam nic. Dosłownie. Siedziałam na kanapie, owinięta kocem, gapiąc się w pusty ekran telewizora. W mieszkaniu było cicho – przerażająco cicho. Każdy przedmiot przypominał mi Tomka. Jego kubek z pękniętym uchem. Koszula, którą zostawił w łazience. Nawet zapach jego perfum wciąż wisiał w powietrzu, drażnił nozdrza jak coś obcego.
Nie odbierałam telefonów. Nie miałam siły odpowiadać na wiadomości. Pisały przyjaciółki, dzwoniła mama. Zbywałam je milczeniem. Nie chciałam mówić, że zostałam sama. Że byłam naiwna.
Piątego dnia odezwała się Iwona, moja najbliższa przyjaciółka. Zadzwoniła trzeci raz z rzędu. W końcu odebrałam.
– Julia? Boże, co się dzieje? Coś z Tomkiem? – zapytała od razu, przerażona.
– Ma się dobrze – wyszeptałam. – Żyje. I ma nowe życie. Ze swoją „koleżanką”.
Milczała. A potem już tylko mówiła. Mówiła za nas obie. O tym, że jestem silna. Że zasługuję na coś więcej. Że nie mogę się teraz posypać.
Ale ja się posypałam. Po skończonej rozmowie rzuciłam telefon na podłogę i zaczęłam płakać. Głośno. Dławiąc się własnymi łzami, żalem i wstydem. Bo czy można wstydzić się tego, że się kochało?
Miałam wrażenie, że zniknęłam. Że kobieta, którą byłam jeszcze tydzień temu, już nie istnieje. Byłam tylko pustką. Zastąpioną. Oszukaną. Niepotrzebną.
Nie miała poczucia winy
Zobaczyłam ją przypadkiem. Stała przed kawiarnią z wózkiem. Obok – Tomek, z torbą przewieszoną przez ramię, wpatrzony w dziecko jak w ósmy cud świata. Alicja promieniała. I wtedy mnie dostrzegła.
– O, cześć – powiedziała spokojnie, jakbyśmy były koleżankami z liceum.
– Serio? Cześć?
Tomek odsunął się niezręcznie. Nawet nie próbował udawać, że to nie jest niezręczne. Stał i milczał. A Alicja? Uśmiechnęła się.
– Wiem, jak to wygląda. Ale… życie czasem układa się inaczej.
– Inaczej? – powtórzyłam. – Czyli najpierw sypiasz z cudzym mężem, a potem mówisz, że „tak wyszło”?
– Podobno się od siebie oddaliliście – odpowiedziała, zupełnie spokojnie. – Nie było w tym mojej intencji. To się po prostu stało. Chciałam, żeby Tomek był obecny w życiu dziecka. Jest dobrym ojcem.
Patrzyłam na nią i nie mogłam zrozumieć, jak można mówić takie rzeczy bez drgnięcia powieki. Bez cienia skruchy.
– Nie przyszedł ci może do głowy pomysł, żeby mnie przeprosić? – zapytałam cicho.
– Nie wiem, czy byłoby to szczere – odpowiedziała. – Ale… nie miałam zamiaru cię skrzywdzić.
Prychnęłam. Nawet nie miałam siły jej nienawidzić. Odwróciłam się i odeszłam. Nie obejrzałam się.
Wróciłam do domu i zamknęłam się w łazience. Siedziałam na zimnych kafelkach, tuliłam się do własnych kolan i płakałam. Cicho, bezgłośnie. Tak jakby wstyd mi było, że jeszcze potrafię.
Puste miejsce po przyszłości
Minęły miesiące. Nie wróciłam do tamtego życia – bo nie było już do czego wracać. Sprzedałam mieszkanie. Zaczęłam chodzić na terapię. Kupiłam nową filiżankę do kawy. Z jednej piję tylko ja.
Nie umiem już tak ufać. Ani ludziom, ani sobie. Ale żyję. Oddycham. Czasem nawet się śmieję. Napisałam list do Tomka. Nie wysłałam go. To nie on miał to przeczytać – tylko ja. Musiałam powiedzieć sobie, że to nie była moja wina.
Patrzę dziś w lustro i widzę inną kobietę. Cichszą. Ale silniejszą.
Miłość? Nie wiem. Może kiedyś. Na razie uczę się kochać samą siebie. I to wcale nie jest takie łatwe.
Julia, 32 lata
Czytaj także:
- „Z romantycznego wyjazdu wróciłam z płaczem. Animatorka zamiast dzieci, zabawiała mojego ukochanego”
- „Ksiądz palnął coś takiego na naszym ślubie, że nie mogłam powiedzieć – tak. To jedno słowo rozbiło mój świat na kawałki”
- „Syn chce żenić się z babą, która nie potrafi ugotować rosołu. Nie pozwolę na to, żeby związał się z kulą u nogi”